Kiedyś jak byłem jeszcze niepełnoletni uczyłem się w liceum oddalonym 40 km od swojego miasteczka. Był to koniec grudnia. Wiadomo, że święta bożego narodzenia też się piło, piło się prawie ciągle do sylwestra. Wracaliśmy dobrze pijani z sylwestra, i zatrzymała nas policja. Sytuacji dobrze nie pamiętam, mam tylko i wyłącznie przebłyski ponieważ alkoholu wlałem w siebie za dużo. Okazało się, że jeden z naszych kolegów wzbudził uwagę tym, że wyszedł z imprezy bez butów. Radiowóz który patrolował ulice w sylwestra pilnując czy nie ma zadym zwrócił uwagę na naszego kumpla. Kupę śmiechu mamy z tego teraz, no ale dobra. Procedura prosta, dokumenty, sprawdzanie danych, niepełnoletni zabrali nas na dołek i kazali dmuchać. Samo dmuchanie w alkomat pamiętam jak przez mgłę, ale pamiętam słowa policjantów, to było coś w stylu " O k🤬a, ten szczeniak powinien już nie żyć ". Okazało się, że Miałem lekko ponad 3,7 promila w wydychanym powietrzu. Z tego co mówili mi rodzice, którzy odbierali mnie z rana z komisariatu była powtarzana druga próba badania której oczywiście nie pamiętam. Pamiętam, że rano obudziłem się na zimnym dołku, centralnie na deskach, bez butów, bluzy. Myślałem, że tam umrę, ale całe szczęście z samego rana rodzice zabrali mnie do domu. Po tej imprezie chodzi mi tu o alkohol dochodziłem do siebie przez tydzień. Dopiero chyba po 2 dniach coś zjadłem, bo nie mogłem patrzeć na jedzenie. Dlatego serio dziwie się, że koleś miał 8 promili, albo rekordzista 12,3 we krwi. 3,7 promila to pewnie w zaokrągleniu 5 promili we krwi. Szczerze mówiąc, dziwie się jak tego dokonałem, teraz to bym się szybciej osrał niż wypił tyle co kiedyś potrafiłem za małolata