Wysłany:
2011-10-05, 22:47
, ID:
810329
Zgłoś
Kto wam nakładł takiej kupy do głowy? Trzeba iść na wybory, bo frekfencja, bo obowiązek, sratata. To teraz pytanie: co by się takiego do k🤬y jasnej stało, jakby nikt nie poszedł? Młody Stuhr, czy Prokop byliby rozczarowani? Nie byłoby Sejmu? Wszyscy straciliby ten wielki przywilej narzekania na polityków? Nie - odpowiedź brzmi: nic by się nie stało. Weszłaby partia z największą liczbą członków, którzy głosowaliby na siebie. Na jeden c🤬j by wyszło, a może w kolejnych "wyborach" oszczędzilibyśmy na jebniętych reklamówkach partyjnych - bo politycy kojtnęliby się, że już wiemy że nic od nas nie zależy - i tak rządzą ci, którzy robią poważne pieniądze i mają coś w tym kraju do powiedzenia. Jarek się w tym środowisku nie odnalazł, dlatego go po dwóch latach odsunęli - nikt nie lubi jak ktoś kwas na imprezie robi.
Nam zapewnią tylko tyle, żebyśmy zbytnio nie narzekali, grzecznie dla bogatych pracowali i od bogatych kupowali. Uczciwą pracą nigdy się do bogatych standardem życia nie zbliżysz. Musisz jakiegoś poznać, zakręcić się w biznesie za jego protekcją, poznać nieformalne mechanizmy nim rządzące i dopiero możesz cokolwiek zdziałać. Myślenie, że idąc na wybory kształtujesz swoją przyszłość jest według mnie śmieszne. Póki sam nie chwycisz życia za jaja, możesz być co najwyżej kolejnym szarym wyborcą z kartą do głosowania w jednym ręku i kuponem lotto w drugim. Obydwoma możesz się co najwyżej podetrzeć.
podpis użytkownika
Krok w tył daje szerszą perspektywę