Nie, to nie chodzi o kompleks. Sam nie mieszkam w Polsce i nawet przy Warszawie nie muszę mieć kompleksów.
Na myśli miałem ten okres czasu, kiedy Warszawa była odbudowywana i budowana na nowo na koszt całego kraju.
Czas w którym wszystkie środki całego kraju były kierowane tylko w to jedno miejsce jako symbol na zewnątrz i na świat.
Takim symbolem mogłoby być Trójmiasto, albo Poznań czy Wrocław. Nie stało się tak, bo środków zabrakło.
Nie chodzi o to jaka jest Warszawa dzisiaj, tylko o to, że zostało to osiągnięte w odczuwalny sposób na koszt innych miast i regionów w Polsce.
Uczucie jakie przy tym występuje, to nie zazdrość, tylko irytacja nierzadką zarozumiałością niektórych Warszawiaków w stosunku do innych, np. Łodzian, którzy niemało na tym rozwoju Warszawy stracili.
Na temat regresywności pozostałej części Polski będziemy mogli porozmawiać, kiedy Ty będziesz mógł kupić chleb i bułeczki z mąki robalowej, bo innej w tym progresywnym mieście już nie kupisz, wsiądziesz na rower i poturlasz się do tramwaju.
Inni Polacy położą sobie schabowego na talerz i po obiadku pojada brudnym i złym samochodem nad jezioro i będą sobie opowiadać kawały o Warszawiakach wpieprzających karaluchy. Zaściankowych i nie znających świata na odległość większą niż 15 minut rowerem od domu.
Niech wam żyje i rządzi Trzaskowski i prowadzi Warszawiaków jak lemingi prosto w przepaść, ale bez kompleksów małych miast.
Ja będę w tym czasie pielęgnował moje kompleksy w wygodnym samochodzie z wołowinką w zębach.
Warszawa do tej pory oddaje te pieniądze w ramach janosikowego. Wolałbyś, żeby zostały ruiny?
W dodatku powtarzasz z jakieś bzdury wzajemnej irytacji, o jedzeniu robaków.
Zacytuję klasyka:
"Mój śp. tatuś opowiadał, że za jego czasów była u nas tylko dziurawa droga, giees, kościółek i kapliczka, a za potrzebą się szło za dom, do wychodka. I ludzie byli szczęśliwi, blisko Boga. A teraz? Przyszły te unijne fundusze, a z nimi LGBT, Netflixy, TVNy i ludzie są zagubieni."