Ja zaczynałem od czerwonej motorynki.
2 miesiące rwałem porzeczki, maliny i jabłka, żeby w końcu kupić wymarzony sprzęt - motorynkę.
Potem po następnych wakacjach(żniwa u dziadków lub rwanie porzeczek, wiśni i wszystkiego na czym dało się zarobić), zielony romet
i na końcu wymarzona WSK 125
Oczywiście bez karty motorowerowej, bez kasku i bez nadzoru rodziców. Kilka małych wypadków(żużel wbity pod skore został do tej pory)
Tassadar napisał/a:
Opis jakiś pop🤬lony, poza tym nie widzę nic wiejskiego. Chciałeś zabłysnąć autorze ale niestety raczej się nie popisałeś.
nie masz się do kogo przyp🤬olić, wstałeś lewą nogą. Sam jest poj🤬y i czepiasz się tematu. WSK kojarzy się z wsią i nie twórz nowej historii