był sobie złodziej który nie planował skoków tylko włamywał się spontanicznie.pewnego dnia wj🤬 się do banku.wchodzi do pierwszego pomieszczenia a tam mały sejfik.otwiera a sejfik pełen jogurtów,myśli sobie jak już go otworzyłem to zjem te jogurty.wchodzi dalej a tam taka dosyć spora kasa pancerna,otwiera.k🤬a znowu jogurty,ale c🤬j jak już tu jestem to zjem te jogurty.wchodzi do trzeciego pomieszczenia,patrzy a tam wielki sejf,myśli sobie tu musi być kasa.otwiera,znowu jogurty.caly pełen,prawie żyga,mówi
-k🤬a wp🤬le im te jogurty na złość
wj🤬 je z wielkim bólem,wychodzi
-zobacze co to za zj🤬y bank
patrzy a tam szyld
BANK SPERMY
-k🤬a wp🤬le im te jogurty na złość
wj🤬 je z wielkim bólem,wychodzi
-zobacze co to za zj🤬y bank
patrzy a tam szyld
BANK SPERMY