Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#związek radziecki

Dowcip

soulbinger2016-05-08, 21:55
Jak nazywa się rosyjska miłosć?
-
-
-
-
-
-Związek radziecki.

Powrót do Izraela

gracii2014-09-03, 6:12
Stary rabin zdecydował, że opuści Związek Radziecki i wróci do Israela.
Gdy przeszukiwano go na lotnisku, ochrona znalazła u niego popiersie Lenina.
-Co to jest? Spytał celnik.
-Co to jest? Co to jest?! Nie pytaj się "co" tylko "kto". To sam Towarzysz Lenin, geniusz, myśliciel, twórca najwspanialszego systemu świata!
Celnik zaśmiał się i przepuścił żyda przez bramki.

Rabin przyleciał do Israela gdzie sytuacja się powtórzyła.
-Co to jest? Pyta celnik.
-Co to jest? Co to jest? Nie pytaj się "co" tylko "kto". To lenin, zawszony komunista, gdy wrócę do domu umieszczę go w toalecie.
Celnik zaśmiał się i bez problemu przepuścił żyda.

Gdy rabin wrócił do swojego rodzinnego domu w Jeruzalem, jego wnuk zobaczył popiersie i zapytał.
-Kto to jest?
-Nie "kto to jest" tylko raczej "co to jest". To, moje drogie dziecko, jest 5kg szczerego złota.

Polska miała szansę odzyskać część Kresów

H................8 • 2014-01-27, 17:19


– Dr hab. Dora Kacnelson, wybitny filolog i historyk, nieżyjąca już polska Żydówka, która większość życia spędziła w ZSRR, twierdziła, że w momencie rozpadu Związku Radzieckiego istniała możliwość powrotu do Polski: Lwowa, Grodna, Stanisławowa, a nawet Tarnopola.

DR JAN CIECHANOWICZ: – Miałem zaszczyt znać i wielokrotnie prowadzić długie rozmowy z panią Dorą Kacnelson. Nie znałem nikogo bardziej ideowego, propolskiego, szlachetnego, mądrego i rzetelnego. Jeżeli publicznie stawiała taką tezę, to jest oczywiste, że musiała mieć ku temu podstawy.

Gdy w latach 1989-1990 odgórnie i z premedytacją Związek Radziecki był demontowany przez ekipę Gorbaczowa i KGB, wiele rzeczy było możliwych i wiele się wydarzyło. Nie tylko szereg narodów odzyskało niepodległość, ale też powstały liczne drobne republiki autonomiczne, jak żydowska w składzie Federacji Rosyjskiej czy Gagauzja w składzie Mołdawii. Niestety, żywot większości z nich był bardzo krótki.

– Anatolij Sobczak, polskiego pochodzenia mer Petersburga (jednym z jego urzędników był Władimir Putin), powiedział w radiu, że – zgodnie z prawem – jeżeli federacja kilkunastu państw się rozpada, to tereny włączone do niej siłą w 1939 roku mogą wrócić do stanu sprzed aneksji.

– Dobrze znałem Sobczaka i nie przypuszczam, że gdyby żył (zmarł w 2000 roku – przyp. autora) chciałby specjalnie interesować się polskimi sprawami, ale na pewno był życzliwym Polsce przyzwoitym człowiekiem.

Odzyskanie ziem utraconych w 1939 roku było przez pewien czas możliwe. W grudniu 1989 roku zapytałem prezydenta Gorbaczowa o możliwość zwrotu Kresów. Gorbaczow był zakłopotany i zaskoczony, gdyż wcześniej nie rozważał tej kwestii. Odniosłem jednak wrażenie, że nie jest przeciwny omówieniu tego tematu. Moim zdaniem Gorbaczow popierał wówczas wszystko, co było antyimperialne i w jakiejś części antyrosyjskie. W tamtych latach w Radzie Najwyższej rozmawiałem też z wieloma wpływowymi rosyjskimi politykami i wiem, że ich reakcja na pomysł zwrotu Kresów nie była wroga. Wielu było jednak zaskoczonych, że na tych ziemiach żyją jeszcze Polacy.

Podczas swojego wystąpienia na Kremlu mówiłem, że Związek Radziecki powinien uznać za nieważny pakt Ribbentrop-Mołotow oraz wypłacić państwu polskiemu 500 miliardów dolarów za Katyń, zagarnięte ziemie i inne zbrodnie. Postulowałem także inne rozwiązanie. Stworzenie z terenów zabranych Polsce w 1939 r. Republiki Wschodniej Polski, do której ściągnięto by Polaków z całej Federacji (przede wszystkim z Kazachstanu). Myślę, że gdyby wówczas władze Polski wystąpiły z takim żądaniem, to była szansa na odzyskanie chociaż części utraconych ziem. Było to jednak możliwe do momentu powstania niepodległej Białorusi, Litwy i Ukrainy.

– Czy ta Republika Wschodniej Polski miała być niepodległym krajem?

– Tego nie rozstrzygałem. Wówczas wydawało mi się, że mogłoby to być kondominium zależne od Rosji, Polski, a może także Ukrainy, Białorusi lub Litwy. Chciałem w ten sposób zwrócić uwagę na sprawę polskich Kresów, ale rząd Polski nigdy się tym nie zainteresował, a polska prasa najpierw milczała, a później zaczęła mnie zwalczać.

– Stawiano panu zarzuty o współdziałanie z komunistami i prorosyjskie sympatie.

– Należałem wówczas na Litwie do tzw. orientacji narodowej. Wileńska placówka KGB była w tamtym czasie odpowiedzialna za wszystkie kraje bałtyckie oraz Polskę. Nigdy na nikogo nie donosiłem, więc stałem się dla nich niewygodny i zaczęto ogłaszać, że jestem komunistą. Polskim politykom, którzy w PRL-u aktywnie działali w PZPR, a później stali się symbolami „Solidarności”, jakoś nikt tego nie wytykał.

– Gdy Vytautas Landsbergis nie był jeszcze prezydentem Litwy, a jedynie przewodniczącym Sajudisu (Litewskiego Ruchu na rzecz Przebudowy) i przygotowywał się do ogłoszenia niepodległości, miał powiedzieć w telewizji, że niepodległa Litwa prawdopodobnie będzie musiała obejść się bez Wilna.

– Landsbergis był bardzo wpływowym, nastawionym rażąco antypolsko politykiem. Bardzo sprytnie napuszczał Polaków na Litwinów i Litwinów na Polaków. Wcześniej przez osiem lat pracował na stanowisku attaché w ambasadzie sowieckiej w Warszawie. Nie ma wątpliwości, że wiedział, co mówi. Z dzisiejszej perspektywy mogę tylko powiedzieć, że gdyby przed powstaniem niepodległej Litwy Wilno zostało przyłączone do Polski, byłby to dramat dla całej tamtejszej ludności, także polskiej. Tylko Litwini mają – moim zdaniem – prawo to tych odwiecznie litewskich terenów.

– Nawet jeżeli nie można było odzyskać Wilna, to prawdopodobnie istniała szansa na stworzenie w ramach niepodległej Litwy autonomicznego okręgu w Solecznikach.

– Okręg autonomiczny, zwany Krajem Polskim, istniał w granicach Litwy ponad rok. Na jego terytorium powiewały flagi Polski i Litwy. Ta autonomia została zniesiona przez Litwinów przy czynnym udziale rządu polskiego i polskiej dyplomacji.

– Dlaczego żaden z polskich polityków nawet nie podjął próby negocjacji z Moskwą?

– Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć.

Może sprawa jest bardzo prosta. Czy chociaż jeden ze współczesnych polskich polityków może się równać z Piłsudskim, Dmowskim, Korfantym, Paderewskim? Nie. A może wytłumaczeniem jest to, że – według poważnych analiz – Związek Radziecki miał w tamtym czasie w Polsce około 24 tys. agentów ulokowanych w newralgicznych miejscach dla funkcjonowania państwa.

-Czy to nie paradoks, że Jacek Kuroń, który uważał się za polskiego patriotę, w jednym z wywiadów stwierdził, że cieszy się, że jego rodzinny Lwów należy do Ukrainy?

-To zadziwiające stwierdzenie, gdyż w rozmowie ze mną Kuroń powiedział, że ma do Lwowa bardzo emocjonalny stosunek. Warto przy tym pamiętać, że Polska nie podbiła tego miasta siłą, a polski żywioł dominował we Lwowie ponad sześć wieków.

Wspomniana przez pana Dora Kacnelson mówiła mi, że przed ogłoszeniem niepodległości Ukraińcy byli gotowi iść na bardzo dalekie ustępstwa. Gdyby Moskwa obiecała im samodzielność w zamian za oddanie Lwowa, z pewnością by się zgodzili. Od 14 lat mieszkam w Rzeszowie, gdzie wykładam na tamtejszym uniwersytecie i często jeżdżę do Lwowa. Nasuwa mi się taka refleksja, że twarze większości obecnych mieszkańców tego miasta zupełnie nie pasują do jego architektury. A co do Jacka Kuronia – to nawet ludzie wybitni czasem potrafią powiedzieć coś nieodpowiedniego.

– A teraz Lwów jest ostoją antypolskiego, ukraińskiego nacjonalizmu.

– Nacjonalistami było także wielu przedwojennych Ukraińców mieszkających we Lwowie i jego okolicach. Co szczególnie interesujące, ich liderzy wywodzili się z polskich szlacheckich rodzin, które zukrainizowały się dopiero w XIX wieku.

– Podobno istniała też możliwość odzyskania obwodu kaliningradzkiego (królewieckiego). Na mocy hołdu pruskiego z 1525 roku oraz traktatów welawsko-bydgoskich z 1657 roku po wygaśnięciu dynastii Hohenzollernów Prusy Książęce miały wrócić do Polski, a właściwie do Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Hohenzollernowie stracili koronę w 1918 roku i od tego czasu mogliśmy formalnie ubiegać się o zwrot tych ziem.

– O takiej propozycji słyszałem jedynie z drugiej ręki, sam na ten temat nic nie wiem. Uważam jednak, że te ziemie bardziej należą się Litwie. Jednak dziś, gdy rządy Miedwiediewa i Putina są nastawione bardzo narodowo, jest to już niemożliwe. Takie negocjacje trzeba było prowadzić w czasach Jelcyna i Gajdara.

– W przeciwieństwie do Polaków Niemcy mają z Rosją świetne stosunki i są coraz bardziej obecni w Królewcu. Co jakiś czas pojawiają się nawet sensacyjne doniesienia, że Moskwa jest gotowa oddać enklawę Niemcom.

– Niemcy są narodem o ogromnym potencjale i w przeciwieństwie do Polaków bardzo konsekwentnym. Zawsze prowadzili politykę obliczoną na stulecia. Nie mam żadnej wątpliwości, że będą dążyć do odzyskania zarówno Królewca, jak i naszych piastowskich Ziem Zachodnich.

– Czy w tamtych latach Kościół katolicki próbował odegrać jakąś rolę na Kresach?

– Kościół miał wówczas problemy z samoidentyfikacją. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że byli wówczas księża i biskupi, na których donoszono, i tacy, którzy donosili.

– Z planów odzyskania Kresów nic nie wyszło, a dziś sytuacja żyjących tam Polaków jest chyba gorsza niż przed 20 laty.

– Nie ma żadnej nadziei, że Polacy będą traktowani przyjaźnie w którymkolwiek z ościennych krajów. Uchodzimy tam za ludzi niepoważnych, nieodpowiedzialnych i nieprzewidywalnych. Nie trzeba więc jątrzyć i zaostrzać i tak trudnej sytuacji. Chyba że ktoś chce, żeby ciągłe awanturowanie się Andżeliki Borys i jej 40 zwolenników na Białorusi czy zdjęcie polskich nazw ulic w kilkunastu wsiach na Wileńszczyźnie było tematem zastępczym, w sytuacji gdy na Opolszczyźnie w setkach miejscowości zainstalowano nazewnictwo niemieckie.

Polacy na Litwie mają nowoczesny, skomputeryzowany system oświaty, dziesiątki tytułów prasowych, radio, dziesiątki zespołów, organizacji kulturalnych, gospodarczych i religijnych. Własną frakcję w litewskim Sejmie i posłów w europarlamencie. Państwo litewskie finansuje działalność szeregu polskich szkół i fundacji. Nie powinno się więc mnożyć żądań w nieskończoność. Powiada się, że władze litewskie nie zwracają ziem polskim rolnikom. Tysiącom rodzin ziemie zwrócono albo wypłacono wysokie rekompensaty pieniężne. Z drugiej strony, władzę w rejonie solecznickim i wileńskim sprawują sami Polacy, w znacznej mierze wywodzący się z komunistycznej polsko-sowieckiej nomenklatury. To do ich kompetencji należy zwrot ziemi rolnikom. Wielu z nich kosztem biedniejszych rodaków zostało milionerami.

– W Polsce często pisze się i mówi, że większość Białorusinów i Ukraińców zamieszkujących po wschodniej stronie Dniepru to ludzie zruszczeni, dla których niepodległość nie jest nadrzędną wartością.

– Jest dokładnie odwrotnie. Ogromna większość Białorusinów i Ukraińców, nawet tych używających na co dzień języka rosyjskiego, jest uświadomiona narodowo. Szkoci czy Irlandczycy też rozmawiają ze sobą po angielsku, a do Anglików czują niechęć, czasem nienawiść. Dlatego moim zdaniem, spekulowanie, że Białoruś lub Ukraina mogą kiedyś stracić suwerenność na rzecz Rosji, nie jest oparte na rzetelnej analizie.

– Gdy na Litwie, Białorusi, Ukrainie, w Rosji i Niemczech odradza się nacjonalizm, w Polsce panują odmienne tendencje.

– Każdy z tych nacjonalizmów jest inny. Ukraiński jest antysemicki, antymoskiewski i przede wszystkim antypolski, a przy tym proniemiecki. Gdyby zmieniła się obecna konstelacja geopolityczna, moglibyśmy znaleźć się w bardzo nieciekawej sytuacji, zwłaszcza że w Polsce dominują postawy kosmopolityczne i skłonności do ulegania złudzeniom. Jak uczy historia, to się zawsze źle kończyło.

rozmawiał Krzysztof Różycki, wywiad ukazał się w tygodniku Angora

Dr Jan Ciechanowicz, Polak, obywatel Litwy.
Wykładowca języków obcych i filozofii na uczelniach Polski i Litwy. Autor 38 książek z zakresu etyki, germanistyki, antropologii, wydanych w siedmiu krajach. W latach 1989- 1990 członek Rady Najwyższej ZSRS, polski polityk na Litwie, współzałożyciel Związku Polaków na Litwie, Uniwersytetu Polskiego w Wilnie, Fundacji Kultury Polskiej na Litwie. Obecnie członek Światowej Rady do Badań nad Polonią, Międzynarodowego Instytutu Biografistyki w Cambridge i rady naukowej amerykańskiego Instytutu Biografistyki w Raleigh.
"TO BYŁA ZBRODNIA PIĘĆ RAZY WIĘKSZA od KATYŃSKIEJ. STRZAŁAMI w TYŁ GŁOWY SOWIECCY SIEPACZE ZAMORDOWALI 110 TYS. POLAKÓW" czyli KU OPAMIĘTANIU WSZYSTKICH PRZEPRASZACZY za SPALONĄ BUDKĘ przed AMBASADĄ ROSYJSKĄ !!!

Zginęli bo byli Polakami –mówi profesor Mikołaj Iwanow z Instytutu Historycznego Uniwersytetu w Opolu. – To był polski holocaust –dodaje prof. Zdzisław Winnicki z Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego.

Obaj historycy uczestniczyli w czwartek w Białymstoku w konferencji naukowej poświęconej 75. rocznicy inicjacji zbrodni “operacji polskiej” w Białoruskiej Socjalistycznej Republice Sowieckiej.

W sierpniu 1937 roku, z rozkazu ówczesnego szefa sowieckiej bezpieki Nikołaja Jeżowa, rozpoczęła się eksterminacja Polaków. Podczas operacji aresztowano prawie 144 tys. osób, z których zamordowano, przeważnie strzałem w tył głowy, około 111 tysięcy.

W odróżnieniu od innych zbrodni stalinowskich o podłożu klasowym, ta dokonana na Polakach była czysto narodowościowa. Jej ofiarami byli zarówno komuniści polscy, którym przez ponad 15 lat pozwolono w specjalnym autonomicznym okręgu (tzw. dzierżyńszczyzna) realizować utopijne marzenia o Polsce komunistycznej, jak i, to w przeważającej większości, ludność polska, która po układzie ryskim znalazło się poza granicami II Rzeczypospolitej.

- Byli to przeważnie przedstawiciele tzw. szlachty okolicznej – mówi prof. Zdzisław Winnicki.
Od wieków przywiązani do języka, tradycji polskiej i religii katolickiej stanowili bardzo znaczącą mniejszość narodową w BRSS. W początkowych latach republiki na powierzchni około 51 tys. km kwadratowych mieszkało ok. 520 tys. Polaków. Do roku 1937 cieszyli autonomią, a język polski był językiem urzędowym. Dość skutecznie opierali się kolektywizacji i kołchozom. M.in. fiasko indoktrynacji było jednym z powodów ostatecznego rozwiązania polskiej kwestii w stalinowskiej Rosji.

W latach 1937-1939 terror dotknął obejmującego kontyngenty narodowościowe aresztowano 1,5 miliona ludzi, z prawie 800 tysięcy rozstrzelano. 12 proc. ofiar stanowili Polacy.- To był holocaust Polaków – mówi pr. Winnicki.

Wiedza na temat zbrodniczej akcji NKWD jest do dziś wśród Polaków znikoma. Pozostaje nieznaną, choć historycy używają określenia zapomniana.

Rozpowszechnienie wiedzy na temat “operacji polskiej” to jeden z zasadniczych celów zorganizowania naszej konferencji naukowej – mówiła Barbara Bojaryn-Kazberuk, szefowa białostockiego oddziału IPN. – To nasza powinność i obowiązek.

źródło: konwent-narodowy-pol.neon24.pl/post/101586,operacja-polska-nieznana-zb...

Demoralizacja i filozofia sprzed 2,5 tys lat

K................r • 2013-07-29, 3:21
Siema

Po wstąpieniu do Mensy natrafiłem na grupę ludzi-filozofów, i to oni nauczyli mnie myśleć z innej perspektywy. Mianowicie jak rozejrzałem się wokół siebie, dostrzegłem demoralizacje, OGROMNĄ demoralizacje. Dla wielu z Was otaczająca rzeczywistość może być niezmieniona i normalna jak dotąd - ale...

Kilka prostych przykładów- podczas zimy, dzieci - w tym ja nadal- uczestniczyły w swego rodzaju zawodach kto zrobi większego bałwana ze śniegu. Teoretycznie dzisiaj tez jest coś takiego, ale wszystkie kule, zamki, fortece i wcześniej wymienione bałwany zostały zastąpione męsko- nie męskim c🤬jem. Albo w szkole jest coś takiego jak WDŻ- coś do daje nam wiedzę o życiu w rodzinie (moim skromnym zdaniem to powinno wynosić sie z lekcji biologii, domu i kościoła). Cała edukacja zamiast uczyć- tępi. Pod zaborami walczyli z władzą książką i działaniami, dzisiaj - JP i rozboje. Młodzież kiedyś sama walczyła o Pana Tadeusza i stroniła od narkotyków - dzisiaj to samo ale zamieńmy podmioty miejscami.

Więc kiedy wgryzłem się bardziej w temat natknąłem się na (dosłownie) 3 litery, które potem okazały się ogromną bramą do czegoś większego. Mianowicie T S I.

Tsi?

tak- SUN TSI.

a cóż to takiego?

Nadworny chiński filozof, który podczas długiej medytacji (Potem napisał książkę "SZTUKA WOJENNA") ogarnął że państwo można rozwalić bez jednego wystrzału- przewrotem ideologicznym.

Chodzi o zniszczenie państwa od samych fundamentów myślowych i ideologicznych. Tak że ludzie odchodząc od zasad i wartości które kierowały ich państwem, będa szukali czegoś nowego i natkną się na państwo lub dyktatora które takowe im "podaruje".

i dokładnie to samo robiło KGB

i dokładnie to samo widzę w Polsce

No ale, w latach 60' lub 70' pewien były agent KGB który później zmienił w Hameryce imię na Thomas Schuman, wyjaśnił na czym to polega i o co w tym chodzi. Na świecie jest pełno dowodów że to działa, i on w trakcie wykładu poniżej będzie je wymieniał.


sorry za jakość

Sadole! tak samo robią ciapaci, kitajce, i ruscy. Tak więc z obrazu kościoła odsuńmy ludzi, którzy zawodzą, pedofilów, których nie jest aż tak dużo, i inne powody, przez które nie możemy dostrzec zasad i wartości, dzięki którym żaden zasrany erazmus nie zamydli nam oczu!
Na pytanie dlaczego szmatogłowi odnoszą takie sukcesy w tych przewrotach, mogę odpowiedzieć tak: Spójrz na ich postawę wobec obrony i czci islamu (tfu),
i porównaj ją z naszą wobec Kościoła.

Putin

R................Q • 2013-06-10, 12:07
Władimir Putin postanowił się rozwieść. Na naszych oczach upada kolejny związek radziecki.

Kilka o CCCP <3 Part II: CCCP Strikes Back!

o................n • 2013-06-03, 17:29
Pewien trener tak dobrał piłkarzy reprezentacji Związku Radzieckiego, że ogrywali wszystkich jak leci. Zapytany o źródło sukcesu odpowiada:
To bardzo proste towarzysze!
W ataku: Gruzini, nap🤬lają ile wlezie...
W pomocy: Czeczeni, z nimi się wróg się nie dogada...
W obronie: Uzbecy, jak nie zapłacisz to nie przejdziesz...
A na bramce: żydowski prawnik, jemu to nawet jak strzelisz gola, to tego nie udowodnisz

Druga wojna światowa. Zwiadowcy radzieccy złapali niemieckiego czołgistę. Jeniec został doprowadzony do sztabu w celu przesłuchania. Powstał jednak mały problem, gdyż nikt w dowództwie nie znał języka niemieckiego. Wtedy oficer polityczny, który skończył sześć klas przykołchozowej szkoły pod Władywostokiem i uczył się tam angielskiego, postanowił przesłuchać Niemca w tym właśnie języku. Na początek upewnił się, że wróg również zna angielski :
- Du ju spik inglisz ? - zapytał
- Yes I do - odpowiedział Niemiec
- Łot is jor nejm ? - zadał pytanie politruk
- My name is Gerhard Schmidt - powiedział jeniec
Oficer radziecki trzasnął go pięścią w twarz i wykrzyczał :
- Łot is jor nejm ?
- My name is Gerhard Schmidt - wyjęczał przestraszony niemiecki żołnierz
Trzask. Następny cios w twarz.
- Łot is jor nejm ? - wrzasnął czerwony ze złości Rosjanin
- My name is Gerhard Schmidt - zakrwawionymi ustami wyszeptał Niemiec.
Trzask
- Ja się ciebie k🤬a pytam ile macie czołgów.

Autentyk:
„Jeśli kiedykolwiek dostaniecie ofertę pracy od Rosjanina i będzie ona brzmieć w stylu: Pracuj na BBL O110 lub MBL O66, to się na nią nie zgadzajcie, bo BBL O110 znaczy Bol’szaja Boewaja Lopata Obwodu 110 cm, a MBL O66 znaczy Malen’kaja Boewaja Lopata Obwodu 66cm”

Władze rosyjskie postanowiły wydać Czukczom dowody osobiste.
Do takich dowodów potrzeba naturalnie zdjęć. Jedynemu fotografowi na Czukotce szybko się robota znudziła i stwierdziwszy, że i tak wszyscy jednakowo wyglądają, doszedł do wniosku, że wystarczy sfotografować jednego, a wszystkim pozostałym robić odbitki z tego jednego negatywu.
Wszystko szło pięknie do momentu, kiedy jeden z Czukczów zgłosił reklamację:
- To nie moje zdjęcie!
- No jakże nie twoje? Twoje! Twoja morda!
- Morda moja, kufajka nie moja!

- Jak zrujnować gospodarkę USA?
- Wysłać radzieckich doradców.

- Jakie jest credo człowieka sowieckiego?
- Lepiej na wszystko patrzeć przez palce niż przez kraty.

- Co to jest szczęście?
- Mieszkać w Związku Sowieckim.
- A nieszczęście?
- Mieć to szczęście.

- Co to jest skleroza w ZSRR?
- To jest wtedy, gdy człowiek stojąc w przedpokoju z pustą torbą zastanawia się czy miał iść na zakupy, czy właśnie z nich wrócił.

- Co to jest radziecka wolność słowa?
- Uświadomiona potrzeba milczenia!

Pozdrawiam ultraprawicę, która jest uprzedzona do tego stopnia, że nawet wyśmiewanie rzekomo znienawidzonej komuny hejtują, argumentując "njema piwa, bo komónizm".

60 lat komunizmu

BongMan2013-02-03, 19:54
Moskwa, rok 1967. Do wielkiego, czerwonego plakatu z napisem: „Już 60 lat komunizmu w Związku Radzieckim” podchodzi student i wyciągniętym z kieszeni kawałkiem węgla drzewnego dopisuje: „I chwat’it’!” („I wystarczy”). Dosłownie po kilku sekundach dopada go dwóch dziwnych panów i bez ceregieli pakują go do czarnej wołgi. Nazajutrz zaczyna się rozprawa sądowa. Sędzia pyta:
– Tawariszcz studient, skażitie nam, skolko wam liet?
Student odpowiada:
– Dwadcat’ czetyrie.
Sędzia kiwa głową i stwierdza:
– Nu, i chwat’it.

Specnaz- elementy szkolenia

Spur2013-01-17, 19:40
SPECNAZ

Ostatnio na sadisticu pojawiło się kilka artykułów bardziej lub mniej historycznych, a rutyną są faworyci Nagrody Darwina z Rosji. Stwierdziłem, że można by to połączyć i opisać najbardziej elitarne jednostki nadwołżańskiej krainy. Temat o tyle (wg mnie) ciekawy, że tam zwykły cywil jest cholernie niebezpieczny i nietypowy.
Nie będę się jednak skupiał na historii, bo daty, nazwiska i masa nazw radzieckich instytucji nie należą do najciekawszych elementów Specnazu. Tematem będzie szkolenie, czyli to, co może każdego sadola zadowolić. Cytaty pochodzą ze Specnazu Wiktora Suworowa.



Najpierw słowo wstępu: Specnaz- wyraz powstały przez sklejenie dwóch innych „specjalnoje naznaczenije”, co oznacza „specjalnego przeznaczenia”. To uderzeniowe formacje radzieckiego wywiadu wojskowego, które w swych działaniach łączyły elementy szpiegostwa, terroru oraz szeroko pojętych akcji dywersyjnych i partyzanckich. W ich skład wchodzili zakonspirowani agenci, czyli cudzoziemcy zwerbowani przez radzieckich szpiegów, zawodowe oddziały złożone z najlepszych sportowców ZSRR- często rekordzistów świata czy mistrzów olimpijskich- oraz oddziały utworzone ze starannie wybranych i doskonale przeszkolonych żołnierzy z poboru.

„Dzień był zimny i pochmurny. Wiał porywisty wiatr. Po niebie mknęły postrzępione chmury. Zastępca szefa Specnazu 17. Armii i ja staliśmy obok starego mostu kolejowego. Wiele lat temu budowano tu linię kolejową, a z jakichś przyczyn jej nie ukończono. Pozostał po niej most nad ołowianą wodą. Wydawał się bardzo wysoki, co najmniej piętnaście metrów.

Trwały zawody Specnazu, w których ja i podpułkownik byliśmy stroną oceniającą. Otaczała nas nieopisana pustka. Olbrzymie połacie lasu, w których niedźwiedzia można spotkać częściej niż człowieka.

Trasa zawodów liczyła wiele dziesiątków kilometrów. Mokrzy, czerwoni z wysiłku żołnierze, obwieszeni bronią i oporządzeniem pokonywali ją kilka dni- biegiem, szybkim marszem, znów biegiem. Twarze zarosły im brudną szczeciną, jedzenia nie ma, wody można napić się tylko ze strumyków i jezior. Normy postawione bardzo ostre. Na trasie przygotowano wiele nieprzyjemnych, trudnych do przewidzenia przeszkód. Na naszym punkcie kontrolnym pomarańczowe strzałki wskazują żołnierzom, że muszą wbiec na most. Pośrodku mostu kolejna strzałka pokazuje ostrym szpicem wprost na barierkę. Następny żołnierz, biegnący daleko za swoją grupą, wkroczył na most. Ze zmęczenia patrzy tylko pod nogi. Ale o to dotarł na środek mostu, pobiegł dalej, potem nagle się zatrzymał. Zawrócił, patrząc na strzałkę, która pokazuje Mo drogę ku krawędzi. Spojrzał przez barierkę. Na odległej, błotnistej wysepce porośniętej trzciną dostrzegł następną strzałkę. Ogromna pomarańczowa, widoczna z daleka. Żołnierz zagwizdał niewesoło. Wdrapał się na barierkę, zaklął i z całym swym wyposażeniem skoczył. Kiedy leciał w dół, także chciał w dosadnych, żołnierskich słowach wyrazić, co myśli o swym losie i całym Specnazie, wyszedł jednak z tego tylko długi, rozdzierający skowyt. Plusnęła czarna, zimna woda. Długo nie wypływał. W końcu na powierzchni pojawiła się jego głowa. Była już późna jesień, woda była lodowata, ale żołnierz płynął ku odległej wyspie. A przed nim jeszcze daleka droga. Nie było żadnych środków ratowniczych. A i ratować nie było komu.

- A jeśli ktoś utonie?- nie wytrzymałem.

- Jeśli utonie, to znaczy, że nie nadawał się do Specnazu.

Nie nadawał się do Specnazu- w tym zdaniu zamyka się cała filozofia szkolenia bojowego.

Programy szkolenia bojowego Specnazu opracowane zostały przy udziale najlepszych psychiatrów w Związku Radzieckim. Jednym z najistotniejszych aspektów przygotowania bojowego jest umiejętność przeżycia w ekstremalnych warunkach. Związek Radziecki był ogromnym krajem. Było w nim wystarczająco wiele miejsc, gdzie w promieniu setek kilometrów nie ma żadnego człowieka. Najlepszy sposób treningu to desantowanie niewielkiej grupy (3-4 ludzi) na spadochronach w zupełnie nieznanym miejscu, gdzie nie ma ludzi, dróg, niczego oprócz oślepiających połaci śniegu. Zwykle takiej grupie nie dawano ani mapy, ani kompasu. Każdy z członków grupy jest uzbrojony w karabin Kałasznikowa, ale posiada do niego tylko jeden nabój. Oprócz tego każdy dostaje nóż i saperkę. Zapas żywności jest także minimalny. Czasem to minimum oznacza: nic. Nie wiadomo też, ile grupa będzie musiała maszerować: dzień, 5 dni czy też 15. Nabój można wykorzystać w dowolny sposób- na zabicie jelenia, łosia, niedźwiedzia. Mięsa takiego zwierza starczyłoby na długą drogę. Ale z drugiej strony, co będzie jeśli zaatakują wilki, a naboju nie ma?

Szkoła przetrwania rozpoczyna się od przygotowania indywidualnego. Zanim żołnierz trafi do grupy, powinien wcześniej umieć przeżyć sam, sprawdzić własne siły. W przeciwnym razie jeśli wysłana zostanie grupa złożona z żołnierzy, którzy nie mają wcześniejszego treningu indywidualnego, u najsłabszego z nich może pojawić się pokusa zjedzenia w krytycznej sytuacji własnego towarzysza. Rozmowy z żołnierzami Specnazu pokazywały, że przy silnym wyczerpaniu pokusa kanibalizmu jest bardzo silna.

Aby trening w warunkach ekstremalnych był bardziej realistyczny, grupa nie ma ze sobą radiostacji, w ten sposób nie może przekazać żadnego wezwania o pomoc.

Zajęcia zaczynają się od skoku spadochronowego w najbardziej nieprzyjaznych dla człowieka warunkach: na cienki lód, w las, w górach. W 1982 roku trzech radzieckich spadochroniarzy wykonało nawet skok do krateru Wulkanu Awaczyńskiego. Ich zadanie rozpoczęło się od wydostania krateru. Marsze rozpoczynano także na szczycie Elbrusu (5642 m n.p.m), Piku Lenina (7134 m n.p.m) czy Piku Kommunizma (7495 m n.p.m).

Zrozumiałe, że w warunkach współczesnej Europy potrzebne są inne nawyki i szkolenie o nieco innych charakterze. Takie treningi były przeprowadzane, zresztą nie mniejszą intensywnością. W tym celu żołnierzy Specnazu ubierano w czarne, więzienne drelichy i wypuszczano nocą w centrum dużego miasta. Przy tym miejscowe radio i telewizja podawały informacje, że z więzienia zbiegła grupa szczególnie groźnych przestępców. „Przestępcy” mieli rozkaz wrócić do koszar. Z kolei miejscowej milicji i wojskom MWD wydawano rozkaz szukania zbiegów. Tylko najwyżsi dowódcy MWD wiedzieli, że są to ćwiczenia. Placówki niższego szczebla działały jak w realnych warunkach. Zazwyczaj dowództwo informowało posterunki, że nie są uzbrojeni i o ich schwytaniu natychmiast należy zawiadomić zwierzchników. Jednak milicja bardzo często nie wierzyła, że przestępca nie jest uzbrojony i dlatego używała broni. Czasem schwytanego przekazywano pobitego do nieprzytomności. Wykorzystywano także psy.

Oficer Specnazu ma za sobą także specjalne kursy językowe, oprócz tego w każdej kompanii znajdował się oficer-tłumacz, który biegle posługiwał się co najmniej dwoma językami. Ale Specnaz ma przecież działać w niewielkich grupach i taka osoba nie zawsze będzie pod ręką, więc przesłuc🤬jący jeńca żołnierz powinien w pewnym zakresie rozumieć język wroga. Zwykły żołnierz Specnazu władał, oczywiście w niezbędnym zakresie, piętnastoma językami obcymi. Ile czasu wymagało takie przygotowanie? Dwóch minut.

Wyobraź sobie, że pojmała Cię grupa Specnazu. Twojemu koledze na pokaz przypalili dłonie rozpalonym żelazkiem i wbili w głowę wielki gwóźdź. Pytająco patrzą na Ciebie, kiwnąłeś głową: to znaczy, że zgodziłeś się mówić. Każdy żołnierz ma jedwabną chustkę z podręcznym słownikiem- to płachta jedwabiu z szesnastoma rzędami pytań i odpowiedzi. Pierwsze zdanie brzmi: „Milcz, bo cię zabiję.” Podoficer wskazuje na nie. Obok jest ono przetłumaczone na angielski, francuski, niemiecki i inne języki.

Żaden żołnierz nie ma prawa bać się ognia. W całej Armii Radzieckiej, w każdym rodzaju wojsk, przykładano kolosalne znaczenie do psychologicznego szkolenie żołnierzy na wypadek kontaktu z ogniem. W marynarce stare okręty podwodne stawiano na mieliznach, zamykano kilku marynarzy w przedziale i wzniecano w nim pożar. W wojskach pancernych czołgistów zamykano w starym czołgu i podkładano pod niego ogień czy też wzniecano pożar wewnątrz. A często i tu, i tam. Żołnierz Specnazu nie był zwyczajnym żołnierzem- przychodziło mu częściej spotykać się z ogniem niż komukolwiek innemu dlatego ogień towarzyszył szkoleniu bojowemu od pierwszego do ostatniego dnia. Minimum raz dziennie widzi on ogień, który stanowić może zagrożenie dla jego życia. Zmusza się go do skoków przez szerokie rowy, na których dnie huczą płomienie. Biega po palących się pomieszczeniach i mostach. Skacze na motocyklu pomiędzy ścianami ognia. Pożar może wybuchnąć obok niego w dowolnym momencie: kiedy śpi, je, wykonuje skok ze spadochronem. Żołnierza uczono walki z ogniem i sztuki ochrony przed nim siebie i kolegów wszystkimi możliwymi sposobami: turlania się po ziemi, żeby ugasić płonącą odzież, tłumienia płomieni ziemią, gałęziami, pałatką. W walce z ogniem najważniejsze było nie to, aby nauczyć metod obrony przed nim, ale wpoić przekonanie, że ogień to codzienny towarzysz jego życia, który zawsze jest obok żołnierza i go nie opuszcza.

Kolejnym elementem szkolenia było oswojenie z widokiem krwi i zabijaniem. Dla Specnazu to zadanie było znacznie ważniejsze i bardziej skomplikowane niż na przykład piechura. Żołnierz piechoty zabija zwykle z odległości powyżej 100 metrów. Nie widzi wyrazu twarzy wroga. Żołnierz Specnazu powinien zabijać przeciwnika, patrząc mu prosto w oczy. Dane mu będzie patrzeć na krew, często należącą do niewinnych ludzi.

Grupę młodych żołnierzy Specnazu zrywa w nocy z łóżek dźwięk alarmu bojowego i każe się dać w „pościg za agentem.” Wielokilometrowy tor przeszkód. Przeszkód jest bardzo wiele. Połamane schody, szczeliny w murze, liny nad rowami i lejami. Wszystko mokre i oślizgłe. Na trasie jest wiele zburzonych domów. Wszystko jest rozbite, połamane, ziemię zalegają odłamki szkła. Po poligonie pełzną światła reflektorów, które tylko oślepiają. Wbiegają do ciemnej piwnicy. Drzwi wyrwane z zawiasów. Cała grupa w pełnym biegu, ani na chwilę nie zwalniając, rzuca się w lepką ciecz. Nagle rozbłyskuje światło. Oni nie są w wodzie. Wszędzie jest krew! Krew po kolana, po pas, po pierś. Na ścianach i suficie kawałki zgniłego mięsa, zwały wnętrzności. Stopnie śliskie od śluzowatych kawałków mózgu. Po chwili ktoś spuszcza ogromnego psa. Wyjście jest tylko jedno.

Później do programu można włączyć takie śmieszne ćwiczenie: złapać ciężarną kotkę, brzytwą rozciąć jej brzuch i policzyć ile miała kociąt. Żołnierz nie ma rękawiczek, kotka drapie, a jemu nikt nie pomaga. Jako „instrument chirurgiczny” pozwalają mu tylko wykorzystać tępe i na dodatek połamane ostrze do golenia.

Oddziały Specnazu często trenowały w centrach szkoleniowych gdzie szczegółowo i w sposób możliwie zbliżony do rzeczywistości odtwarzano warunki i atmosferę rejonów przyszłych działań bojowych. W takich centrach spotykało się makiety rakiet Pluton, Pershing, Lance, samolotów-nosicieli broni atomowej, Mirage IV, Jaguar i innych systemów artyleryjskich. Grupy, które działały przeciwko takim obiektom, miały do przebycia wiele linii zasieków i wiele punktów kontrolnych. Grupa, którą ochrona obiektu pojmała, była poddana torturom, aby wybić z głów żołnierzy Specnazu możliwość znalezienia się w niewoli, zarówno w realnych warunkach, jak i na ćwiczeniach. Stale zwracano im uwagę, że niewola jest gorsza od śmierci. Przy tym wagę przykładano bynajmniej nie do szlachetnych motywów. Po prostu żołnierzom pokazywano filmy dokumentalne z okresu II wojny światowej, odwiedzali też oni muzea na miejscu dawnych obozów koncentracyjnych. Początkowo żołnierza ścigano na ćwiczeniach i po pojmaniu okrutnie torturowano, potem pokazywano mu filmy z okresu wojny, potem chwytano znowu, torturowano i znów pokazywano okropności obozów koncentracyjnych.

Warto też wspomnieć o Sambo, systemie walki stworzonym w ZSRR w latach 30. Niejaki Oszczepkow był trenem oddziałów specjalnych. Opracował system chwytów i uderzeń dla obrony człowieka walczące z jednym lub kilkoma przeciwnikami uzbrojonymi w różnorodne typy broni. Podstawą systemu było karate i judo. Stworzono metody walki z przeciwnikiem uzbrojonym w bambusowy kij, pistolet, nóż, kastet, karabin z bagnetem i bez niego, łom, łopatę. Ćwiczono przeróżne kombinacje: jeden człowiek z łopatą, drugi z pistoletem; jeden z łomem, drugi ze sznurem; jeden z długą łopatą, drugi z saperką; jeden z toporem na trzech z gołymi rękami itd. „

To oczywiście tylko fragmenty. Do tego należy dodać nieludzkie warunki podczas szkolenia, brutalną rywalizację między członkami i rolę psychologów, którzy robili ze zwykłych ludzi maszyny do zabijania. Jeżeli ktoś się zainteresował, to odsyłam do całości. Aha, jeszcze jedno. Opisy dotyczył Specnazu ZSRR, który był jego pięścią i aparatem tak samo ważnym jak KBG lub nawet ważniejszym. To, co można zauważyć w dzisiejszych czasach, to już nie to samo.

Wygrana w totolotka

B................p • 2013-01-16, 16:05
Rzecz się dzieje za czasów Polski Ludowej:

Pod kiosk z piwem podchodzi obywatel w cywilu i nawiązuje rozmowę rozmowę z jednym z piwoszy:
-Proszę pana... a co by pan zrobił, gdyby pan wygrał 50 tysięcy w totolotka?
-Pojechałbym na wycieczkę do Związku Radzieckiego.
-No dobra, a gdyby pan wygrał 100 tysięcy?
-Pojechałbym na wycieczkę do Związku Radzieckiego.
-No, a gdyby wygrał pan milion?
-No...! To wtedy pojechałbym na wycieczkę do Związku Radzieckiego!
-To nie zna pan innych państw, czy co?
-Inne państwa znam, ale pana nie znam.