Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#wrzechświat

Walter B. Jehovah

y................h • 2009-10-26, 18:48
Walter B. Jehovah (nie śmiejcie się z jego nazwiska, naprawdę miał takie) był solipsystą całe swoje życie. Solipsysta – na wypadek gdybyś nie znał tego słowa – to taki gość, który wierzy, że jedynie on sam istnieje realnie. Inni ludzie i cały wszechświat istnieją tylko w jego wyobraźni. Jeśli zaś przestanie o nich myśleć, to przestana istnieć.

Pewnego dnia Walter B. Jehovah stal się w praktyce solipsystą. W przeciągu tygodnia jego żona uciekła z innym facetem, stracił pracę urzędnika portowego i złamał nogę goniąc kota, tak aby ten nie przebiegł mu drogi.

W końcu zdecydował (leżąc w szpitalnym łóżku), że skończy ze wszystkim.

Patrząc przez okno i gapiąc się w gwiazdy zażyczył sobie, żeby przestały istnieć… I ani jednej nie było już na niebie. Potem zażyczył sobie, aby wszyscy ludzie zniknęli… Szpital stal się dziwnie cichy – nawet jak na szpital. Następny był świat… Wtedy Walter B. Jehovah znalazł się zawieszony w pustce. Bez trudu uwolnił się od swego ciała, a potem wziął się za ostatni etap zupełnego pozbawiania siebie istnienia.

Nic się nie stało.

- Dziwne – pomyślał – czy są jakieś granice dla solipsyzmu?

- Tak – odpowiedział jakiś Głos.

- Kim jesteś?! – zapytał Walter B. Jehovah.

- Jestem stwórca tego wszechświata, który właśnie zniszczyłeś. A teraz, skoro zająłeś moje miejsce – tu Głos głęboko westchnął z rozkoszy – mogę już ostatecznie zakończyć swoje życie, znaleźć zapomnienie i pozwolić ci przejąć to wszystko.

- Ale jak JA mogę zakończyć SWOJE istnienie? To jest właśnie to, co próbuję zrobić… No wiesz…

- Tak, wiem – powiedział Głos. – Musisz zrobić to samo co ja: stwórz wszechświat, poczekaj, aż ktoś w tym wszechświecie naprawdę uwierzy (tak samo jak i ty uwierzyłeś) i będzie chciał przestać istnieć. Potem możesz odejść na emeryturę i pozwolić mu wszystko przejąć. A teraz, żegnaj.

I Głos odszedł.

Walter B. Jehovah został sam w pustce. Była tylko jedna rzecz, którą mógł zrobić: stworzył niebo i ziemię.

Zabrało mu to siedem dni.