Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#warszawa

Wojsko Polskie na ulicach Warszawy

P................k • 2013-08-12, 20:30
Żołnierze Wojska Polskiego na ulicach Warszawy w 1938 roku.


Cytat:

Na filmie widzimy:
00:11 - Atrapa bomby L.O.P.P. jako drogowskaz do schronu przeciwlotniczego. Stardardowy widok w większych miastach.
00:25 - Podporucznik Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej (zielony otok i kordzik) z kapralem (drelich, bagnet i beret),
00:28 - Oficer nierozpoznanej broni, możliwe, że kawaleria
00:39 - zaparkowany Polski Fiat 508 z II serii produkcyjnej,
00:44 - Sanitarka CWS
00:55 - Polski Fiat 621 ciężarowy
00:58 - Polski Fiat 508 "Łazik"
01:01 - Maszeruje zmiana warty przed Komendą Miasta
01:11 - zmiana warty przed Komendą Miasta
02:30 - Członkini Związku Ochotników Wojennych, kombatantka wojny 1920 r.

Warszawa w 1900 roku.

P................k • 2013-08-12, 20:22
Kolorowe zdjęcia Warszawy z 1900 roku.

Warszaffka

n................h • 2013-08-11, 14:19
Pewien temat, który niedawno znalazł się na głównej dotyczący Warszawiaków przypomniał mi śmieszną rozmowę z moim przyjacielem.

Otóż ów przyjaciel ponad rok temu dostał się na kierunek lekarski do Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach i na początku -jak to wiadomo- jego grupa zorganizowała sobie spotkanie integracyjne w celach zapoznawczych. Bardzo szybko okazało się, że ma do czynienia z ludźmi pochodzącymi z miast znajdujących się daleko od Katowic, tj. Łódź, Poznań, Gdańsk czy Warszawa.

Zaciekawił go pewien gość, który powiedział, że jest Warszawiakiem i, że mieszka "pod Warszawą". Mój przyjaciel ma pewne uprzedzenia co do pochodzenia "spod Warszawy", więc szybko zadał mu pytanie, a konwersacja między nimi wyglądała mniej więcej tak:
[P]- przyjaciel [W]- Warszawiak

[P]: A ty skąd jesteś?
[W]: Ja? Z Warszawy...
[P]: Aha, a tak dokładniej?
[W]: Dokładniej to z takiej miejscowości pod Warszawą
[P]: A ile masz do tej Warszawy?
[W]: Trochę ponad 60km.
[P]: A, to bardzo ciekawe...
[W]: A ty skąd?
[P]: Ja jestem spod Krakowa.
[W]: Spod Krakowa? A tak dokładniej?
[P]: Z Katowic

Mina niedoszłego Warszawiaka bezcenna.

Dodam iż z Katowic do Krakowa jest około 70-80km.

POLAK POTRAFI – NOWE POGLĄDY NA WARSZAWSKIE POWSTANIE

c................0 • 2013-08-06, 22:17
Wspaniały art..

1 sierpnia 2013 Autor: Wiesław Poczmański

O czym tu dumać na warszawskim bruku w kolejną rocznicę Powstania Warszawskiego, które przypomina już tylko stary muzyczny instrument porzucony na ulicy. Każdy go może podnieść, zagrać na nim coś znośnie dla ucha bądź nieludzko fałszując i znów go porzucić. Do następnej rocznicy. Bo instrument od tych muzycznych popisów przypadkowych ludzi nie psuje się. Przeciwnie – wygrywają na nim wciąż nowe melodie.

Obowiązuje dość ogłupiająca metoda rzekomo naukowego traktowania Powstania Warszawskiego przez historyków młodszej zwłaszcza generacji. Najpierw formułowana jest doktryna, koniecznie z użyciem Sowietów jako sprawców wszystkich nieszczęść Polaków i dopiero na tym tle ukazywane są te nieszczęścia, co u szczerego Polaka ma wzbudzać jedną tylko refleksję na temat przyczyn jego narodowych klęsk: my chcieliśmy dobrze albo nawet lepiej, lecz te sk🤬ysyny wszystko psuły.

Należący do tej młodszej generacji historyk parający się publicystyką na łamach prawicowej prasy – Piotr Gursztyn (ur.1970 r.), deliberując w tygodniku „Do Rzeczy” na temat Powstania Warszawskiego, postuluje: Spróbujmy choć raz ocenić jakieś wydarzenie historyczne zdobywając się na wysiłek niekorzystania z naszej wiedzy, co stało się potem. Jest to właśnie jeden ze sposobów ukazywania, że my Polacy, chcieliśmy dobrze i tylko dobrze. Zachwyćmy się więc tymi chęciami, kontemplujmy je, a skutki… A co tam skutki, nie zmuszajmy Polaka do myślenia. Niechaj poprzestanie na zachwycaniu się narodowymi imponderabiliami.

Bez Powstania nie byłoby legendy nieujarzmionej Warszawy pisze dalej Gursztyn, a skutki tego rzekomego nieujarzmienia… ? W wyniku powstania Warszawa zrujnowana w 80 procentach, ok.200 tys. ofiar wśród jej ludności, ale to się stało potem, po wywołaniu powstania a umówiliśmy by nie korzystać z naszej wiedzy, co się stało potem – zdaje się sugerować wynalazca rewolucyjnej metody.

No i jeszcze jedno: Panteon narodowych bohaterów. Tak bredzi na ten temat wspomniany historyk: Każdy naród ma swój Panteon. Niektóre, zwane „niehistorycznymi”, muszą je tworzyć niemal sztucznie, bowiem życie żadnej wspólnoty nie znosi tej próżni. Wyobraźmy sobie zatem polski Panteon bez Powstania Warszawskiego i aktywnej postawy Armii Krajowej. II wojna światowa jest wydarzeniem o oddziaływaniu tak gigantycznym, że nie dałoby się „przeskoczyć” jej w konstruowaniu spójnej narodowej narracji. A że w ten sposób Panteon coraz bardziej wypełniają durnie gotowi na własnym narodzie dokonać zbrodni, byle w imię narodowych legend ? To dla takich historyków, jak i dla tych durni, nie ma znaczenia.

Przy okazji takich rocznic, jak 69 lecie Powstania Warszawskiego odkrywam, że obrodziło nam historykami spod znaku „Bóg, honor, ojczyzna”, jak nigdy dotąd. Kolejnym, z którego przemyśleniami miałem okazję zapoznać się, jest Piotr Zychowicz, według biogramu polski publicysta historyczny, dziennikarz, redaktor naczelny miesięcznika „Historia Do Rzeczy”, młodszy od Gursztyna o 10 lat.

Zychowicz zasłynął niedawno pomysłem, zgodnie z którym Polacy powinni dogadać się z Hitlerem i razem z nim zaatakować naszego wschodniego sąsiada zwanego dzisiaj potocznie Związkiem Sowieckim. Tym razem, w swej książce „Obłęd 44”twierdzi, że Powstanie Warszawskie było hekatombą, „drugim Katyniem”, bezsensowną rzezią i zbiorowym samobójstwem tysięcy Polaków, a co więcej – zrobiliśmy z jego pomocą wspaniały prezent Stalinowi, otwierający mu drogę do łatwego ujarzmienia Polski w kolejnych latach. Według Zychowicza najpierw podjęliśmy masową kolaborację z sowieckim okupantem czyli Akcję „Burza”1), będącą jednym z najbardziej zawstydzających epizodów naszych dziejów. Jej ukoronowaniem była hekatomba Powstania Warszawskiego, czyli zbiorowe samobójstwo popełnione w akompaniamencie chórów anielskich, patriotycznych pieśni i obleśnego rechotu Stalina. Po wyrżnięciu Armii Krajowej łapskami Hitlera nie miał już kto przeciwstawić się nowemu okupantowi. A stało się to wszystko dlatego, że [...] Polityka prowadzona przez Polskę podczas drugiej wojny światowej szła wbrew polskiemu interesowi narodowemu. [...] Na najważniejszych stanowiskach wojskowych i politycznych – zarówno na wychodźstwie, jak i w Polskim Państwie Podziemnym – zamiast mężów stanów znaleźli się ludzie, którzy nie dorośli do rządzenia. Bez charyzmy, inteligencji, wyobraźni. Nie sugeruje wprawdzie Zychowicz, że to Sowieci sprawili takie zapaskudzenie polskich elit (chociaż kto wie, badania trwają), lecz co się stało, to się nie odstanie.

Niestety, te i podobne brednie są zakaźne. Rozmawiam z młodym człowiekiem, ubranym w coś w rodzaju munduru: koszulka wprawdzie biała, zadrukowana, lecz spodnie jak u komandosa i buty ze skórzanymi spinaczami, też jak w tej formacji dzielnych chłopców. Przekonuje mnie, że Polska popełniła błąd nie kolaborując z Hitlerem w wojnie przeciw Sowietom.

– Niech pan pomyśli – zaleca lekceważącym star🤬a tonem młody człowiek – Rumuni poszli na nich w sojuszu z III Rzeszą i co się im stało ?

Tracę ochotę na dyskusję Przypomina mi się artykuł z NEWSWEEKA o starannie wykształconych, młodych, pięknych Polkach, które nie widzą nic złego w tym, że utrzymywane są przez kilku sponsorów, w zamian za co ich osobisty urok, intelekt i ciało są do ich dyspozycji. Nazywane sa ………one natomiast twierdzą o sobie, że uprawiają sponsoring, który pozwala im żyć w luksusie.

Na wkus i cwiet, tawariszcza niet – powiadają znielubieni przez polskich patriotów Rosjanie i tu przyznajemy ima rację. Toteż i do gęby sponsorowana Polka z doktoratem weźmie, jeśli tylko dobrze sponsor zapłaci. No bo gęba może być jak cholewa, przekonują historycy młodszej generacji.

______________

1) Akcja „Burza” polegać miała na zdobywaniu na Niemcach polskich terenów tuż przed wkroczeniem na nie Armii Czerwonej, by witać ją na nich w roli gospodarzy. Realizacji tej mrzonki służyć miało zwycięskie w zamyśle jego sprawców Powstanie Warszawskie. Na czym polegać miała tu kolaboracja ? Zychowicza trzeba zapytać.

Powiązane notki:

POWSTANIE Warszawskie -Dziś nie mówi się o głupocie, lecz o moralnym wielkim zwycięstwie. Za parę dni odbędzie się kolejna Rocznica Powstania Warszawskiego zakłamania...

Polska nie potrafi wyciagac wniosków z historii cz.1. Polska żałosną tragifarsę-w wykonaniu Prawicy. Cz.1 Anarchia – stan chaosu i...

Szykuje sie nowe godło Polski IV RP Godło z okresu PRL Godło III RP Tagi: Podhale, Polska,...

Nowe metody zamazywania historii PRL Nowy Sącz Z Wikipedii, wolnej encyklopedii Nowa historia miastaNowy Sącz...

Nowe metody zamazywania historii PRL Nowy Sącz Z Wikipedii, wolnej encyklopedii Nowa historia miastaNowy Sącz...

Reklama kfc

m................n • 2013-08-06, 20:02
Na jednej ze stron ze "śmiesznymi" obrazkami trafiłem na taką oto reklame kfc:



Mieszkańcy stolicy powinni skumać o co chodzi. Dla niewtajemniczonych dodam, że "słoikiem" określa się osoby, które przyjeżdżają do Warszawy z okolicznych wsi/miasteczek do pracy, co jakiś czas wracając w swe rodzinne strony po wspomniane słoiki z domowymi wyrobami.

Jak dla mnie zajebiście trafiony viral. Ciekawy jestem co wy o takiej reklamie sądzicie.

PS. Na wypadek gdyby kogoś zaraz dopadł ból dupy: nie jestem z Warszawy.

Kolorowa Warszawa

P................k • 2013-08-05, 18:35
Kolorowe zdjęcia z niezniszczonej Warszawy(czasy przedwojenne i pod okupacją).

#1. Krakowskie Przedmieście

#2. Krakowskie Przedmieście

#3. Aleje Jerozolimskie

#4. Aleje Jerozolimskie

#5. Grób Nieznanego Żołnierza

#6. Plac Trzech Krzyży

#7. Rynek Starego Miasta

#8. Plac Trzech Krzyży

#9. Plac Teatralny

#10. Ruiny Dworca Wiedeńskiego nocą. Widać ulicę Marszałkowską.

#11. Ruiny Dworca Wiedeńskiego. Widać ulicę Marszałkowską i Prudential.

#12. Skrzyżowanie Marszałkowskiej z Alejami Jerozolimskimi

#13. Plac Napoleona

#14. Plac Saski

#15. Krakowskie Przedmieście - Pałac Namiestnikowski

#16. Aleje Jerozolimskie - Dworzec Główny.

#17. Pałac Bruhla

#18. Pałac na Wodzie

#19. Prawdopodobnie cmentarz Powązkowski

#20.

#21.

#22. al. Ujazdowskie, Ambasada USA

#23. Most Poniatowskiego

#24. Most Poniatowskiego

#25. Hotel Bristol

#26.

#27.

#28.

#29.

#30. Rynek Starego Miasta


Fani kolorowego Adolfa muszą poczekać do jutra
Warszawa
28 IX 1939

Ostatnio obchodziliśmy rocznicę Powstania Warszawskiego dlatego chciał bym Wam zaprezentować film pokazujący Warszawę w dniu jej zdobycia.



Tu trochę dłuższy filmik, z wywiadem z autorami

Oryginalny film niemiecki wisi w internecie od dawna, tutaj wyeliminowano drgania i szumy, no i dodano całą otoczkę dokumentalną. Moim zdaniem, zabrakło jednak opisów poszczególnych obiektów. Film na prawdę robi wrażenie.


Osoby bardziej zainteresowane tematem odsyłam pod tą stronę
LINK

1 Sierpnia

N................8 • 2013-08-01, 14:37
Rocznica powstania warszawskiego

1 sierpnia słabo uzbrojone warszawskie oddziały AK uderzyły na wyznaczone przez dowódców cele. Szybko okazało się, że „furia odwetu” nie zastąpi broni i amunicji. Na wołanie o pomoc odpowiedzieli jedynie piloci dywizjonów specjalnych.

W bazie lotniczej nieopodal miasta Brindisi w południowych Włoszech stacjonowała polska eskadra nr 1586, wchodząca w skład 138 specjalnego dywizjonu RAF, wykonującego misje dla SOE (Kierownictwa Operacji Specjalnych). Zadaniem pilotów eskadry było wykonywanie lotów nad okupowaną Europą - zrzucali agentów oraz zaopatrzenie dla oddziałów partyzanckich.

Wybuch powstania w Warszawie wywołał na pilotach eskadry ogromne wrażenie. Wydawało się oczywiste, że doświadczone załogi, wykonujące już loty nad Polską, powinny polecieć ze zrzutami nad walczącą stolicę. Inne zdanie mieli Brytyjczycy – dowódca brytyjskich sił powietrznych w rejonie Morza Śródziemnego, marszałek lotnictwa John Slessor, obawiając się wysokich strat i uznając jednocześnie, że ziemie polskie są radzieckim teatrem operacyjnym, zabronił wykonywania lotów nad Warszawę, zezwalając jednak na zrzuty dla oddziałów partyzanckich walczących w Małopolsce. Polscy piloci postanowili to wykorzystać, nie mieli jednak zamiaru podporządkować się jego decyzji.

Z Brindisi nad Powązki

Do wyprawy, mającej odbyć się w nocy z 3 na 4 sierpnia wyznaczono 14 załóg – 7 polskich i 7 brytyjskich. Dowódca eskadry, mjr Eugeniusz Arciuszkiewicz, wykonując bezpośredni rozkaz Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego, wybrał cztery najbardziej doświadczone załogi (do pierwszego lotu zgłosili się na ochotnika wszyscy piloci eskadry), które łamiąc zakaz Brytyjczyków miały przeprowadzić zrzut.

Wyznaczone załogi poleciały na trzech amerykańskich bombowcach B-24 Liberator i jednym brytyjskim, mniej lubianym przez pilotów, Halifaksie. Każda maszyna zabrała około dwóch ton zaopatrzenia w metalowych, 2,5-metrowych zasobnikach zrzucanych na spadochronach, zawierających przede wszystkim amunicję, broń maszynową oraz, najcenniejsze – granatniki przeciwpancerne PIAT.

Wielkie zasobniki umieszczono w lukach bombowych, mniejsze wyrzucał ręcznie tzw. dispatcher, żartobliwie nazywany przez innych lotników bagażowym lub wykidajłą (zdarzało się bowiem, że musiał „pomóc” mniej zdecydowanym skoczkom w opuszczeniu samolotu).

Obciążone ładunkiem i paliwem samoloty wystartowały wieczorem 3 sierpnia, kierując się na północ, nad terenami niemal całkowicie opanowanymi przez Niemców lub ich sojuszników. Najpierw nad Adriatykiem, później Jugosławią, Węgrami i Słowacją, wreszcie – okupowaną Polską. Trzy samoloty eskadry (jeden uszkodzony Liberator musiał zawrócić do bazy, zasobniki przejął oddział AK) zamiast nad Małopolskę, doleciały nad płonącą Warszawę. Nad miastem byli około pierwszej w nocy. Łunę pożarów piloci mogli dostrzec już w okolicach Dęblina. Do umówionego z dowództwem AK rejonu zrzutu na cmentarzach Powązkowskim i Żydowskim piloci podeszli na minimalnej wysokości i z niewielką prędkością, z wysuniętymi klapami i podwoziem, narażając się na silny ogień niemieckiej obrony przeciwlotniczej.

Jednak zrzut wykonano precyzyjnie – wszystkie zasobniki trafiły do powstańców, a polskie samoloty po 10-godzinnym locie w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych szczęśliwie powróciły do bazy w Brindisi. Gorzej powiodło się Brytyjczykom, którzy stracili nad Polską aż cztery maszyny (piąta rozbiła się przy lądowaniu).

Marszałek Sleesor, powiadomiony o niesubordynacji Polaków, zawiesił wszystkie loty eskadry, pozostawiając w ten sposób powstańców bez pomocy. Po stanowczej reakcji polskiego rządu Brytyjczycy 7 sierpnia zezwolili Polakom na kontynuowanie operacji, angażując kilka dni później lotników ze 178 dywizjonu RAF i południowoafrykańskiego 31 dywizjonu SAAF (nie ujmując niczego Brytyjczykom, południowoafrykańscy lotnicy swoim wyjątkowym poświęceniem zaskarbili sobie szczególny szacunek polskich kolegów).

Na liczącej niemal 1400 km trasie do Warszawy czekały na nich liczne stanowiska obrony przeciwlotniczej i bazy szczególnie niebezpiecznych nocnych myśliwców. Długość trasy powodowała, że powrót odbywał się już po wschodzie słońca, ułatwiając zadanie niemieckim bateriom. Jednak głównym powodem, dla którego misje nad Warszawą okazały się tak niebezpieczne, był zakaz lądowań na terenach zajętych przez Armię Czerwoną, mający utrudnić lub całkowicie uniemożliwić loty z zaopatrzeniem.

Warto też wspomnieć o zrzutach przeprowadzanych we wrześniu przez pilotów 2. Pułku Nocnych Bombowców „Kraków”. Wyposażony w przestarzałe dwupłatowe "kukuruźniki" pułk wykonywał loty w nocy, zrzucając - bez spadochronów - worki z żywnością, radziecką bronią i amunicją, rozbijającą się o miejski bruk i najczęściej niezdatną do użytku po takiej operacji. Metoda, jaką wykonywano te zrzuty, świadczy raczej o pozornym charakterze tych działań.

Pomoc z powietrza, niewystarczająca dla zmiany wyniku walk, została okupiona wielkimi stratami – w trakcie misji zginęło 215 żołnierzy – 78 Polaków, 126 Brytyjczyków, Kanadyjczyków i lotników z Południowej Afryki oraz 11 Amerykanów. W sierpniu i wrześniu lotnicy dywizjonów specjalnych wykonali łącznie 115 zrzutów nad Warszawą i okolicami. W samym mieście powstańcy przejęli 235 ze zrzuconych przez samoloty SOE 427 zasobników. Reszta trafiła w większości w ręce Niemców.

Jeszcze mniej efektywna okazała się operacja Frantic 7 – wielki rajd lotniczy z 18 września, w którym wzięło udział 110 amerykańskich "Latających Fortec" B-17, osłanianych przez 156 myśliwców Mustang (ten jeden raz Rosjanie wyrazili zgodę na lądowanie na swoich lotniskach samolotów z pomocą). Amerykanie przeprowadzili zrzut z wysokości ponad 5 tys. metrów, na skutek czego z 1284 zasobników w ręce powstańców trafiło zaledwie 228 – znane są relacje kombatantów, którzy po kapitulacji powstania mijali niemieckich żołnierzy obładowanych amerykańską bronią, czekoladą i papierosami.

Po raz ostatni polscy lotnicy polecieli nad Warszawę w nocy z 13 na 14 września 1944 r. Członek jednej z polskich załóg, sierżant Tadeusz Ruman tak wspominał swój ostatni lot nad walczące miasto: "Najbardziej dramatyczny był nasz ostatni lot. Dotarliśmy do Polski na dwóch silnikach. Wtedy staciliśmy cztery nasze maszyny. Ten ostatni raz leciałem Liberatorem. Strasznie ostrzeliwali nas Niemcy na Mokotowie. Było ciemno, nie mieliśmy nawet szans skakać na spadochronach, bo byliśmy za nisko. Zdecydowaliśmy, że lecimy na południe nabrać wysokości i wtedy wyskoczymy. Nie mogliśmy lądować, ale z czasem te dwa silniki się ustabilizowały. Jeszcze pod Krakowem cofający się mały oddział niemiecki nas zaatakował. Seria z karabinu maszynowego przeszła po całym samolocie, ale przelecieliśmy jeszcze przez góry i chcieliśmy skakać w Jugosławii. Będąc coraz bliżej bazy, postanowiliśmy, że próbujemy wrócić do Brindisi. Wskaźniki pokazywały nam, że hamulce działają. Naprawdę jednak wszystko było poprzestrzelane, hamulców nie było. Gdy wylądowaliśmy, mechanicy sprawdzili, że paliwa mieliśmy jeszcze na 5 minut. Sprawdzono nam też spadochrony. Okazało się, że były podziurawione, przestrzelone. Gdybyśmy na nich wyskoczyli, to byśmy zginęli, bo malutka dziurka może rozerwać czaszę spadochronu. To był cud, że wróciliśmy. Kiedy wyszedłem z samolotu, ucałowałem ziemię i dziękowałem Bogu za ocalenie życia."

Poza uznaniem żołnierzy AK za kombatantów, czego domagał się rząd polski, zrzuty były jedyną pomocą udzieloną przez aliantów powstańcom warszawskim.