Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#warszawa

Ciapaty

A................s • 2013-09-04, 22:01
Historia z dzisiaj

Warszawa, okolice godziny 10, standardowo dzięki komunikacji miejskiej stoję w tramwaju 7 minut na skrzyżowaniu.
Nagle wp🤬la się jakiś ciapaty z prędkością światła i wyrazem twarzy takim jakby zaraz miał umrzeć, przebiega pół tramwaju i wpada na jakiegoś ziomka. Za nim nak🤬ia facet takiej postury jakby pół dnia spędzał na siłowni (nie był to dres, normalnie ubrany koleś, okularki, krótkie spodenki te sprawy ) wk🤬iony do granic możliwości, podbiega do tego araba i takiego gonga mu w łeb zaj🤬 że tylko huk przeszedł. Ludzie patrzą nie wiedzą co zrobić, a koleś tylko złapał ciapatego (trudno powiedzieć że złapał, wyglądało to tak jakby go podniósł jedną ręką, bo kozojebca chyba nawet nie był przytomny), wyniósł go z tramwaju, grożąc mu żeby się nie wyrywał bo dostanie raz jeszcze (nie nie tak to było w zasadzie oprócz samych kurew nic nie dało się zrozumieć ).
Ciekawi mnie tylko co ciapaty mógł przeskrobać Jakieś sugestie?

Pierwszy temat, i tak pewnie nikt nie doczyta do końca.
Temat wstawiam drugi raz, trzeba było usunąć cenzurę.

Suchar własny

Powell2013-09-03, 21:38
Jak się dowiedzieć ile lat ma Warszawa?

Trzeba policzyć wszystkie słoje

wymyślono podczas przygotowania do kampanii wrześniowej

Przedwojenna Warszawa w kolorze

q................r • 2013-09-01, 12:32
Przedwojenna Warszawa w kolorze

opis z yt: "Nieznany kolorowy film ukazujący centrum Warszawy w 1939 roku. Zobaczymy Marszałkowską, Krakowskie Przedmieście, Ogród i Pałac Saski, Stare Miasto czy Łazienki Królewskie. Dodatkowo tramwaje i samochody z epoki."
Niestety plaga coraz szerzej w Polsce...

Na taki obrazek trafiali dziś przechodnie spacerujący po ulicy Alzackiej na Saskiej Kępie. Kilkudziesięciu mężczyzn, wyznawców Islamu, modliło się wspólnie, wokół asystowali im policjanci.



Modlitwę i protest zorganizowała Liga Muzułmańska w RP "W poczuciu obowiązku solidarności i braterstwa z uciskanymi i prześladowanymi muzułmanami". Protestowano przeciwko przewrotowi wojskowemu w Egipcie i "blokowaniu procesu demokratycznego" - czytamy w oświadczeniu Ligi, a także przeciwko prześladowaniu ludności cywilnej protestującej przeciwko panującym tam rządom wojskowym. W modlitwie wzięli udział tylko mężczyźni. Chłopiec ma na koszulce podobiznę Mohameda Mursiego - prezydenta Egiptu wybranego w wyborach, a ostatnio usuniętego ze stanowiska przez armię.

Na miejsce protestu wybrano małą uliczkę Saskiej Kępy, bo tu w jednym z szeregowców mieści się ambasada Egiptu. Mężczyźni modlili się dokładnie pod jej bramą. W programie protestu było przekazanie petycji ambasadorowi.


na koń panowie!

źródło: m.warszawa.gazeta.pl/warszawa/5,106541,14524007,Muzulmanie_modlili_sie_na_ulicy_w_Warszawie__To_protest.html?i=0

O niemcach

L................K • 2013-08-29, 18:10
Dylan Moran o naszych 'kochanych' sąsiadach

Oprawa kibiców Legii w meczu ze Steauą

p................5 • 2013-08-27, 23:23
Uefa postanowiła zamknąć Żylete na mecz ze Steauą. Nie przeszkodziło to kibicom Legii zaprezentować oprawe oraz dopingować swój klub przez 90 minut

Gdzie się ukryć w stolicy?

P................ł • 2013-08-27, 12:51
Poniżej przedstawiam bardzo ciekawą opinie byłego gromowca, navala, o naszej stolycy i o jej bezpieczeństwie.



Patrzę na rozbudowującą się Warszawę i nie wierzę własnym oczom. Czy architekci zapomnieli już całkowicie o tak przecież nieodległej II wojnie światowej? Szwajcaria nie walczyła od 1848 roku, a jednak to piękne, zielone państwo jest bezpieczne jak warownia. Doliny poprzecinane umocnieniami, piwnice jak bunkry. Oni pamiętają, że pokój nie jest dany raz na zawsze. A my? – pyta Naval, były operator GROM-u.

Sierpień to dla mnie osobiście bardzo ważny miesiąc. Spoglądam na kalendarz. Widzę datę pierwszego sierpnia i przechodzą mnie dreszcze na myśl o tym, jak wielu mieszkańców stolicy ucierpiało podczas Powstania Warszawskiego. Jak dużo krwi spłynęło ulicami Warszawy. Niejednokrotnie miałem zaszczyt rozmawiać z powstańcami. Nie poruszaliśmy tylko tematów czynnej walki, choć te mnie najbardziej interesowały. Słuchałem też opowieści o codziennym życiu walczącej stolicy.

Dzięki temu docierało do mnie, jak dużo wysiłku powstańcy i ludność cywilna wkładali w budowanie np. barykad. Ciężko pracowali podczas przebijania się przez mury piwnic, by podziemiami przejść z budynku do budynku. Nie wspomnę o udrożnianiu kanałów, które były dla nich głównymi ciągami łączności. Mieszkańcy Londynu mieli swoje metro, mogli się chować w podziemiach w czasie nalotów. „A my wgryzaliśmy się w ziemię”, wspominają powstańcy. Od czasu tych rozmów inaczej patrzę na rozbudowującą się Warszawę.

Nie mogę uwierzyć, jak bardzo budowniczowie miasta zapomnieli o tak nieodległej wojnie i jak bardzo za pewnik biorą pokój. Nie mogę wyjść z podziwu dla Szwajcarii, która od 1815 roku jest neutralna. W 1848 roku odbyła się tam ostatnia bitwa, w której zginęło 100 osób. Zielona, piękna Szwajcaria jest neutralna. Ale jej budowniczowie nie zapomnieli o bezpieczeństwie. Doliny poprzecinane umocnieniami o kształcie smoczych zębów, piwnice, które przypominają bunkry. Nie, to nie jest kraj zmilitaryzowany. Oni po prostu pamiętają, że pokój nie jest dany raz na zawsze. A my?

Widzę, jak powstają kładki nad warszawskimi ulicami i pytam: „Nie pamiętacie o tym, że aby przeżyć bombardowanie, trzeba wgryźć się w ziemię?”. To takie proste! Nawet bez smoczych zębów i bunkrów możemy dać sobie szanse na przeżycie. Zamiast kładki nad drogą zbudujmy tunel pod nią. Powstańcy z żalem w głosie wspominają „gdybyśmy mieli przed wojną metro, tunele... O ilu mniej nas by zginęło”.

Tak wiem, ekonomia, architektura, a jeszcze nie daj Boże żyjący akurat w tym miejscu rzadki gatunek kreta... To może pozbawić nas i przyszłe pokolenia szansy. Ale o czym ja piszę, przecież mamy pokój!


Naval
służył w GROM-ie przez czternaście lat. Połowę tego czasu spędził na licznych misjach zagranicznych.

polska-zbrojna.pl/home/articleshow/9228?t=Gdzie-sie-ukryc-w-stolicy

Polski Harrods

Vof2013-08-26, 0:31
TO MÓGŁ BYĆ POLSKI HARRODS

Gdyby nie wojna, ten budynek byłby polskim Harrods’em. To tam po raz pierwszy w Polsce wykorzystano reklamę świetlną, sprzedaż wysyłkową czy zwracano uwagę na psychologię klienta. Dom Braci Jabłkowskich był fenomenem na skalę europejską. Cezary Łazarewicz, dziennikarz i autor książki „Sześć pięter luksusu”, w specjalnym wywiadzie dla VUMAGA opowiada o fascynującej historii tego budynku.



Jerzy Zawisak: Jest pan tutaj mile widzianym gościem?

Cezary Łazarewicz: Mam nadzieję, że tak. Na razie nikt mnie tutaj nie rozpoznaje, choć nie wykluczone, że za kilka tygodni przy wejściu będą mnie zatrzymywać ochroniarze (śmiech).

Historia domu Braci Jabłkowskich, w którym właśnie się znajdujemy, przypomina kanwę filmu sensacyjnego. Jak pan ją odkrył?

Najlepiej znana jest historia sporu obecnego okupanta domu Braci Jabłkowskich ze spadkobiercami. Mniej więcej od początku lat 90. w prasie – nie tylko lokalnej – ukazują się obszerne teksty relacjonujące ten spór. Wydawało mi się, że w tej kwestii niczego nowego już nie jestem w stanie odkryć, dlatego postanowiłem sięgnąć do korzeni, czyli do historii samego budynku, która okazała się fascynująca.



Pamiętam, jak babcia opowiadała mi, że przed wojną robiła zakupy u Jabłkowskich. Myślałem wtedy, że to zwykły dom towarowy. Nie zdawałem sobie sprawy, że jego właściciele byli prawdziwymi odkrywcami, którym do dziś wiele zawdzięczam. To oni przywieźli do Warszawy inną cywilizację. Stosowali w swoim sklepie rozwiązania, które do dziś z powodzeniem wykorzystywane są w wielu centrach handlowych.

Początki tego biznesu nie były łatwe. Jabłkowscy zmagali się z wieloma przeciwnościami losu, ale w końcu udało im się osiągnąć sukces.

To prawda. Myślę, że niewielu jest w Polsce przedsiębiorców, którzy mogliby się pochwalić taką wiedzą i doświadczeniem na temat prowadzenia własnego biznesu jak oni. Zaczynali od niewielkiego sklepiku przy ulicy Widok. Dwadzieścia lat zajęło im by się przenieść na Bracką 23, gdzie ćwiczyli się w technikach handlowych. Kiedy do gry wkroczył Józef Jabłkowski, dla którego rodzina szykowała zupełnie inną przyszłość, wszystko się zmieniło. Miał być przecież fabrykantem, a został współwłaścicielem sklepu.



Dlaczego?

Bo był wizjonerem, młodym entuzjastą, który wierzył, że wszystko jest możliwe. Jako młody człowiek jeździł po świecie. To on przywiózł do Warszawy pomysł na otwarcie domu towarowego i namówił łódzkich oraz warszawskich przedsiębiorców, żeby zainwestowali w to nowatorskie przedsięwzięcie. W kronikach z tamtych lat znajdziemy bardzo ciekawe opisy dotyczące budowy samego domu, o którym pisano, że jest równie ważny jak Teatr Polski czy Most Poniatowskiego, wybudowane, mniej więcej, w tym samym czasie.

Dla Jabłkowskich zawsze najważniejsza była rodzina. Myśli pan, że to stanowiło o sile tego interesu?

Józef Jabłkowski, senior rodu, był typowym pozytywistą – organizował na wsi szkoły dla biedoty, wybudował tam pierwszą fabrykę cukru i cukierków. Propagował pracę u podstaw. Stworzył coś na kształt spółdzielni, która inwestowała w rozmaite przedsięwzięcia – m.in. kolej żelazną. Po śmierci wspólnika stracił to wszystko, popadł w długi i wylądował w więzieniu.

Z opresji uratował go jego dawny przyjaciel, warszawski przemysłowiec Wilhelm Rau, u którego pracował Bolesław Prus. Dał mu pracę w Warszawie, która była wtedy prowincją imperium rosyjskiego. W tym trudnym dla Jabłkowskich czasie Józef mógł liczyć na wsparcie dzieci. Wtedy pojawił się też pomysł założenia rodzinnego interesu.



Historia Jabłkowskich to nie jest tylko historia mężczyzn. Ważną rolę odgrywały też kobiety.

Kobiety w drugiej połowie XIX wieku miały zupełnie inny status niż mężczyźni. Kiedy Józef senior wysłał syna na studia do Niemiec i Francji, uznał, że musi wymyślić też coś dla najmłodszej córki, Anieli. Pomógł jej rozkręcić niewielki sklep z artykułami biurowymi. Nie widział w tym specjalnego potencjału, bo mężczyźni z rodziny Jabłkowskich skupiali się wówczas na przemyśle tkackim.

Aniela pisała do przedsiębiorczego brata listy z prośbą o wsparcie. W końcu Józef zdecydował się przyjechać do Warszawy i pomóc jej w rozwoju sklepu. Zaskakiwał wszystkich swoimi pomysłami – zmienił lokalizację, powiększył asortyment i powoli zaczął budować handlowe imperium. Gdyby nie brat, Aniela niewiele by sama zdziałała. Zresztą była bezwzględnie podporządkowana ojcu.

Jabłkowscy stali się prekursorami nowoczesnego handlu. Jako pierwsi wprowadzili sprzedaż wysyłkową, reklamy świetlne... Co jeszcze im zawdzięczamy?



Już sto lat temu bez wspomagania się Internetem stworzyli coś, co przypominało dzisiejszy serwis Allegro. Sprzedażą wysyłkową, którą podbili Cesarstwo Rosyjskie. Wykorzystywali nowoczesną techniki handlowe i reklamowe, działali na podświadomość klienta i zatrudniali hostessy nazywane wówczas propagandzistami.

Komunizm pozbawił Jabłkowskich dorobku życia i uznał ich za wrogów, a nas zakupów na wysokim poziomie.. Gdyby nie ówczesne władze, dziś Dom Braci Jabłkowskich byłby polskich Harrod'sem. W 1939 roku, gdy brakowało już powierzchni handlowych, gotowy był projekt rozbudowy obiektu. Na rogu Brackiej z Chmielną miał powstać ogromny kompleks handlowy na miarę europejską. Tylko, że wojna pokrzyżowała im plany. To, co nie udało się Józefowi Jabłkowskiemu, zrealizowali 70 lat później jego wnukowie – Jan i Tomasz Jabłkowscy w postaci Nowego Domu Jabłkowskich.



A jak traktowali klientów?

Jako pierwsi w Polsce zaczęli zwracać uwagę na psychologię klienta. Wiedzieli, że sposób, w jaki zostanie potraktowany, ma przełożenie na to, ile pieniędzy zostawi w ich sklepie.

Pracownicy przechodzili specjalne szkolenia pozwalające rozpoznać różne typy klientów i zastosować wobec nich najlepsze techniki sprzedaży. Sprzedawcy mieli instrukcję, jak sobie poradzić z krnąbrnymi klientami. Milczących mieli zagadywać, bojaźliwych zachęcać miłymi uwagami, pyszałkom schlebiać, a próżnym wtykać najdroższe towary.

Kiedy na początku lat 90. pojawiły się w Polsce hipermarkety okazało się, że techniki, które stosowali ich właściciele, były wykorzystane przez Jabłkowskich już w czasie I wojny światowej..

W Warszawie krążyły plotki, że Jabłkowscy byli najlepszymi pracodawcami. Podobno każdy subiekt marzył, żeby u nich pracować.

Zarobki nie były rewelacyjne, ale warunki socjalne – tak. Uczyli pracowników języków i organizowali kółka zaingerowań. Były wspólne wyjazdy na kajaki, wycieczki, gra w tenisa, a dla matek – opieka nad dziećmi. Przed wojną planowali wybudować dla pracowników dom wczasowy. Szukali najlepszej lokalizacji. Nie zdążyli. Jedna ze sprzedawczyń opowiadała mi, że za pięć złotych pojechała na wczasy. Resztę dołożył jej sklep. Jeśli chodzi o sprawy socjalne – zafascynowani byli rozwiązaniami Henry’ego Forda i próbowali go naśladować.
Po wojnie pracownicy sami zmobilizowali się, by odbudować Dom Braci Jabłkowskich. To świadczy o ich ogromnym przywiązaniu i szacunku. Więź między pracownikami a Jabłkowskimi była niesamowita, daleka od dzisiejszych korporacyjnych standardów. Feliksa Jabłkowskiego jeszcze trzydzieści lat po zlikwidowaniu firmy pracownicy tytuowali panem dyrektorem. W najtrudniejszych czasach pustych półek zostawiali mu towar pod ladą.
Jabłkowscy z wielkim szacunkiem odnosili się do wszystkich pracowników – od kierownika po sprzątaczkę. Józef nawet do pracujących tam 17-latków zwracał się per pan. Widziałem list, w którym Józef udzielał rad synowi. Najważniejsza z nich była taka: szanuj swoich pracowników; zniewagi nigdy ci nie wybaczą. I tego się trzymali.

Co po wojnie zmieniło się w architekturze tego budynku?

Na szczęście niewiele, choć na początku lat 70. był plan zburzenia budynku. Jego struktura nie została zniszczona. Najważniejsze przestrzenie, czyli klatki schodowe wyglądają identycznie jak przed wojną. Zniszczono coś ważniejszego: symbol polskiego kupiectwa i tradycję rodzinną.

Historia braci Jabłkowskich zaczęła się od upadku. Być może teraz ich potomkom uda się wygrać walkę z nieuczciwymi najemcami i zacząć wszystko od początku?

Na początku lat 90. członkowie rodu zebrali się i postanowili odzyskać własność, nie dla pieniędzy, ale z szacunku do pracy przodków. Walka o dom Jabłkowskich trwa już 23 lata, ale jestem pewien, że zakończy się sukcesem. I wtedy to miejsce, tak jak 70 lat temu, będzie promieniować na całą Warszawę.

źródło: vumag.pl/wywiady/to-mogl-byc-polski-harrods,59467.html

Tak nam dopomóż Bóg !

staineer2013-08-14, 19:28
Arcybiskup Henryk Hoser z okazji zbliżającej się rocznicy bitwy warszawskiej oznajmił iż: "...Objawiła się Maryja i wywołała popłoch w Armii Czerwonej. I jest to udokumentowane.." ogólnie mam spory szacunek do ludzi wierzących no ale jest pewna granica ignorancji której nie powinno się przekraczać.. ponadto wciskanie ludziom że polska armia nie poradziłaby sobie bez boskiej interwencji jest jak dla mnie dość uwłaczające równie dobrze mógłbym powiedzieć że pod grunwaldem krzyżaków pokonały smoki .