Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#skazany

Ostatnie chwile - KS w PRLu

JoSeed2025-01-11, 12:25
Kara śmierci - kara główna, kara eliiminacyjna, ostateczna... Pozbawienie życia skazanego sprawcy przestępstwa.
W PL nadawana od powstania państwa polskiego, aż do 1998 roku.
Pomiędzy rokiem 1988 a 1996 sądy powszechne w Polsce orzekły KS wobec ok. 10 osób (m.in. Trynkiewicz, Kulmatycki, Mazur, Moruś, Brzoskowski).
Z powodu moratorium na wykonanie tejże kary wyroki zostały zamienione na karę 25 lat pozbawienia wolności - kary dożywotniego pozbawienia wolności wówczas nie było w KK.

Jak wyglądał ostatni dzień na ziemi skazanego?

Idący na śmierć spędzali ostatnie chwile życia w obskurnej celi. Jej drzwi otwierają się ok. godz. 17.50. Strażnik informuje jednego z więźniów, że ma widzenie. Dwaj funkcjonariusze skuwają osadzonemu ręce z tyłu i prowadzą przez więzienny korytarz. Asystuje im trzech strażników. Cała grupa idzie spokojnie, w milczeniu.
Gdy docierają na miejsce, okazuje się, że na skazanego nie czeka żaden gość. Są za to: naczelnik więzienia, dwóch prokuratorów, lekarz i ksiądz. Pod więźniem uginają się nogi. Już wie, co się zaraz stanie. Śmierć jest nieuchronna i nastąpi już za chwilę. Czuje się sparaliżowany, nie może nic zrobić. Nie opada na ziemię tylko dlatego, że trzymają go strażnicy.
Z dokumentu odczytanego przez prokuratora więzień dowiaduje się, że Rada Państwa zdecydowała, iż nie zostanie ułaskawiony i za chwilę kat wykona na nim wyrok śmierci.
Przestępca słyszy, że może porozmawiać z duchownym i ma prawo do ostatniego życzenia. Klęka. Strażnicy odsuwają się i więzień przez chwilę rozmawia z księdzem. Ostatnim życzeniem jest alkohol, ale regulamin zabrania spełnienia takiej prośby. Skazany prosi o papierosa. Wszyscy muszą cierpliwie poczekać, aż dopali do końca. Ostatnie słowa: błaganie o litość.

Strażnicy trzymają mocno szarpiącego się więźnia i zakładają mu czarną opaskę na oczy. Otwierają drzwi, które wcześniej nie były widoczne. Ukryty pokój ma ok. 20 mkw. Podłoga jest czarna, a ściany pomalowane są na biało. W pomieszczeniu czeka już dwóch katów. Mają czarne garnitury i krawaty, białe koszule i białe skórzane rękawiczki. Ich twarze są zasłonięte.
Więzień jest ustawiany na środku pokoju, a następnie obracany twarzą do nadzorujących egzekucję. Kat zakłada skazanemu pętlę na szyję i reguluje długość sznura. Strażnicy odwracają wzrok. Kat pociąga dźwignię, która ur🤬amia znajdującą się pod nogami przestępcy zapadnię. W niemal półmetrowym wgłębieniu znajduje się metalowy pojemnik na płyny fizjologiczne. Pod wpływem ciężaru ciała pęka rdzeń kręgowy. Śmierć następuje błyskawicznie. Ostatni etap egzekucji – od założenia pętli do śmierci – trwa kilka lub kilkanaście sekund. Lekarz nie czeka regulaminowych 20 min, po 10 min potwierdza zgon.

W podobny sposób w latach 1956–1988 w PRL uśmiercono 321 skazanych na najwyższy wymiar kary. W przypadku żołnierzy wykonanie kary wyglądało nieco inaczej. Byli rozstrzeliwani przez pluton egzekucyjny. Szubienica przeznaczona była dla cywili.

Świadkowie śmierci

Nie wszystkie egzekucje przebiegały oczywiście w taki sposób. Niektórzy więźniowie od początku byli agresywni i wykonanie wyroku było poprzedzone regularną bójką ze strażnikami. Niektórym nerwy puszczały dopiero na końcu, inni przez cały czas zachowywali się z godnością. Los skazanych na śmierć był jednak przesądzony. Egzekucja była zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach. Na tym etapie nie było już mowy o ucieczce.
Aby procedura uśmiercania przebiegała spokojnie, więźniów wyprowadzano z celi pod pretekstem np. widzenia lub wezwania od lekarza. Jeśli skazany zorientował się, że jest prowadzony na śmierć, strażnicy zanosili go siłą.

Relacja naczelnika więzienia, który nadzorował egzekucje: scenariusz był rozpisany co do minuty. – Nigdy nie wracałem do gabinetu wcześniej niż o godz. 18.27 i nigdy później niż o godz. 18.35 – wyjaśniał.

Wykonanie egzekucji mogło być opóźnione przez ostatnie życzenie skazanego. Jego realizacja nie mogła jednak trwać dłużej niż godzinę. Życzenie nie mogło też naruszać zasad moralności i powagi sytuacji. Alkohol był wykluczony, ponieważ więzień w czasie egzekucji nie mógł być w stanie ograniczonej poczytalności. W grę wchodziły tylko środki uspokajające. Rozmowa z księdzem również była opcjonalna.
Śmierć robiła wrażenie nawet na obytych z przemocą strażnikach. Wsparcia psychologicznego nie było. Jedyną formą terapii było wspólne picie wódki. Nie wszyscy wytrzymywali presję, stąd obecność dwóch prokuratorów przy niektórych egzekucjach. Gdyby jeden z nich zemdlał, drugi mógł nadzorować wykonanie kary. Przy powieszeniu nie mogło być rodziny skazanego. Na egzekucję miał prawo przyjść adwokat, jednak nie każdy decydował się na oglądanie śmierci człowieka, którego bronił.


Kim był kat?


W PRL wykonywanie wyroków śmierci powierzano dwóm katom. Nie byli etatowymi egzekutorami. Mieli normalną pracę w służbie więziennej, a zawodowe pozbawianie życia było dla nich dodatkowym zajęciem. Ich tożsamość była znana niewielkiej grupie ludzi, a o drugim, ukrywanym zawodzie nie wiedziała nawet najbliższa rodzina. Za każdą egzekucję otrzymywali dodatkowe, niewielkie wynagrodzenie.
Takie zlecenia dostawali zwykle kilka razy w roku. W praktyce wyglądało to tak, że o określonej godzinie danego dnia pukał do drzwi więzienia mężczyzna nikomu nie znany, okazywał dokument, który upoważniał go do wykonania określonej pracy...

Ostatni polski kat, który nota bene po kilkunastu latach od zaprzestania swojej działalności sam popełnił samobójstwo w wywiadzie udzielonym J. Andrzejewskiemu w książce „Spowiedź polskiego kata” wyznaje, że swoje rzemiosło zaczął uprawiać przez przypadek. W czasie pełnienia służby wojskowej został przydzielony do plutonu egzekucyjnego, a następnie w czasie pracy w więziennictwie już w cywilu zwrócił się do niego z jak to sam określił „propozycją nie do odrzucenia” przedstawiciel resortu spraw wewnętrznych.
Wyroki śmierci kat wykonywał na zlecenie, pracując jednocześnie zawodowo. Przed rozpoczęciem samodzielnego wykonywania wyroków przechodził sześciomiesięczny szkolenie z zakresu anatomii człowieka, fizyki, prawa i etyki wykonywał od kilku do kilkunastu wyroków rocznie. Kat zobowiązany był do zachowania w tajemnicy nawet przed bliskimi fakt wykonywania przez niego wyroków śmierci. Znało go kilkanaście osób, w większości byli to dyrektorzy zakładów karnych, gdzie wyroki śmierci były wykonywane.
Najwięcej egzekucji wykonano w 1973 r. Uśmiercono wtedy 27 osób, najmniej – dwie osoby – powieszono w 1982 r. Kaci przyjeżdżali do jednego z sześciu miast, w których wykonywano wyroki: Warszawy, Krakowa, Gdańska, Wrocławia, Poznania i Łodzi. Miejsca egzekucji mogły różnić się szczegółami, procedura była jednak podobna. Przepisy regulowały nawet precyzyjnie strój kata, włącznie z kolorem skarpetek, które miały być czarne. Nie zawsze jednak trzymano się ściśle tych regulacji.

Kat był zobowiązany do złożenia ślubowania następującej treści: "Zobowiązuje się wykonywać wyroki śmierci jako prace zlecone i utrzymywać w ścisłej tajemnicy wszelkie wiadomości związane z wykonaniem tych czynności i w żadnych okolicznościach nie ujawniać tej tajemnicy".

Ostatni skazany

Ostatni wyrok śmierci w Polsce wykonano na Andrzeju Czabańskim z Tarnowa. 10 czerwca 1984 r. 25-letni Czabański pił z kolegami już od południa. Jego żona była w zaawansowanej ciąży. Przed północą znudziło mu się męskie towarzystwo i postanowił spędzić resztę dnia z jedną z koleżanek. Padło na 40-letnią Annę B. Zamordował kobietę, a jej dwie córki usiłował zabić.
Przed sądem nie wyraził skruchy. Wyrok śmierci wykonano na nim 21 kwietnia 1988 r. o godz. 17.10 w areszcie śledczym w Krakowie przy ul. Montelupich. Była to ostatnia wykonana w Polsce kara śmierci.

Ostatnie życzenie

Instrukcja Dyrektora Centralnego Zarządu Zakładów Karnych stwierdzała również, że "Ostatnie życzenie" skazanego powinno być w miarę możliwości spełnione, a w szczególności:
* jeśli nie powoduje to wstrzymania wykonania kary śmierci na czas dłuższy niż godzinę
* jeżeli nie zostaną naruszone zasady moralności , przyzwoitości lub powagi chwili
* nie spowoduje to zmniejszenia jego poczytalności.
Skazany może na własną prośbę otrzymać od lekarza środki uspokajające. Na życzenie skazanego należy umożliwić mu skorzystanie na osobności z posługi religijnej, jak również zapewnić obecność duchownego przy wykonaniu kary śmierci.
Na przykład jeden ze skazanych życzył sobie usłyszeć ulubioną piosenkę The Beatles i zostać dokładnie ogolonym, by na jego głowie nie było ani jednego włosa.

Ostatni posiłek

Wg kucharz więziennego Janusza P. menu było zróżnicowane - od schabowego z ziemniakami i smażoną kapustą, po dania rybne, i golonkę.
Na deser najchętniej zamawiane były lody.
Jedno z oryginalniejszych zamówień - owoce po 1 sztuce: arbuz, jabłko, banan, cytryna, pomarańcza, grejfrut, śliwa, truskawka, czereśnia.
Więzienia dysponowały funduszem na spełnianie takich ostatnich życzeń.

Ostatnie reakcje skazanego

Większość ze skazanych na karę śmierci przed wykonaniem wyroku walczyła do upadłego, krzyczała, szarpała się wyrywała, gryzła, wyła.
Emerytowany funkcjonariusz aresztu śledczego w Gdańsku stwierdził iż "dziw brał, jaka siła wstępowała w tych nieszczęśników przed wejściem pod szubienicę. Niektórzy już na korytarzu zaczynali się rzucać, kopać, gryźć. Walczyli jak zwierzęta. Dla tych mieliśmy kowbojki - specjalny kaftan unier🤬amiający więźnia całkowicie."

Dla zainteresowanych tematem - polecam serdecznie książki Jerzego Kirzyńskiego.

Dokumenty towarzyszące wykonaniu i zasądzeniu KS.













Rafał Siwak to mężczyzna najprawdopodobniej niesłusznie skazany na 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo, do którego doszło w 2002 roku w Tarnowie. Poza niespójnymi zeznaniami dwójki świadków ze słyszenia, nie ma przeciwko niemu innych dowodów. Istnieją za to dowody przeciwko innemu podejrzanemu, który dopuścił się innego zabójstwa, a potem popełnił samobójstwo.

Co więcej, jeden z głównych świadków oskarżenia też odbywa karę pozbawienia wolności - dożywotniego - za zabójstwo, a drugi przyznał się do kłamstwa.

Pierwszy zwiastun reportażu (NIE)WINNY) o sprawie mężczyzny, najprawdopodobniej niewinnie skazanego na karę 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo, do którego doszło na początku lat 2000 na południu Polski.

Mężczyzna ten był najpierw dwukrotnie uniewinniany. Potem wyrok skazujący oparto przede wszystkim na zeznaniach świadka incognito, który sam ma poważne problemy z prawem i od lat znajduje się w zakładzie karnym.

Pozostałe dowody wskazują na zupełnie innego sprawcę, który popełnił samobójstwo po tym, jak przyznał się do mającego miejsce w podobnym czasie zabójstwa kuzynki ofiary.

Premiera 19 czerwca 2022 o godz. 19.00 na kanale YouTube Podejrzani.

Prawdziwy dramat

darex992020-12-12, 22:15
pewnie będą protesty, bo zamordował dawno temu, więc trzeba było mu dać dom i socjal, a nie takie coś. Świat jest jednak okrutny - mu nie dali szansy! Przecież przeprosił..Zabić? Niech pierwszy z Was rzuci kamieniem, co nigdy nie zabił - kto nie ma pokus w końcu.
PS. I do tego wszędzie rasizm!! Podejrzewam, że to wszystko przez to, że miał czarny kolor skóry, masakra, do czego to doszło, zero wyrozumiałości dla mniejszości.

onet.pl/informacje/onetwiadomosci/usa-brandon-bernard-nie-zyje-wykonan...

USA: Wykonano karę śmierci na Brandonie Bernardzie. W ostatnich słowach przeprosił rodziny ofiar

Przeprowadzono pierwszą z ostatnich pięciu egzekucji, zaplanowanych przed końcem prezydentury Donalda Trumpa. Śmiertelny zastrzyk podano Brandonowi Bernardowi, który jako nastolatek dokonał morderstwa w 1999 r. O jego ułaskawienie apelowała prokurator, członkowie ławy przysięgłych, która wydała wyrok, a nawet celebryci, m.in. Kim Kardashian. Jeśli wykonane zostaną pozostałe cztery wyroki śmierci, Donald Trump będzie prezydentem, za którego kadencji odbyło się najwięcej egzekucji od ponad 100 lat - podaje BBC.

40-letni Brandon Bernard został skazany za morderstwo w 1999 r., kiedy był nastolatkiem i jest najmłodszym przestępcą straconym przez rząd federalny od prawie 70 lat - informuje BBC. Przed egzekucją Bernard przeprosił rodzinę pary, którą zabił.

Przed końcem kadencji Donalda Trumpa zaplanowano jeszcze cztery egzekucje. Jeśli zostaną przeprowadzone, Trump będzie prezydentem, który nadzorował najwięcej wyroków śmierci od ponad wieku - informuje BBC.

Zrywają one ze 130-letnim precedensem wstrzymania egzekucji w okresie przekazywania władzy prezydenckiej. Joe Biden zostanie prezydentem 20 stycznia.

Śmierć Bernarda nastąpiła w czwartek o godz. 21.27 czasu lokalnego w zakładzie karnym w mieście Terre Haute w stanie Indiana.
Ostatnie słowa skazanego

Przedtem skierował swoje ostatnie słowa do rodziny ofiar, mówiąc spokojnie przez ponad trzy minuty - relacjonuje BBC.

- Przepraszam. To jedyne słowa, które mogę powiedzieć, które całkowicie oddają to, co czuję teraz i jak czułem się tamtego dnia - cytuje jego słowa Associated Press.

Egzekucja została opóźniona o ponad dwie godziny po tym, jak prawnicy Bernarda daremnie poprosili Sąd Najwyższy o jej wstrzymanie. W sprawie wypowiadała się m.in. prokurator federalna Angela Moore, która wcześniej domagała się kary śmierci. Prokurator była za zmianą wyroku na dożywocie. Podobny apel wystosowało pięciu członków ławy przysięgłych, która wydała wyrok za zabójstwo z 1999 r. Sprawą zainteresowali się też celebryci - w obronie Bernarda wystąpiła Kim Kardashian. Wielokrotnie w mediach społecznościowych apelowała o jego ułaskawienie.
Za co skazany został Brandon Bernard?

Bernard został skazany na śmierć za udział w zabójstwie Todda i Stacie Bagley w czerwcu 1999 r. w Teksasie. Razem z czterema innymi nastolatkami obrabował parę, a następnie zmusił do wejścia do bagażnika samochodu. Gdy leżeli w bagażniku, zostali zastrzeleni przez 19-letniego Christophera Vialvę. Później Bernard podpalił samochód.

Jego obrońcy wskazywali, że zrobił to w obawie przed Vialvą, który został stracony w październiku. Pozostali oskarżeni otrzymali wyroki więzienia, ponieważ w momencie zbrodni mieli poniżej 18 lat i byli sądzeni jako nieletni.

Przymusowa kąpiel...

DMT2019-01-21, 5:46
Gotującą wodą...

Polak skazany za walkę z radykalnym islamem

v................y • 2017-09-14, 20:18
Tymczasem na wyspach...



Cytat:


Zapadł wyrok w sprawie Jakuba Wendlanda. Polak szczuł swoim psem muzułmanów w Manchesterze. Jego bulterier pogryzł mężczyznę tylko dlatego, że ten odmówił pomocy Wendlandowi przy... otwieraniu piwa

Do rzeczonego zdarzenia doszło 25 czerwca, około godziny 10:00, na przystanku autobusowym w Longsight w Manchesterze przy ulicy Stockport Road. Ofiarą ataku naszego 32-letniego rodaka padł Brytyjczyk pakistańskiego pochodzenia, który właśnie wracał z porannej modlitwy. Bakhtshireen Rehman został poproszony przez znajdującego się w stanie wskazującym na spożycie Polaka o pomoc w otwarciu butelki piwa. 26-letni mężczyzna odmówił, co tylko rozjuszyło Wendlanda.

Polak zwyzywał Brytyjczyka od "muzułmańskich Kurdów" i zachowując się agresywnie, kilka razy uderzył Rehmana. Wreszcie poszczuł go swoim psem. Bitemu przez Polaka i gryzionemu przez jego psa Rehmanowi udało się jakoś uciec.

Tu ta bulwersująca historia jednak się nie kończy - w kilka godzin później Wendland wsiadł do autobusu jadącego do centrum miasta. Tam, upatrzył sobie kolejną ofiarę, a okazała się nią Sundus Mirza. Kobieta, która spacerowała spokojnie po Market Street podczas procesu zeznała, że bardzo boi się psów, dlatego widząc mężczyznę z bulterierem ominęła go szerokim łukiem.

Niestety, została zauważona przez mocno już pijanego (jak ustaliła później policja) Wendlanda, który znowu zachęcał swojego pupila do ataku. "Bierz ją, bierz - oni zabijają ludzi, bierz ją" - te słowa miały paść z jego ust.

Zaatakowanej przez psa Mirzie pomogli przechodnie. Kobieta później wezwała policję, która niedługo potem aresztowała Polaka. Podczas spotkania z oficerami Wendland straszył, że... zabije ich rodziny.



link

Widać, że sąd stronniczy. Nie docenił starań nowego Sobieskiego
Przeczytajcie artykuł i sami odpowiedzcie

Cytat:

Cztery strażniczki zaszły w ciążę z osadzonym w więzieniu w Baltimore szefem gangu. Przy okazji na jaw wyszły liczne nieprawidłowości w placówce - donosi metro.co.uk.

Tavo White przekupował strażniczki, dając im drogie prezenty: biżuterię i samochody. W zamian dostarczały mu twarde narkotyki i telefony do więzienia. White w ten sposób kontrolował całą placówkę - wykazało śledztwo FBI.

Cztery strażniczki zaszły w ciążę w czasie, gdy White był za kratkami. Z każdą z nich miał romans. Dwie miały nawet wytatuowane jego imię.

Po rozpracowaniu grupy przemytniczej funkcjonariuszki zostały zwolnione dyscyplinarnie z pracy. W sumie aresztowano 13 strażniczek, siedmiu więźniów i pięć innych osób zamieszanych w sprawę.


wiadomosci.onet.pl/ciekawostki/skandal-w-amerykanskim-wiezieniu-osadzo...

Oszukać przeznaczenie

P................k • 2014-03-05, 20:42
Murzyn postanawia sp🤬olić na wolność

Obecnie nie ma takich problemów ze skazaniem młodocianych przestępców. Jednak półtora wieku temu z dziećmi nie specjalnie się cackano. Były kierowane do ciężkich robót lub do więzienia (trudno powiedzieć, gdzie w tym czasie było gorzej). Wszystkie te zdjęcia zostały wykonane w okresie od grudnia 1871 do grudnia 1873.




1. 14-letni Henry Miller został oskarżony o kradzież ubrań i skazany na 14 dni ciężkiej pracy.


2. Mary Catherine Doherty została skazana na siedem dni ciężkiej pracy, po tym jak została oskarżona o kradzież żelaza. Karę otrzymała wraz ze wspólnikami - Hinnigan Mary Ellen Woodman i Rosanna Watson.


3. 12-letni Henry Leonard Stephenson został aresztowany pod zarzutem włamania do mieszkań prywatnych. Został skazany na dwa miesiące więzienia.


reszta w komentarzu.