
25 maja 1948 roku






Daję specjalnie na główną, biorę wszystko na klatę.
Trafiła do sądu za przejście na czerwonym świetle
15-letnia Patrycja Kozik chciała zdążyć na autobus i przebiegła przez ulicę na czerwonym świetle. Policjanci zatrzymali nastolatkę. Sprawę przekazali do Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego.
Dopiero kilkanaście dni temu o całym zajściu i prowadzonym postępowaniu dowiedział się ojciec nastolatki, Adam Kozik.
- Wina córki była oczywista, ale żeby od razu kierować sprawę do sądu. To się w głowie nie mieści. Przecież za poważne przestępstwa sąd praktycznie nie karze nieletnich, a tutaj, za przejście na czerwonym świetle, ur🤬amia się całą machinę sądową. Patrycja chciała zapłacić mandat, jednak funkcjonariusze od razu powiedzieli, że sprawę skierują do sądu. Chyba nie na tym ma polegać rola policji - nie kryje żalu Kozik.
Chciałam zdążyć na autobus
Sąd rodzinny w Rzeszowie prowadzi postępowanie wyjaśniające wobec nieletniej. Ma ustalić, czy wykazuje ona przejawy demoralizacji polegające na tym, że "9 stycznia na skrzyżowaniu ulic Powstańców Warszawy z Graniczną nie zastosowała się do sygnalizatora SP-5 przechodząc przez jezdnię na czerwonym świetle”.
- Widziałam nadjeżdżający autobus. Upewniłam się, że ulica jest pusta i przebiegłam, żeby go złapać. Policjanci mnie zatrzymali. Ani nie przeklęłam ani nie zachowywałam się wobec nich wulgarnie. Może chcieli sobie po prostu poprawić statystyki - zastanawia się nastolatka.
Pan Adam złożył zażalenie na postanowienie sądowe. Jednak sąd zlecił kuratorowi zawodowemu przeprowadzenie wywiadu środowiskowego na okoliczność przejawów demoralizacji nieletniej. Sprawa jest w toku.
- Jestem zbulwersowany, że przejście na czerwonym świetle może być powodem badania tego, w jakim stopniu zdemoralizowana jest moja córka. Przecież to czysty absurd, do którego może dojść jedynie w Polsce – denerwuje się Kozik.
Policja: takie jest prawo
Dlaczego funkcjonariusze drogówki od razu skierowali sprawę do sądu rodzinnego?
- O wykroczeniach popełnianych przez nieletnich zawsze informowany jest sąd rodzinny (…). Wykroczenia w ruchu drogowym, określane są jako przejawy demoralizacji (popełnienie czynu zabronionego (art. 4 UPN). Zawsze materiały dotyczące popełnienia czynu karalnego bądź zagrożenia demoralizacją kierowane są do sądu rodzinnego, który podejmuje działania przewidziane w ustawie. Nie twierdzimy, że nastolatka jest zdemoralizowana. Jesteśmy zobowiązani każde takie zajście skierować do sądu - informuje podkomisarz Adam Szeląg, rzecznik komendanta miejskiego policji.
To absurd
Inne zdanie ma prof. Czesław Kłak, karnista z WSPiA.
- To absurd. Podstawą skierowania wniosku do sądu w odniesieniu do nieletniego może być podejrzenie demoralizacji. W omawianym przypadku nie było takiej podstawy.
Nie sposób wykazać, że naruszenie przepisów prawa o ruchu drogowym było wynikiem szczególnie intensywnego nieprzystosowania społecznego, czy też wykolejenia jednostki. Jednorazowe zachowanie nastolatki w żadnej mierze nie pozwala wnioskować o jakiejkolwiek demoralizacji, było raczej związane z sytuacją i incydentalnym charakterem zachowania - wyjaśnia karnista.
Ryszard Soboń, dyr. Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 4 w Rzeszowie.
- Nie miałem żadnych sygnałów od nauczycieli, aby ta gimnazjalistka sprawiała jakieś problemy wychowawcze. Jak na swój wiek, jej zachowanie nie odbiega od rówieśników - mówi.
Na czym polega obecnie postępowanie wyjaśniające prowadzone w sprawie nastolatki?
- Zbiera się dane o osobie nieletniego, jego warunkach wychowawczych, zdrowotnych i bytowych oraz gromadzi się i utrwala dowody. Po przeprowadzeniu wywiadu przez kuratora i uzupełnieniu braków formalnych zażalenia przez ojca nieletniej, sprawie zostanie nadany dalszy ciąg - wyjaśnia Krzysztof Jucha, wiceprezes Sądu Rejonowego w Rzeszowie.
W III Wydziale Rodzinnym i Nieletnich zatrudnionych jest siedmiu sędziów, którzy w ubiegłym roku mieli do rozpoznania 4331 spraw. Ile z nich dotyczyło przejścia na czerwonym świetle przez nieletnich nie wiadomo. Sąd nie prowadzi takiej ewidencji.
W stanie Ohio w sierpniu 2012 roku dwóch nastolatków odurzyło, pobiło i zgw🤬ciło młodą dziewczynę. Całe zajście dla zabawy nagrali telefonem komórkowym. Sprawa ta bardzo szybko rozprzestrzeniła się w Internecie, a historię opisał nawet dziennik New York Times. Status amerykańskiej sprawy narodowej (podobnie, jak u nas przypadek małej Madzi z Sosnowca) historia zgw🤬conej dziewczyny zyskała, gdy zaangażowali się w nią Anonimowi. Grupa postanowiła ujawnić wiele szczegółów dotyczących zajścia, w tym wykradziony film z komórki sprawców oraz listę zamieszanych w to przestępstwo osób. Zasadniczo, Anonimowi opublikowali wszystkie te informacje, których nie mógł opublikować dziennik z uwagi na fakt, iż sprawcy byli niepełnoletni.
Drugim "bohaterem" tego artykułu jest "Weev", inaczej Andrew Auernheimer. To haker, jak sam siebie określa, członek Anonimowych, który brał udział w gigantycznej operacji zhakowania operatora AT&T w 2010 roku, za co został aresztowany.
Auernheimer oraz dwóch gw🤬cicieli - Ma'lik Richmond i Trent Mays - nie mieliby ze sobą nic wspólnego, gdyby nie fakt, że w dniu wczorajszym wszyscy trzej zostali skazani za swoje przestępstwa. Zastanawiacie się, dlaczego historia ta trafiła na łamy serwisu, zajmującego się tematyką IT? Spieszę z wyjaśnieniami.
Mianowicie Weev został skazany na 41 miesięcy pozbawienia wolności za publiczne ujawnienie luki bezpieczeństwa w systemie AT&T i poinformowanie o tym mediów.. Amerykański wymiar sprawiedliwości znalazł na to paragrafy: kradzież tożsamości oraz konspirowanie w celu uzyskania nieautoryzowanego dostępu do komputera.
Nieletni gw🤬ciciele, którzy, nie bójmy się słów, zniszczyli pewnej nastolatce życie, po dwóch latach znów zobaczą zachód słońca. Obaj dostali wyrok 24 miesięcy pozbawienia wolności w placówce dla nieletnich.
Prokuratura Rejonowa w Legnicy umorzyła postępowanie w sprawie właściciela domu, który broniąc się przed złodziejem na swojej posesji, ugodził go nożem
Prokurator uznał, iż reakcja mężczyzny mieściła się w ramach obowiązującego prawa, gdyż działał on w obronie koniecznej w celu odparcia bezpośredniego i bezprawnego zamachu na swoje życie, zdrowie i mienie.
- Każda osoba zaatakowana i broniąca się przed atakiem ma prawo użyć takiego przedmiotu, który pomoże i zapewni jej jego odparcie, nawet w takiej sytuacji, gdy atakujący posługuje się jedynie rękami. Dopuszczalne jest więc posłużenie się niebezpiecznym narzędziem, na przykład nożem, nawet wtedy, jeżeli napastnik używa tylko siły fizycznej, a napadnięty nie dysponuje innym środkiem obrony. Każda osoba, atakując dobro chronione prawem, a przede wszystkim dopuszczając się zamachu na zdrowie lub życie napadniętego, musi liczyć się z obroną z jego strony, czyli taką, która będzie konieczna do odparcia zamachu i w związku z tym powinna liczyć się z każdą konsekwencją, jaka może nastąpić, nawet z ryzykiem doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, czy nawet utratą życia - informuje prokurator Liliana Łukasiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Wydarzenie miało dramatyczny przebieg. Gdy pokrzywdzony mężczyzna wrócił do domu po pracy, usłyszał dobiegające z pierwszego piętra odgłosy. W kuchni zauważył wybitą szybę i leżący na podłodze kamień. Wystraszony chwycił dwa leżące w kuchni noże. Wtedy w jego stronę zbiegł po schodach napastnik, trzymając w ręku żelazko i krzycząc, że go zabije.
Mężczyzna, uciekając przed napastnikiem, wybiegł z domu do ogrodu. Włamywacz, którym okazał się 26-letni recydywista pobiegł za nim i zamachnął się na niego ukradzionym żelazkiem. W ogrodzie między mężczyznami doszło do szamotaniny. Wtedy pokrzywdzony ugodził kilkukrotnie przestępcę nożem w brzuch i w udo. Kiedy pokrzywdzony uwolnił się od napastnika, natychmiast wezwał policję.