Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#powstanie

Murzyn w Powstaniu Warszawskim 44

p................s • 2013-06-06, 13:56
Dla wiejskich napinaczy - "patriotów".

Powstaniec z Afryki

Mimo, że nie urodził się Polsce, to walczył w jej obronie. W powstańczym wojsku był strz. Aegbola , ps. „Ali”.

August Aegbola O’Brown urodził się w 20 lipca 1895 roku w Nigerii jako syn Wallace’a i Józefiny. Jako młody chłopak zaciągnął się do służby na brytyjskim okręcie handlowym, co zaprowadziło go na ziemię Shakespeare’a. Następnie trafił do Wolnego Miasta Gdańska i, w 1922 roku, do Warszawy.

W stolicy w pełni się zasymilował. Zamieszkał najpierw w rejonie ul. Złotej, a potem Hożej. Ożenił się z Polką, Zofią (nazwisko panieńskie nie znane), i doczekał się dwójki dzieci-Ryszarda (ur. w maju 1928 r.) i Aleksandra (ur. 19.09.1929)

W Warszawie często był widywany w rejonie ul. Marszałkowskiej. Nosił jasny garnitur i kolorowy krawat, a na głowie borsalino. Uchodził za człowieka eleganckiego i przystojnego, a co najważniejsze inteligentnego (ponoć znał pięć języków!). Z zawodu był muzykiem jazzowym. Grywał w najlepszych stołecznych klubach.

Pierwszą tajemnicą co do jego życiorysu jest udział w walkach obronnych w 1939 roku, Wiadomo, że jako ochotnik bronił stolicy. To jednak czyni miejsce jego przydziału trudnym do ustalenia. Po prostu, już podczas walk, został skierowany tam, gdzie był aktualnie potrzebny.

W czasie okupacji handlował sprzętem elektrycznym. Przy okazji roznosił konspiracyjną „bibułę”.. Jak to robił, nie wiadomo. Przecież Niemcy byli rasistami. Murzyn od razu trafiłby pod ścianę lub do jednego z obozów koncentracyjnych. W historii zapisała się sytuacja, kiedy wszedł do jednego ze sklepów. Otworzył walizeczkę, a sprzedawca w sklepie wziął, co miał wziąć. Następnie, na jego zaproszenie, „pan opalony” (jak był nazywany O’Brown przez Warszawiaków) udał się na zaplecze. Tam załatwił sprawy konspiracyjne, a na pożegnanie obaj panowie wypili „rozchodniaczka” i Afroamerykanin opuścił sklep.

Powstanie zastało afrykańskiego Polaka w Śródmieściu południowym. Jako strz. „Ali” został przydzielony do batalionu „Iwo-Ostoja” pod komendę kpr. Aleksandra Marcińczyka („Łabędź”). Z kolei po latach Jan Radecki („Czarny”) wspomni, ze widział O’Browna w centrali telefonicznej.

August Aegbola O’Brown przeżył Powstanie Warszawskie. Nie poszedł do niewoli. Wyszedł z cywilami. Jak to zrobił? To kolejna niewiadoma.

Po Powstaniu wrócił do Warszawy. W dokumentach Związku Bojowników o Wolności i Demokrację napisał, że walczył w Powstaniu. Trzeba powiedzieć, że w tamtych czasach przyznać się do służby w AK skutkowało nierzadko więzieniem. Znów jednak mu się udało i w latach ‘40 i ’50 grywał w warszawskich klubach. W 1949 roku zatrudniono go nawet w stołecznym Wydziale Kultury i Sztuki .

Wziął rozwód ze swoją ze swoją pierwszą żoną i w 1953 roku ożenił się po raz drugi z Olgą Miechowicz. Z tego małżeństwa miał córkę Tatianę. Wraz z rodziną wyjechał z Polski w 1958 roku. Przez Paryż trafił do Wielkiej Brytanii.

Powstanie

burzyk19922013-06-05, 22:05
-Przepraszam znasz się na historii ?
-Dlaczego?
-Bo mam powstanie w majtkach

Pilecki - wzór cnót

Nocturno2013-05-12, 4:08
Co się dzieje z sercem człowieka, kiedy – po ciężkich przeżyciach II wojny – zostaje nazwany zdrajcą przez „swoich”, a następnie skazany na śmierć? Co się dzieje z tym człowiekiem, jeśli poświęcił się całym swoim jestestwem wolności, ludziom, Bogu i ojczyźnie, za co spotkały go jedynie szykany i opluwanie? A co, jeśli ten człowiek, tak wielce doświadczony, do końca stał dumny i trwał w swych wierzeniach? Wtedy, mówimy o bohaterze.

Polska historia pamięta wielu takich bohaterów, którzy oddając swe życie w każdej sekundzie innym, giną od ciosu w plecy, od swoich sprzymierzeńców. Sprawa Witolda Pileckiego, Rotmistrza, jest jednak szczególna, wymaga więc szczególnego uznania i zasługuje na wspomnienie na łamach mojego pisarstwa.
Rotmistrz Witold Pilecki (1901 – 1948), pseudonim „Tomek”, „Romek”, „Witold”. Działał pod nazwiskami konspiracyjnymi „Tomasz Serafiński”, „Roman Jezierski, „Leon Bryjak”, „Jan Uznański”, „Witold Smoliński”, kryptonim „T-IV”. Był oficerem rezerwy Wojska Polskiego, współzałożycielem Tajnej Armii Polskiej, Oficer komendy głównej AK i „Nie”. Prawdziwym jednak jego dokonaniem, było to, iż był dobrowolnym więźniem KL Auschwitz, oraz fakt, że był ofiarą sądu stalinowskiego w powojennej Polsce.
Przybliżmy jednak sytuację, dotykając źródła (archiwów IPNu):
„Aresztowania wśród żołnierzy Tajnej Armii Polskiej, osadzanie coraz większej liczby skazańców w obozie koncentracyjnym Auschwitz i rozszerzająca się jego zła sława w miarę zwiększania jego funkcji eksterminacyjnych – wpłynęły na decyzję Witolda Pileckiego, by tam dobrowolnie się udać. Zamiar ten zrealizował 19 września 1940 r. podczas łapanki na Żoliborzu, skąd pod nazwiskiem Tomasza Serafińskiego dostał się do Auschwitz jako więzień nr 4859. Jesienią 1941 r. otrzymał awans na porucznika, który potwierdził fakt, że Pilecki poszedł do obozu ochotniczo, żeby tam zorganizować konspirację wojskową i zdobyć wiarygodne dane o zbrodniach popełnianych przez Niemców. W ZWZ-AK obowiązywała pragmatyka, iż z zasady nie awansowano więźniów.

Po przekroczeniu bramy z napisem „Arbeit macht frei”, niezależnie od przygotowania i wyobrażeń, każdy przybyły przeżywał szok. Tak samo zareagował Witold Pilecki. W czasie pobytu w Auschwitz trzykrotnie poważnie zachorował, ale pod opieką dr Jana Deringa, żołnierza TAP powrócił do sił. Obozowe przeżycia nie tylko nie załamały Pileckiego psychicznie, ale jakby dodatkowo mobilizowały do walki i do działania. Pierwsza grupa konspiracyjna, którą zawiązał wśród więźniów przywiezionych z Warszawy nosiła nazwę Tajnej Organizacji Wojskowej; tworzyły ją tzw. piątki. W miarę włączania kolejnych grup organizacji zmieniono nazwę na Związek Organizacji Wojskowych, który swoich żołnierzy miał we wszystkich komandach obozu oświęcimskiego. Nieco później, równolegle do konspiracyjnej działalności „Tomasza Serafińskiego” tę pracę zaczęły rozwijać inne organizacje wojskowe i polityczne z ZWZ-AK na czele. „ (za: pilecki.ipn.gov.pl)

W Auschwitz organizował liczne ucieczki, oraz pomoc dla najbardziej potrzebujących. W końcu, gdy Niemcy wykryli ich spisek, Pilecki, wraz z kilkoma innymi współwięźniami uciekli. Złożył w ten czas słynne Raporty Pileckiego, które zaniepokoiły dowódców AK. Zastrzeżenia budził fakt, iż Pilecki jakimś cudem uciekł z Auschwitz, więc mógł być wtyką Niemców. Pilecki, rozumiejąc obawy, nie załamał się, lecz dalej kontynuował walki. Brał udział w, na przykład, Powstaniu Warszawskim, choć był mu przeciwny.

Gdy wojna się skończyła, a on powrócił do kraju, został zatrzymany przez „polski” rząd, który postawił mu zarzuty kolaboracji na rzecz zniszczenia Państwa Polskiego.
15 marca 1948 r. wyrok śmierci na Pileckiego wydał Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie w składzie: ppłk Jan Hryckowian, kpt. Józef Badecki i kpt. Stefan Nowacki.
Przed warszawskim WSR kary śmierci dla Pileckiego i trójki jego podkomendnych domagał się mjr Czesław Łapiński. 3 maja 1948 r. Najwyższy Sąd Wojskowy w składzie: płk Kazimierz Drohomirecki (przewodniczący), ppłk Romana Kryże i mjr Leo Hochberg wyrok śmierci na Pileckiego utrzymał w mocy. Nad „właściwym” przebiegiem śledztwa i procesu Pileckiego czuwał Naczelny Prokurator Wojskowy, płk Stanisław Zarakowski i jego zastępca do spraw szczególnych, ppłk Henryk Podlaski. Ich presją oskarżyciel Łapiński tłumaczył żądanie kary śmierci. Śledztwo przeciwko Pileckiemu nadzorował Departament Śledczy MBP, a osobiście jego szef, płk Jacek Różański (Józef Goldberg), który faktycznie wydawał wyroki. Pomagał mu zastępca – naczelnik Wydziału II, ppłk Adam Humer i dyr. Departamentu III MBP, płk Józef Czaplicki. Różański ignorował fakty przemawiające „na korzyść” rotmistrza, np. raporty z jego pracy w Auschwitz, koncentrując się na sfingowanych przez bezpiekę planach zamachów na „mózgi MBP” – właśnie Różańskiego, Czaplickiego i szefowej Departamentu V MBP Julii Brystygier. Na biurka Różańskiego, Czaplickiego oraz ich przełożonego – Romana Romkowskiego – trafiały notatki „agentów celnych”, czyli więziennych kapusiów, rozpracowujących rotmistrza i jego towarzyszy. Na polecenie kierownictwa MBP Pileckiego i jego współpracowników przesłuchiwało kilku śledczych. Trzech żyje do dziś, nie nękani przez Temidę.
Marian Krawczyński, 1920 r., przed wojną skończył zawodówkę, po wojnie pułkownik. Na Mokotowie pracował przez 1,5 roku, do 1948 r., w bezpiece do 1955 r.
Zbigniew Kiszel, 1923 r., major, w bezpiece do 1958 r.
Eugeniusz Chimczak, 1921 r., śledczy PUBP.

Po tych wszystkich wydarzeniach, oraz śmierci Pileckiego, jego ciało było po cichu w nocy wyniesione z egzekucji. Jego dom zrównano z ziemią, rodzinę zaczęto atakować i wymuszać milczenie. Jednak żaden z jego katów nie został oskarżony po ’89. Lustracja nie dotknęła zdrajców, natomiast do dziś wielu lewaków wyzywa Pileckiego, oraz Żołnierzy Wyklętych, „Potepionymi” – obrażając ich cześć.

W szkołach nie usłyszymy ani słowa o Pileckim. To temat zakazany. A szkoda. Władza doskonale wie, co by taka wiedza zrobiła z sercami młodych Polaków, którzy za wzór mają podane tępe „autorytety”, jak Wojewódzki, Doda, czy Krupa. Może więc warto swojemu dziecku opowiedzieć o takich ludziach, jak Pilecki? Bo, jak śpiewa jeden z artystów: „Czemu mnie o Tobie w szkole nie uczyli? Ktoś bardzo nie chce by w tym kraju ludzie dumni byli. Czas, byśmy wreszcie grzech niewiedzy zmyli. To my – młodzi Polacy – przed Tobą czoła chylimy!”

poswiecenietonajwyzszaformamilosci.blog.onet.pl/2013/04/24/rotmistrz-p...

Trochę historii

Sheril2013-04-15, 10:10
Łukasz Przybylski jak podają źródła został wcielony do carskiej armi i wysłany na syberie a jego ponowne zesłanie było związane z przymusowym osiedleniem sie w carskiej guberni. Cieżko i karnie pracował przez 3 lata w kopalni. Informacje o Łukaszu Przybylskim zostały znalezione przez IPN.

Hardkor 44

P................k • 2013-04-09, 17:12
O Powstaniu Warszawskim nie trzeba opowiadać z pełną powagą, zanudzając bez emocji. Za nowy film o nim zabrała się ekipa Tomka Bagińskiego, twórcy oscarowej Katedry i tym razem nie będzie to dokument, ale dynamiczny film w stylistyce komiksu - mocny, ostry, emocjonujący, sugestywny.Niestety projekt został wstrzymany do odwołania .



























Kod:
Źródło: http://www.joemonster.org/art/11987/Hardkor_44_czyli_Powstanie_Warszawskie_w_stylu_300_Spartan i Google.


Kod:
Dla zainteresowanych: http://www.filmweb.pl/film/Hardkor+44-2013-526733

Jak było to proszę o usunięcie tematu.

Kulisy powstania TVN-u.

Mr.Drwalu2013-02-09, 20:05


Już w 1983r. komunistyczne władze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej doceniały propagandowy talent Mariusza Waltera, współzałożyciela koncernu medialnego ITI (w skład którego wchodzi m.in. telewizja TVN czy portal internetowy Onet). Rozwój ITI był inspirowany i finansowany przez władze oraz służby PRL.

Przytoczmy treść listu Jerzego Urbana – ówczesnego rzecznika prasowego rządu PRL do Czesława Kiszczaka:

Czesław Kiszczak
Warszawa 22 lutego 1983r.


List do Tow. Generała Czesława Kiszczaka, Ministra Spraw Wewnętrznych

Proponuję utworzenie w MSW oddzielnego pionu (służby) propagandowej, działającej także w obrębie MO. Znaczna część politycznie ważnych w skali kraju przedsięwzięć polityczno-propagandowych ma związek z domeną działalności MSW. Dopóki w kraju toczyć się będzie walka polityczna, MSW będzie planować i realizować przedsięwzięcia o największym znaczeniu z punktu widzenia jej przebiegu. Niezbędny jest, więc poważny, instytucjonalny instrument umożliwiający lepsze wykorzystanie propagandowe tych operacji, bezpośrednie oddziaływanie na społeczeństwo w pożądanym kierunku. (…)

Służba propagandowa MSW powinna mieć możliwość dawania do TV, radia i prasy gotowych programów do druku, albo też dostarczania TV, radiu i prasie półproduktów, którym ostateczny kształt nadadzą redakcje TV, radia i prasy. (…) W przypadku tego rodzaju rozbudowy służby propagandowej, decydujące znaczenie będzie mieć obsada kadrowa. Trudno jednak znaleźć dobrych dziennikarzy, którzy zdecydują się przejść do MSW. Nie mniej mam pewne propozycje, które jak uważam, warto przynajmniej rozważyć:

1. Mariusz Walter nadaje się na głównego konsultanta, jakiegoś szefa propagowania, szefa realizacji programów radiowo-tv – jednym słowem na kierownika pionu propagandy, lecz główną siłę koncepcyjno – fachową. (…) Pozytywnie zweryfikowany w 1982r. Sam się usunął z TV, mając dość nękania go. (…) Walter zwleka z decyzją powrotu, żądając satysfakcji i pognębienia jego wrogów. (…) Walter jest więc w tej chwili do wzięcia i wkrótce będzie za późno, bo ma otrzymać wysokie stanowisko w TV, jak mu się tam oczyści przedpole. (….)

Gdyby udało się pociągnąć Waltera, on zaproponuje dużo młodych, zdolnych ludzi. Ja dalej będę myśleć, rozglądać się, szukać.

Jerzy Urban
Rzecznik Prasowy Rządu PRL

Źródło: Biuro Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN IPN BU MSW,
II 1013, k 36-41, oryginał, mps. Biuletyn IPN 11.12.2006r. str.104-109.

Kopia biuletynu:

Kopia biuletynu - KLIKNIJ TUTAJ

Mariusz Walter w latach 1967–1983 był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W 1983 r. założył z Janem Wejchertem holding ITI (International Trading and Investment). Firma otrzymała koncesję od władz PRL na sprowadzanie sprzętu elektronicznego z zagranicy i dystrybucję filmów na kasetach video w Polsce. W 1997 stanął na czele telewizji TVN, której kierownictwo w 2001 przekazał synowi Piotrowi.

Przytoczmy jeszcze treść przesłuchania Grzegorza Żemka:

Sąd Okręgowy w Warszawie sygn. akt VIIIK37/98 t. IV, akta tajne

Przesłuchanie Grzegorza Żemka – kadrowego oficera Wojskowych Służb Informacyjnych


„Odpowiedzialnym z ramienia II Zarządu Sztabu Generalnego WP za lokowanie agentów w sferze mediów był Ryszard Pospieszyński, najpierw pracownik Komitetu Centralnego ZPR, a później dyrektor generalny Filmu Polskiego. Ja dostałem od służb specjalnych wojskowych zadanie po konsultacjach z Pospieszyńskim aby znaleźć za granicą firmę, która mogłaby pełnić rolę „konia trojańskiego”, to znaczy która mogłaby służyć do wprowadzenia agentów na obszar na Zachodzie, w dziedzinie mediów. (…) Jedyną firmą zagraniczną w dziedzinie mediów, którą znałem była firma należąca do Jana Wejcherta, ulokowana w Irlandii, na obszarze doków portowych, które stanowiły wydzielony w Irlandii obszar tzw. „raju podatkowego”. (…) Ta firma finansowała się z kredytów banku handlowego International w Luksemburgu.

Zapytałem służb wojskowych czy mogę podjąć kontakt z Wejchertem. Otrzymałem wówczas informację, że on już współpracuje ze służbami wojskowymi, więc będzie to proste. W tym czasie byłem dyrektorem Departamentu Kredytów w BHI. Poznałem w czasie tych rozmów z Wejchertem jego współpracowników m.in. Waltera. Zasugerowali mi, że jeżeli jest potrzeba zorganizowania – znalezienia przykrycia dla agentów działających w dziedzinie mediów i ich finansowanie, to najlepiej stworzyć międzynarodowy koncern z udziałem Filmu Polskiego. (…) Przekazałem te sugestie do wojska, ale postawiłem warunek że jeżeli mam się tym zająć to muszę dostać ludzi którzy znają się na mediach i byliby w stanie taki koncern zorganizować. (…)

Dokument znajduje się w Raporcie Komisji Weryfikacyjnej o działalności żołnierzy i pracowników WSI. Str. 302-303 i stanowi aneks nr 9.

Antoni Macierewicz w 2007 r. mówił o związkach ITI z wojskowymi służbami specjalnymi PRL i finansowaniu jej ze środków FOZZ. Te słowa spowodowały pozwy ITI i założycieli polskiej filii tego koncernu – Wejcherta i Waltera. Żądano w nich od Macierewicza przeprosin i wpłaty po 100 tys. zł na cel charytatywny. Zarzucano mu nadszarpnięcie reputacji spółki przez podanie nieprawdziwych informacji o jej założycielach.

W 2008 r. Sąd Okręgowy oddalił powództwo ITI, uznając, że Macierewicz jako urzędnik państwowy mówił o urzędowym dokumencie, korzystającym z domniemania prawdziwości. ITI odwołała się, twierdząc, że Macierewicz w wywiadzie wykroczył poza raport i podał nieprawdę. W grudniu 2008 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnie utrzymał wyrok.

W lutym br. Sąd Najwyższy uznał jednak kasację ITI i nakazał powtórzenie procesu. Sąd Najwyższy uznał, że to na pozwanym spoczywa ciężar wykazania, że jego działanie nie było bezprawne. Ponowny proces zakończył się oddaleniem pozwu. Jak uzasadniał sędzia Tomasz Gal, Macierewicz nie musiał dowodzić prawdziwości słów o związkach szefów ITI ze służbami, bo jego działanie nie było bezprawne. Sąd uznał, że jako szef komisji weryfikacyjnej miał prawo mówić o ustaleniach raportu, które “powielił w wywiadzie”. Sąd ocenił, że poseł PiS miał też prawo mówić o finansowaniu ITI ze środków FOZZ, bo tylko przypominał takie słowa oficera służb wojska płk. Jerzego Klemby, co – według sądu – nie narusza dóbr powoda.

Tak, w świetle przytoczonych wyżej dokumentów, wyglądają “historyczne” podstawy, na jakich powstał koncern medialny ITI i rzeczywiste inspiracje jego twórców. Nie ma żadnych powodów, by sądzić, że współpracujący z wojskowymi służbami specjalnymi Wejchert i Walter zakończyli tę współpracę w wolnej Polsce. Takich ludzi i takiego majątku służby nie wypuszczały z rąk. Jeżeli przyjąć, że układ PRL -owskich służb wojskowych przetrwał w niezmienionej formie do obecnych czasów, w takim samym stopniu przetrwała również szeroko rozumiana agentura.

Jak wyraźnie wynika z zeznań Grzegorza Żemka – kadrowego oficera WSI, finansowanie koncernu medialnego odbywało się poprzez Bank International w Luksemburgu, służący wywiadowi PRL do dokonywania nielegalnych operacji finansowych. Jasno też określono zadania operacyjne medialnego “konia trojańskiego”. Dalekowzroczna strategia służb sowieckich, zakładała proces transformacji ustrojowej, w której przeprowadzeniu szczególną rolę przypisano “wolnym mediom”. W tworzeniu pozorów państwa demokratycznego, konieczne były struktury propagandy, kamuflowane pod przykryciem prywatnych mediów, dające solidne zaplecze finansowe i służące manipulacji opinią publiczną. Innym sposobem, była zgoda komunistycznych służb na powołanie mediów, zarządzanych przez koncesjonowaną opozycję – czego przykładem może być Gazeta Wyborcza, powstała na skutek ustaleń, zawartych przy Okrągłym Stole.

Jeżeli z tej perspektywy spojrzeć na informacyjną działalność TVN -u, nietrudno dostrzec, że jej priorytetem jest obrona status quo, zwanego umownie III Rzeczpospolitą. To wokół mediów takich jak TVN czy Gazeta Wyborcza, powstały środowiska opiniotwórcze i tam należy szukać pierwszej linii obrony frontu – ustaleń Okrągłego Stołu. Łatwość, z jaką tego typu media, posługują się materiałami uzyskanymi od służb specjalnych, znajduje swoje uzasadnienie w słowach Jerzego Urbana –„Służba propagandowa MSW powinna mieć możliwość dawania do TV, radia i prasy gotowych programów do druku, albo też dostarczania TV, radiu i prasie półproduktów, którym ostateczny kształt nadadzą redakcje TV, radia i prasy.”



Źródło: bankier.pl/forum/temat_kulisy-powstania-tvn-i-gw,8943607.html
Ten kto wymyśli RPG, z którego rozlega się "ALLAHU AKBAR" przy strzale - zostanie milionerem

źródło: liveleak.com/view?i=f3c_1359394411
Ogólnie muzułmanie miłują swojego boga i pokój. A to, że lubią se od czasu do czasu zabić jakiegoś bliźniego, o niczym nie przesądza. Nikt przecież nie jest doskonały. Każdy ma jakieś słabości.

Sztyletnicy

nuker922013-01-20, 12:45
Sztyletnicy- zbrojna i dywersyjna organizacja, powstała w okresie powstania styczniowego

Rankiem 27 czerwca 1862 r. w Ogrodzie Saskim w Warszawie doszło do zamachu na carskiego namiestnika Królestwa Polskiego hrabiego Aleksandra Nikołajewicza von Lüdersa. Zamachowiec, oficer pochodzenia ukraińskiego, Andriej Potebnia wypalił mu w kark z pistoletu i szybko się oddalił. Namiestnik, choć ciężko ranny przeżył.

Andriej Potebnia

Zamach ten zapoczątkował serię ataków na funkcjonariuszy władz carskich, których wykonawcami w większości było tzw. bractwo sztyletników, tajnych egzekutorów działających na zlecenie Komitetu Centralnego Narodowego, który z chwilą wybuchu Powstania Styczniowego przekształcił się w Tymczasowy Rząd Narodowy.

Do kolejnego zamachu doszło już tydzień później. 2 lipca 1862 roku do Warszawy przybył nowy namiestnik, brat cara Aleksandra II, Wielki Książę Konstanty Nikołajewicz Romanow w towarzystwie ciężarnej małżonki Wielkiej Księżnej Aleksandry Josifowny. Fakt że trzymał pod rękę ciężarną żonę uratował mu życie, gdyż wśród witających na dworcu czekał zamachowiec, czeladnik krawiecki, Ludwik Jaroszyński, jeden z ludzi Jarosława Dąbrowskiego. Widząc ciężarną kobietę nie zdecydował się strzelać. Zrobił to na drugi dzień w Teatrze Wielkim, niestety kula utkwiła w szlifach munduru i Konstanty przeżył, Jaroszyńskiego zaś ujęto i stracono na stokach Cytadeli Warszawskiej 21 sierpnia 1862 r.

Ludwik Jaroszyński

Nie tylko Rosjanie mogli obawiać się o swoje bezpieczeństwo, również Polacy współpracujący z zaborcą narażeni byli na stratę życia. Przekonał się o tym margrabia Aleksander Wielopolski, naczelnik zależnego od Rosji cywilnego rządu Królestwa Polskiego. Uznany za zdrajcę sprawy narodowej miał zostać zabity przez dwóch konspiratorów Jana Rzońcę i Ludwika Rylla. Mimo dwóch prób zamachu, 7 i 15 sierpnia 1862 r., akcja się nie powiodła a obydwu zamachowców ujęto, przy Ryllu znaleziono sztylet którego ostrze, wg policji carskiej, pokryte było strychniną. Rzońca i Ryll zostali straceni 26 sierpnia 1862 r. na stokach Cytadeli Warszawskiej w publicznej egzekucji. Publicznie – ku przestrodze, chociaż efekt był całkiem odwrotny, chętnych do walki było coraz więcej i coraz większa nienawiść była do zaborcy. Potiebnia, Jaroszyński, Ryll i Rzońca mieli godnych naśladowców.

Sztyletnicy działali od stycznia 1863 r. w strukturze Policji Narodowej, jako oddział wydzielony Żandarmerii Narodowej – tzw. Straż Przyboczna. Do ich zadań należała ochrona członków władzy powstańczej oraz egzekwowanie wyroków na zdrajcach i wrogach państwa polskiego. Dowódcą Straży był Paweł Landowski, a po jego rezygnacji i przejściu do partyzantki Emanuel Szafarczyk. Nie wiadomo jaka była liczebność oddziału sztyletników. Żandarmów w Warszawie było 200-250 z tego prawdopodobnie około 100 zaangażowanych było w działalność odwetową. Członkowie oddziału rekrutowali się głównie z niższych warstw społecznych. Za swoją służbę otrzymywali żołd, zwrot wydatków służbowych oraz premię za wykonane wyroki. Te z kolei wykonywane były na podstawie orzeczeń Sądu Powstańczego (przekształconego potem w Trybunał Rewolucyjny). Choć oskarżeni siłą rzeczy nie uczestniczyli w posiedzeniach sądu i wyroki były wydawane oczywiście zaocznie to zdarzało się iż docierały one opatrzone odpowiednimi pieczęciami do adresata, tak się stało np. w przypadku majora Wasyla von Rothkircha, wicedyrektora Kancelarii Specjalnej od spraw Stanu Wojennego. Zamach się nie powiódł, oficer ów został ranny.

Pierwszą ofiarą sztyletników w Warszawie był naczelnik kancelarii tajnej policji Paweł Felkner, były inspektor szkolny. Usunięty ze stanowiska przez Wielopolskiego wstąpił do carskiej policji i został szefem komórki zajmującej się inwigilacją spiskowców. Został zasztyletowany w bramie własnego domu przy ulicy Twardej 8 listopada 1862 r. Akcji przewodził młody 22-letni konspirator Władysław Kotkowski, wśród zamachowców znaleźli się także urzędnik Józef Marcinkiewicz, rzemieślnicy Romuald Dzwonkowski i Marceli Szulc oraz gimnazjalista Stanisław Rabiński. Felknerowi zabrano dokumenty i odcięto ucho na znak że egzekucję wykonano.

Bardzo głośne było zabójstwo publicysty rządowego „Dziennika Powszechnego” Józefa Aleksandra Miniszewskiego, piszącego kąśliwe artykuły na temat manifestacji, ruchu spiskowego i powstania. Został zasztyletowany 2 maja 1863 r. na werandzie własnego domu przy ulicy Rymarskiej.

Również we własnym domu został zabity Aleksander Mirza Tuhan-Baranowski, wysoki funkcjonariusz carskiej policji odpowiedzialny za represje wobec mieszkańców Warszawy. Zginął mimo tego ze miał przydzielona osobista ochronę.

Zdarzały się niestety też sytuacje kiedy celami były niewinne osoby, tak się stało w przypadku doktora Messerschmidta (został ranny), lub decyzja o wykonaniu wyroku była podejmowana samorzutnie bez wiedzy i decyzji Rządu Narodowego.

Do najbardziej spektakularnej akcji z udziałem sztyletników doszło 19 września 1863 r. Celem był nowy namiestnik Królestwa Polskiego hrabia Fiodor Fiodorowicz Berg. Inicjatorem zamachu był Ignacy Chmieleński. Niespokojny duch, zawodowy konspirator, co ciekawe, syn generała-major wojsk carskich. To on był jednym z organizatorów nieudanego zamachu na Wielkiego Księcia Konstantego. Zyskał przydomek „małego Robespierra”. Gdy przybył do Warszawy, zjednał sobie sztyletników i z ich pomocą, dzięki rozmaitym knowaniom i intrygom, został szefem Rządu Narodowego i wojskowym naczelnikiem miasta stołecznego Warszawy. Widząc że powstanie przygasza zapragnął sukcesu, dzięki któremu mógłby ponownie porwać ludzi do walki. Tym sukcesem miało być zabicie Berga.

Zamach planowano niezwykle starannie. Z obserwacji Berga wynikało że prowadzi on niezwykle regularny tryb życia. Poruszając się po mieście jego powóz jeździł ciągle tymi samymi ulicami i często o tych samych godzinach. To znakomicie ułatwiało zadanie. Dowódcą oddziału mającego dokonać zamachu był Paweł Landowski, naczelnik Żandarmerii Narodowej. To on dokonał wyboru miejsca akcji. Był nim Pałac Zamoyskich, stojący do dziś u zbiegu Nowego Światu i Świętokrzyskiej.

Gdy 19 września około godziny 17 powóz hrabiego Berga przejeżdżał koło kamienicy, z trzeciego piętra budynku, z mieszkania pod numerem 6 posypały się bomby wypełnione siekańcami i butelki z płynem zapalającym. Namiestnik cudem ocalał. Jego powóz został przebity odłamkami w 17 miejscach, raniono 5 koni i 3 kozaków eskorty. Sam hrabia nawet nie został ranny, miał tylko przebity kołnierz płaszcza.

Po zamachu na rozkaz Berga wojsko otoczyło budynek, mieszkania splądrowano a wszystkie meble i większe przedmioty wyrzucono na ulicę. Wszystko to spalono, wśród tych rzeczy znajdował się fortepian Fryderyka Chopina, przechowywany w jednym z mieszkań. Wszystkich mężczyzn aresztowanych w kamienicy, wśród nich hrabiego Stanisława Zamoyskiego, uwięziono w Cytadeli. Zamach skutkował także drastycznymi represjami wobec społeczeństwa, zaczęto przeprowadzać publiczne egzekucje schwytanych powstańców. Rozpoczęto poszukiwania zamachowców. Większości z nich udało się uciec. Chmieleński wyjechał z kraju już 1 października, także Landowskiemu udało się uniknąć aresztowania.

Ignacy Chmieleński

Ostatnim dowódcą warszawskich sztyletników był Emanuel Szafarczyk. Młody, 25-letni, pochodzący ze Śląska, syn stolarza, pozbawiony władzy w prawej ręce, zyskał sławę dzięki udanym zamachom na wspomnianego już Aleksandra Mirzę Tuhan-Baranowskiego i szpiega carskiego Bertholda Hermaniego. Kolejne akcje: zamach na majora von Rothkircha czy generał-policmajstra Fiodora Trepowa sprawiły że był on szczególnie poszukiwany przez carską policję. Wpadł we wrześniu 1864 roku zdradzony przez przyjaciela, którego zaborca przekupił koncesją na prowadzenie gospody. Mimo iż mógł uciec z kraju to jednak pozostał. Został powieszony w Cytadeli 17 lutego 1865 roku w raz z ostatnim Naczelnikiem Warszawy Aleksandrem Waszkowskim. Była to ostatnia publiczna egzekucja uczestników powstania.

Ogółem w ciągu roku, między styczniem 1863 r. a styczniem 1864 r. dokonano w Warszawie 47 zamachów w których zginęły 24 osoby a 23 zostały ranne. Według generał-policmajstra Trepowa w całym Królestwie w wyniku skrytobójczych ataków na przedstawicieli rosyjskiej administracji i sympatyków cara zginęło około tysiąca osób. Aż tyle, ponieważ prowincja też miała swoich sztyletników- byli to tzw. „żandarmi wieszający” działający we wsiach i małych miasteczkach.

W kontekście Powstania Styczniowego rzadko się wspomina sztyletnikach. Wynika to nie tylko z głębokiej konspiracji oddziału i co za tym idzie szczupłości materiału archiwalnego na ich temat. Sztyletnik po prostu nie pasuje do etosu powstańca- bohatera walczącego oko w oko z śmiertelnym wrogiem. Sposób ich działania może budzić niechęć i odrazę czemu dawała wyraz ówczesna rosyjska prasa nazywając ich terrorystami i nawet dziś w krajowych publikacjach na ich temat tak są określani. Ale czy można nazwać terrorystą bojownika walczącego z okupantem o wolność swojego Narodu na Ojczystej Ziemii?

źródło:
historia.org.pl