
Magik i system operacyjny
WINDOWS!

Magik pracował na statku wycieczkowym na Karaibach. Widownia się zmieniała, więc magik tydzień po tygodniu pokazywał te same sztuczki. Jedynym problemem była papuga kapitana, która oglądała te numery tak długo, że powoli zaczynała rozumieć, na czym polegają. Raz zaczęła wołać w czasie pokazu: "Patrzcie! To nie ten sam kapelusz!", "Patrzcie! Chowa kwiaty pod stół!"
Magik był wk🤬iony, ale nie mógł nic zrobić, bo jednak była to papuga kapitana.
Pewnego dnia statek miał wypadek i zatonął. Magik ocknął się sam, dryfujący na kawałku drewna, na którym siedziała papuga. Oboje się nienawidzili, wręcz zjadali wzrokiem, nie odezwali się do siebie słowem. I tak mijał dzień za dniem... Po tygodniu papuga wreszcie mówi:
-OK., k🤬a poddaję się. Gdzie jest statek?
Co robi człowiek, który spada z wysokości 10 piętra? Najczęściej ginie. Jednak ten młodzieniec... poprosił o papierosa.
– Nigdy nie zapomnę tego popołudnia. Siedzieliśmy z synem na podwórku przy grillu, gdy nagle usłyszeliśmy potężny huk. Zerwaliśmy się na równe nogi i pobiegliśmy w stronę szopki, w którą coś uderzyło. Na ziemi w krzakach leżał chłopak i jęczał z bólu – opowiada Wojciech Chodzyński (55 l.) z Ostrowca Świętokrzyskiego.
To był Patryk Z., który właśnie spadł z wysokości 25 metrów. Miał niesamowite szczęście. Trafił wprost w blaszany dach szopki stojącej na podwórku.
Odbił się od niego jak od sprężystej trampoliny i wylądował w kępie krzewów. Nawet na chwilę nie stracił przytomności. Wystraszeni ludzie, którzy otoczyli go chwilę po upadku nie mogli uwierzyć, że żyje.
– Leżał na trawie, popatrzył na mnie i poprosił o papierosa i piwo – opowiada, nie dowierzając własnym słowom, Paweł Chodzyński, mieszkaniec kamienicy stojącej tuż obok wieżowca. – Stałem jak wryty, a on zaczął się nagle chwalić, że chciał popełnić samobójstwo, wiec wybił szybę na klatce schodowej, wszedł na dach wieżowca, wziął rozbieg i skoczył. Mówił jeszcze, że w powietrzu wykonał salto! – twierdzi pan Paweł.
Jan Adamski (61 l.), sąsiad pana Pawła, mieszka na 10 piętrze, dokładnie pod miejscem, z którego desperat wykonał swój niesłychany skok.
– Odpoczywałem na wersalce, bo był już późny wieczór. Nagle usłyszałem potężny huk, jakby wybuchł telewizor, który ktoś wyrzucił przez okno. Przestraszyłem się nie na żarty, wybiegłem na balkon i zobaczyłem leżącego na ziemi człowieka. Zewsząd zbiegali się ludzie, krzyczeli, ktoś wzywał pomocy. Po chwili zawyły syreny i zrobiło się niebiesko od błyskających świateł – opowiada rozgorączkowany pan Jan.
Lekarz pogotowia i sanitariusze nie wierzyli, że po upadku z takiej wysokości Patryk Z. żyje. Obejrzeli go możliwie jak najszybciej i natychmiast przewieźli ambulansem do najbliższego szpitala.
Chłopak trafił na oddział ortopedii, bo miał tylko złamane nogi. Zdumieni lekarze nie znaleźli żadnych obrażeń, które mogłyby zagrażać jego życiu. Jest przytomny, ale o tym, co zrobił, rozmawiać nie chce. Twierdzi, że to był wypadek