Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#komandosi

Wracali do ojczyzny pod osłoną nocy

P................ł • 2013-06-29, 23:34
Szkolono ich tak, jak dzisiejszych komandosów. Uczyli się strzelania, walki wręcz i cichego zabijania. Tych, którzy ukończyli morderczy trening, przerzucano do Polski. Pamięć o nich podtrzymuje Jednostka Wojskowa GROM.



Z jednostek, w których służyli, znikali nocą nic nikomu nie mówiąc. Potem tak działali – po cichu i pod osłoną ciemności. Ich znakiem rozpoznawczym jest atakujący orzeł. W swojej odznace mają go dziś komandosi GROM-u. – Cichociemni byli elitarną formacją naszej armii – mówi Tomasz Lasocki, historyk specjalizujący się w dziejach II wojny.

Pomysł, by wykorzystać spadochroniarzy do nawiązania łączności z walczącym podziemiem pojawił się już pod koniec 1939 roku. Wymyśliło go dwóch młodych kapitanów przebywających we Francji – Jan Górski i Maciej Kalenkiewicz. Jednak zrealizowano go dopiero po ewakuacji polskich sił do Wielkiej Brytanii. Tam, latem 1940 roku, w Sztabie Naczelnego Wodza powołano specjalny oddział odpowiedzialny za przeszkolenie i przerzut żołnierzy do okupowanej Polski. Opracował on zasady ich werbunku i szkolenia. „Należy wybierać ludzi o twardym, nieugiętym charakterze, dzielnych, zdecydowanych, ideowych, umiejących w sposób bezwzględny dochować tajemnicy, zdolnych do odegrania roli emisariuszy politycznych i wojskowych” – instruował gen. Władysław Sikorski.

Cichociemnymi zostawali wyłącznie ochotnicy. Do służby zgłaszali się żołnierze wszystkich stopni i specjalności, w różnym wieku – najstarszy skoczek miał 54 lata, najmłodszy 20. – Ale stosowano bardzo surowe kryteria doboru – zaznacza Tomasz Lasocki.

Kandydatów czekało mordercze kilkumiesięczne szkolenie. Jego elementem był forsowny trening fizyczny, prowadzony w brytyjskim ośrodku spadochronowym zwanym Małpim Gajem. Przyszli cichociemni uczyli się posługiwania różnego rodzaju bronią, mieli zajęcia z terenoznawstwa i walki wręcz. Przechodzili też kursy specjalistyczne, np. kontrwywiadu, dywersji czy łączności.

– Najważniejszą naszą bronią było wszechstronne wyszkolenie – opowiadał na jednym ze spotkań w Muzeum Powstania Warszawskiego cichociemny gen. bryg. Stefan Bałuk „Starba”. Sam uczestniczył w warsztatach ślusarskich. – Uczyłem się na przykład dorabiania kluczy i otwierania zamków – opowiadał.


Cichociemni w Wielkiej Brytanii. Od lewej siedzą: por. „Starba” – Stefan Bałuk, kpt. „Łobuz” – Benon Łastowski

Jednak dwa kursy były obowiązkowe – spadochronowy i przygotowujący do życia w okupowanym kraju. Cichociemny po wylądowaniu musiał błyskawicznie wtopić się w tłum. Dlatego w czasie szkolenia dostawał nowy życiorys, fałszywe dokumenty, poznawał okupacyjne zwyczaje.

– Jak ważne było przygotowanie się, pokazuje przykład jednego z cichociemnych, który wpadł w okupowanej Polsce, bo w tramwaju powiedział „przepraszam” po angielsku – opowiada Tomasz Lasocki.

Z ponad 2,4 tys. osób, które zgłosiły się na kurs, tylko 605 ukończyło szkolenie. Pozostali wycofywali się z powodu zbyt słabej kondycji, zarówno fizycznej, jak i psychicznej.

Pierwsi cichociemni zostali zrzuceni nad Polską w nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku. Skoczyli mjr Stanisław Krzymowski „Kostka”, rtm. Józef Zabielski „Żbik” i kurier polskiego rządu bomb. Czesław Raczkowski „Orkan”. – To była zarazem pierwsza w czasie wojny akcja przerzutu skoczków z Wysp Brytyjskich na tereny okupowane – zaznacza historyk.

Samoloty brytyjskie z cichociemnymi latały najpierw z bazy pod Londynem, a od 1944 r. z lotnisk na południu Włoch. W Polsce ich odbiorem zajmowała się specjalna komórka Armii Krajowej. Przylot samolotu ze skoczkiem zapowiadała ustalona wcześniej melodia, nadawana w polskich audycjach BBC. Po odebraniu cichociemnych z miejsca zrzutu pomagano im się dostać do Warszawy. Tam „ptaszkami”, bo tak ich określano, przez kilka tygodni zajmowały się łączniczki z AK, które uczyły ich okupacyjnej rzeczywistości.

Potem cichociemni trafiali do struktur podziemnych Armii Krajowej. – Służyli w dywersji, walczyli w oddziałach partyzanckich, pracowali w wywiadzie, zajmowali się fałszowaniem dokumentów, a 91 z nich wzięło udział w Powstaniu Warszawskim – wylicza Tomasz Lasocki.

Wśród cichociemnych był m.in. mjr Jan Piwnik „Ponury”, legendarny partyzant Gór Świętokrzyskich, gen. bryg. Leopold Okulicki „Niedźwiadek”, ostatni komendant główny AK, ppłk Adam Borys „Pług”, dowódca elitarnego oddziału AK „Parasol”, jedyna kobieta – gen. bryg. Elżbieta Zawadzka „Zo”, kurierka Komendy Głównej AK.

Ostatni raz zrzucono cichociemnych do kraju nocą z 26 na 27 grudnia 1944 r. W sumie do Polski skoczyło 316 żołnierzy. Wojny nie przeżyła prawie jedna trzecia z nich: Dziewięciu zginęło podczas lotu lub skoku, 47 zamordowało Gestapo albo zmarli w obozach koncentracyjnych, 44 poległo w walkach partyzanckich i Powstaniu Warszawskim, trzech zażyło truciznę w trakcie aresztowania. Sześciu zginęło po wojnie, zabici w czasie stalinowskich represji przez UB.

Dziś tradycje cichociemnych pielęgnuje Jednostka Wojskowa GROM. Legendarni spadochroniarze są jej patronami. – Są dla nas wzorem patriotyzmu – mówi kpt. Tomasz Mika, rzecznik prasowy jednostki. Jednak obchody rocznicy pierwszego zrzutu, z uwagi na podeszły wiek cichociemnych, od kilku lat są organizowane wiosną. – To oni i ich rodziny są tego dnia naszymi najważniejszymi gośćmi – podkreśla kpt. Mika. Obecnie żyje czterech skoczków, którzy utrzymują kontakt z GROM-em.

W maju żołnierze GROM-u i spadochroniarze razem składają kwiaty pod pomnikami poświęconymi cichociemnym na terenie jednostki oraz na Cmentarzu Powązkowskim. Odwiedzają też w GROM-ie izbę pamięci, gdzie na jednej ze ścian wiszą fotografie wszystkich 316 skoczków. Zgromadzono tam też pamiątki po cichociemnych przesłane m.in. ze Studium Polski Podziemnej w Londynie.

Konkretny filmik


Więcej informacji o tradycjach Cichociemnich, kultytowanych przez GROM

--------
źródło:
polska-zbrojna.pl/home/articleshow/6508?t=Wracali-do-ojczyzny-pod-oslo...

Husarska Motywacja

P................ł • 2013-06-26, 15:43
W przeciwieństwie do innych artykułów o husarii, ten jest ciekawy i nie ma w nim typowego patosu.

Na początek tego wpisu pytanie-zagadka. Wyobraź sobie drogi Czytelniku wysportowanego, postawnego mężczyznę uzbrojonego w najnowocześniejszy sprzęt z karabinem w ręku? Czy to wystarczy, żeby powiedzieć o nim, że jest przykładowo operatorem elitarnej jednostki GROM? Dlaczego zwykły, przeciętny człowiek „z ulicy” nigdy nie zostanie operatorem GROM-u? Czego jeszcze brakuje, oprócz znakomitej broni, oporządzenia oraz żelaznej kondycji? Odpowiedź znajdź sam w tym artykule!

Wróćmy teraz do meritum tego artykułu. Dlaczego husarze narażali swoje życie, zaciągając się ochotniczo pod sztandary wojsk Rzeczypospolitej? Oceniając z dzisiejszej perspektywy odpowiedź większości z nas będzie brzmiała – dla pieniędzy. Jest to odpowiedź błędna. Pieniądze nie są najistotniejszym motywatorem, który kształtuje walory bojowe i morale najlepszych jednostek wojskowych świata. Dotyczy to dzisiaj np. jednostek specjalnych, gdzie operatorzy nie są wyjątkowo wynagradzani za pełną niebezpieczeństw służbę. Jeżeli przeanalizujemy wypowiedzi żołnierzy okaże się, że jednym z najważniejszych czynników jest przynależność do nielicznej, wyselekcjonowanej, elitarnej grupy najlepszych z najlepszych, owianej sławą oraz legendą, możliwość ciągłego rozwoju swoich umiejętności oraz praktycznego sprawdzenia się w boju, uczestniczenia w akcjach, których może doświadczyć zaledwie garstka ludzi na świecie. Cześć z nich odpowiada, że dla adrenaliny. Niekwestionowanym motywatorem jest również chęć służenia swojej ojczyźnie. Trzeba pamiętać, że w skład najlepszych jednostek specjalnych świata wchodzą tylko i wyłącznie ochotnicy – nikt nie zmusza do służby w elicie…


Husarz

Wiele podobieństw znajdziemy w motywacjach członków ówcześnie elitarnej formacji wojska Rzeczypospolitej – husarii. Opierając się na badaniach Radosława Sikory, wybitnego badacza tej formacji, można stwierdzić, że husarze musieli wręcz dopłacać do tego, żeby móc służyć w tej formacji… Średnia szlachta, spośród której rekrutowali się towarzysze husarscy, musiała zainwestować niewyobrażalne dla zwykłych śmiertelników sumy, żeby zakupić konia, zbroję i całe oporządzenie. Jeżeli mielibyśmy porównywać w przybliżeniu koszt wyposażenia gotowego do boju husarza wyniósłby on dzisiaj tyle co zakup wysokiej klasy samochodu. W trakcie służby wielokrotnie się zdarzało, że husarz tracił w bitwie swój największy skarb i najlepszego przyjaciela – konia. Podobnie jak psujący się po jakimś czasie samochód, do którego ciągle dokładamy, tak husarz musiał przez cały czas służby dopłacać do interesu jakim była służba w husarii. Jeżeli okazywało się, że husarzowi zabrakło środków na kupno nowego konia czy też elementu uzbrojenia, musiał on niestety odejść ze służby. Żołd w znikomym procencie rekompensował te inwestycje, a zmorą dla polskich żołnierzy tamtego czasu było niewywiązywanie się z zobowiązań przez polskie państwo, któro permanentnie spóźniało się z wypłatą żołdu swoim żołnierzom lub w ogóle go nie wypłacało…

Jeżeli nie dla pieniędzy to za co walczyli i ginęli husarze? Żeby odpowiedzieć na to pytanie musimy wyjść od tego kim byli i jak się wychowywali kandydaci na towarzyszy husarskich. Jak pisałem wyżej husarz już przed wstąpieniem do służby w elicie musiał być bogaty i pochodzić z bogatej rodziny – rekrutującej się przynajmniej ze szlachty średniej. Taki status pozwalał mu na służbę w elicie. Wychowanie w rodzinach szlacheckich kładło nacisk na pomnażanie sławy własnej, swojej rodziny oraz rodu. Wzorowano się na postawach swoich przodków, których dokonania były inspiracją i motywowały do przysporzenia rodzinie jeszcze większej sławy oraz majątku. Jedną z form wyróżnienia się były sukcesy na polach bitew. Sława i poważanie jakie mogli zdobyć w boju husarze były bardzo dużym motywatorem dla służby w tej formacji. Kolejnym ważnym rytem szlacheckiego wychowania było poczucie wolności, które zapewnić szlachcicowi mogła tylko Rzeczpospolita. Wolność oraz patriotyzm były w rozumieniu husarza pojęciami wzajemnie się przenikającymi i oznaczały w zasadzie to samo. Szlachcic był dumny z tego, że jest wolnym człowiekiem, a jednocześnie gardził chłopami, mieszczanami oraz szlachtą w innych państwach, która według niego gięła karki przed własnymi władcami. Husarz wychowany w poczuciu wyższości był bardzo pewny siebie. Jego pewność siebie graniczyła z pychą i całkowitym brakiem pokory wobec jakiegokolwiek przeciwnika.


Co czuł pikinier na widok szarżującej na niego husarii?

Husarze podobnie jak cała szlachta cechowała się wpajanym od dzieciństwa tzw. „poczuciem honoru”. Wysokie poczucie honoru nie pozwalało husarzowi na okazywanie strachu. Taka postawa przekładała się konkretnie na postawę na polu bitwy. Nie oznaczało to oczywiście, że byli oni robotami, którzy na polu bitwy niczego się nie bali i ślepo wykonywali rozkazy. Strach był ich wiernym towarzyszem, ale jego okazywanie było uważane za słabość i husarz otwarcie mówiący, że się boi zostałby uznany za tchórza-straciłby honor i poważanie wśród swoich towarzyszy. W wojsku Rzeczypospolitej istniała nawet instytucja „towarzyszy rząd czyniących”, których zadaniem było zabijanie każdego, kto próbowałaby w czasie szarży wystąpić z szyku i uciec. Takie rozwiązania stosowano również w chorągwiach husarskich.

Służąc w armii, do której nikt szlachcica nie przymuszał walczył on za swoją rodzinę i majątek, ale również o własne przywileje społeczno-polityczne. Państwo, za które ryzykował życiem było gwarantem jego praw i nie było traktowane przez niego jako byt opresyjny. Polski szlachcic mawiał, że ojczyzna nie w ścianach, nie w granicach, nie w majętnościach, ale w używaniu praw i wolności. Poczucie patriotyzmu wśród szlachty, która tworzyła husarię było bardzo głęboko zakorzenione i żołnierz, któremu przez kilka lat nie wypłacano żołdu mimo tego dalej służył w armii … Gdyby motywował go tylko żołd, już dawno nie byłoby komu bronić Rzeczypospolitej… Podejście polskiej szlachty stało w opozycji do tego jakie motywacje kierowały żołnierzami w innych państw europejskich tamtych czasów. Różnice między polskim żołnierzem, a obcokrajowcem przedstawił poseł wenecki Hieronimo Lippomano: Dzielne jest bez wątpienia ich [tj. polskie] wojsko, bo krajowe a nie cudzoziemskie, bo w niem służy sama szlachta zazwyczaj bez żołdu, która bijąc się nie za pieniądze ale za ojczyznę, za żony, za dzieci, za wolność, w najtrudniejszych razach i przed najliczniejszym nieprzyjacielem nigdy z placu nie pierzcha.


Husarz w trakcie szarży


Kolejnym ważnym motywatorem, który rozpalał wyobraźnie potencjalnych kandydatów do służby w husarii był ogromny prestiż jakim cieszył się towarzysz husarski. W owym czasie husaria była najlepszą formacją polskiego wojska i służba w niej uchodziła za zaszczyt. Husarz cieszył się ogromnym szacunkiem i poważaniem: Usarze zostają w takim poszanowaniu, że sami hetmani, oddając im rozkazy nazywają ich „panowie bracia”.

Husarz stając w polu wiedział, że nie ma sobie równych. Przekonywało go szlacheckie wychowanie oraz legenda jaka otaczała formację. Dlaczego husaria wygrywała na polach bitew? Ich siła kryła się nie w sile mięśni, ale w ogromnej pewności siebie i wysokim morale o czym dobitnie świadczy anegdota przekazana nam przez francuskiego dworzanina Jana III Sobieskiego: Historia Polski obejmuje pewien szczegół, że gdy pewien król pragnął się cofnąć przed nieprzyjacielem, następującym nań z przemagającą siłą, husarze przeszkodzili temu, oświadczywszy wyniośle, że nie ma powodu obawiać się, kiedy jest pod ich osłoną, gdyż [nawet] jeżeliby niebiosa zapaść się miały, toby je podtrzymano na ostrzach kopii.

źródło:
blog.surgepolonia.pl/2013/04/husarska-motywacja/

Norweskie siły specjalne

fatherland2013-06-05, 22:17
Norweskie siły specjalne. W roli głównej słynna i powszechnie szanowana FSK/HJK. Każdy wie, że Norwegia sama nie wie, co robić z taką ilością hajsu.

Po tagach nie znalazłem. Jak było to wyrzucić. To mój pierwszy temat.

Jednostki specjalne a tradycja.

P................ł • 2013-05-28, 16:02
Był już GROM, więc czas na inne jednostki specjalne

Jednostka Wojskowa AGAT



Cytat:

Oddział do Zadań Specjalnych Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej, noszący kryptonim: „AGAT” (skrót od Anty-Gestapo). Historia kompanii Agat rozpoczyna się w czerwcu 1943 roku, kiedy to zapadła decyzja, iż powstanie specjalny oddział złożony z żołnierzy Grup Szturmowych dowodzony przez kpt. Adama Borysa ps. "Pług". Agat miał się stać jednym z Oddziałów Dyspozycyjnych ; Kedywu ; KG ; AK. Członkowie Szarych Szeregów tworzący Grupy Szturmowe przekazali na ten cel oddziały "CR-500", "CR-200" oraz "Sad-100" liczące około 75 ludzi. Dodatkowo do niewielkiej na razie grupy żołnierzy, która de facto działała pod bezpośrednim nadzorem Sztabu Kedywu oraz władz harcerskich dokoptowano drużynę dziewcząt dowodzoną przez Irenę Malento. Co więcej, miejsce w "Agacie" przydzielono także Aleksandrowi Kunickiemu ("Rayski"), którego głównym zadaniem była organizacja wywiadu oddziału. Warto jeszcze wspomnieć o pochodzeniu nazwy "Agatu", która miała w sobie coś z symboliki - otóż był to skrót od złożenia słów Anty-Gestapo, co już na początku istnienia kompanii zdradzało główny cel jej przyszłych działań. Werbowanie nowych członków umożliwiło rozbudowanie oddziału do stanu pełnej kompanii składającej się z trzech drużyn. Każda z nich dzieliła się na plutony, pomiędzy którymi kontakt utrzymywały grup łączniczek dowodzonych przez Halinę Kalinowską-Olszewską ("Marysia") i Janinę Trojanowską ("Nina"), łączniczki przy dowództwie. Z kolei w poszczególnych plutonach pracę łączniczek prowadziły: Halina Strachalska ("Janina"), Irena Malento ("Jenny") i Halina Grabowska ("Zeta"). Dowództwo nad plutonami objęli: Jerzy Zborowski ("Jeremi", zastępca dowódcy kompanii), Jerzy Zapadko ("Mirski") i Wacław Dunin-Karwicki ("Luty"). Ponadto na przełomie 1943 i 1944 roku zorganizowano pluton gospodarczy dowodzony przez Ryszarda Hoffmana ("Rysiek"). "Agat" posiadał także komórki wywiadowczą, kwatermistrzowską, sanitarną, moto. Wywiadowcy zajmowali się przygotowaniem rozpoznania przed zaplanowanymi akcjami oraz obserwacją celów wraz z terenem przeprowadzenia zadania. Wiesław Raciborski ("Robert") zajmował się komórką kwatermistrzowską, organizując niezbędne zaopatrzenie. Podobnie rzecz się miała z komórką moto, którą dowodził Stefan Grudziński ("Bogdan"), który organizował nie tylko pojazdy dla kompanii "Agat", ale i szkolenia dla kierowców. Wreszcie sanitariatem zaopiekowała się Lidia Strzelecka ("Akne"). Z czasem komórka ta została rozbudowana do liczby kilku sanitariuszek i lekarzy. Służby sanitarne z prawdziwego zdarzenia powstały po akcji "Kutschera". Rozbudowa oddziału sprawiła, iż jego dowódca mógł także wystąpić z inicjatywą przekształcenia go w samodzielny batalion. W międzyczasie doszło także do przemianowania "Agatu". W styczniu 1944 roku nadano mu nową nazwę, choć opierającą się na podobnej, co poprzednio, zasadzie - Przeciw-Gestapo, "Pegaz". Dodatkowo utworzono komórkę bezpieczeństwa, która zajmowała się zabezpieczeniem działań kompanii i ochroną przed dekonspiracją. Żołnierze "Agatu" objęci zostali programem szkoleniowym w Szkole Podchorążych Piechoty, gdzie uczono ich odpowiedniej organizacji i zachowania w czasie boju, a także obsługi broni, pierwszej pomocy, terenoznawstwa czy obsługi pojazdów zmechanizowanych. Po zamachu na Franza Kutscherę zmarłego Bronisława Pietraszewicza, który został w tym czasie dowódcą 1. plutonu, zastąpił Stanisław Leopold ("Rafał"). W lutym "Pług" złożył na ręce dowództwa wspomniany wniosek odnośnie poszerzenia "Pegaza" do statusu batalionu. Ppłk Jan Mazurkiewicz zgodził się na to, proponując przy okazji przemianowanie batalionu i zmianę jego głównej funkcji. Od końca maja batalion nazywał się "Parasol", a jego zadaniem miały być w przyszłości walki w charakterze oddziału spadochronowego, stąd też nowy kryptonim nawiązujący do specjalizacji. Szybko zorganizowano szkolenie młodych żołnierzy, którzy nie mieli pojęcia o tego typu służbie. W międzyczasie batalion znacznie się rozrósł i przeprowadził szereg ważnych akcji, godząc w serce niemieckiej administracji. Okupant, dzięki wydatnej działalności żołnierzy Polskiego Podziemia, nie mógł czuć się bezpieczny na terenie Warszawy. Mimo dużych strat (szczególnie dotkliwa okazała się być akcja "Stamm"). batalion w lipcu 1944 roku sięgnął liczby 440 żołnierzy, którzy wkrótce mieli odznaczyć się w czasie walk podczas Powstania Warszawskiego. Wyrazem pełnego zrozumienia potrzeb armii podziemnej ze strony komendy „ Szarych Szeregów” stała się zgoda na oddelegowanie 60 najstarszych harcerzy z tzw. „Grup Szturmowych”, jako zalążka kadrowego przyszłej kompanii. „GS”-y stanowiły już wówczas oddział podlegający Kierownictwu Dywersji KG Armii Krajowej, o liczącym się dorobku w akcjach dywersyjnych.



Patron agatu

Cytat:

Gen. dyw. Stefan Paweł Rowecki, pseudonimy Grot, Rakoń, Grabica, Inżynier, Jan, Kalina, Tur (ur. 25 grudnia 1895 w Piotrkowie Trybunalskim, zm. 2-7 sierpnia 1944 w Sachsenhausen) – twórca i Komendant Główny Armii Krajowej (od 14 lutego 1942 do 30 czerwca 1943). W styczniu 1914, po ukończeniu kursu podoficerskiego w Rabce, wrócił do Warszawy gdzie dowodził IV plutonem kompanii warszawskich Polskich Drużyn Strzeleckich. W lipcu 1914 wyjechał potajemnie na kurs oficerski w Nowym Sączu (wówczas w zaborze austriackim), a pod koniec 1914 wstąpił do Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego. W czasie I wojny światowej walczył w I Brygadzie Legionów Polskich. Po kryzysie przysięgowym, w lipcu 1917, od 11 sierpnia 1917 przebywał w obozie dla internowanych oficerów Legionów w Beniaminowie. W lutym 1918 wstąpił do Polskiej Siły Zbrojnej (tzw. Polnische Wehrmacht). 27 marca 1918 został mianowany porucznikiem, następnie został wykładowcą przedmiotu "umocnienia polowe", w Szkole Podchorążych Piechoty PSZ w Ostrowi Mazowieckiej. Na przełomie 1918 i 1919 ukończył dodatkowo kurs fortyfikacyjny i minerski w Modlinie. W latach 1919-1920 walczył w wojnie polsko-rosyjskiej. W latach 1921-1922 był słuchaczem kursu doszkolenia w Wyższej Szkole Wojennej. W latach 1921-1926 był również oficerem Biura Ścisłej Rady Wojennej. W latach 1930-1935 pełnił funkcję dowódcy 55 pułku piechoty w Lesznie. W listopadzie 1935 powierzono mu dowodzenie Brygadą KOP "Podole". W lipcu 1938 został dowódcą piechoty dywizyjnej 2 Dywizji Piechoty Legionów w Kielcach. W czerwcu 1939 zorganizował i dowodził Warszawską Brygadą Pancerno-Motorową, w składzie Armii Lublin. W 1940 został komendantem Obszaru Warszawskiego ZWZ, a następnie całego obszaru Polski pod okupacją niemiecką - 30 czerwca 1940 został Komendantem Głównym ZWZ i Komendantem Sił Zbrojnych w Kraju. Pod koniec 1941 utworzył organizację "Wachlarz". Doprowadził do połączenia najważniejszych organizacji konspiracyjnych w kraju w jednolite wojsko podziemne, od 1942 występujące jako Armia Krajowa. 14 lutego 1942 został komendantem głównym Armii Krajowej, następnie dokonał jej restrukturyzacji, usprawniając system dowodzenia. Od 7 grudnia 1942 pełnił dodatkowo funkcję Delegata Ministra Obrony Narodowej w Kraju. Został wydany Niemcom przez agentów Gestapo ulokowanych w wywiadzie AK : Blanka Kaczorowska, Ludwik Kalkstein, Eugeniusz Świerczewski w 1944 kontrwywiad AK zlikwidował Świerczewskiego za zdradę Został osadzony w połowie lipca 1943 w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen, jako więzień honorowy. Według powojennych ustaleń historyków, został zamordowany w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen, kilka minut po godz 3:00 w nocy z 1 na 2 sierpnia 1944.



Oficjalny marsz agatu


Sztandar agatu. 5 lipca 2012 r. JW AGAT otrzymała sztandar. Rodzicami chrzestnymi sztandaru zostali Marta Potasińska, wdowa po tragicznie zmarłym Dowódcy Wojsk Specjalnych gen. broni Włodzimierzu Potasińskim i Stefan Mielczarski, wnuk generała Stefana "Grota" Roweckiego.

ODZNAKA PAMIĄTKOWA JEDNOSTKI

Odznakę pamiątkową Jednostki Wojskowej AGAT stanowi sylwetka orła na wzorze odznaki skoczka spadochronowego barwy oksydowej stali, symbolizująca specyfikę działania oraz charakter jednostki specjalnej. U podstawy znajduje się glob ziemski barwy czarno-szarej, emaliowany. Symbolizuje on gotowość jednostki do podjęcia działań bojowych w dowolnym miejscu na świecie w obronie interesów Rzeczypospolitej Polskiej. W środku globu widnieje napis „AGAT”, ze znakiem Grup Szturmowych Szarych Szeregów barwy złoto-srebrzystej, nawiązujący do dziedziczonych przez jednostkę tradycji. Wokół globu nałożony został srebrny wieniec z liści dębowych (z lewej strony) i laurowych
(z prawej strony).


Do najważniejszych akcji represji indywidualnej przeprowadzonych w okresie od grudnia 1943 do lipca 1944 roku przez Polskie Podziemie można zaliczyć:


Cytat:

Akcja "Hergel"

Akcja "Polowanie"

Akcja "Kutschera"

Zamachy na Albrechta Eitnera, Willi Lübberta, Ernsta Dürrfelda

Akcja "Lalunia"

Akcja "Komitet Ukraiński"

Akcja "Rodewald"

Akcja "Stamm"

Akcja "Hahn"

Akcja "Bollongino"

Likwidacja najważniejszych dygnitarzy hitlerowskich na terenie Generalnej Guberni miała ważny wymiar psychologiczny. Niemieccy działacze nie mogli czuć się bezpiecznie. Podobnie rzecz się miała z tymi, którzy podjęli się współpracy z okupantem. Choć każde morderstwo dokonane przez żołnierzy Armii Krajowej spotykało się ze srogim odwetem ze strony władz niemieckich, bezkarność okupanta na podbitym terenie była tylko mitem. Dodatkowo likwidacja najbardziej zaangażowanych w eksterminację i wyzysk Polaków dygnitarzy miała duże znaczenie moralne - ludność polska podtrzymywana była na duchu poprzez doniesienia o udanych akcjach Polskiego Podziemia, które nie zrezygnowało z boju o wolną Rzeczpospolitą. Tym samym żołnierze Armii Krajowej bronili naród przed rozpadem. Co więcej, efektywne posunięcia sprawiały, iż ludność jeszcze przychylniejszym okiem patrzyła na poczynania dzielnych AK-owców, wspierając ich z większym zaangażowaniem. Akcje wymierzone w wyróżniające się jednostki po stronie nieprzyjaciela godziły także w niemiecką administrację, gdyż utrata kolejnych działaczy rozlokowanych na czołowych stanowiskach destabilizowała pracę urzędów, organizacji, wydziałów.



http://www.agat.wp.mil.pl/

JW AGAT: młode wilki

P................ł • 2013-05-25, 15:51
Najmłodsza jednostka Wojsk Specjalnych za miesiąc skończy dwa lata. Utworzona przez płk. Sławomira Berdychowskiego, byłego oficera GROM-u, na wzór amerykańskiego pułku rangersów, jest już zdolna do działań operacyjnych. Komandosi AGAT-u sprawdzili się w dżungli Gujany Francuskiej oraz w zimowych warunkach wysokich Alp. Teraz szkolą się przed wyjazdem do Afganistanu.


Powstanie AGAT-u jest związane ze zmianami w Żandarmerii Wojskowej. W 2004 roku utworzono odziały specjalne tej formacji w Mińsku Mazowieckim, Warszawie i Gliwicach. Jednak kiedy kilka lat później liczebność armii w związku z uzawodowieniem zaczęła topnieć do około 100 tys. żołnierzy, należało zredukować także szeregi żandarmów. Pojawiło się pytanie: co zrobić z dobrze wyszkolonymi żołnierzami? Armia musiała ich w rozsądny sposób zagospodarować. Pomysł powołania do życia kolejnej jednostki specjalnej na bazie Oddziału Specjalnego ŻW w Gliwicach narodził się niespełna trzy lata temu.

Zadanie: dorównać najlepszym

W związku z rozwojem Wojsk Specjalnych ówczesny doradca ministra obrony narodowej gen. Bogusław Pacek zaproponował, by z oddziału gliwickich żandarmów utworzyć jednostkę na wzór amerykańskiego elitarnego 75 Pułku Ranger (75th Rangers Regiment) lub brytyjskiego Special Forces Support.

Uzasadniał to tak: – Specżandarmi szkolą się podobnie jak jednostki specjalne. Wiem, co potrafią, bo sam je organizowałem w 2004 roku, gdy byłem szefem Żandarmerii Wojskowej. Zależało mi, by poziomem dorównywali najlepszym. Ale wtedy były inne czasy i inna armia. Przede wszystkim nie było DWS.

Pomysł generała trafił na podatny grunt, zwłaszcza że Dowództwo Wojsk Specjalnych przygotowywało podległe jednostki Wojskowej Formacji Specjalnej GROM (JW 2305), lublinieckiego 1 Pułku Specjalnego Komandosów (JW 4101) oraz gdyńskiej Morskiej Jednostki Działań Specjalnych MW Formoza (JW 4026) oraz JW NIL do osiągnięcia gotowości do pełnienia dyżuru w Siłach Odpowiedzi NATO. Dzięki powołaniu nowej jednostki nasi komandosi będą mogli planować operacje specjalne Sojuszu i nimi zarządzać. Dowódcy z Krakowa uznali, że jednostka wzorowana na rangersach wpisze się w koncepcję rozwoju całych Wojsk Specjalnych.

AGAT został zaprojektowany tak, by jego żołnierze mogli wspierać operacje swoich kolegów z GROM-u, Lublińca czy Formozy. Jednostka ma brać na siebie ciężar walki z przeciwnikiem uzbrojonym w sprzęt pancerny lub lotnictwo, a w tym czasie operatorzy będą prowadzić precyzyjne akcje specjalne, np. odbijania zakładników. AGAT to także lekka jednostka szturmowa, która może wykonywać akcje bezpośrednie na tyłach wroga. Ma być również pierwszym miejscem, gdzie trafią żołnierze, którzy chcą być komandosami. Jeśli się sprawdzą, będą mogli przejść do innych jednostek Wojsk Specjalnych.

„Potrzebuję wilków, a nie owiec,,


Dowódcą jednostki został płk Sławomir Berdychowski, ps. „Czarny”. To były oficer GROM-u. Trafił tam jako jeden z pierwszych w 1991 roku. Selekcję przeszedł pod okiem instruktorów z amerykańskich sił specjalnych. W GROM-ie był między innymi kierownikiem selekcji oraz dowódcą zespołu bojowego. To on zadecydował, że do Agatu zostaną przyjęci wszyscy żołnierze Oddziału Specjalnego z Gliwic, pod warunkiem że przejdą selekcję. Pierwszą, która odbyła się w październiku 2011 roku, „Czarny” zorganizował na wzór obowiązujących w GROM-ie. Jak wspomina, pierwsza selekcja miała wyłonić trzon jednostki – ludzi, którzy po serii szkoleń i kursów pokierują nią dalej. Dlatego dowódca sam bardzo precyzyjnie dobierał kandydatów do tego sprawdzianu.

– Jest taka opowieść o wilku i owcy – tłumaczył pułkownik. – Dużo je łączy: są zwierzętami, ssakami itp. Ale serca i umysły mają zupełnie różne. Wilk to wojownik. Biegnie sam lub w małej grupie, by osiągnąć cel. Owca radzi sobie tylko w dobrych warunkach. W złych czeka na pomoc i łatwo może stać się ofiarą. Ja w swoim zespole potrzebuję wilków, a nie owiec. Selekcja ma pokazać, kto jest kim. Pułkownik Berdychowski dobrze wytypował, kto w oddziale był owcą, a kto wilkiem. Po pierwszej selekcji odpadł tylko jeden kandydat do służby w JW AGAT.

„Alfa” gotowa, „Bravo” się szkoli

Dziś po serii kursów, szkoleń i zgrywania, w tym z operatorami innych jednostek Wojsk Specjalnych, gotowe do działania jest dowództwo jednostki, sztab i pierwszy zespół szturmowy „Alfa”. Teraz przygotowuje się on do wyjazdu do Afganistanu. Drugi zespół szturmowy „Bravo” również jest już skompletowany. Na razie się szkoli. Zdolności operacyjne powinien osiągnąć do końca marca 2014 roku.

Z kolei kandydaci na komandosów wyłonieni podczas tegorocznych selekcji trafią już do nowo formowanego zespołu szturmowego „Charlie”. W jednostce działać będzie także grupa wykwalifikowanych operatorów TZKOP, którzy zajmą się naprowadzaniem samolotów i śmigłowców na cele naziemne.

Żołnierze z Gliwic wyjeżdżają m.in. na kursy rangersów do Stanów Zjednoczonych, szkolenia z przetrwania w dżungli, organizowane w Gujanie Francuskiej, i na zimowe szkolenia we francuskich Alpach.

Nazwa „AGAT” pochodzi od kryptonimu oddziału dywersji bojowej Kedywu (Kierownictwa Dywersji) Komendy Głównej Armii Krajowej, zajmującego się likwidacją przedstawicieli hitlerowskiej administracji. Wykonywał on wyroki śmierci wydane przez Polskie Państwo Podziemne, jego zaś nazwa „Agat” powstała z połączenia pierwszych liter słów Anty-Gestapo, będącego celem numer jeden. Oddział pod tą nazwą wykonywał zadania do 1944 roku, kiedy to ze względu na dekonspirację została zmieniona na „Pegaz”.


http://polska-zbrojna.pl/

Specjalsi w Krakowie

C................i • 2013-05-24, 20:42
Próby generalne przed jutrzejszym pokazem w Krakowie.

Półmaraton Komandosa

tds19742013-02-12, 13:03
22 km w mundurze z 10 kg na plecach. Prawdziwy bieg dla twardzieli.



Cytat:

Coroczny bieg wzorowany jest na testach wytrzymałościowych wojskowych jednostek specjalnych. Nie jest to zabawa dla internetowych napinaczy, ale dla ludzi, którzy naprawdę są wytrzymali - 200 biegaczy w kompletnych mundurach, wojskowych butach i z ciężkimi plecakami taktycznymi musi pokonać w określonym czasie trasę niemal 22 kilometrów

.



Na drugim zdjęciu jest kobieta. Prawdziwa twardzielka, poznałem ją osobiście. Półmaraton Komandosa (na który mówi się tutaj "Połówka") ukończyłem w tamtym roku. W tym nie dam rady (zdrowie nie pozwala), ale chętnie poobserwuję zmagania. Gdybyście mieli pytania, chętnie odpowiem.

Nie wszyscy to kończą, część się poddaje.

WIĘCEJ

Frustracja

M................n • 2011-01-24, 19:09
Czasem dopada każdego...