Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#kanibalizm

Podobno o prawdziwym głodzie można mówić wtedy, gdy człowiek patrzy na drugą istotę ludzką jak na posiłek… Gdy ponad trzy miliony cywilów zostało odciętych w pierścieniu wokół kompletnie nieprzygotowanego aprowizacyjnie do długiej obrony miasta, wiadomo było, że to się źle skończy. Zapasów przy dobrych wiatrach mogło starczyć na półtora miesiąca. Dalej był już tylko morderczy głód.

Na początek garść informacji. Po stronie radzieckiej, trwająca od 8 września 1941 roku do 27 stycznia 1944 roku Blokada Leningradu (czyli dzisiejszego Petersburga) pochłonęła około miliona ofiar cywilnych. Dwie trzecie ludności dostawało głodową rację żywności na poziomie 125 gramów chleba, czyli trzech cieniutkich kromek. Dzienna racja miała dostarczać im 460 kalorii, jednak kalorie te istniały tylko na papierze. W rzeczywistości, przez dodawanie do chleba różnych zapychaczy, o których strach nawet pomyśleć, jego wartość odżywcza spadała do jakichś 300 kalorii, czyli niewielkiego ułamka dziennego zapotrzebowania na energię. Snujący się jak cienie mieszkańcy niegdyś dumnej stolicy carów, byli wygłodzeni do granic możliwości. Ich ludzkie odruchy zostały niemal zupełnie stłumione. Byli do reszty odarci z sił i godności.

Człowiek człowiekowi wilkiem?

Szybko okazało się, że dla wielu z nich tysiące walających się po ulicach trupów to nie tylko szczątki, które należy opłakać. To całkiem pokaźny zapas mięsa, który przecież nie może się zmarnować! W oblężonym Leningradzie przypadki kanibalizmu nie należały do rzadkości. Pisze o tym Anna Reid, autorka książki „Leningrad. Tragedia Oblężonego miasta”. W jej pracy możemy znaleźć cytat ze wspomnień znanej rosyjskiej poetki socjalistycznej, Olgi Bergholc:

Niedawno Prendel powiedział nam, że wzrasta liczba przypadków zjadania martwych ciał. W maju [1942 roku] w jego szpitali odnotowano piętnaście takich przypadków, w porównaniu z jedenastoma z kwietnia. Musiał wówczas − i wciąż musi − wydawać opinię specjalisty co do tego, czy kanibale są odpowiedzialni za swoje czyny. Kanibalizm − to fakt. Powiedział nam o pewnej parze kanibali, która najpierw zjadła małe ciałko swojego dziecka, a następnie zwabiła w pułapkę trójkę kolejnych dzieci, po czym zabiła je i zjadła […].

Dla większości ówczesnych mieszkańców Leningradu te przeczące człowieczeństwu akty miały charakter pogłosek. Wraz z innymi pochylali się nad leżącymi na ulicach trupami i przyglądali się, czy nie noszą śladów kanibalizmu. Faktem niezaprzeczalnym jest znajdywanie na terenie miasta okaleczonych zwłok, pozbawionych łydek czy pośladów, ewentualnie ze śladami odgryzania. Anna Reid na podstawie raportów NKWD wymienia:

pewna matka udusiła osiemnastomiesięczną córeczkę, aby nakarmić nią siebie i trójkę starszych dzieci; jakiś dwudziestosześciolatek, zwolniony z fabryki opon zamordował i zjadł swojego osiemnastoletniego współlokatora […] bezrobotny osiemnastolatek zamordował siekierą babcię, po czym ugotował i zjadł jej wątrobę oraz płuca…

Już sama ta wyliczanka mrozi krew w żyłach… Nie możemy jednak zapominać, że to kiedyś byli zwykli ludzie, ciepli i mili dla otoczenia, współpracowników, bliskich, którzy zostali doprowadzeni do ostateczności.

A co z porzuconymi?

W najgorszej sytuacji znaleźli się uczniowie leningradzkich szkół pochodzący spoza miasta. Odcięci od wsparcia rodzin, które znalazły się poza obrębem pierścienia zamykającego dawną stolicę carów, zdani byli na łaskę i niełaskę dyrektorów placówek oświatowych. Jak pisze Anna Reid:

W Szkole Zawodowej numer 39 przy ulicy Mochowej uczniowie pozostawieni byli sami sobie. Nie mieli żadnego nadzoru, a w grudniu nie wydano im także żadnych kartek na żywność. Przez cały grudzień jedli mięso wyłapywanych i zabijanych kotów i psów. 24 grudnia uczeń Ch. zmarł z niedożywienia, a jego ciało zostało częściowo wykorzystane przez pozostałych uczniów jako pokarm. 27 grudnia zmarł drugi uczeń W. i także jego ciało wykorzystano do zjedzenia. Jedenastu ludzi aresztowano za kanibalizm, wszyscy przyznali się do winy.

W języku rosyjskim istnieją dwa określenia na spożywanie ludzkiego mięsa, które można przełożyć na język polski jako trupożerstwo i ludożerstwo. Mają one różny wydźwięk moralny. Pierwsze z nich oznacza pożywianie się nieżyjącymi już homo sapiens, natomiast drugie – mordowanie ludzi i zjadanie swoich ofiar. O ile trupożestwo traktowane było w miarę łagodnie (wiadomo, chociaż to nadal bezczeszczenie zwłok, jednak bez przerabiania żyjącego na trupa celem konsumpcji), karą za ludożerstwo była śmierć.

Przykładem takiej właśnie osoby przyłapanej na kanibalizmie połączonym z morderstwem jest pewna opisywana przez Olgę Grieczinę sprzątaczka. Jej zniknięcie z fabryki był łatwe do zauważenia z powodu walających się wszędzie metalowych opiłków i innych śmieci. Do tej nieobecnej starszej pani wszyscy zwracali się poufale „ciociu Nastio”. Grieczina dowiedziała się, że została ona rozstrzelana. Ale za co? Zjadła swoją córkę − ukryła ją pod łóżkiem i odkrawała kawałek po kawałku. Zastrzeliła ją milicja. W tych dniach nie staje się przed sądem.

Konkretne historie można by mnożyć. Oddają one grozę sytuacji i jej beznadzieję, ale nie oddają skali zjawiska. W przeciągu kilkunastu miesięcy, do grudnia 1942 roku, kiedy to udało się ukrócić ten chory proceder, w Leningradzie i okolicach aresztowanych zostało łącznie ponad dwa tysiące kanibali. Ilu jednak zginęło bez procesu? Ilu nigdy nie złapano?

Źródło: ciekawostkihistoryczne.pl/2012/04/17/kanibale-w-oblezonym-leningradzie/
Polecam stronkę

Temat dla tych kretynów którzy narzekają na brak super sadystowskich tematów nie dodając nic od siebie
Czarnoskóry chrześcijanin, mieszkaniec Republiki Środkowoafrykańskiej, Ouandja Magloire, zemścił się na mordercach swojej rodziny, w tym ciężarnej żony, w oryginalny sposób.

"Muslim! Muslim! Muslim! I stabbed him in the head. I poured petrol on him. I burned him. Then I ate his leg, the whole thing right down to the white bone" (Muzułmanin! Dźgnąłem go w głowę. Polałem go benzyną. Podpaliłem go. Potem zjadłem jego nogę, całą, aż do białej kości) - opowiada Pan Magliore brytyjskiemu reporterowi.



Powyżej: Pan Magloire udzielający wywiadu telewizji BBC


Wydarzenie miało miejsce w mieście Bangi, stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej. Ofiara została dostrzeżona w busie przez pana Ouandja Magloire, znanego również pod pseudonimem "Mad Dog" (Wściekły Pies). Po chwili śledzenia ofiary do Pana Magliore dołączyła grupa około dwudziestu mężczyzn uzbrojonych w maczety*.
Mężczyznę wyciągnięto siłą z busa, pobito, zadźgano i podpalono. Na zakończenie całej imprezy Wściekły pies złapał nogę zmasakrowanego osobnika i zaczął ją jeść. Przerażeni świadkowie nie odważyli się zapobiec ani linczowi, ani późniejszej degustacji. Wiele osób reagowało natomiast płaczem i wymiotami, jak donoszą osoby przepytywane przez brytyjskich reporterów.

W wywiadzie dla BBC mężczyzna ujawnia, że mord był zemstą wymierzoną w muzułmańską społeczność miasta, odpowiedzialną za morderstwo rodziny Wściekłego Psa, wraz z jego ciężarną żoną.

Plus ciekawostka, pewnie nieprawdziwa, ale jednak fajna:
shockingtimes co uk napisał/a:

Ouandja Magloire ate the leg of the charred man, however the flesh was still raw, not ‘cooked’ by the flames after cutting it off the body. According to some reports, the next day, Mad Dog, who had saved some of the mans charred flesh from the attack, enjoyed it in a baguette.


(Ouandja Magloire zjadł nogę zwęglonego mężczyzny, jednakże mięso było wciąż surowe, nie "upieczone" przez płomienie po odcięciu kończyny od ciała. Podobno następnego dnia Wściekły Pies, który zachował sobie trochę mięsa, delektował się nim w bagietce.) - bagietka to pewnie pozostałość z czasów kolonialnych, w tym kraju nadal mówi się nawet po francusku

I wreszcie, rzeczony reportaż.


Oraz wideo przedstawiające zdarzenie, niestety ocenzurowane, ale jak tylko znajdę wersję oryginalną, na pewno ją wstawię w tym temacie


* jakie licho ich tam z Krakowa przywiało?

Rozmowa dwóch przyjaciół + Urban

K................2 • 2013-12-28, 19:59
Kawały z okresu komunizmu w Polsce, enjoy

Dwóch przyjaciół opowiada sobie przy kieliszku:
- Wiesz, widziałem jak facet kochał się z babką oralnie!
- No i jaki był finał?! Połknęła, czy wypluła?
- A czy to ważne?
- Oczywiście, bo jeżeli połknęła to kanibalizm, a jeżeli wypluła - to aborcja!

------------------------

Urban do Prymasa:
- Panie Prymasie! Pomimo istotnych różnic poglądów mamy jednak pewne cechy wspólne....
- Owszem, z tym, że ja między uszami mam twarz - odpowiedział Prymas.

Jak wygląda Urban z lotu ptaka?
- Jak maluch z otartymi drzwiami!

Szukałem, nie znalazłem, może to przez moje -8.

Całego zjedłeś

s................9 • 2013-12-19, 15:52
Mnie rozbawiło

Poćwiartował 59-latka na jego własne życzenie...

I................I • 2013-12-01, 16:01
Nie wiem co ten kraj robi z upodobaniami seksualnymi ludzi, ale za to można sobie o ciekawych przypadkach czasem poczytać.

Niemcami wstrząsnęła zbrodnia z pogranicza kanibalizmu. Komisarz policji z Drezna zabił i poćwiartował 59-letniego mężczyznę, na jego własne, wyraźne życzenia. Ofiara to przedsiębiorca, z pochodzenia Polak.

Niemieckie media przynoszą coraz to nowe szczegóły zbrodni, jaka miała miejsce 4 listopada br. w Gimmlitztal w Rudawach (Ost-Erzgebirge), niedaleko czeskiej granicy. 55-letni Detlef G., pracujący jako grafolog w dreźnieńskiej policji zabił i poćwiartował mężczyznę, na jego własne, wyraźne życzenie.

W piwnicy swego domku letniskowego, który był także pensjonatem dla gości, zabił ofiarę dźgnięciem noża w szyję, po czym przez prawie pięć godzin ćwiartował zwłoki. Zakopał je potem w ogródku swego domu na głębokości 80 cm i utwardził w tych miejscach ziemię. Saksońska policja wciąż jeszcze bada miejsce zbrodni i ogródek, gdzie już w czterech miejscach odkryto szczątki ciała.

Podejrzewa się tło seksualne

Sprawca zbrodni Detlef G. został aresztowany za zabójstwo powodowane zaspokojeniem popędu seksualnego. Przyznał się do czynu i wskazał policji miejsce, gdzie dokonał zbrodni i zakopał zwłoki. Prywatnie żył on w partnerskim związku z innym mężczyzną.

Sprawca i ofiara zbrodni poznali się na czacie internetowym, gdzie kontaktowali się ludzie o perwersyjnych, kanibalistycznych fantazjach. Prowadzili korespondencję SMS-ową i mailową. W ostatnim SMS-ie ofiara, Wojciech S. wyrażał jednoznacznie pragnienie, by zostać zabitym.


Spokojny, zrównoważony człowiek

59-letni Wojciech S. z Hanoweru prowadził firmę pośrednictwa pracy dla kierowców tirów, angażował się politycznie na szczeblu komunalnym. Kandydował nawet w wyborach regionalnych w 2011 roku z ramienia partii CDU. Od lat żył w separacji od rodziny; miał żonę i 14-letnią córkę.

Jego przyjaciel i partner biznesowy w wywiadzie dla telewizji RTL opisuje go jako spokojnego, zrównoważonego mężczyznę. Dopiero po zbrodni dowiedział się o ciemnej stronie osobowości swojego przyjaciela.

zaj🤬e z gazeta . pl

Tak, wiem.

Rodzinny obiad

Xardas1322013-11-03, 15:03
"Podczas rodzinnego obiadu:
-Mamo, ten kotlet smakuje, jakby był z ludzkiego mięsa...
-Nie zdziwiła Cię nieobecność młodszego brata?
Z obrzydzeniem spojrzałem na zawartość talerza, a później na rżącą ze śmiechu sadystyczną rodzicielkę Uśmiech mamy zniknął wraz z pytaniem:
-A skąd w ogóle znasz smak ludzkiego mięsa?"

Sprzedawali ciała swoich ofiar jako wieprzowinę

e................e • 2013-05-30, 16:22
Coraz więcej osób mówi, że nadeszły bardzo niespokojne czasy. Co chwilę słyszy się o zwyrodnialcach, którzy z ogromnym zadowoleniem kogoś zamordowali, bezczeszcząc po śmierci ciało ofiary. Ale dużo większy powód do obaw niż my, musieli niegdyś mieć Niemcy. W latach 20. i 30. ubiegłego wieku gazety nieustannie donosiły o przypadkach seryjnych morderstw. Co najgorsze, zbrodniarze nie tylko pozbawiali życia niewinne ofiary, ale także je zjadali! Picie ludzkiej krwi i robienie konserw z ludzkiego mięsa było na porządku dziennym.

Jednym z morderców-kanibali był Fritz Haarmann, który zyskał sobie przydomek "rzeźnika z Hanoweru". Nic dziwnego, udowodniono mu zamordowanie 24 młodych chłopców, choć liczba ta z pewnością mogła być większa. Urodził się w biednej rodzinie jako szóste dziecko. W wieku 16 lat rodzice wysłali go do szkoły wojskowej, ale z powodu kłopotów zdrowotnych i homoseksualizmu chłopak szybko wrócił do domu. Udało mu się znaleźć zatrudnienie w fabryce cygar, lecz w 1898 roku, gdy mężczyzna miał już 19 lat, aresztowano go za molestowanie seksualne dzieci i umieszczono w szpitalu psychiatrycznym. Haarmannowi udało się uciec i od tej pory prowadził życie wypełnione drobnymi oszustwami, kradzieżami i pobytami w więzieniu. Z czasem stał się przydatny policji - przekazywał jej informacje o siatce przestępczej działającej w Hanowerze.

W maju 1924 roku w rzece Leine przypadkowo natrafiono na ludzkie kości. Było ich aż 500 i jak wykazały badania, pochodziły od 22 ofiar, w większości w wieku od 14 do 18 lat. Na Haarmanna, karanego już wcześniej za kontakty z nieletnimi, zastawiono pułapkę. 22 czerwca 1924 został zatrzymany podczas próby zwabienia do swojego mieszkania chłopca. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że w latach 1918-1924 Haarman wraz ze swoim partnerem dopuścił się morderstwa na 24 nieletnich, choć on sam przyznał na rozprawie, że ofiar mogło być nawet 70. Chłopców podstępnie zwabiał do domu, gw🤬cił i mordował, przegryzając ich gardła. Ciała sprzedawał na czarnym rynku jako mięso wieprzowe, kości wrzucał do rzeki. Co najgorsze, policja pokładała tak duże zaufanie w swoim informatorze, że długo nie podejrzewała, iż może on mieć coś wspólnego z zaginięciami chłopców w tym rejonie. Ostatecznie, został skazany na śmierć i stracony przez ścięcie toporem.


Friedrich Haarmann z niemieckimi śledczymi

Haarmann to nie jedyny okrutny morderca, który sprzedawał ciała swoich ofiar. To samo robił Carl Großmann, którego pierwszym płatnym zajęciem była praca w... rzeźni. Później często popełniał drobne wykroczenia. Trafił też do więzienia na 14 lat za gw🤬ty na dwóch dziewczynkach: 15-letniej i 4-letniej. Młodsze dziecko zmarło.

Po wyjściu z więzienia Großmann kontynuował zbrodniczy proceder. Do swojego domu zwabiał bezdomne prostytutki, którym proponował pracę przy zajmowaniu się domem. Tak jednak nie było - kobiety mordował, a ich ciała ćwiartował i zjadał lub sprzedawał jako konserwy wieprzowe. Miał także stoisko z kiełbaskami, które przyrządzał ze swoich ofiar. Okrutne zbrodnie mężczyzny wyszły na jaw, gdy na policję zadzwonili sąsiedzi. Słyszeli oni krzyki młodej kobiety, po których nagle zaległa cisza. Gdy funkcjonariusze dotarli na miejsce zbrodni, zobaczyli ciało kobiety, a w piecu zwęglone ludzkie szczątki. Mimo że mężczyźnie udało się udowodnić tylko jedno morderstwo, najprawdopodobniej ofiar mogło być nawet sto. Jedna zbrodnia wystarczyła jednak, by skazać Großmanna na karę śmierci. Mężczyzna powiesił się przed wykonaniem wyroku w swojej celi, w lipcu 1922 roku.

To samo zrobił Karl Denke, który popełnił samobójstwo, jeszcze zanim doszło do procesu. Ten mieszkaniec Münsterberga (obecnie Ziębice, miasto leżące w województwie dolnośląskim) był w społeczności bardzo znany i szanowany, słynął z tego, że przyjmował do swojego domu biednych włóczęgów, by dać im jeść. Jego motywacja nie miała jednak nic wspólnego z altruizmem. Ludzi, którzy dali się nabrać na jego dobre serce, mordował, a następnie zjadał. Część mięsa peklował, a z jeszcze innych fragmentów wykonywał sznurówki i rzemyki.


Karl Denke

Zbrodnia nie wyszłaby na jaw, gdyby nie niedoszła ofiara Denkego - Vincenz Olivier, który w grudniu 1924 roku z raną głowy po uderzeniu siekierą przez mordercę, pobiegł powiedzieć policji o okrutnym kanibalu. Gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, odkryli, że w domu Denkego znajdują się setki ludzkich kości oraz ludzkie ciała przeznaczone do spożycia. Morderca notował dane wszystkich swoich ofiar. Dzięki temu udało się określić, że od lutego 1903 roku do kwietnia 1924 roku zamordował 30 osób, ale policjanci natrafili na ślady jeszcze innych ofiar. Ludzkie kości odnajdywano w okolicy jeszcze długo po wojnie.

Nie można stwierdzić, co tak naprawdę kierowało Denkem. W młodości uważano go za opóźnionego umysłowo, choć być może do zamordowania tylu ludzi przyczyniła się bieda, w którą popadł z powodu panującej wówczas hiperinflacji. O takim motywie nie może jednak być mowy w przypadku Petera Kürtena. Ten morderca już jako 5-letni chłopiec utopił w strumieniu dwa szczeniaki, co sprawiło mu niesłychaną przyjemność. W wieku 9 lat miał ponoć zabić swoich dwóch kolegów, topiąc ich podczas zabawy w rzece.

Potem było coraz gorzej - w sumie udowodniono mu zamordowanie 9 osób, w większości kobiet w różnym wieku, oraz co najmniej 7 prób morderstw. Kürten swoje ofiary gw🤬cił, dusił, a także podrzynał im gardła. Ciał nie zjadał, ale ponoć ssał krew z cięcia na szyi, a sam widok krwi doprowadzał go do orgazmu. Kürten został skazany na śmierć i zgilotynowany w lipcu 1931 roku. Nie wiadomo, co skłoniło go do takich czynów - być może nieszczęśliwe dzieciństwo - jego ojciec, alkoholik, miał gw🤬cić matkę i starsze siostry. W obliczu tych zbrodni trudno szukać jednak dla niego usprawiedliwienia.

Zjadający się wąż

cerastes2013-05-21, 19:21
Był art. na temat kanibalizmu w świecie zwierząt.. który przypomniał mi dość ciekawy temat samozjedzień u niektórych węży. Na filmiku albinotyczny młody osobnik gatunku Heterodon nasicus..



Oczywiście już od najdawniejszych czasów w różnych kulturach przedstawiany był symbol zjadającego się węża.

Uroboros



Uroboros (stgr. οὐροβόρος; także urobor) – staroegipski i grecki symbol przedstawiający węża z ogonem w pysku, który bez przerwy pożera samego siebie i odradza się z siebie.

Symbolika znaku:

Jako symbol gnostyków urobor wyraża jedność duchową i fizyczną wszechrzeczy, która nigdy nie zaniknie i będzie trwać w nieskończoność w formie ciągłej destrukcji i odradzania się. Urobor pierwotnie był symbolem rzeki, jaka miała opływać Ziemię, nie mającej źródeł, ani ujścia, do której wlewały się wody wszystkich rzek i mórz na świecie.

Jest to symbol nieskończoności, wiecznego powrotu i zjednoczenia przeciwieństw (coincidentia oppositorum). Gryzący własny ogon wąż wskazuje, że koniec w procesie wiecznego powtarzania odpowiada początkowi. Mamy tu do czynienia z symboliką cyklicznego powtarzania - obiegu czasu, odnawiania się świata i światów, śmierci i odrodzenia, wieczności po prostu.

W symbolice alchemicznej urobor to symbol zamkniętego, stale się powtarzającego procesu przemiany materii - procesu, który w formie faz podgrzewania, parowania, chłodzenia i kondensacji cieczy ma prowadzić do sublimacji substancji. Urobor to odpowiednik kamienia filozoficznego.

W psychologii analitycznej Carla Gustava Junga urobor to metafora wczesnodziecięcej fazy rozwoju, w której jeszcze nie zaszedł proces różnicowania na świat zewnętrzny i wewnętrzny, a zatem fazy, w której nie uformowała się jeszcze tożsamość seksualna. Dopiero powstająca świadomość „ja” pozwoli przełamać fazę uroboralną, różnicując świat na matriarchalny i patriarchalny.

Akty kanibalizmu wśród zwierząt

s................s • 2013-05-21, 13:58
Kilka fajnych zdjęć przedstawiających jak przedstawiciele tego samego gatunku wp🤬lają swoich pobratymców.








Jeszcze kilka dorzucę niedługo w komentarzach.
źródło:deformutilation blog