Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#iii rzesza

Opolskie fabryki benzyny

tomo832013-03-16, 22:34
Poniższy artykuł przedstawia historię produkcji benzyny przez III rzeszę na terenie dzisiejszego opolskiego oraz wpływ jaki zbombardowanie owych zakładów miało na przebieg II wojny światowej.
Artykuł pochodzi z Gazety Wyborczej

Zdjęcie poniżej przedstawia ruiny obecnie:



Gdy hitlerowskie fabryki paliw syntetycznych na Opolszczyźnie były w pełni gotowe, by wziąć na siebie główny ciężar zaopatrzenia w paliwa i smary armii niemieckiej, zostały zniszczone przez amerykańskie lotnictwo. Był to jeden z najmniej znanych z ważnych epizodów II wojny światowej.
Syntetyczne paliwa to wynalazek niemiecki, chociaż pierwsze doświadczenia przeprowadzili już w 1902 roku dwaj chemicy francuscy. Jednak to badacze niemieccy dostrzegli oczywisty potencjał tkwiący w węglu. W kraju, który miał niewiele własnych złóż ropy, uzależnienie od jej dostaw było nie do przyjęcia w warunkach wojennych.

Paliwo dla Luftwaffe

W 1927 roku w Niemczech uruchomiono więc pierwszą fabrykę benzyny syntetycznej według metody urodzonego w 1884 r. pod Wrocławiem noblisty Friedricha Bergiusa. Tyle że uwodornianie węgla musiało przebiegać w dość szczególnych warunkach: w 12-metrowych "piecach", w temperaturze ponad 400 stopni i pod olbrzymim ciśnieniem od 200 do 700 atmosfer. Zwłaszcza ten ostatni parametr stanowił wielkie wyzwanie dla inżynierów projektujących instalacje i decydował o kosztach całej fabryki.

Drugą metodą otrzymywania paliw z węgla była - i jest stosowana do dziś (na masową skalę w RPA) - tzw. synteza F-T, czyli proces Fischer-Tropsch. Ta metoda, chociaż równie skomplikowana i kosztowna, pozwala otrzymywać paliwo o niemal idealnym składzie, wolne przede wszystkim od zanieczyszczeń siarką i azotem. Franz Fischer i Hans Tropsch uzyskali dla swoich badań patronat Kaiser Wilhelm Instytut, potężnej i znaczącej organizacji naukowej, w której istniał specjalny wydział zajmujący się badaniami nad uzyskaniem syntetycznych paliw.



W 1936 roku wysiłki obu chemików (chociaż było to właściwie trio, tym trzecim był mało znany Otto Roelen) doprowadziły do powstania pierwszej fabryki pracującej tym systemem. Paliwa pochodzące z syntezy F-T nadawały się przede wszystkim do napędzania silników lotniczych i w 1943 roku było w Niemczech już dziewięć zakładów produkujących te paliwa. Pod koniec wojny paliwa syntetyczne i produkty pochodne produkowało aż 27 fabryk, do których należy dołożyć jeszcze kilka w krajach okupowanych.

Dlaczego na Śląsku?

Śląsk do tej listy dołączył dość późno, chociaż plany były dość ambitne i miał odgrywać ważną rolę w przemyśle zbrojeniowym III Rzeszy. Według danych inspekcji zbrojeniowej z Wrocławia, która administrowała wszystkimi zakładami na Dolnym i Górnym Śląsku, pod koniec 1942 roku (późniejszych pełnych danych brak) było tu zarejestrowanych aż 395 małych, średnich i wielkich fabryk pracujących na rzecz wojska.

Gdy następny rok przyniósł nasiloną ofensywę powietrzną przeciwko niemieckim miastom w dzień i w nocy, bo do nalotów włączyli się Amerykanie, rola Śląska - oddalonego od stref zasięgu lotnictwa alianckiego startującego z baz na Wyspach Brytyjskich - gw🤬townie wzrosła.

Nic dziwnego, że obszar Śląska bardzo wcześnie został wytypowany na lokalizację przemysłu petrochemicznego. W czerwcu 1935 roku, w ramach zakrojonego na szeroką skalę programu budowy 11 fabryk paliw syntetycznych, jako jedną z lokalizacji wybrano okolice Wałbrzycha, ze względu na dobrej jakości pokłady węgla występujące na tym terenie. Fabrykę miał zbudować koncern IG Farben, a dokładnie spółka Anorgana, która na miejscu miała już odpowiednią aparaturę do produkcji amoniaku. Projekt upadł, gdyż swoje obiekcje zgłosiło dowództwo Luftwaffe, argumentując, że fabryka będzie leżała zbyt blisko granicy z Czechosłowacją.

W 1937 roku w ramach tzw. Planu Czteroletniego powrócono do zamiaru budowy na Górnym Śląsku zakładu o wydajności 150 tys. ton paliw rocznie. Ponownie nic z tego nie wyszło, a projekt tym razem storpedowali właściciele kopalń, którzy nie chcieli dołożyć się do budowy fabryki ani inwestować w kopalnie, które miały dostarczyć surowca do produkcji paliw.

Na marginesie warto zauważyć, że z dwóch ton węgla produkowano wtedy tonę paliwa. Jednak oprócz samego "wsadu do kotła" potrzebnych było jeszcze dodatkowo pięć ton węgla, jako paliwa do produkcji energii niezbędnej w całym procesie. Dla właścicieli kopalń taki stosunek kosztów do efektu wydawał się nie do przyjęcia i dopiero warunki wojenne zmusiły ich do zmiany zdania - wtedy, kiedy normalna ekonomia niewiele miała już wspólnego z realiami.

Koncepcja budowy fabryki, dla której wybrano lokalizację koło Blachowni pod Kędzierzynem-Koźlem, wróciła w 1938 roku. A w sierpniu 1939 roku, kiedy wojna była już nieuchronna, fabrykanci śląscy zgodzili się wnieść swój wkład finansowy w wysokości 75 mln marek na budowę pierwszej fabryki. Pozostałe 45 mln miało dać ministerstwo finansów Rzeszy.

Wkrótce zapadła decyzja, że obok Kędzierzyna koncern IG Farben wybuduje drugą fabrykę (obie oparte na metodzie Bergiusa). Do tych dwóch fabryk wkrótce dołączyła trzecia, gdy prywatne konsorcjum Schaffgotsch-Benzin rozpoczęło budowę w Zdzieszowicach zakładu paliwowego opartego na technologii F-T.

Budują Żydzi, jeńcy, skazańcy

Mimo że zakład pod Kędzierzynem rozpoczęto budować później, to on jako pierwszy rozpoczął produkcję. Koncern IG Farben miał po prostu większe doświadczenie i już latem 1943 roku pierwsze cysterny z paliwem lotniczym odjechały z przyzakładowych bocznic. W Blachowni dopiero w styczniu 1944 roku rozpoczęto, z kłopotami, produkcję, która dopiero trzy miesiące później przebiegała bez problemów. Nie ma danych co do zakładu w Zdzieszowicach, ale można założyć, że i tu rozpoczęto dostawy dla wojska w podobnym okresie.

Rosnące potrzeby wojenne powodowały, że wszystkie trzy zakłady były w stałej rozbudowie. Na przykład fabryka w Blachowni z początkowych 150 tys. ton miała zostać rozbudowana do poziomu produkcyjnego dającego prawie milion ton paliw i smarów rocznie. Do planowanych 120 mln marek całkowitych kosztów już w 1939 roku dopisano kolejne 130 mln (dla wydajności zakładu 350 tys. ton). Można śmiało założyć, że planowany łączny koszt trzech fabryk miał w końcu wojny przekroczyć grubo ponad miliard marek (dziś szacuje się, że nowoczesna fabryka to koszt około 1,5 mld dolarów).

Kierownictwo fabryk wciąż zgłaszało też zapotrzebowanie nie tylko na materiały budowlane, ale także na siłę roboczą. W momencie największego nasilenia prac przy budowie zakładów i przy samej produkcji w Blachowni i Kędzierzynie pracowało prawie 30 tys. ludzi, chociaż nigdy nie osiągnięto planowanego poziomu zatrudnienia.

Problem ten próbowano rozwiązać na kilka sposobów - przerzucano fachowców z innych zakładów z głębi Niemiec, poprzez przymus zatrudnienia ściągano techników z krajów okupowanych, ale do najcięższych robót skierowano przede wszystkim jeńców i więźniów.

W Sławięcicach do dziś można oglądać pozostałości po obozie - filii oświęcimskiej fabryki śmierci, w którym przetrzymywano Żydów. Część z nich przeniesiono z budowy innego sztandarowego projektu III Rzeszy - sieci autostrad. Realizacja jej opolskiego odcinka została wstrzymana ostatecznie w 1942 roku, a więźniowie przerzuceni między innymi do Blachowni.

Oczywiście nie tylko oni pracowali na budowach. W obozach dla robotników przymusowych skupiono w momencie rozpoczęcia nalotów około 30 tys. ludzi, w tym 15 tys. Polaków, po prawie 3 tys. Rosjan i Francuzów, a także Włochów, Ukraińców i Czechów. Sięgnięto także po skazańców osadzonych w śląskich więzieniach, skąd pozyskano około tysiąca robotników.

Wywiad AK gromadzi plany

Tak wielkich zakładów budowanych z zaangażowaniem tak wielkich sił, zwłaszcza robotników cudzoziemskich, nie można było ukryć i wywiad aliancki interesował się nimi od dawna. Teren ten był penetrowany przez kilka polskich siatek wywiadowczych koordynowanych przez ekspozyturę "Stragan" z Wiednia, podległych Komendzie Głównej AK, która ściśle współpracowała z wywiadem amerykańskim.

Wywiad Armii Krajowej miał swoich ludzi wewnątrz zakładów i już jesienią 1942 roku dokładne plany fabryk w Blachowni i Kędzierzynie zostały przekazane do Waszyngtonu.

Aresztowanie Romualda Kocura z siatki S-1 tylko na moment przerwało penetrację fabryk. Przez cały 1943 rok siatka S-5 (między innymi Zdzisław Machura i Leon Powolny) aktualizowała informacje o rozbudowie wszystkich trzech fabryk. Dane te były dublowane przez siatkę U-2 (Franciszek Malisz).

Swoją siatkę - kryptonim Lido - stworzył tu także śląski inspektorat AK. Szefował jej Alojzy Kalisch. Dzięki poświęceniu kilkudziesięciu żołnierzy podziemia i ich współpracowników w połowie 1944 roku dowództwo amerykańskiej 15. Armii Powietrznej we Włoszech dysponowało kompletem danych, dzięki którym wytypowano siedem obiektów przeznaczonych do zniszczenia - trzy fabryki paliw na Opolszczyźnie, fabrykę w Oświęcimiu i trzy rafinerie - w Trzebini, Boguminie i Czechowicach.

Dziś trudno jest odpowiedzieć na pytanie, dlaczego najbardziej czuły element niemieckiej gospodarki wojennej, czyli paliwa i transport, został zaatakowany tak późno. Nie wnikając w meandry planowania strategicznego aliantów, trzeba odnotować, że plan taki pojawił się dopiero w marcu 1944 roku i zakładał obniżenie przez bombardowania miesięcznej produkcji zakładów paliwowych o połowę. Plan wtedy odłożono ad acta, mimo że Niemcy spodziewali się takiego ciosu od początku wojny.

Cios ostateczny lotnictwa alianckiego

Dopiero w początku maja alianci skierowali swoje bombowce na obiekty produkujące paliwa w Niemczech. Skutek ataków od razu był druzgocący dla Niemiec. 12 maja 1944 roku nalot na pięć zakładów doprowadził do kompletnego zniszczenia dwóch z nich, a w pozostałych produkcję ograniczono o połowę. Uderzenie z niszczycielskim skutkiem powtórzono w końcu miesiąca. W efekcie nalotów Niemcy powołali specjalne szefostwo, którego zadaniem miało być jak najsprawniejsze usuwanie szkód i przywracanie produkcji.

Nie na wiele się to zdało. Od 8 czerwca 1944 roku zniszczenie zakładów paliwowych stało się celem numer jeden dla lotnictwa alianckiego. Kosztem ponad 1200 zestrzelonych bombowców do września 1944 r. niemiecka produkcja paliw wynosiła zaledwie 8 procent możliwości.

Szczególnie dotknęło to Luftwaffe, która zamiast planowanych 175 tys. ton benzyny otrzymała wtedy zaledwie 5300 i w następnych miesiącach ciężar obrony przeciwlotniczej spadł praktycznie wyłącznie na barki o wiele mniej skutecznych artylerzystów.

Ostatni etap tej ofensywy rozpoczął się 7 lipca 1944 roku. Wtedy to amerykańska 8. Armia Powietrzna wysłała 1100 bombowców na fabryki we wschodnich Niemczech, a 15. Armia po raz pierwszy tysiąc swoich maszyn nad cele na Śląsku, by powtórzyć to potem jeszcze 17 razy.

Ostatni nalot, 26 grudnia 1944 roku, dopełnił losu śląskich fabryk paliw syntetycznych. Data nalotu nie była przypadkowa. Amerykanie sądzili, że w drugi dzień świąt uda im się zaskoczyć obronę i częściowo się to powiodło. Skutkiem nalotu produkcja paliw w śląskich fabrykach została całkowicie wstrzymana i nigdy w zasadzie nie wznowiona. Tylko w Zdzieszowicach 22 stycznia 1945 roku udało się ją na chwilę uruchomić, ale w zasadzie już pod ogniem radzieckich dział.

W końcu stycznia wszystkie zakłady, a w zasadzie ich ruiny, zostały zajęte przez Armię Radziecką, a obóz w Sławięcicach został zapełniony przez nowych więźniów. Na gruzach fabryk już w Polsce powstały nowe zakłady, z których tylko zdzieszowicki nadal zajmuje się obróbką węgla, lecz to już zupełnie inna historia.

Galeria zdjęć:
Stowarzyszenie Blechhammer

P.S. Do zauważenia pewien fakt:
Rzesza Niemiecka potrafi w warunkach wojennych 70 lat temu produkować benzynę w ilościach jak na owe czasy ogromnych, tymczasem Polska - kraj demokratyczny, obecnie nie prowadzący wojny, mający dostęp do technologii XXIw. - uzależniony jest od Gazpromu, OPEC, Shell/BP, całej listy koncernów i benzyny na własne potrzeby wyprodukować nie potrafi?
Mało tego, o takiej możliwości w szerszej opinii publicznej nawet się nie mówi.
Tak mi się wydaję, że Wam się spodoba .
Trochę cicho, więc można podgłośnić.



do dokumentalnych nie pasuje

Atak Niemiec na ZSRR (Operacja Barbarossa)

3................e • 2013-01-29, 21:02
Może trochę długie ale zapraszam do czytania

Ps:Wzięte z Wikipedii

Operacja Barbarossa – agresja III Rzeszy na ZSRR w trakcie II wojny światowej. Pierwotny plan przewidywał atak 15 maja 1941, ale z powodu obalenia proniemieckiego rządu księcia Pawła Hitler musiał interweniować na Bałkanach, w Jugosławii, a także w Grecji. Przełożono więc atak na 22 czerwca 1941 roku. Plan ataku był przygotowany i podpisany przez Adolfa Hitlera już 18 grudnia 1940 (dyrektywa nr 21). Była to największa i najważniejsza operacja niemiecka w czasie wojny, której porażka zdecydowała ostatecznie o niemieckiej przegranej w całej wojnie. Bitwy na froncie wschodnim, gdzie realizowano operację „Barbarossa”, okazały się być jednymi z najbrutalniejszych i najbardziej wyniszczających potyczek dla obu stron.


Przygotowania III Rzeszy


Atak na ZSRR był planowany przez Hitlera od dawna, wspominał o tym już w swojej książce Mein Kampf w 1924 roku. Uważał, że Niemcy potrzebują „przestrzeni życiowej” na wschodzie, rozciągającej się na terenach, które nazwał „rosyjskimi”. Przed rozpoczęciem działań wojennych pomiędzy ZSRR a Niemcami, kraje te nominalnie pozostawały w sojuszu, zawiązanym paktem Ribbentrop-Mołotow w 1939, zapewniającym o wzajemnej nieagresji. Jeszcze w połowie czerwca 1940 Hitler był jak najdalszy od ataku na ZSRR, wydając 15 czerwca 1940 rozkaz zredukowania Wehrmachtu ze 156 do 120 dywizji. Jednakże brak możliwości pogodzenia się z ekspansjonistycznymi celami Stalina, przedstawionymi przez Mołotowa w Berlinie w listopadzie 1940 i wykraczającymi poza zakres przewidzianych w pakcie stref wpływu (poza przewidzianą do zajęcia Finlandią i opanowanymi Besarabią, Litwą, Łotwą i Estonią, nie przewidzianą do zajęcia w pakcie Ribbentrop-Mołotow Bukowiną północną, Stalin wykazywał m.in. zainteresowanie Bułgarią, kontrolą przejścia z Morza Czarnego na Morze Śródziemne czy swobodą przejścia przez cieśniny duńskie, co powodowało dla Niemiec zagrożenie dla kontroli nad rumuńskimi polami naftowymi), przeprowadzanie przymusowych wysiedleń ludności niemieckojęzycznej z krajów nadbałtyckich, a także intensyfikacja zbrojenia Armii Czerwone spowodowały podjęcie, a następnie przyspieszenie prac nad planem agresji na ZSRR. Już miesiąc po opanowaniu ostatniego państwa nadbałtyckiego Hitler wydał dyrektywę nr 21 (18 grudnia 1940 roku), pomimo tego, że cały czas trwała bitwa o Anglię.

Autorem planu operacji „Barbarossa” w sporej części był sam Hitler. Jego doradcy odradzali mu wojnę na dwóch frontach równocześnie, ale Hitler uważał się za politycznego i militarnego geniusza, zdolnego zrealizować swoje ambitne plany szybkiego zakończeniu wojny na zachodzie i przeniesieniu działań wojennych na wschód. Takie mniemanie ugruntowały w nim dotychczasowe łatwe zwycięstwa w Europie Zachodniej i Skandynawii.

Do działań na froncie wschodnim Hitler skoncentrował 4 733 990 żołnierzy w 164 dywizjach (w tym 135 dywizji niemieckich i 29 sprzymierzonych). Siły te dysponowały łącznie 3612 czołgami, 12 686 działami i moździerzami oraz 2937 samolotami. Rozpoczęcie ataku poprzedzone zostało dużą liczbą misji samolotów zwiadowczych oraz zbieraniem danych wywiadowczych, które dostarczyły szczegółowych informacji o dyslokacji i ilości sił radzieckich w zachodnich Specjalnych Okręgach Wojskowych.Duża ilość i wysoka jakość tych informacji miała jednak złą stronę – odwróciła uwagę niemieckich analityków od faktu, że na temat dyslokacji pozostałych sił ZSRR oraz ich możliwości mobilizacyjnych nie było wiadomo praktycznie nic. W ramach przygotowań III Rzesza zgromadziła zapasy materiałów do prowadzenia operacji (choć zapas paliwa miał starczyć tylko na 3 miesiące) oraz zmobilizowała ok. 500 000 pojazdów motorowych dla celów operacji.

Głównym założeniem operacji, zaprojektowanej w myśl Blitzkriegu, było jak najszybsze zniszczenie armii ZSRR (Armii Czerwonej) i doprowadzenie do upadku państwa, które jak każda dyktatura w przypadku znacznego osłabienia sił wojskowych było podatne na wewnętrzne niestabilności. Istnieją przesłanki, że ostateczną linią niemieckiego natarcia miała być linia Uralu. Hitler zaplanował podział sił wschodnich na trzy grupy armii, które miały zajmować konkretne obszary niezależnie od siebie, rozpoczynając równocześnie. Grupę Armii „Północ” przydzielono do podboju terenów nadbałtyckich z Leningradem, Grupa Armii „Środek” obrała kierunek na Mińsk, Smoleńsk i Moskwę, a Grupa Armii „Południe” przejść miała przez tereny ukraińskie, zajmując Kijów i kierując się w kierunku Wołgi, zdobywając po drodze Zagłębie Donieckie.

Przebieg operacji

W niedzielę, 22 czerwca 1941 roku, o godz. 3.15 rozpoczęła się operacja „Barbarossa”, uderzenie państw Osi na Związek Radziecki od Bałtyku po Karpaty. Państwa Osi zaangażowały siły wielkości ponad 4 milionów żołnierzy – była to największa operacja sił lądowych w historii. Oprócz 3 milionów Niemców, po stronie Osi walczyło m.in. ćwierć miliona Włochów i 300 tys. Rumunów. W zachodnich okręgach wojskowych ZSRR znajdowało się 2,7 mln żołnierzy Armii Czerwonej, których atak całkowicie zaskoczył. Sytuacja byłaby dla nich beznadziejna, gdyby nie trwająca od 14 czerwca 1941 roku sprawnie prowadzona mobilizacja Armii Czerwonej na stopę wojenną. W ciągu 9 dni od wybuchu wojny w różnych częściach ZSRR dodatkowo zmobilizowano 5 milionów ludzi. Spora część z nich uzupełniła straty pierwszego tygodnia wojny. W przemówieniu 3 lipca Józef Stalin wezwał do utworzenia ruchu partyzanckiego i walki przeciwko Niemcom

Przyczyny klęski Niemiec

Przyczyną porażki Niemiec były źle określone cele operacji, niewydolność przygotowanego do operacji parku transportowego, kompletne zlekceważenie elementu polityki wewnętrznej ZSRR, potencjału gospodarczego, naukowego i militarnego. Wizja ZSRR jako „bezgłowego kolosa na glinianych nogach”, forsowana przez polityków i generałów Trzeciej Rzeszy okazała się fikcją, przydatną jedynie goebbelsowskiej machinie propagandowej. U podstaw takiej postawy leżała polityka rasowa, implikująca także politykę wobec ludności podbitej. Mimo początkowej dużej niechęci do stalinowskiego reżimu ludności zamieszkującej tereny zajęte przez Niemcy, na terenach tych nie udało się Niemcom utworzyć sojuszniczych armii (poza nielicznymi jednostkami).

Wehrmacht w porównaniu do Armii Czerwonej miał zbyt małe zaplecze przemysłowe i kadrowe. Nieuniknione straty w pierwszych etapach operacji „Barbarossa”, które mogły i powinny zostać przewidziane, nie zostały w wystarczający sposób uzupełnione przez przemysł (nie przestawiony na produkcję wojenną) oraz ośrodki szkoleniowe i mobilizacyjne (nie były przygotowane do intensywnego uzupełniania strat).

Brak dobrze rozwiniętego lotnictwa strategicznego. Luftwaffe była przygotowywana do wspomagania wojsk lądowych. Jedyny czterosilnikowy bombowiec He 177 Greif był trudny w pilotażu i podatny na usterki.

Mimo rozczarowującej postawy oddziałów bojowych i dowództw wszystkich szczebli wojsk sowieckich, znakomicie – zważywszy okoliczności – spisały się piony odpowiedzialne za mobilizację. W toku walk Wehrmacht niszczył całe armie i fronty przeciwnika, a mimo to opór Armii Czerwonej tężał i na front napływały nowe jednostki. Chociaż składały się ze słabo lub wcale nie wyszkolonych rekrutów, brakowało im oficerów i broni – uporczywie powstrzymywały nieprzyjaciela, zadając mu trudne do uzupełnienia straty. Do 31 grudnia 1941 roku wojska sowieckie utraciły łącznie przeliczeniową wartość 229 dywizji (oznaczało to nieodwracalną utratę ok. 3 200 000 żołnierzy – zabitych, zaginionych, wziętych do niewoli – w której zginęło niemal 40% jeńców). Straty te jednak udało się zrekompensować, gdyż do końca roku ZSRR wystawił łącznie przeliczeniową wartość 821 dywizji (w tym 483 strzeleckie, 73 pancerne, 31 zmechanizowanych, 101 kawalerii oraz 266 brygad strzeleckich, pancernych i narciarzy).

Ostatecznym gwoździem do trumny operacji był fakt, że nawet gdy uzupełnienia strat Wehrmachtu stawały się osiągalne, często nie było możliwe dostarczenie ich tam, gdzie były najbardziej potrzebne (również za sprawą polskiej i radzieckiej partyzantki). Z tego wynikały problemy poboczne jak niedobory paliwa (chociaż w składach było), braki części, zaopatrzenia, amunicji czy ciepłych ubrań w chwili rozpoczęcia zimy na obszarze ZSRR. Ta kluczowa kwestia była rezultatem niewystarczającej motoryzacji Wehrmachtu (za mała liczba – często złej jakości – samochodów ciężarowych) oraz problemów z wykorzystaniem radzieckiej sieci kolejowej (inna szerokość torów) i niedostatkiem taboru.

Straty obu stron podczas operacji „Barbarossa” sięgnęły milionów osób, zarówno wojskowych, jak i ludności cywilnej.

II wojna oczami Wehrmachtu

A................2 • 2013-01-14, 17:07
Teledysk ,,Wehrmachtu" zespołu Sabaton, znaleziony na YT, autorstwa renauda raymaekersa. Jeżeli ktoś nie lubi metalu, niech wyciszy i włączy sobie swój hip-hop/pop/dubstep/c🤬j wie co i podziwia piękno wojny w kolorze

W oryginale na YouTube w 720p - /watch?v=rfo2XeD4RMs
Wiem, wiem, cicho trochę, szkoda, ale macie pokrętło na głośnikach/słuchawkach jakby co.
Druga wojna światowa na kolorowych zdjęciach. Niby nic, ale z kolorem okazuje się nagle, że działo się to wszystko kurewsko niedawno.

Z kroniki Auschwitz - Najdłuższy apel

B................o • 2012-05-24, 15:24






Bardzo ciekawy dokument o rzeczywistości obozowej. Relacje więźniów, rysunki i obrazy ukazują całą machinę zagłady III Rzeszy.
Jeśli temat się spodoba wrzucę kolejne odcinki

Matrix września 1939

meszamorum2011-07-19, 0:03
Taki mały matrix. Dla Gimbusów - sporo czytania, mało obrazków, zero filmików

Warszawa, Aleje Jerozolimskie, 6 września 1939 roku, godzina 7:00 ..

Nakład Expressu Porannego rozszedł się błyskawicznie. Kioskarz bezradnie rozłożył ręce, kiedy kolejny klient prosił go o gazetę. Zawiedziony czytelnik podszedł do grupy mężczyzn, którzy kilka metrów od kiosku żywo o czymś dyskutowali. Wymięty egzemplarz gazety wędrował z rąk do rąk. Mężczyźni śmiali się i poklepywali po plecach, jakby ich ulubiona drużyna zdobyła puchar. Do okienka kiosku podszedł mężczyzna w mundurze z dystynkcjami porucznika.
- Paczkę egipskich poproszę powiedział do kioskarza i rzucił na tackę kilka monet. Przez chwilę przyglądał się grupie rozentuzjazmowanych mężczyzn. Jeden z nich zauważył jego wzrok.
- Co pan taki smutny? Przecież wygrywamy! - powiedział pokazując pierwszą stronę gazety. Linia Zygfryda przerwana!, Francuzi wkroczyli do Nadrenii, Nalot polskich bombowców na Berlin krzyczały nagłówki. Porucznik nic nie odpowiedział. Wziął paczkę papierosów i odszedł.

Lektura polskich gazet z września 1939 roku to podróż po alternatywnej wersji historii. Kiedy niemieckie zagony pancerne wdzierały się głęboko w terytorium Polski, a Luftwaffe panowała w powietrzu, gazety informowały o kolejnych sukcesach Wojska Polskiego. Według nich Polacy zwyciężali na wszystkich frontach, nasze samoloty codziennie bombardowały niemieckie miasta i strącały wrogie maszyny, które ważyły się wlecieć w przestrzeń powietrzną Polski, a na Zatoce Gdańskiej ORP Wicher (zatopiony trzeciego dnia wojny) posyłał na dno niemieckie okręty jeden za drugim. Nagle zniknęły różnice światopoglądowe dzielące dziennikarzy. Zarówno prasa rządowa jak i opozycyjna publikowały ilości bzdur, które nie miały precedensu w historii dziennikarstwa. W dniu wybuchu wojny gazety zamieściły teksty opisujące znakomite przygotowanie społeczeństwa do walki z odwiecznym wrogiem.

Gotowość bojowa armii, Zdecydowane stanowisko Polski, Stolica gotuje się do wojny - pisali dziennikarze ABC Nowin Codziennych. Obrona przeciwlotnicza w pogotowiu, Męskie oblicze Warszawy - wtórował Kurier Poranny.
Jak wygrać wojnę nerwów? - radził Ilustrowany Kurier Codzienny. Harcerze czekają tylko na rozkaz - donosił Czas.
Proporcjonalnie do rozwoju niekorzystnej dla Polski sytuacji na froncie rósł optymizm i wyobraźnia dziennikarzy, którzy każdego dnia publikowali coraz większe bzdury. Impet ofensywy niemieckiej w Polsce zahamowany informował Czas, Oddziały polskie rozgromiły przeważające liczebnie wojska niemieckie - to Express Poranny, Marsz Niemców zatrzymany! Nienaruszona armia polska gotuje się do decydującej rozprawy - donosił Goniec Wieczorny. Załamanie frontu niemieckiego w Polsce jest bliższe niż mogłoby się wydawać, Niemcy muszą przegrać wojnę - wieszczyły Kurier Codzienny i Express Poranny. Nie sposób było znaleźć informacji o stratach wśród polskich żołnierzy. Armia polska nietknięta - donosił Kurier Codzienny z 9 września. Mało tego Polacy nie ograniczali się do działań obronnych, lecz robili także rajdy na teren przeciwnika. Wojsko polskie w rejonie Rawicza wkroczyło na terytorium Niemiec - pisała 4 września Gazeta Polska, Kawaleria polska wkroczyła do Prus Wschodnich - informował dzień później Express Poranny. Siła polskiej armii wywoływała wśród Niemców szok i niedowierzanie. Okłamali nas woła żołnierz niemiecki w reportażu zamieszczonym w Expressie Porannym z 17 września. Podczas zaciętych walk o Warszawę Niemcy często sami oddawali broń - Żołnierze niemieccy zgłaszają się do przednich straży i składają broń - Kurier Czerwony z 13 września. Wiele miejsca poświęcono dzielnym polskim lotnikom. Według dziennikarzy niemieckie miasta były codziennie równane z ziemią przez polskie bombowce. Nalot 30 polskich bombowców na Berlin donosiła Chwila z 6 września. Stolica Rzeszy zbombardowana wtórował jej Czas z 7 września. Hitler pod obstrzałem polskich samolotów informował Dobry Wieczór z 13 września.



Charakterystyczną rzeczą był całkowity brak strat wśród polskich załóg - niemiecka artyleria przeciwlotnicza była bowiem zupełnie nieskuteczna. Czasem pojawiała się informacja, że jakiś polski pilot został lekko ranny, np. dostał zabłąkanym pociskiem w nogę. Luftwaffe według polskich dziennikarzy traciła nad Polską kilkadziesiąt maszyn każdego dnia. Nie próżnowali polscy marynarze. Kontrtorpedowiec Wicher zatopił niemiecką łódź podwodną U 37 informował 17 września Kurier Czerwony. Wyczyn to zaiste niezwykły, ponieważ ORP Wicher już od dwóch tygodni spoczywał na dnie helskiego portu... Olbrzymim optymizmem napawała sytuacja w Europie Zachodniej. Nasi wierni sojusznicy Anglia i Francja natychmiast wypełnili swoje zobowiązania i wypowiedzieli Niemcom wojnę.
Losy wojny przesądzone ostatecznie po wystąpieniu Anglii i Francji - pisał Kurier Czerwony 4 września. Na taką wiadomość Polacy zareagowali spontanicznymi manifestacjami pod ambasadami Francji i Wielkiej Brytanii. Niech żyje Anglia i Francja! Żywiołowe manifestacje w stolicy - opisywał Express Poranny. Ta informacja to wyjątek w zalewie kłamstw. Takie manifestacje naprawdę miały miejsce.



Na zadeklarowaniu wojny oczywiście się nie skończyło. Anglicy i Francuzi natychmiast ruszyli do ataku.
Porty niemieckie zbombardowane przez lotników angielskich - informowała gazeta Dzień Dobry z 5 września. Flota angielska rozpoczęła blokadę Niemiec - to Kurier Czerwony z tego samego dnia. Gdy podnoszą się potężne młoty francusko-angielskie wówczas ani jeden żołnierz niemiecki nie będzie mógł pozostać na ziemiach polskich patetycznie informowała Chwila z 8 września. Na efekty zachodniej ofensywy nie trzeba było długo czekać. Linia Zygfryda przerwana - informował Dzień Dobry. Linia Zygfryda przełamana w 7 punktach - precyzowała Chwila i dodawała Wojska niemieckie uciekają w popłochu.Generalny atak armii francuskiej zacznie się dziś lub jutro - przewidywał Express Poranny z 8 września. Atak aliantów na zachodzie znacząco odciążył polską armię, która natychmiast przeszła do kontrofensywy.
Niemcy wycofali sześć dywizji z frontu polskiego, by przerzucić je na Linię Zygfryda - Express Poranny z 9 września.
Niewiele im to pomogło, bowiem Masy czołgów automatycznych rzuciła Francja na front niemiecki, jak informował Kurier Czerwony z 10 września. Niestety, dziennikarz nie wyjaśnił, czym były te czołgi automatyczne - widać wyobraźnia mu nie dopisała. Ta sama gazeta prorokowała, że Za 4 dni padnie Linia Zygfryda, a wtedy błyskawiczna ofensywa zmiecie Niemców. Na Zachodzie sytuacja wyglądała więc wspaniale - Francuzi prą naprzód (Czas z 11 września), Ofensywa francusko-angielska postępuje (Kurier Czerwony z 12 września), a Niemcy cofają się przed generalnym atakiem na Zachodzie (Kurier Czerwony z 13 września).



Dziennikarze opisywali również tragiczną sytuację wewnętrzną w Niemczech. Nerwy Hitlera szaleją - tak opisywał samopoczucie fuhrera Goniec Warszawski z 4 września. W Hitlerii nic nie można kupić. Głód i nędza zagląda Niemcom w oczy - kpił mściwie Kurier Czerwony z 5 września. Tłumy kobiet w Berlinie przed pustymi sklepami opisywał tego samego dnia Express Poranny. Francusko-angielskie naloty wywoływały panikę. Przemysłowe dzielnice niemieckich miast leżały w gruzach. Nic dziwnego, że Niemcy zaczęli otwarcie demonstrować przeciwko Hitlerowi. Niemcy buntują się - to Czas z 7 września. W stolicy Rzeszy wybuchły rozruchy donosi następnego dnia Chwila.
Atak tłumu na pałac Hitlera - Kurier Codzienny z 8 września. Klęski na obu frontach wywoływały Masowe dezercje z armii niemieckkiej, o których pisał Kurier Czerwony z 12 września. Do stolicy Niemiec przyjeżdżały bezustannie Ogromne transporty rannych, jak donosiła ta sama gazeta trzy dni później. Hitlerowi spędzały sen z oczu także Akty sabotażu w Berlinie, o których informował Czas z 18 września. Klęski na obu frontach wywoływały Masowe dezercje z armii niemieckiej, o których pisał Kurier Czerwony z 12 września. Do stolicy Niemiec przyjeżdżały bezustannie Ogromne transporty rannych, jak donosiła ta sama gazeta trzy dni później. Hitlerowi spędzały sen z oczu także Akty sabotażu w Berlinie, o których informował Czas z 18 września.

Skąd wzięła się taka ilość bzdur? Czy dziennikarze pisali je z premedytacją, by utrzymać naród na duchu? Niekoniecznie. Myślę, że większość z nich szczerze wierzyła w to, co pisała. 5 września 1939 roku powstało Ministerstwo Informacji i Propagandy, a dwie największe agencje informacyjne Polska Agencja Telegraficzna oraz agencja Iskra zostały połączone w jedną. Następnego dnia ich dziennikarze zostali wywiezieni z Warszawy. Przez następne dni pracowali w ewakuacyjnym chaosie, chwytając informacje z najprzeróżniejszych źródeł, w większości całkowicie niewiarygodnych i wysłuc🤬jąc tysięcy plotek wziętych z kosmosu. Na ich bazie pisali pokrzepiające artykuły. Źródłem nieprawdziwych informacji byli często wysocy rangą dowódcy, którzy z premedytacją nie informowali dziennikarzy o stratach, za to uwypuklali najdrobniejsze sukcesy, które potem na łamach gazet zamieniały się w zwycięskie kampanie. Urokowi tych fantazji ulegali nie tylko zwykli obywatele, ale nawet członkowie rządu. Wiceminister spraw zagranicznych Jan Szembek wspominał o swojej wizycie w domu ministra Józefa Becka, z którym żywo dyskutował na temat najnowszych doniesień o rajdach polskich bombowców na Berlin. Brak było informacji o wkroczeniu Sowietów 17 września. Zaledwie kilka gazet poinformowało kilka dni później o zajęciu przez Armię Czerwoną części polskiego terytorium w pasie przygranicznym. Gazety nie drukowały także nekrologów. Gdyby zdecydowały się je zamieszczać musiałyby powiększyć swoją objętość kilkudziesięciokrotnie... Przez cały wrzesień 1939 roku ludność Polski była utrzymywana w fałszywym przekonaniu, że zwycięstwo jest tuż-tuż. Alianci nas nie zawiedli, dzielna polska armia zwycięża na wszystkich frontach, a Hitler słono zapłaci za swoją agresję.
Matrix skończył się w ostatnich dniach września.

Za: paranormalne.pl/topic/27084-wrzesniowy-matrix-1939/