Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#ii wojna światowa

WWII

KillQ82012-12-01, 15:59
II Wojna Światowa przedstawiona za pomocą dość długiego gifa.

Hańba rasowa. Związki nadludzi z podludźmi według III Rzeszy

h................g • 2012-11-08, 23:18
Podejście Hitlera do Polaków w kwestii rasowej.

Warte przypomnienia dla wszystkich polskich wielbicieli "wujka Adolfa"

Obowiązki robotników i robotnic cywilnych narodowości polskiej podczas ich pobytu w Rzeszy.
(pisownia oryginalna - 1940)
(...)
Pkt. 6
Każde obcowanie z ludnością niemiecką, szczególnie odwiedzanie teatrów, kin, zabaw tanecznych, restauracji i kościołów
razem z ludnością niemiecką jest zakazane.
Tańczenie i zażywanie alkoholu jest polskim robotnikom tylko pozwolono w oberżach spechalnie dla nich przeznaczonych.

Pkt. 7
Spółkowanie z kobietą niemiecką lub z mężczyzną niemiecką, względnie zbliżenie niemoralne do nich będzie karane śmiercią.



Eisenach, 15. November 1940
Hedwig H. und der polnische Zwangsarbeiter Eduard P. müssen auf dem Marktplatz Schilder mit der Aufschrift „Ich habe mich mit einem Polen eingelassen“ und „Ich bin ein Rasseschänder

Hedwig H. i polski robotnik przymusowy Eward P. zmuszeni do trzymania plakatów informujących: "Byłam w związku z Polakiem" oraz "Jestem profanatorem rasy"

Polak winny "hańby rasowej" bardzo często był przewożony w pobliże miejsca w którym wcześniej pracował. Tu też czekała prowizoryczna szubienica. Na miejsce egzekucji spędzano wszystkich polskich robotników przymusowych z okolicy. Mieli przekonać się na własne oczy, co czeka każdego, kto ośmieli się nawiązać romans z Niemką

Także los kobiet, które przyłapano na romansie z Polakiem, miał być przestrogą dla miejscowej ludności. Winne "hańby rasowej" były napiętnowane jako "polskie dz🤬ki". Zdarzało się, że obcinano im włosy (...) Zwykle trafiały do zakładu poprawczego, więzienia lub obozu koncentracyjnego.

Źródło: Focus Historia, ausstellung-zwangsarbeit.org

Wiem, z Hitlerem miało być pięknie i wspaniale, ale wyszło jak wyszło. Mało istotne jest co miało wyjść, co kto obiecywał i jak słodko pierdział zapewniając o przyjaźni.

Mieczysław Słowikowski (superszpieg z Polski)

k................1 • 2012-11-01, 21:29
Chciałem wam przedstawić historię Mieczysława Słowikowskiego , superszpiega zwanego (człowiekiem z Algieru). Historia godna uwagi lecz ze smutnym końcem!

Mieczysław Słowikowski
(człowiek z Algieru)
– superszpieg z Polski

Algier, 21 lipca 1941
Śpiew muezina wzywającego wiernych na modlitwę zagłuszył na chwilę sapanie starego frachtowca, który wpływał do portu. Łysiejący mężczyzna w średnim wieku stał na pokładzie oparty o barierkę i przyglądał się jak krypa powoli dobija do nabrzeża. Mrugnął do stojącej obok kobiety i poszedł do skromnej kabiny. Wszystko było już spakowane od kilku godzin. Jeszcze raz przejrzał dokumenty i otworzył walizkę, w której podwójnym dnie ukrył listę zadań, księgę szyfrów i pokaźną sumę pieniędzy. Sprawdził, czy wszystko jest na swoim miejscu, po czym zamknął walizkę i wyszedł z kabiny. Powoli zszedł po trapie na ląd.

Mieczysław Zygfryd Słowik vel Słowikowski ps. Rygor urodził się 25 lutego 1896 w Jazgarzewie k. Piaseczna. Całe swoje dorosłe życie związał z wojskiem. Podczas studiów handlowych w Warszawie wstąpił do tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej założonej przez Józefa Piłsudskiego.

Zaraz po odzyskaniu niepodległości wstąpił do Wojska Polskiego i zaczął powoli piąć się po szczeblach kariery. Jako porucznik piechoty walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Po ukończeniu Wyższej Szkoły Wojennej został przydzielony do Oddziału IV Sztabu Generalnego.

W 1934 już w stopniu kapitana został przeniesiony do Korpusu Ochrony Pogranicza, gdzie objął stanowisko szefa sztabu Brygady KOP „Wilno”. 1 stycznia 1937 został awansowany do stopnia majora.

W 1937 rozpoczął pracę dla Oddziału II Sztabu Generalnego – słynnej „Dwójki” zajmującej się wywiadem zagranicznym. Pod przykrywką dyplomaty został wysłany na swoją pierwszą placówkę do Kijowa. Tam zastał go wybuch wojny.

Udało mu się ewakuować do Francji, gdzie wstąpił do odradzającej się po wrześniowej klęsce polskiej armii. Po upokarzającej kapitulacji Francji i utworzeniu kolaboracyjnego rządu Vichy zajął się przerzutem polskich żołnierzy do Wielkiej Brytanii.

Francuzi utrudniali to jak mogli – wydali przepis na mocy którego wizy otrzymywali wyłącznie mężczyźni powyżej 45 roku życia. Słowikowski fałszował więc dokumenty wpisując fikcyjne daty urodzenia. Jeśli to nie pomogło – przekupywał urzędników.

Francuzi wkrótce w ogóle zaprzestali wydawania Polakom wiz wyjazdowych. Major wywiadu znalazł więc przemytników, którzy przeprowadzali polskich żołnierzy przez Pireneje do neutralnej Hiszpanii oraz opłacił właścicieli kutrów, którzy pod pokładami swoich łajb transportowali uciekinierów z portów południowej Francji.

Dzięki Słowikowskiemu kilka tysięcy polskich żołnierzy przedostało się do Wielkiej Brytanii i mogło kontynuować walkę.



Major Mieczysław Słowikowski
(na marginesie)
W ciągu pierwszych kilku miesięcy wojny brytyjski wywiad poniósł ogromne straty i został całkowicie sparaliżowany. Zamknięto brytyjskie placówki dyplomatyczne w krajach okupowanych przez Niemców oraz na administrowanych przez rząd Vichy francuskich terytoriach zależnych w Afryce Północnej. Specjalista i wieloletni badacz tajnych służb Jean Medrala podkreślił, iż w 1940 w okupowanej Europie Brytyjczycy nie mieli politycznych i wojskowych struktur, które mogłyby wesprzeć pracę ich tajnych służb. W tym czasie wywiad brytyjski był dosłownie głuchy i ślepy.

Profesor Jan Ciechanowski, członek polsko-angielskiej komisji historycznej, stwierdził, że do końca 1940 Brytyjczycy nie mieli na terenie Belgii, Francji i Holandii ani jednego czynnego agenta. W takich warunkach coraz większego znaczenia nabierała współpraca z polskimi służbami wywiadowczymi, podległymi emigracyjnym władzom w Londynie. Polacy dysponowali rozwiniętą siecią agenturalną nie tylko na terenie okupowanej Polski, ale także we Francji, a nawet w III Rzeszy. Profesor Keith Jeffery, wspierając się dokumentami SIS (Secret Intelligence Service), stwierdził, że w czasie wojny polski wywiad dysponował ponad 30 siatkami szpiegowskimi rozsianymi po całej Europie i liczącymi około 300 osób.
Wróćmy do tematu, w tym samym czasie w północnej Afryce miały miejsce niezwykle ważne wydarzenia. W grudniu 1940 wojska brytyjskie pod dowództwem gen. Archibalda Wavella rozpoczęły operację „Kompas” mającą na celu wyparcie wojsk włoskich z Libii.

Był to prawdziwy Blitzkrieg w wykonaniu Brytyjczyków – w trzy miesiące oczyścili zachodni Egipt, zdobyli Cyrenajkę, unicestwili włoskie lotnictwo i wzięli do niewoli 130 tys. jeńców.

No cóż... Makaroniarze nigdy nie słynęli z waleczności...

Hitler postanowił wysłać na pomoc Włochom słynny Afrika Corps po dowództwem znakomitego stratega generała Erwina Rommla.

Przed wyjazdem do Afryki korpus ćwiczył na naszej Pustyni Błędowskiej. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Afrika Corps był jedyną dużą jednostką hitlerowskich sił zbrojnych, na której nie ciążą żadne oskarżenia o zbrodnie wojenne. Generał Rommel był zaś poważany i szanowany przez aliantów.

Świetnie wyszkolony Afrika Corps wyparł Brytyjczyków z Cyrenajki. Groźba kontrolowania przez Niemców Kanału Sueskiego stała się bardzo realna.

Major Mieczysław Słowikowski otrzymał polecenie udania się do Algierii podlegającej pod kolaboracyjny rząd Vichy (będącej ich kolonią) i zorganizowania siatki wywiadowczej.

Alianci nie posiadali w północno-zachodniej Afryce ani jednego czynnego agenta (wówczas Amerykanie wogóle nie mieli swojej agencji wywiadu, tworzyli ją od wybuchu wojny z Japonią, byli dopiero w trakcie budowania swoich struktur i wciąż nie mieli zawodowych oficerów wywiadu. W Afryce Północnej polegali na informacjach od Anglików, a ci mieli je od Polaków). Na tym terenie aktywnie działali za to szpiedzy niemieccy i włoscy.

Słowikowski nigdy nie był w Afryce, ale natychmiast odnalazł się w nowej rzeczywistości. Za przemycone z Francji pieniądze założył Floc-Av Company – fabrykę produkującą płatki owsiane. W kraju, gdzie żywność była reglamentowana to przedsięwzięcie okazało się olbrzymim sukcesem. Kolejne fabryki zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu od Tunisu po Casablankę w Maroco.

Słowikowski zyskuje znakomity pretekst do podróży służbowych po całej północno-zachodniej Afryce. Firma przynosi ogromne zyski, które służą finansowaniu działalności wywiadowczej. Polski oficer werbuje do współpracy dziesiątki ludzi – jednych przekupuje, innych zastrasza, jeszcze inni z własnej woli zaczynają zbierać dla niego bezcenne informacje.

Miał wszystkie cechy doskonałego agenta – doświadczenie, inteligencję, spryt, stanowczość i umiejętność manipulowania ludźmi.

Przez tajną radiostację płyną do Londynu dane o dyslokacji i liczebności wojsk, r🤬ach okrętów, bazach wojskowych, lotniskach, umocnieniach nabrzeżnych, składach amunicji, węzłach kolejowych i nastrojach ludności.

Do Algieru przyjeżdżają dwaj oficerowie polskiego wywiadu oddelegowani do pomocy Słowikowskiemu – podpułkownik Gwido Langer i major Maksymilian Ciężki.

Obydwaj byli kryptologami i wnieśli olbrzymi wkład w złamanie kodu Enigmy.

Polscy oficerowie zostają dyrektorami największych fabryk w koncernie Słowikowskiego i rozwijają własne siatki wywiadowcze.

Cała organizacja była zbudowana na zasadzie piramidy, na szczycie której stał Słowikowski, używający pseudonimu „Rygor”. Tylko on kontaktował się z podwładnymi kierującymi osobnymi siatkami agentów i nie znającymi się nawzajem.

Ważną rolę w działalności Słowikowskiego odgrywała także jego żona Maria, którą m.in. odbierała meldunki ze skrzynek kontaktowych, ukrywała kompromitujące materiały w wypadku kontroli i przekupywała urzędników. Była bardzo inteligentną i opanowaną kobietą.

W szczytowym okresie dla polskiego superszpiega pracowało kilka tysięcy ludzi o skrajnie odmiennych pozycjach – byli wśród nich zarówno szefowie dużych firm, jak i sklepikarze i pracownicy portowi. Większość nie miała najmniejszego pojęcia dla kogo pracują i czemu służą przekazywane przez nich informacje, które pozwoliły na kontrolę większości dziedzin życia kolonii Vichi - z Algieru płynęły bezcenne dane przekazywane przez majora do Londynu.

Stworzona przez niego siatka szpiegowska funkcjonowała w brytyjskim sztabie generalnym pod kryptonimem „Agencja Afryka”.

Polski agent był jak złowrogi pająk, który oplótł swoją siecią całą północno-zachodnią Afrykę od Dakaru po Tunis. Wiedział o każdym okręcie wojennym, samolocie, oddziale wojska, składzie paliwa, bunkrze i baterii nabrzeżnej na tym terenie. Znał nastroje ludności i morale francuskich żołnierzy wiernych rządowi Vichy. Wszystkie informacje przekazywał do Londynu, gdzie powstawały plany operacji desantowej „Torch” (Pochodnia).

8 listopada 1942 na plażach Maroka i Algierii wylądowali brytyjscy i amerykańscy żołnierze pod dowództwem generała Dwighta Eisenhowera. Operacja „Torch” okazała się olbrzymim sukcesem. Po krótkich walkach jankesi pokonali broniące się na nim oddziały francuskie. Dzięki informacjom polskiego superszpiega alianci zajęli cała francuską Afrykę Północną w ciągu 8 dni tracąc przy tym zaledwie około 500 żołnierzy. Zniszczenie niemieckiej Afrika Corps było już tylko kwestią czasu.

Generał Władysław Sikorski nie musiał udawać zdziwienia, kiedy w lutym 1943 prezydent Roosevelt podziękował mu za polski wkład w operację aliantów w Afryce Północnej. Po prostu nie miał bladego pojęcia o istnieniu głęboko zakonspirowanego Słowikowskiego.

Major Mieczysław Słowikowski pozostał na swoim posterunku w Algierze do września 1944, do chwili oddelegowano go na stanowisko szefa Oddziału II Inspektoratu Zarządu Wojskowego w Londynie. Następnie przez dwa lata pracował w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Szkocji.

Brytyjczycy nagrodzili go Orderem Imperium Brytyjskiego, a od Amerykanów otrzymał Legię Zasługi.

Mieczysław Słowikowski

Zarówno jedni, jak i drudzy nie mieli jednak później najmniejszych skrupułów, by zasługi polskiego agenta przypisać własnym wyimaginowanym siatkom wywiadowczym w Afryce. Komunistyczne władze PRL nie ujęły się za majorem Słowikowskim (co w owych czasach było normą). Został uznany za zdrajcę i pozbawiony obywatelstwa polskiego.

Umarł w zapomnieniu jako zwykły, szary emigrant w skromnym mieszkaniu w południowo-wschodnim Londynie 29 lipca 1989.

FG 42

H................a • 2012-09-10, 13:30
Karabin samopowtarzalny niemieckich strzelców spadochronowych (Fallschirmjäger) używany był w latach 1942-1945. Karabin ten zasilany był amunicją 7.92 mauser z magazynka pudełkowego o pojemności 20 naboi.

LC-6
Pierwszy model prototypowy. Komora zamkowa w formie wytłoczki z blach stalowych z wstawkami ze stali stopowej. Charakterystyczna zegarowa sprężyna powrotna. Karabin całkowicie metalowy (nawet kolba, łoże i chwyt z blaszanych wytłoczek). Dwójnóg zamontowany na zakończeniu lufy. Zbudowano modele kalibru 7,92 x 57 mm Mauser i 7,92 x 33 Kurz.

LC-6/II
Drugi prototyp. Zmieniony celownik. Dwójnóg przeniesiono na blok gazowy. Nowy kształt metalowej kolby i nowe, wykonane z tworzywa sztucznego łoże.

LC-6/III
Trzeci prototyp. Komora zamkowa frezowana ze stali chromoniklowej. Celownik jak w LC-6. Bardzo silnie pochylono do tyłu chwyt pistoletowy (według niektórych źródeł miało to umożliwić strzelanie w dół w czasie opadania na spadochronie, byłaby to koncepcja nonsensowna, ale w III Rzeszy decyzję często podejmowali dyletanci). Nowy, skonstruowany specjalnie dla tego karabinu garłacz do miotania granatów nasadkowych.

FG42 (model 1)
Pierwsza wersja seryjna (50 sztuk). W zasadzie odpowiada prototypowi LC-6/III

FG42 (model 2)
Druga wersja seryjna (około 2000 sztuk). Zewnętrznie odróżnia się nową kolbą metalową posiadającą przetłoczenia zwiększające sztywność. Komora spustowa została wzmocniona. Kabłąk spustu jest ukształtowany z paska blachy przymocowanego do komory spustowej. Zastosowano nową sprężynę bijnika. Zmniejszono opór spustu.



Mit Westerplatte

0statniSprawiedliwy2012-09-01, 20:03
W odpowiedzi na ten temat:

sadistic.pl/nie-zapominajmy-vt135970.htm


Od polskich kul zginęło co najmniej sześciu obrońców placówki
Weisse Flagge auf Westerplatte... warten, weisse Flagge..." (biała flaga nad Westerplatte... czekajcie, biała flaga) - taki meldunek otrzymał dowódca niemieckiej kompani szturmowej porucznik Walter Schug na Westerplatte 2 września około godziny 19.30. Chwilę później flaga oznaczająca kapitulację polskiej placówki znikła. Na Westerplatte doszło do buntu oficerów i odsunięcia od dowodzenia majora Henryka Sucharskiego; od tego momentu obroną dowodził kapitan Franciszek Dąbrowski. Później od polskich kul zginęło co najmniej sześciu obrońców Westerplatte. Pierwszą znaną ofiarą jest starszy legionista Jan Gębura, który na rozkaz Sucharskiego wywieszał białą flagę. Kolejny żołnierz, legionista Mieczysław Krzak, został zastrzelony przez swoich przez pomyłkę.

O innych ofiarach wiemy z niemieckich meldunków. 8 września 1939 r. w komunikacie niemieckiej kompanii szturmowej podano, że na Westerplatte w pobliżu polskiego bunkra i budynku elektrowni znaleziono w grobie zakrytym gałęziami ciała czterech polskich żołnierzy. Polskie relacje o tym milczą, gdyż mężczyźni zostali zastrzeleni 2 września za odmowę walki. Nikt nigdy nie chciał ustalić, ilu naprawdę było obrońców Westerplatte (według szacunków, od 214 do 230 osób). Starannie przemilczano niewygodne dla polskiego mitu niemieckie źródła. Oficjalnie polska strona przyznała się do 15 zabitych, ale równie dobrze ta liczba może być dwa razy większa.

Obrona polityczna
- Heniek, nie licz na żadną pomoc, nie macie tutaj żadnej szansy. Gdańsk jest odcięty. Uważaj jutro rano, Niemcy uderzą, nie dajcie się zaskoczyć. Ty dowodzisz i ty decydujesz. Jak uznasz, że opór nie ma szans, wiesz, co robić. Nie daj się tylko zaskoczyć - poinformował 31 sierpnia majora Sucharskiego podpułkownik Wincenty Sobociński z Komisariatu Generalnego RP w Gdańsku. "Sucharski wyszedł z sinozieloną twarzą" - relacjonował kapral Mieczysław Wróbel, jeden z obrońców, mimowolny świadek rozmowy. O prawdziwym celu wizyty Sobocińskiego pozostali oficerowie z Westerplatte dowiedzieli się po wojnie. 1 września o godzinie 4.48 przebywający w porcie gdańskim z kurtuazyjną wizytą pancernik "Schleswig-Holstein" otworzył ogień w kierunku Westerplatte. W pierwszym ataku uczestniczyła elitarna kompania szturmowa marynarki niemieckiej - 225 żołnierzy. Polacy nie dali się zaskoczyć. Na prośbę porucznika Leona Pająka, dowódcy południowego odcinka obrony, użyto moździerzy. Niemcy zostali zdziesiątkowani. Na niemiecki okręt dotarły meldunki o dużych stratach i prośba o przysłanie dodatkowego personelu medycznego. O 6.20 Niemcy przerwali natarcie. O tym, jak bardzo byli zaskoczeni silnym oporem, świadczy fakt, że około godziny siódmej blisko terenu walk pojawił się prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska Artur Greiser. Ubrany w galowy mundur SS chciał odbyć spacer po zdobytej składnicy. W tej sytuacji pancernik wznowił ostrzał. Ciężko ranny został por. Pająk. O godzinie 8.55 Niemcy rozpoczęli kolejny atak. Polacy opuścili placówkę Prom i wycofali się do wartowni nr 1, ale natarcie odparli.
Po krwawej łaźni 1 września Niemcy uważali, że Polacy dysponują siecią bunkrów połączonych podziemnymi przejściami oraz strzelcami wyborowymi na drzewach. Westerplatte zainteresował się Hitler, więc sprawa stała się prestiżowa. Na żądanie fuhrera zdobycie Westerplatte wyznaczono na 2 września. Po wyjaśnieniach Hitler przestał jednak naciskać. 2 września o 18.30 obszar Westerplatte o powierzchni 0,3 km2 zbombardowało około 60 bombowców nurkujących Ju 87B Stuka. Kilkunastu polskich żołnierzy doznało szoku nerwowego, część próbowała uciec ze stanowisk. Myślano, że Niemcy użyli gazu. Trafiona bezpośrednio wartownia nr 5 stała się grobem załogi. Dobrze znane są relacje z wartowni nr 1, gdy w trakcie nalotu dowódca groził użyciem broni uciekającym żołnierzom. Załamany skutkami nalotu major Sucharski kazał wywiesić białą flagę, rozkazał też spalenie szyfrów i tajnej dokumentacji.
Flagę rozkazał zdjąć kpt. Franciszek Dąbrowski. Major Sucharski załamał się i doznał ataku epilepsji. Został skrępowany pasami oficerskimi, z kawałkiem drewna w ustach. Po środkach uspokajających zaaplikowanych przez kapitana Mieczysława Słabego, lekarza, dochodził do siebie kilka dni. - Ojciec opowiadał mi, że pod słowem honoru zobowiązali się do zachowania tajemnicy o stanie mjr. Sucharskiego, aby nie niszczyć morale załogi - mówi Elżbieta Hojka, córka kpt. Dąbrowskiego.
Bunkry z siana


Niemcy ściągali posiłki. 2 września wieczorem samolotami Ju 52 przerzucono kompanię saperów z Rosslau-Dessau pod dowództwem ppłk. Carla Henkego. Ten po zapoznaniu się z sytuacją postulował dalsze rozpoznanie polskich stanowisk, ściągnięcie czołgów, ciężkich moździerzy, łodzi szturmowych dla rozszerzenia natarcia, a nawet pociągu pancernego. Już po kapitulacji pokazywano polskim oficerom zdjęcia lotnicze, na których zaznaczono m.in. sześć kopuł pancernych. Faktycznie były to kopy siana ściętego w ostatnich dniach sierpnia. Od 1 września po godz. 14.00 Westerplatte nie było już atakowane przez piechotę. Prowadzono jedynie rozpoznanie stanowisk. Szturm miał się odbyć rankiem 8 września.


Major Sucharski doszedł do siebie 5 września. Na naradach dowództwa 5 i 6 września zgłosił propozycje kapitulacji. Wobec sprzeciwu kapitana Dąbrowskiego i porucznika Stefana Grodeckiego decyzji nie podjęto. 7 września "Schleswig-Holstein" przeprowadził kolejny ostrzał. Niemcom udało się zupełnie odkryć wartownię nr 2. Tym razem Sucharski nie konsultował swojej decyzji i o 9.45 Westerplatte skapitulowało. Ta decyzja uratowała wielu rannych. "Gdyby tylko dowodził major Sucharski, poddalibyśmy się za wcześnie, gdyby był tylko kapitan Dąbrowski, byłyby drugie Termopile" - powiedział porucznik Leon Pająk wiosną 1962 r. na pogrzebie swojego dowódcy, kapitana Dąbrowskiego.


Oczywiście tekst nie mój, polecam poczytać książki, poszukać artykułów itd. I tak uważam, że jesteśmy najbardziej bohaterskim narodem na świecie, chciałem tylko przedstawić inny punkt widzenia.

Sadystka

turkowizorka2012-08-20, 13:27
Kawał z czasów okupacji:

Na placu Trzech Krzyży w Warszawie karetki przywożą rannych Niemców na punkt rozdzielczy. Zbliża się tłum gapiów przyglądających się wynoszeniu rannych.
- Cicho...- syczy jakaś kobiecina na sąsiadów- cicho...
- Ale dlaczego- pyta się ktoś bliżej stojący.
- Bo nie słychać jak jęczą
Trochę historii sadole. Pełen komunikat o wybuchu II wojny światowej (dokładnie wkroczeniu do Polski wojsk niemieckich) wyemitowany przez Polskie Radio 1 września 1939r.

Piaski czasu - odkrycie niesamowicie zachowanego Kittyhawk P-40 siedemdziesiąt lat po jego rozbiciu w czasie drugiej wojny światowej. Został znaleziony przez przypadkowego człowieka, który eksplorował te tereny, które mieszczą się ponad 200 mil od najbliższego miasta. Copping, pilot owego samolotu, członek jednostki myśliwców z siedzibą w Egipcie w czasie północnoafrykańskiej kampanii przeciwko Rommlowi, stracił orientację lecąc uszkodzonym Kittyhawkiem do innej bazy lotniczej w celu jego naprawy. Wiadomo jedynie, że wyruszył w kurs i nigdy więcej go nie widziano. Po tylu latach odnaleziono wrak jego samolotu.
1. Uważa się, że pilot, Dennis Copping, przeżył katastrofę, ale zmarł w trakcie próby wydostania się z pustyni
2. Samolot został znaleziony niemal idealnie zachowany, uznaje się więc, że nie był wcześniej widziany, bo jest nietknięty od czasu wypadku w 1942.
3. Historycy opisują znalezisko jako "niewiarygodną kapsułę czasu" i "lotniczy odpowiednik grobu Tutanchamona".


Ruchome piaski Sahary - miejsce wiecznego spoczynku Kittyhawk P-40, odkryte 70 lat po jego rozbiciu się tam.


Poza szkodami odniesionymi przy uderzeniu, samolot wydaje się być idealnie zachowany w piaskach pustyni.


Za sterami - kokpit samolotu. Świetnie zachowany, lecz istnieją obawy co do tego, co po nich zostanie, gdy miejscowi i zwiedzający dorwą się by rozgrabić na części i pamiątki.


Sprzęty i kontrolery znalezione rozrzucone wokół rozbitego samolotu - nadal w niesamowitym stanie.


Większość z instrumentów samolotu była nienaruszone, kokpit posiadał nadal swoją broń i amunicję przed tym jak zostały zajęte przez wojsko egipskie ze względów bezpieczeństwa.


Dziury po kulach, oraz leżące obok oderwane, złamane śmigło.


Świetnie zachowany magazynek i kule znalezione we wraku, radio i baterie zostały znalezione obok niego.


Stempel fabryczny oraz instrukcja ładowania amunicji.


Znaki przetrwania - porzucony spadochron Coppinga jest częścią tego, co uważa się za prowizoryczny obóz przy wraku.

"Jeśli pilot zmarł we wraku - jego szczątki nie zostały znalezione. Powinien być odkryty równie dobrze zachowany szkielet. Dlatego bardziej prawdopodobne jest, że Copping próbował wydostać się z pustyni i zmarł w drodze."

O znalezisku poinformowano muzeum RAF w Hendon z nadzieją przeniesienia tam znaleziska, nim zostanie rozgrabione na pamiątki i części przez okolicznych mieszkańców czy turystów. Starano się też dotrzeć do rodziny Coppinga, ale wygląda na to, że nikt nie przeżył.

Polacy na Monte Casino

H................8 • 2012-05-18, 8:24
68 lat temu, 18 maja 1944, o godzinie 11.45, na ruinach klasztoru na masywie Monte Cassino, zatknięto polską flagę. Po paru minutach nadleciał amerykański myśliwiec Mustang, którego pilot zrzucił bukiet biało-czerwonych róż. W ten symboliczny sposób Alianci oddali hołd poległym Polakom, ich męstwu i ofiarności.

gen. Stanisław Sosabowski

H................8 • 2012-05-05, 18:02
Dziś przypada 120 rocznica urodzin gen. Stanisława Sosabowskiego, jednego z najbardziej znanych generałów Wojska Polskiego podczas II wojny światowej. To on stworzył, a następnie dowodził pierwszą polską jednostką powietrzno-desantową - 1. Samodzielną Brygadą Spadochronową, słynną z walk pod Arnhem w ramach operacji Market-Garden. Po wojnie, odarty z honoru i zaszczuty przez brytyjczyków, pracował w Anglii jako zwykły robotnik.