Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#honor

Japońska

J................s • 2014-09-03, 21:49
Wyspa Lubang, Filipiny, 9 marca 1974 roku.
Zaszeleściły zarośla i z dżungli wyszedł mężczyzna w sile wieku. Był potwornie brudny, a twarz miał pociętą ukąszeniami owadów. Ubrany był w łachman, w którym z trudem można było rozpoznać resztki munduru. Przez ramię miał przewieszony postrzępiony wojskowy plecak, a w prawej ręce trzymał karabin Arisaka wz.99. U jego boku kołysał się długi samurajski miecz. Stanął na skraju dżungli i spojrzał na dwóch oczekujących go ludzi. Jeden był młokosem o zawadiackiej twarzy, ubranym w dżinsy i podkoszulek. Drugi był starszym człowiekiem, około sześćdziesięcioletnim. Miał na sobie wypłowiały mundur z dystynkcjami majora japońskiej armii. Na jego widok obdartus z dżungli stanął na baczność i zasalutował.
Major przemówił:
- Poruczniku Onoda! Wojna zakończyła się dwadzieścia dziewięć lat temu, a my ją przegraliśmy. Rozkazuję wam złożyć broń.
Zamek karabinu szczęknął metalicznie i na ziemię zaczęły wypadać naboje. Człowiek nazwany porucznikiem Onodą zrzucił plecak, z którego wysypało się kilka granatów. Chwilę potem na plecaku wylądował karabin.
Po pooranej bruzdami twarzy starego wojownika popłynęły łzy.

Niemal trzydzieści lat wcześniej – 17 grudnia 1944 roku Hiroo Onoda, 23-letni absolwent szkoły japońskiego wywiadu Nakano otrzymał przydział do Brygady Sugi. Przed wyjazdem wezwał go do siebie major Yoshimi Taniguchi. Przemówił do młodego żołnierza tymi słowami:
„W żadnym wypadku nie wolno ci się poddać. Walka może trwać trzy lata, może dłużej, ale bez względu na to ile potrwa, wrócimy po ciebie. Tak długo, jak w twojej brygadzie będzie chociaż jeden żołnierz masz wypełniać obowiązki dowódcy. W żadnym wypadku nie wolno ci odebrać sobie życia.”
Młody porucznik wziął sobie te słowa do serca bardziej, niż jego dowódca przypuszczał.
Obrazek
Porucznik Hiroo Onoda w 1944 roku.

Wkrótce dołączył do brygady stacjonującej na filipińskiej wyspie Lubang. Jego pierwszym zadaniem było wysadzenie w powietrze niewielkiego portu oraz pasa startowego. Niestety – wykonanie zadania uniemożliwili mu wyżsi rangą oficerowie brygady, którzy mieli inne priorytety.
W lutym Amerykanie wylądowali na wyspie i dosłownie zmiażdżyli ogniem japońską brygadę. Nietknięte urządzenia portowe oraz cały pas startowy bardzo ułatwiły im desant. Z całej brygady ocalało zaledwie kilkunastu żołnierzy, którzy w małych grupach uciekli w góry. Grupa Onody składała się z czterech ludzi: jego samego, kaprala Shoichi Shimada oraz szeregowców Kinshichi Kozuka i Yuichi Akatsu. Zaszyli się w gęstej dżungli i postanowili przeczekać inwazję Amerykanów. Żaden z nich nie miał wątpliwości, że wkrótce ich armia odbije Lubang i wtedy wyjdą z dżungli, by zasilić jej szeregi.
Dni zamieniły się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Skromny zapas ryżu, jakim dysponowali już dawno się skończył. Jedli więc orzechy kokosowe i zielone banany popijając wodą ze strumieni. Od czasu do czasu schodzili do jakiejś wioski i porywali krowę lub prosiaka. Któregoś grudniowego dnia w 1945 roku podczas wędrówki przez dżunglę natknęli się na ulotkę z informacją, że wojna zakończyła się 15 sierpnia i wszyscy ukrywający się żołnierze japońscy mają wyjść z dżungli. Tekst na ulotce podpisany był przez generała Tomoyuki Yamashitę – dowódcę Czternastej Armii Lądowej.
Wszyscy czterej zgodnie uznali, że to podstęp Amerykanów i postanowili pozostać w ukryciu. Potem wiele razy znajdywali podobne ulotki, jednak nie zwracali już na nie większej uwagi. Postanowili wypełnić swoją misję do końca. Jaki by ten koniec nie był.
Amerykanie zdawali sobie sprawę z tego, że w filipińskim interiorze oraz na wyspach Pacyfiku ukrywają się japońscy żołnierze, którzy nie przyjmują do wiadomości faktu, że ich kraj przegrał wojnę. Z samolotów zrzucano nad dżunglą ulotki wzywające ich do poddania się, gazety informujące o zakończeniu wojny, listy pisane przez rodziny oraz rozkazy japońskich dowódców nakazujące im złożenie broni. Nie zawsze odnosiło to pożądany skutek. Niezachwiana wiara niektórych żołnierzy w boskość cesarza, w ostateczne zwycięstwo japońskiej armii, a przede wszystkim - bezwzględne posłuszeństwo rozkazom były silniejsze od wszystkich niedogodności życia w dżungli: duchoty, ulewnych deszczy, robactwa i głodu. Dalej trwali na posterunkach i prowadzili wojnę, która już się dawno skończyła.
Na wyspie Lubang nie było już Amerykanów, więc Onoda i jego towarzysze zaczęli atakować miejscowych wieśniaków. Tu jakiś most wysadzili w powietrze, tam spalili szopę z zapasami. Przypadkowo napotkanych Filipińczyków uznawali za szpiegów i zabijali. Mieszkańcy Lubangu nie pozostali dłużni – cały czas urządzali ekspedycje mające na celu znalezienie i zabicie intruzów. Śmiertelna gra w chowanego trwała lata.
We wrześniu 1949 roku szeregowy Akatsu stwierdził, że ma już dość i odłączył się od grupy. Przez sześć miesięcy żył samotnie w dżungli zanim poddał się Filipińczykom. Wojskowe samoloty rozrzuciły potem nad wyspą ulotki, w których szeregowy Akatsu wzywał towarzyszy do pójścia w jego ślady. Pisał, że spotkał się z serdecznym przyjęciem ze strony Filipińczyków. Onoda i pozostali dwaj żołnierze nie dali mu jednak wiary. Uznali, że dawny towarzysz jest zdrajcą i próbuje wciągnąć ich w pułapkę.
W 1953 roku kapral Shimada został ranny w nogę podczas strzelaniny z wieśniakami. Onoda i Kozuka odciągnęli go do swojej kryjówki. Brak lekarstw znacznie przedłużył jego powrót do zdrowia. Rok później został zastrzelony przez Filipińczyków.
Zostało ich tylko dwóch. Przez kolejne dziewiętnaście lat Onoda i Kozuka kontynuowali swoją beznadziejną partyzantkę uprzykrzając życie wieśniakom i unikając patroli filipińskiej armii, które przeczesywały dżunglę.
W październiku 1972 roku zakradli się do jednej z wiosek z zamiarem spalenia zapasów ryżu zebranego przez „wrogów”. Zostali zauważeni przez policyjny patrol, który natychmiast otworzył ogień. Szeregowy Kozuka dostał dwiema kulami i zginął na miejscu. Miał 51 lat, z których 27 spędził ukrywając się w niedostępnej dżungli. Onoda został sam.
Śmierć Kozuki odbiła się szerokim echem w Japonii. Uznano, że skoro on mógł ukrywać się przez 27 lat, w takim razie istnieje szansa, że porucznik Onoda również jeszcze żyje. Wysłano misje poszukiwawcze na wyspę, ale mający za sobą lata życia w dżungli żołnierz zdołał uniknąć wykrycia.
W lutym 1974 roku na starego partyzanta natknął się przypadkowo Norio Suzuki – młody, zbuntowany anarchista, który nieco wcześniej wyleciał z uniwersytetu i teraz przemierzał świat z plecakiem.
Dwaj outsiderzy szybko się ze sobą zaprzyjaźnili. Suzuki próbował przekonać Onodę, że wojna naprawdę już dawno się skończyła i że powinien wrócić do Japonii. Stary żołnierz odparł, że zrobi to tylko wtedy, gdy jego dowódca wyda taki rozkaz.
Suzuki wrócił do Japonii ze zdjęciami, na których pozował razem z Onodą. Przedtem jednak umówił się z przyjacielem, że będzie na niego czekał za dwa tygodnie na skraju dżungli w pobliżu jednej z wiosek. Po powrocie do domu odszukał dawnego dowódcę Onody – majora Yoshimi Taniguchi, który już od dawna był w cywilu i prowadził księgarnię. Razem z nim wrócił na wyspę Lubang i stawił się w ustalonym z Onodą miejscu.
9 marca 1974 roku, po niemal trzydziestu latach w ukryciu żołnierz, który nie chciał się poddać stanął ponownie twarzą w twarz ze swoim dowódcą, który rozkazał mu złożyć broń. Onoda miał przy sobie miecz, sprawny karabin, 500 nabojów i kilkanaście granatów. Rzucił je na ziemię po czym się rozpłakał.
Podczas trzech dekad w dżungli Onoda i jego ludzie zabili trzydziestu ludzi i ranili około stu. Mimo tego prezydent Filipin Ferdinand Marcos zdecydował się go ułaskawić.
W Japonii witano starego żołnierza jak bohatera. Próbowano nawet namówić go do startu w wyborach parlamentarnych. Napisał książkę „No surrender: My Thirty-Year War”, w której opisał trzy dekady życia w filipińskiej dżungli. Nie odnalazł jednak w Japonii spokoju i nie mógł się przystosować do nowego trybu życia. W 1975 roku wyjechał do Brazylii, gdzie mieszkał jego brat i zajął się hodowlą bydła. Został przewodniczącym lokalnej japońskiej społeczności i pojął za żonę swoją rodaczkę. W 1984 roku wrócili razem do Japonii. Onoda zajął się działalnością społeczną. Założył sieć szkół survivalowych dla młodych ludzi, które szybko zdobyły popularność. W 1996 roku wrócił na wyspę Lubang i podarował 10 tysięcy dolarów miejscowej szkole. Żyje do dzisiaj w Japonii.
Obrazek

Hiroo Onoda nie był ostatnim japońskim żołnierzem, dla którego wojna trwała o kilkadziesiąt lat dłużej, niż w rzeczywistości. W grudniu 1974 roku pilot samolotu Indonezyjskich Sił Powietrznych zauważył z powietrza małą chatkę ukrytą w dżungli na wyspie Morotai. Wysłany na miejsce patrol znalazł w niej japońskiego szeregowca Teruo Nakamurę.
Pięć lat temu, w 2005 roku na filipińskiej wyspie Mindanao odnaleziono dwóch 80-letnich mężczyzn podających się za żołnierzy armii japońskiej. Posiadane przez nich dokumenty potwierdziły ten fakt. Obydwaj należeli do słynnej Dywizji Panter walczącej na Mindanao z Amerykanami. Staruszkowie Yoshio Yamakawa i Tsuzuki Nakauchi twierdzili, że podczas jednej z operacji odłączyli się od oddziału i zabłądzili w dżungli. Od tamtego czasu ukrywali się w tropikalnym lesie przez 60 lat obawiając się kary śmierci za dezercję.
Ocenia się, że do dzisiaj na Filipinach i wyspach Pacyfiku może się ukrywać kilkudziesięciu japońskich żołnierzy, którzy nie złożyli broni po II Wojnie Światowej.

Dżudo Honor 7

TRQPL2014-01-23, 15:15
Chciałem przypomnieć Tym którzy widzieli oraz zaprezentować Tym którzy nie widzieli. Produkcję Zespołu Filmowego Skurcz z 1999r.
Obsada:
Ciemny fighter to Bartosz Walaszek
Biały mistrz to Grzegorz Paraska


Ponieważ niektórzy nie pojmują (nie mam Im tego za złe ) oparów absurdu w jakich są tworzone współczesne produkcje spod znaku "Git Produkcja". Chciałbym przypomnieć ich korzenie.

Etiudę tą charakteryzuje specyficzny styl produkcji, nawiązujący do filmów klasy B, kina akcji lat 80-tych oraz wschodnich sztuk walki. Przepełniona jest ironicznym i często absurdalnym poczuciem humoru.

To jest dziedzictwo Git Produkcji. Do Monthy phyton'a bardzo im daleko i nigdy nie osiągną nawet 50% tego co MP.
Lecz warto zauważyć pewne podobieństwa.

Chętne korzystanie z czarnego i absurdalnego humoru. Wiele z ich produkcji wydaje się być czystym wygłupem.
Ich część jest jednocześnie kpiną z polskiego społeczeństwa oraz szerzej aktualnych tematów z życia Polaków (np. KAPITAN BOMBA - CZAS WYBORÓW ODC.88). Zainteresowanych odsyłam do czeluści Internetu
Pamiętajcie że poczucie humoru jest jak dupa każdy ma swoje. I nie które są obsrane.

Hołd złożony Sosabowskiemu

P................ł • 2013-09-01, 22:59
"My spadochroniarze dumni jesteśmy z tego, że pomnik naszego patrona będzie odtąd symbolizował, w tym tak związanym z dziejami Krakowa miejscu, ofiarę jaką złożył nasz bohaterski poprzednik z 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Te tradycje i bojowe dokonania zawsze były i nadal będą bliskie i drogie wszystkim polskim spadochroniarzom."

Dzisiaj w Parku Jordana odsłonięte zostało popiersie generała brygady Stanisława Sosabowskiego.

O kibicach dla kibiców-Prawdziwy wizerunek kibica!!!

k................l • 2013-06-12, 20:45
Prawdziwy wizerunek kibica!!!



SŁOWA:
gen.Sławomir Petelicki o kibicach
pł‚k. Jan Podhorski o kibicach

MUZYKA:
audiomachine -final hope-
Kategoria
Ludzie i blogi
Licencja
Standardowa licencja YouTube
Dlaczego chcę napisać coś o Piaseckim ?

Bo wiele osób w ogóle o nim nie słyszało a jest on autorem „Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy”, bez wątpienia jednej z najwybitniejszych książek w literaturze polskiej. Długo zakazanej w Polsce !

Nie było w historii Polski takiego kozaka jak Piasecki ! James Bond nie sięgał jemu do pięt . Taki Bond mógłby mu jedynie prać skarpetki !
Wódka ,kobiety ,broń, szpiegostwo , honor , przemyt, świat przestępczy .. i jeszcze raz wódka ! To jest właśnie Piasecki !
"Król granicy i bóg nocy, który się stoczył do poziomu literata polskiego"
„Żyliśmy jak królowie. Wódkę piliśmy szklankami. Kochały nas ładne dziewczyny. Chodziliśmy po złotym dnie. Płaciliśmy złotem, srebrem i dolarami. Płaciliśmy za wszystko: za wódkę i za muzykę. Za miłość płaciliśmy miłością, nienawiścią za nienawiść. Lubiłem swych kolegów, bo nigdy mnie nie zawodzili. Byli to prości, niewykształceni ludzie. Lecz czasem byli tak wspaniali, że stawałem zdumiony”

Taka książka jak „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy” powinna być lekturą obowiązkową w szkołach .

Polecam również przeczytać trylogię złodziejską .
„W świecie złodziejskim jak i w świecie więziennym nie można polityką zdobyć stanowiska i respektu. Tam każdy członek zajmuje takie miejsce, jakie mu się należy według jego zalet duchowych. W świecie ludzi uczciwych brudna szmata i nędzarz duchowy szwindlem i podłością może zdobyć władzę nad ludźmi i autorytet. W świecie podziemnym jest to niemożliwe.”

Dla tych co nie potrafią czytać : /watch?v=6JSF7rEEtnc



Sergiusz Piasecki (ur. 1 kwietnia 1901 (sam podawał rok 1899) w
Lachowiczach koło Baranowicz, zm. 12 września 1964 w Londynie)

Biografia

Był nieślubnym dzieckiem zubożałego i zrusyfikowanego szlachcica
Michała Piaseckiego i białoruskiej wieśniaczki Kławdii Kułakowicz. W
dzieciństwie wychowywała go konkubina ojca Filomena Gruszewska, która
maltretowała go fizycznie i psychicznie; ojciec niewiele się nim
interesował.

Jako kilkunastoletni chłopak trafił do więzienia z powodu bójki w
szkole. Uciekł z niego i trafił do Moskwy, gdzie był świadkiem
wydarzeń rewolucyjnych i śmierci swoich przyjaciół. Nabrał wtedy
odrazy do ideologii bolszewików. W trakcie rewolucji przyjechał do
Mińska, gdzie związał się z lokalnym światem przestępczym.

Po odejściu z armii Sergiusz Piasecki był człowiekiem bez żadnych
perspektyw. Nie miał żadnego wykształcenia, a majątek ojca pozostał za
granicą. Tułał się po Wileńszczyźnie imając się najróżniejszych
zajęć, by wymienić tylko szulerkę, fałszowanie czeków czy
uczestnictwo w produkcji pornografii

Piasecki postanowił nawiązać współpracę z II Oddziałem Sztabu
Generalnego, czyli polskim wywiadem. Dobra znajomość realiów Kresów
oraz języka rosyjskiego wraz z lokalnymi dialektami uczyniły z niego
świetnego wywiadowcę. W pracy po obu stronach granicy przydawała mu się
też szaleńcza odwaga i spryt nabyty wśród mińskich złodziei. Za
granicą obsługiwał wiele placówek wywiadowczych, powierzano mu
przekazywanie pieniędzy na działalność agentów na Wschodzie. Jednak
sam wywiad płacił mało i Piasecki zajął się przemytem przynoszącym
dużo większe dochody. Bywało, że w ciągu miesiąca granicę
przekraczał 30 razy (oczywiście nielegalnie). Sam podawał, że tylko w
ciągu lata 1925 roku przeszedł ponad 8 tysięcy kilometrów. Za ucieczkę
z pułapki zastawionej przez OGPU i uratowanie kolegi, awansował do
stopnia podporucznika. Utrzymywał kontakty z sowieckimi oficerami i
często, aby ich pozyskać używał kokainy. Zarabiał też na przemycie
narkotyków. Wpadł w narkomanię i został zwolniony z wywiadu.
Przyczyniły się do tego również konflikty z przełożonymi i
awanturnicze wyczyny nielicujące z oficerskim stopniem.

Ponownie stał się człowiekiem bez zajęcia. Próbował bez powodzenia
wstąpić do Legii Cudzoziemskiej. Będąc pod wpływem narkotyków napadł
pod Grodnem z rewolwerem na dwóch żydowskich kupców. Później wraz z
kolegą napadł na pasażerów kolejki wąskotorowej. Policja dzięki
denuncjacji kochanki jego wspólnika, aresztowała ich w Wilnie, a sąd
skazał (w 1926 r.) na karę śmierci - na Wileńszczyźnie sądziły
wówczas sądy doraźne (stąd wymiar kary). Awanturników uratowała
wywiadowcza przeszłość Piaseckiego - prezydent zamienił wyrok na 15 lat
więzienia.

Początkowo karę odbywał w Lidzie, później trafił do najsroższego
więzienia II Rzeczypospolitej - na Łysej Górze. Był niepokornym
więźniem i często zamykano go w izolatce; ogółem spędził w niej 2
lata. Zapadł na gruźlicę. W więzieniu czytał Biblię i tygodnik
"Wiadomości Literackie". Dopiero wtedy nauczył się literackiego języka
polskiego. Przełomem w jego życiu był moment, kiedy zauważył
ogłoszenie o konkursie literackim co spowodowało, że zaczął spisywać
swoje dotychczasowe przygody na pograniczu. Pisał w niewielkim brulionie,
który zapełniał wielokrotnie z braku miejsca pisząc poziomo i
następnie pionowo. Pierwsze dwie książki dotyczące wywiadu zatrzymała
cenzura więzienna. Dopiero trzecia - Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy -
mogła wydostać się ze Świętego Krzyża. Zdobyła ona olbrzymią
popularność i została przetłumaczona na wiele języków obcych. O
uwolnienie Piaseckiego zaczął zabiegać cały panteon polskich pisarzy z
Melchiorem Wańkowiczem na czele. W 1937 prezydent Ignacy Mościcki
ułaskawił pisarza.

Po wybuchu II wojny światowej do Piaseckiego z prośbą o współpracę
zgłosił się wileński oddział Związku Walki Zbrojnej. Zaproponowano mu
dowodzenie plutonem egzekucyjnym wykonującym wyroki śmierci wydane przez
podziemny sąd. Zgodził się na współpracę, jednak odmówił
wygłoszenia przysięgi tłumacząc się swoim indywidualizmem.
Wiele jego akcji było niezwykle brawurowych. Najsłynniejszą jego akcją było przeprowadzone osobiście 13 czerwca 1943 włamanie do ochranianego przez Gestapo urzędu. Udało mu się wynieść dokumenty obciążające Zygmunta Andruszkiewicza, wileńskiego działacza Armii Krajowej, którego Niemcy schwytali kilka dni wcześniej. Wśród wykradzionych papierów znajdowało się też archiwum dokumentujące zbrodnię katyńską sporządzone przez Józefa Mackiewicza.
Za wyczyn ten Piaseckiego uhonorowano Brązowym Krzyżem Zasługi z
Mieczami. Poza tym Piasecki wykonał 16 marca 1943 wyrok na Czesławie
Ancerewiczu, redaktorze gadzinowego "Gońca Codziennego".

Później jeszcze raz uratował życie Józefowi Mackiewiczowi odmawiając
wykonania na nim wyroku śmierci. Po wojnie wyrok ten został uchylony i
okazało się, że był wydany bezpodstawnie.

Po wyzwoleniu Kresów Wschodnich Piasecki przez rok przebywał w Polsce
ukrywając się przed Urzędem Bezpieczeństwa, który szukał go po
liście, w którym bardzo krytycznie opisał sytuację w jakiej znalazła
się Polska po 1945 roku. W 1946 wraz ze złożoną z polskich żołnierzy
w ubraniach cywilnych obsadą konwoju UNRRA wyjechał przez Cieszyn do
Włoch gdzie utrzymywał się z prac fizycznych. Próbował też z mizernym
skutkiem uzyskać tantiemy z wydanych za granicą swoich książek. Znowu
pomógł mu Melchior Wańkowicz, który poprosił gen. Andersa by przyjęto
Piaseckiego do II Korpusu, dzięki czemu wraz z wojskiem dostał się do
Anglii. Na emigracji dużo pisał, m.in. odtworzył swoje więzienne
książki zatrzymane przez cenzurę. Zajmował się też publicystyką
polityczną. Był bezkompromisowym wrogiem ustroju komunistycznego i jego
współpracowników. Dał temu wyraz m.in. krytycznie oceniając Czesława
Miłosza w pamflecie Były poputczik Miłosz. Tekst ten rozpętał burzę
na łamach paryskiej Kultury. Niejednokrotnie surowo oceniał łagodną
wobec ZSRR politykę państw Zachodu. W Wielkiej Brytanii żył w niezwykle
skromnych warunkach. Zmarł na raka w 1964.

Postu nie wrzuciłem do Dokumentów i Historii bo tam mało kto zagląda a sława i chwała Piaseckiemu się należą !!

Jasiu ch czy h?

7................7 • 2013-02-04, 21:55
Pani na lekcji języka polskiego prosi dzieci o wymienienie cech charakteru Maćka z Bogdańca.
Do odpowiedzi zgłasza się Jasiu:
- Honor.
- Ależ Jasiu - dziwi się Pani - czy "honor" to cecha?
- Nie, samo "h".