Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#gazeta

Odkąd mieszkam sam

A................o • 2015-02-07, 15:09
Kiedy mieszkałem z rodzicami nie obchodziło mnie oszczędzanie.
Dzisiaj mieszkam sam w małej kawalerce i gazeta nie służy mi tylko do czytania...
    Drastyczne zdjęcia wykonane chwilę po wypadku autokaru z licealistami w Jeżewie znalazły się w sieci. Nie wiadomo, kto je wykonał ani dlaczego znalazły się w portalu www.sadistic.pl. Po naszej interwencji administrator zablokował do nich dostęp. Sprawą zajęła się Prokuratura Okręgowa w Białymstoku.
    O wszystkim powiadomił "Gazetę" jeden z Czytelników. Wysłał nam krótkiego e-maila: "Na stronie www.sadistic.pl w dziale "hard" pojawiły się zdjęcia z wypadku maturzystów z Jeżewa. W galerii znajduje się około 70 zdjęć, również z ciałami ofiar. Jako "Gazeta" możecie interweniować o usunięcie tego materiału ze strony...".

    - Powiem tylko jedno. Ja na pewno nie chcę tych zdjęć oglądać. Nie rozumiem, dlaczego ktoś je udostępnił. Czy to miało być znęcanie się nad nami? Przecież cały czas przed sądem toczy się sprawa. To już dziewięć lat, a winnych tego zdarzenia nie ma. Ktoś, kto wrzuca takie rzeczy do internetu, na pewno nie jest człowiekiem i ma szacunku dla naszej żałoby - mówi Krystyna Begańska, której córka zginęła na miejscu. - Nie chcę na to patrzeć. Podczas postępowania pokazano mi zdjęcia z prosektorium, dwa tygodnie dochodziłam do siebie.

    Kto jest autorem?

    Wrak spalonego autokaru, zwęglone ciała, zmasakrowane zwłoki. To wszystko jest na kilkudziesięciu zdjęciach, które ktoś zrobił 30 września 2005 roku, chwilę po najtragiczniejszym wypadku w regionie, w którym zginęło 13 osób, w tym 10 maturzystów.

    Zdjęcia zostały wykonane aparatem cyfrowym Olympus. Są dobrej jakości. Ich autor na pewno mógł swobodnie poruszać się po terenie, gdzie trwała akcja ratownicza. Fotografował z bliska fragmenty ciał maturzystów, zmasakrowane i zakleszczone ciało kierowcy lawety, zanim jeszcze wydobyli je strażacy, momenty, gdy pracownicy zakładu pogrzebowego wkładają ciała do białych worków. Pokazani są także młodzi ludzie, którzy przeżyli katastrofę i czekają na pomoc.

    Zdjęcia pokazaliśmy Jackowi Dobrzyńskiemu, który był wówczas rzecznikiem prasowym podlaskiej policji i który był na miejscu niemal od początku całej akcji.

    - Mój Boże. Ja cały czas mam w głowie te obrazy. Po obejrzeniu tych zdjęć wszystko wróciło... Ale na pewno nie są to moje zdjęcia, choć jako rzecznik robiłem ich wtedy bardzo dużo. Robiłem je pod kątem publikacji, przekazania dalej mediom. Nie było na nich tak drastycznych ujęć - wspomina Dobrzyński. Potwierdza też nasze przypuszczenia, że są to zdjęcia wykonane przez kogoś, kto mógł swobodnie przebywać przy wraku autokaru.

    - Być może jakiś strażak ochotnik je zrobił, być może ktoś inny, kto uczestniczył w akcji. Wykluczam, że robił je na przykład technik policyjny, ponieważ oni zawsze szczegóły oznaczają numerkami. I tylko takie zdjęcia trafiają do dokumentacji. Współczuję rodzicom, bo pamiętam tych, którzy tam przyjeżdżali i szukali swoich dzieci. Nie byli dopuszczani tak blisko. Nie widzieli tych ciał. Nawet kiedy rozpoznawali je w prosektorium, pokazywano im tylko szczegóły, a to łańcuszek, a to plomba - mówi Jacek Dobrzyński.

    Do wyjaśnienia

    Na miejscu zdarzenia pracowali policjanci, strażacy, prokuratorzy i lekarze z pogotowia ratunkowego. Kto zrobił zdjęcia? I kto jest odpowiedzialny za to, że znalazły się one w sieci?

    Marcin Janowski, rzecznik prasowy podlaskich strażaków, również krytykuje fakt, że zdjęcia ujrzały światło dzienne, i zapewnia, że w związku z tym strażacy będą wyjaśniać, czy autorem tych zdjęć nie jest jeden z nich.

    - Zdjęć operacyjnych nie przekazujemy sobie między jednostkami. Od lat u nas jest fundamentalna zasada. Zdjęcia operacyjne, a już na pewno tak drastyczne, nie mają prawa wyjść poza jednostkę. Jeżeli podczas akcji są robione, to wykorzystujemy je tylko do celów szkoleniowych, do analizowania akcji - powiedział Janowski. - Nie sądzę, żeby którykolwiek ze strażaków złamał te zasady, ale oczywiście sprawę wyjaśnimy.

    Oburzenia i zażenowania nie ukrywał też Tadeusz Marek, szef Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.

    - Jest to niezrozumiałe. Oczywiście jeżeli dostaniemy oficjalne zgłoszenie ze strony "Wyborczej" i na przykład kilka z tych zdjęć, to natychmiast rozpoczniemy postępowanie sprawdzające - powiedział Tadeusz Marek.

    Zdjęcia dostarczyliśmy prokuraturze.

    Portal nie ma wpływu na treść

    "www.sadistic.pl, codzienna dawka czarnego humoru" - tak reklamuje się portal. Można tam znaleźć zdjęcia i filmy z wypadków, bójek, niezbyt wyszukane żarty, pornografię przemocy.

    - Nikt nam nie udostępniał żadnych zdjęć, ponieważ portal sam od siebie niczego nie publikuje - tłumaczy nam Łukasz Sosnowski, administrator. - Zdjęcia zamieścił użytkownik serwisu i to jego należałoby zapytać, skąd one pochodzą, administrator nie ma ani możliwości, ani obowiązku weryfikacji dodawanych przez użytkowników materiałów. W portalu każdy może zamieścić dowolną treść, ponosząc za jej publikację pełną odpowiedzialność. Zgodnie z Ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną administrator musi zablokować dostęp do materiału po otrzymaniu wiarygodnego zgłoszenia, jeśli treść zamieszczona przez użytkowników serwisu łamie prawo. W tej sprawie nie było wcześniej żadnego zgłoszenia, to jest pierwsze. Jednocześnie informuję, że zablokowany został dostęp do wpisu zawierającego zdjęcia.

    Białostoccy śledczy sprawdzą również, czy takie działanie portalu internetowego jest zgodne z prawem.

    Wypadek pod Jeżewem

    Przez cały czas przed sądem toczy się sprawa, w której oskarżeni są właściciele biura podróży, które organizowało pielgrzymkę na Jasną Górę.

    Wypadek miał miejsce we wrześniu 2005 roku na trasie Białystok - Warszawa. W zderzeniu autokaru z ciężarową lawetą zginęło trzynaście osób: dziesięcioro uczniów, dwaj kierowcy autokaru (prowadzący pojazd i jego zmiennik) oraz kierowca lawety; wiele osób zostało rannych. Do wypadku doszło na pasie ruchu lawety, w czasie ryzykownego manewru wyprzedzania podjętego przez kierowcę autokaru. W śledztwie okazało się, że chorował on na padaczkę, a jego zmiennik, który także zginął w wypadku, miał cukrzycę. Choć w zakresie zarzutów proces dotyczy właścicieli biura turystycznego, z którego był wynajęty autokar, sąd próbuje jednoznacznie ustalić przebieg i okoliczności tragedii na drodze. Dlatego zbierane w procesie dowody dotyczą też np. zależności między stanem zdrowia kierowców a ich zdolnością do pracy.
Źródło: klik

chamstwo

SuchyJan2014-04-28, 11:59
Jadąc metrem usiadłem na leżącej na krzesełku gazecie. I nagle podchodzi jakiś koleś i patrząc wymownie na gazetę mówi:
- Przepraszam, czyta pan to?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, wiec powiedziałem:
- Tak!
Ale on wciąż wisiał nade mną i patrzył. Wiec wstałem, przewróciłem stronę i usiadłem ponownie.

stara anedota z gazety, prawdopodobnie usa

L................r • 2014-02-24, 23:45
po polsku traci


tłum:
Mały chłopiec zapytał tatę "dlaczego mówi się, że ogrodnicy mają smykałkę do hodowania roślin (eng. green thumb-> zielony kciuk) skoro ich kciuki nie są zielone?" I tata odpowiedział "widzisz synu, to tak samo jak kiedy złapiemy kogoś na kradzieży, mówimy, że złapany na gorącym uczynku (eng. red handed-> czerwono ręki) chociaż ich ręce są czarne"

"Moja Przyjaciółka" z 1937 roku

p................o • 2014-02-06, 19:39
"moja Przyjaciółka" czyli co czytały nasze prababki..














i dowód na to jak stary jest Bongman:




Wypadki na drogach

C................0 • 2014-01-19, 11:15
Witam was drodzy sadole. Ostatnio się pojawia sporo tematów na temat pijanych kierowców. Robiłem ostatnio prasówkę i trafiłem na taki oto temat co o tym sądzicie?

Cytat:

Jestem lekarzem, chirurgiem, pracuję w oddziale ratunkowym jednego z największych warszawskich szpitali klinicznych. Stołeczne szpitale rotacyjnie dyżurują w zakresie ostrych dyżurów urazowych. W jeden dzień tygodnia przez 24 godziny trafiają do nas ofiary wypadków komunikacyjnych z całego obszaru Warszawy i najbliższych okolic podwarszawskich, a nawet z większych odległości, jeśli pacjent jest w bardzo ciężkim stanie i wymaga specjalistycznego i kompleksowego zaopatrzenia. Na tej podstawie czuję się upoważniony do wyrażenia własnych wniosków co do sytuacji na drogach.

"Ten list lekarza z Warszawy przyszedł do redakcji latem 2009 r. jako głos w naszej akcji ''Polskie drogi''. Co kilka miesięcy zostaje przez czytelników odszukany i udostępniony przez Facebooka. Możemy się tylko domyślać, że może to mieć związek z tragicznymi wypadkami, do jakich dochodzi, np. z wypadkiem w Kamieniu Pomorskim..."

Po pierwsze, media, policja i politycy kształtują całkowicie nieprawdziwy obraz tego, co się na polskich drogach dzieje. Gwoli ścisłości - wszyscy są zgodni, i ja też, bo wiem to z codziennej praktyki, że na polskich drogach trwa nieustający horror. Tysiące ludzi ginie zabitych przez drogowych morderców. To się zgadza.

Natomiast protestuję przeciwko powtarzaniu i powielaniu mitów co do przyczyn tego stanu.

Co wynika z programów informacyjnych wszystkich kanałów telewizyjnych, szczególnie w długie weekendy, w dniu 1 listopada lub w wakacje?

Wszystkie media, policja i politycy kreują następujący obraz największego zagrożenia na polskich drogach.

Według nich jest to młodzieniec lat 20-25, który będąc pod wpływem alkoholu lub amfetaminy, a najlepiej jednego i drugiego, pędzi przez środek miasta 200 km/godz. stuningowaną beemką z ciemnymi szybami, nie zatrzymuje się do kontroli policyjnej i po staranowaniu kilkunastu samochodów zatrzymuje się na latarni.

W lecie pierwszeństwo obejmuje motocyklista, szybkość wzrasta do 250 km/godz., a niektóre serwisy bez żenady mówią nawet o 300 km/godz.

Diagnoza utrwalona od wielu lat i powtarzana jako oczywisty, niepodważalny dogmat jest jedna: główną przyczyną wypadków w Polsce są szybkość, brawura, alkohol. Czasem, z rzadka, gwoli już największego obiektywizmu, ktoś jeszcze wspomni o dziurawych drogach i kiepskim stanie technicznym pojazdów.

Adekwatnie do tak zidentyfikowanych zagrożeń podejmuje się akcje: w długi weekend tysiące policjantów czai się w krzakach z "suszarkami" i alkomatami, słupów na fotoradary (w większości pustych) oraz znaków ograniczenia prędkości jest już więcej niż reklam hurtowni.

I wszyscy niezmiennie demonstrują zdziwienie, szok, oburzenie: znów na drogach w weekend zginęło 80 osób!

To dlaczego zginęło? Na drogi wyległo tysiące policjantów, wszystkie stacje telewizyjne na okrągło pokazywały ich w akcji, kiedy ofiarnie wyskakują z lizakiem tuż przed pędzący samochód, a potem skruszony kierowca dmucha w balonik. Czemu mimo to ci wszyscy ludzie zginęli, a wielokrotnie więcej trafiło w ciężkim stanie do szpitala?

Z moich 20-letnich obserwacji, popartych zresztą prowadzonymi przeze mnie statystykami, wynika prosta odpowiedź: oni zginęli nie tam, gdzie stali policjanci, i zginęli nie z takich przyczyn, o jakich wszyscy opowiadają. I nie chodzi tu o tak banalny fakt, że policjanci stali na 70. km "gierkówki", a ktoś zginął na 75.

Chodzi o to, że w Polsce zdecydowana większość ludzi na drodze ginie w zupełnie innych okolicznościach, niż wynika to z obrazu kreowanego przez media, policję i polityków.

Z moich statystyk wynika: małolat w czarnej beemce z ciemnymi szybami pod wpływem amfetaminy lub alkoholu trafia do szpitala (lub trafiają jego ofiary) raz na dwa miesiące. Motocyklista, który kogoś zabił, trafia się raz na pół roku. Natomiast motocyklista, którego ktoś zabił lub próbował zabić, trafia do nas dwa razy w tygodniu.

A wiecie Państwo, kto jest - też w moich statystykach - absolutnym numerem jeden, jeśli chodzi o liczbę ofiar? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym służbowym samochodzie, przejeżdżająca pieszego na pasach. To się zdarza CODZIENNIE, i to kilka, kilkanaście razy dziennie.

W 24-godzinny ostry dyżur urazowy w zwykły dzień tygodnia z terenu Warszawy trafia do oddziału ratunkowego co najmniej 15 osób (cięższe przypadki, w tym niektóre skrajnie ciężkie) oraz 30 na ortopedię (lżejsze przypadki - złamania kończyn, bez urazu głowy i narządów wewnętrznych) - osób przejechanych podczas próby przekroczenia jezdni na przejściu dla pieszych. I jeszcze jedna do kilku osób, które trafiają już nie do nas, ale bezpośrednio do Zakładu Medycyny Sądowej - na sekcję zwłok.

Proponuję Państwu redaktorom "Gazety Wyborczej", zwykle bardzo rzetelnie przygotowującej materiały do publikacji: sprawdźcie ogólnopolskie statystyki we własnym zakresie. Ale krytycznie, nie na zasadzie, że patrol policji wpisał w rubryce przyczyna wypadku: szybkość, brawura itp. Po każdych wyborach publikujecie bardzo dokładne statystyki, kto, gdzie, na kogo głosował, w podziale na kategorie wiekowe, materialne, miejsce zamieszkania, wykształcenie itd. Opublikujcie, proszę, podobne statystyki w odniesieniu do wypadków komunikacyjnych.

Jeśli najwięcej ludzi zabija 20-letni młodzieniec, to zakażmy wydawania mu prawa jazdy przed 25. rokiem życia. Ale jeśli okaże się, że najwięcej ludzi zostaje zabitych przez kierowców w wieku 30-60 lat, trzeźwych, którzy nigdy w życiu nie przekroczyli 120 km/godz., prawo jazdy mają od co najmniej kilku lat (a tak właśnie jest!) - to mamy problem.

Bo żadna akcja policyjna ani kampania medialna w dotychczasowej formie nie powstrzyma tej najgroźniejszej grupy morderców drogowych. WPROST PRZECIWNIE - wszystkie te akcje tylko ich uspokajają: "Nie jestem młodym kierowcą, mam zwykły samochód 1,3 litra, 70 koni, nie grzeję "gierkówką" 180 km/godz., nie piłem, więc jadę zadowolony z siebie, prowadzę pewnie, bezpiecznie. Trzask! Lecące w powietrzu ciało uderzonego pieszego. Wtargnęła na jezdnię! Wszyscy widzieli, wtargnęła prosto pod koła, nie miałem szans!".

Myślicie Państwo, że ktoś, kto kogoś przed chwilą zabił, ma chwilę refleksji nad sobą? A może wręcz myślicie, że ktoś taki nie wygrzebie się z wyrzutów sumienia do końca życia? Zapewniam, nic z tego. Policja przywozi sprawców śmiertelnych wypadków do szpitala na pobranie krwi, więc z nimi muszę rozmawiać, choć napełniają mnie wstrętem. Zero refleksji! Zero wyrzutów sumienia! "To ta staruszka wtargnęła na pasy! Jakie czerwone, jeszcze było żółte!" Pani przywieziona przez policję zrobiła w oddziale ratunkowym awanturę mężczyźnie, którego pół godziny wcześniej przejechała wraz z prowadzoną przez niego za rączkę pięcioletnią córeczką na przejściu dla pieszych, a to oni mieli zielone światło: "Gdzie lazłeś, baranie! Ja miałam zieloną strzałkę, a więc pierwszeństwo!".

Głównymi przyczynami wypadków w Polsce nie są szybkość, brawura, alkohol, dziurawe drogi, kiepskie samochody. Głównymi przyczynami są: bezmyślność, skrajna głupota, kretynizm, debilstwo, idiotyzm i durnota kierujących samochodami osobowymi.

Las fotoradarów ani "suszarki" w krzaczorach tego nie poprawią. Jedyne, co może wpłynąć na zmniejszenie liczby ofiar na drogach, to zdeterminowana, konsekwentna, organiczna, prawdziwa edukacja od najmłodszych lat. I tu akcja "Gazety" odgrywa rolę nie do przecenienia. Jestem wam wdzięczny, że w pierwszym artykule opisaliście nie dresiarza w beemce czy motocyklistę na tylnym kole, ale panią w mercedesie, która zabiła pieszą na przejściu.



Artykuł ze strony wyborczej

Gazeta z New Jersey 1975

thorold2892013-12-30, 18:17
Zero sadyzmu, bardziej ciekawostka. Jakimś dziwnym trafem wpierdzieliłem się do archiwum gazety z New Jersey. Kiedy u nas szalała komuna to hamerykańce mieli ciepłe życie za oceanem mając na głowie rzeczy, które przeciętnemu Polakowi raczej się z filmem niż rzeczywistością kojarzyły. Jeśli temat się przyjmie dorzucę więcej w wolnej chwili, a jak nie to do piekła. Inglisz co najmniej level 8