Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#epidemia

Koronawirus

freaky2020-02-28, 13:14
Czekam na Shellu w kolejce do kasy, a tu nagle wchodzi dwóch facetów w maseczkach. Ludzie wpadli w panikę, a oni wołają:
Ręce do góry, to jest napad!! Uff... Odetchnęliśmy wszyscy z ulgą...

Wuhan pozdrawia

C0C0JUMBO2020-02-26, 17:44
Witam,
Z okazji nadchodzącego wirusa, żółtki przesyłają instrukcję postępowania w razie pandemi....

Julek i jego kości

l................o • 2015-12-04, 0:20
Dwójka braci z Żakowic Gmina Osięciny od 10 lat składowała w stodole kości zwierzęce...



7:00 najlepsze

OndoX - nowa zabójcza choroba?

C................a • 2015-04-19, 17:00
W południowo-wschodniej Nigerii rozprzestrzenia się nowa nieznana choroba, która dotychczas zabiła „co najmniej” 28 osób. Dotychczas nie zidentyfikowano jej źródła, pracują nad tym przedstawiciele WHO. Wiadomo, że nie jest to ebola. Śmierć następuje w ciągu doby po pojawieniu się pierwszych objawów.

Nigeryjskie władze nie mówią o epidemii, ale o „nagłej fali” zachorowań. Ognisko tajemniczej choroby znajduje się w mieście Ode-Irele w południowo-wschodnim stanie Ondo. Pierwsze zachorowania odnotowano pomiędzy 13 a 15 kwietnia.

Tajemnicza choroba, którą roboczo nazwano OndoX, jest wyjątkowo śmiertelna. Dotychczas odnotowano „co najmniej” 28 ofiar i tylko trzy osoby, które przeżyły. Choroba objawia się zamazaniem widzenia, bólem głowy, utratą przytomności i w ciągu 24 godzin prowadzi do śmierci.

Na razie bez wyjaśnienia
Zmarłych najpierw testowano na ebolę, jednak okazało się, że to nie ta choroba. Następnie przeprowadzono szereg innych testów na najbardziej powszechne śmiertelne choroby występujące w regionie, jak różne odmiany febry, dengę czy gorączkę Zachodniego Nilu. Wszystko bez rezultatu.

Pomimo tygodnia prac specjalistom nie udało się dojść do tego, co powoduje śmiertelną chorobę. Jak donoszą lokalne media, swoje wytłumaczenie ma wódz plemienny Moses Enimade, według którego tajemnicze śmierci to klątwa rzucona przez bóstwo imieniem Molokun. Ma to być kara za obrabowanie przez młodzież jednej z poświęconych mu kapliczek.

Niezależnie od teorii o klątwie, nigeryjskie władze powołały specjalny sztab kryzysowy koordynujący pracę lekarzy w terenie. Kontynuowane są też testy, mające ustalić co właściwie powoduje niewyjaśnione śmierci.

Artykuł przerzuciłem ze strony TVN24.
Ta niesamowita historia wydarzyła się w latach 60-tych... W Polsce !

....„Zdziesiątkowała dawną Europę, nie oszczędzając przy tym Wrocławia. Zabiła też większość populacji południowoamerykańskich Indian. „Variola vera”, zwana „czarną ospą” wydawała się w Europie XX wieku przeszłością. A jednak – znów zaatakowała. I o tym właśnie opowiemy w najnowszych Ciekawrockach…

Wybuchła epidemia fryzury "top-knot" - czyli taki kucyk postawiony na sztorc. By zapobiec epidemii tej fryzury, trzech mężczyzn postanowiło wyplenić ten styl - osobiście.

A ty, jak bardzo by się wk🤬ił po takiej akcji? (o ile taką fryzurę nosisz)

Tajemnicza epidemia.

Shilders2014-05-24, 12:41
Ostatnio miałem okazje oglądać dość ciekawy dokument.

W skrócie: w październiku 2011 roku małe miasteczko Le Roy w stanie Nowy Jork znalazło się na celowniku mediów z całego kraju. U kilku zamieszkujących je nastolatek w tym samym czasie zdiagnozowano zespół Tourette'a. Dziewczyny uczęszczały do tej samej szkoły i niemal jednocześnie zaczęły przejawiać symptomy choroby: skurcze mięśni twarzy i kończyn, gw🤬towne gesty, niekontrolowane wybuchy słowne. W ciągu kilku miesięcy takie same tiki występowały już u 18 osób. Zrozpaczone uczennice opowiedziały o swoim przypadku w ogólnokrajowej telewizji. W krótkim czasie stał się on narodowym fenomenem. Dokument opowiada zarówno o dziewczynach, które wygrały z chorobą, jak i o tych, które wciąż walczą.

Polskiej wersji nie znalazłem.



nynyny ny ny

A i prawie zapomniałem. Niedaleko szkoły do której uczęszczały miała miejsce katastrofa kolejowa, rozbił się pociąg przewożący niebezpieczne substancje chemiczne.

Pierwszy temat


Epidemia ta została spowodowana szczepieniami?


Władze medyczne i nie-medyczne w kwestii szczepień zgadzają się, że szczepionki są zaprojektowane w taki sposób, aby spowodować łagodne przypadki chorób, jakim powinny one zapobiegać. Ale wiedzą też, i przyznają to, że nie sposób cokolwiek z góry przewidzieć, czy przebieg powikłań poszczepiennych będzie łagodny czy ciężki – a nawet śmiertelny.

Szczepionki powodują również wiele innych chorób, oprócz tej, przeciw której zostaje podana. Na przykład, szczepionka przeciw ospie często powoduje kiłę paraliż, trąd i raka. Zastrzyki często powodują różne inne stadia chorobowe, jak poszczepienne zapalenie mózgu, paraliż, ślepotę, zapalenie opon mózgowych, raka (czasami w ciągu dwóch lat), gruźlicę (dwa do dwudziestu lat po szczepieniu), zapalenie stawów, choroby nerek, choroby serca (niewydolność serca czasami w ciągu kilku minut po zabiegu, a czasem kilka godzin później), uszkodzenie nerwów i wiele innych poważnych schorzeń.

Gdy ofiara otrzymuje wiele szczepień (różnych szczepionek) w okresie kilku dni lub kilku tygodni, często wywołanych zostaje naraz kilka zintensyfikowanych przypadków wszystkich chorób, ponieważ organizm nie może poradzić sobie z tak dużą ilością śmiertelnej trucizny wstrzykiwanej bezpośrednio do krwiobiegu. Lekarze nazywają to nową chorobą i zaczynają tłumić objawy.

Gdy trucizna zostanie przyjęta doustnie, wewnętrzny system obronny ma szansę szybko usunąć jej część poprzez wymioty, ale kiedy trucizny są wstrzykiwane bezpośrednio do ciała, z pominięciem wszystkich naturalnych zabezpieczeń, te niebezpieczne trucizny od razu krążą po całym ciele w ciągu kilku sekund, i są dalej w obiegu, dopóki nie zatrują wszystkich komórek.

Słyszałam, że siedmiu mężczyzn padło martwych w gabinecie lekarskim zaraz po szczepieniu. To było w obozie wojskowym, więc napisałam o tym do rządu w celu weryfikacji informacji. Przysłali mi raport amerykańskiego sekretarza wojny, Henry L. Stimsona. Raport nie tylko potwierdził sprawozdanie o siedmiu ofiarach, które zmarły wskutek szczepień, ale stwierdził dodatkowo, że było 63 przypadki zgonu i 28.585 przypadków zapalenia wątroby, jako bezpośrednie skutki szczepień przeciw żółtej febrze w ciągu zaledwie 6 miesięcy wojny.

Pierwsza wojna światowa trwała dość krótko (z perspektywy amerykańskiej, gdyż USA przystąpiło do wojny w 1917 r. – przypis), więc producenci szczepionek nie byli w stanie wykorzystać wszystkich swych wyprodukowanych szczepionek. Robili ten biznes (i nadal robią) tylko dla zysku, więc postanowili sprzedać je dla reszty populacji. Odbębnili największą kampanię szczepieniową w historii USA. Nie było żadnej epidemii, jaka mogła być uzasadnieniem dla tej akcji, zatem użyli innych sztuczek. Ich propaganda twierdziła, że żołnierze wracający do domu z zagranicy na pewno są chorzy na różnego rodzaju choroby i dlatego każdy musi mieć wszystkie zastrzyki, jakie były wówczas na rynku.

Ludzie im wierzyli, ponieważ po pierwsze, chcieli wierzyć swoim lekarzom, a po drugie, żołnierze powracający z wojny na pewno byli chorzy. Nie wiedzieli, że stało się to z powodu chorób wywołanych wykonaniem na nich szczepień, gdyż lekarze wojskowi nie mówili im takich rzeczy. Wielu z żołnierzy zostało wyłączonych z życia wskutek tych chorób, jakie wszczepili im ich lekarze. Wielu oszalało wskutek poszczepiennego zapalenia mózgu, ale lekarze nazywali to szokiem wojennym, choć wielu z nich nigdy nie opuściło ziemi amerykańskiej, aby znaleźć się w Europie.

Konglomerat chorób spowodowany przez otrzymanie wielu zatrutych szczepionek zaskoczył lekarzy, bowiem nigdy nie mieli oni okazji sprawdzić zawartości szczepionek przed ich użyciem, przy czym dokonywali zabiegów przy zastosowaniu wielu różnych szczepionek. Nowa choroba, jaką wytworzyli, miała objawy wszystkich chorób, jakie zawierały szczepienia rzekomo przygotowane przeciw nim. Była wysoka gorączka, skrajne osłabienie, wymioty oraz zaburzenia pracy jelit, charakterystyczne dla tyfusu. Szczepionka przeciwko błonicy spowodowała zatory płucne, dreszcze i gorączkę, obrzęki i ból gardła, zatkane drogi oddechowe błony rzekomej oraz dławienie się z powodu trudności w oddychaniu, po czym następowały trudności z oddychaniem i śmierć ofiary. Po zgonie ciało stawało się czarne od zastoju krwi, która była pozbawiona tlenu w fazie duszenia się. Na początku nazywali ten przypadek Czarna Śmierć. Inne szczepionki powodowały swe własne reakcje – paraliż, uszkodzenie mózgu, szczękościsk, itp.



Gdy lekarze próbowali tłumić objawy tyfusu silniejszym rodzajem szczepionki, powodowało to jeszcze gorszą formę tyfusu, jaką nazwano formą paratyfusową. Ale gdy wymyślili silniejszą i bardziej niebezpieczną odmianę szczepionki, aby stłumić chorobę, stworzyli tym samym jeszcze gorszą odmianę choroby, dla której nie było nazwy. Jak trzeba by ją nazwać? Nie chcieli powiedzieć ludziom, czym to naprawdę było – ich własnym Frankensteinem, jakiego stworzyli swymi szczepionkami i leków tłumiącymi objawy. Chcieli odsunąć winę od siebie, dlatego nazywali to coś hiszpańską grypą. Na pewno nie była ona pochodzenia hiszpańskiego, a Hiszpanie mieli uzasadnione pretensje związane ze skutkiem tego nazewnictwa. Ale nazwa utrzymała się zatrzymany, a amerykańscy lekarze i producenci szczepionek nie zostali oskarżeni o przestępstwo tej powszechnej epidemii – epidemii grypy z 1918 roku. Dopiero w ostatnich latach badacze dokopali się faktów i skierowali winę tam, gdzie należy.

Część żołnierzy może i była w Hiszpanii, zanim wrócili do domu, ale ich choroby pochodziły z ich własnych baz wojskowych, US Army Camps. Nasi lekarze ciągle używają tego samego uniku. Gdy ich własne szczepionki (wymagane do podróżowania) powodują powstanie choroby poszczepiennej za granicą, używają tego samego uzasadnienia jako podstawy do kampanii straszenia, aby naganiać ludzi do centrów szczepień. Przypomnij sobie straszenie grypą z Hong Kongu, grypą azjatycką albo londyńską. To wszystko były wywołane medycznie epidemie pomieszane ze zwykłymi stanami przeziębienia, które ludzie mają co roku.

W 1976 r. jesteśmy w trakcie obrabiania nas ponownie przez twórców epidemii szczepionkowej, aby wywołać kolejną aferę chorobową wartą wiele milionów dolarów. Ci oszuści już rozmawiali z prezydentem Fordem o przekazaniu 135 mln dolarów dolarów, aby rozpocząć kampanię. Nawet towarzystwa ubezpieczeniowe odmówiły zaangażowania się w tak niebezpieczny i fałszywy program. Zatem ponownie oszuści medyczni i farmaceutyczni próbowali skłonić odpowiednich urzędników państwowych do zapewnienia im ubezpieczenia przed możliwymi miliardami dolarów odszkodowania, gdyby kampania została przeprowadzona zgodnie z planem. Na szczęście Ford nie został wybrany na urząd. Szkoda, że go nie wyrzucili, zanim opłacił zespół trucicieli, aby ten mógł zatruć całą populację.

Kampania szczepionkowa przeciw świńskiej grypie (w tym kampania zastraszania) jest taka sama, jak podczas grypy z 1918 r., która zabiła 20.000.000 ludzi. Oni nie mają żadnych dających się zweryfikować próbek krwi z czasów epidemii grypy z 1918 roku, niczego nie potrafią udowodnić. To było wiele lat temu, a lekarze byli wtedy zdezorientowani i nieskuteczni tak samo, jak i teraz. Jednak jedno jest pewne – hiszpanka z 1918 roku była chorobą wywołaną szczepieniami, co doprowadziło do skrajnego zatrucia ciała zlepkiem wielu różnych szczepionek. Żołnierze z Fortu Dix, którzy ponoć mieli świńską grypę zostali zaszczepieni dużą różnorodnością szczepionek, takich jak te, które wywołały epidemię grypy z 1918 roku. Epidemia grypy w Fort Dix nie była w żaden sposób związana ze zwierzętami.

Aby dodać jeszcze parę groszy do tego zamieszania: lekarze mówią ludziom, że istnieje wiele różnych rodzajów grypy, jedna z nich zaatakowała żołnierzy w Fort Dix (grypa AVictoria), ale są inne szczepy wirusa grypy, a szczepionka przeciw świńskiej grypie, jaką przyjęło już tak wiele osób, nie chroni ich już przed wieloma innymi rodzajami grypy. Służy to jako „wentyl bezpieczeństwa” na wypadek możliwych procesów sądowych, gdyby było więcej ofiar niż zazwyczaj. Lekarze powiedzą, że szczepionka zawiodła, ponieważ źle dobrano rodzaj grypy w szczepionce. Oczywiście nikt nie może tego udowodnić, ponieważ wirusy są nieuchwytne, niewidoczne, niestabilne i nieprzewidywalne. Słownikowa definicja wirusa brzmi: „trucicielski organizm wywołujący choroby”. Szczepionki wstrzykiwane do organizmu są trucizną i powodują typowe reakcje po zażyciu trucizny. Wirus (trucizna) nie lata wkoło nas i nie atakuje ludzi.

W związku z tym, nie będzie żadnej epidemii świńskiej grypy, o ile promotorzy szczepionek sami nie wywołają jakiejś tak samo, jak to miało miejsce w 1918 roku. Nie zabije ona 20 milionów osób, chyba że ludzie dobrowolnie poddadzą się zastrzykom z wyhodowanymi chorobami. Istnieją również inne przyczyny chorób oprócz szczepionek, jak zły sposób odżywania się, spożywanie pokarmów wyjałowionych z substancji pokarmowych i zatrutych konserwantami lub sztucznymi miksturami farmaceutycznymi. Istnieje wiele innych przyczyn chorobotwórczych, ale choroby nie są zakaźne.

Lekarze i ludzie, którzy przeżyli epidemię grypy hiszpanki z 1918 r. mówią, że to najstraszniejsza choroba, jaka dotknęła świat. Silni mężczyźni, zdrowi i pełni wigoru jednego dnia, na drugi dzień byli martwi. Choroba miała właściwości czarnej śmierci w powiązaniu z tyfusem, błonicą, zapaleniem płuc, ospą, paraliżem i wszystkimi innymi chorobami, na jakie szczepiono ludzi bezpośrednio po I WŚ. Praktycznie cała ludność poddana szczepieniom została zainfekowana kilkunastoma chorobami lub toksycznym serum. Gdy wszystkie te choroby zaczęły się rozwijać wszystkie na raz, skutki były tragiczne.

Pandemia ciągnęła się dwa lata, utrzymywana przy życiu przez dodatkowe dawki trucizny podawanej przez lekarzy, którzy próbowali stłumić jej objawy. Grypa zaatakowała tylko tych, którzy byli zaszczepieni. Ci, którzy odmówili przyjęcia szczepionek, nie zachorowali. Moja rodzina odmówiła wszystkich szczepień, więc mieli się dobrze przez cały czas. Wiedzieliśmy z nauk zdrowotnych Grahama, Traila, Tildena i innych, że ludzie nie mogą zanieczyszczać ciała trucizną, żeby w konsekwencji nie spowodować choroby.

Kiedy grypa zbierała żniwo, wszystkie sklepy były zamknięte, a także szkoły, przedsiębiorstwa, a nawet szpital, bo lekarze i pielęgniarki też byli zaszczepieni i byli chorzy na grypę. Nikogo nie było na ulicach. To było jak miasto duchów. Wydawało nam się, że jesteśmy jedyną rodziną, która nie dostała grypy, więc moi rodzice chodzili od domu do domu, aby opiekować się chorymi, gdyż było niemożliwe otrzymanie pomocy lekarskiej. Gdyby to było możliwe, to różne zarazki, bakterie, wirusy lub prątki wywołujące choroby, miały mnóstwo okazji, aby zaatakować moich rodziców, gdyż spędzali oni wiele godzin dziennie w domach chorych. Ale nie dostali grypy i nie przynieśli do domu zarazków, jakie zaatakowały nas, dzieci. Nikt z naszej rodziny nie miał grypy – nawet nie pociągał nosem- i to było zimą, gdy leżał głęboki śnieg.

Mówi się, że epidemia grypy z 1918 roku zabiła 20 milionów ludzi na całym świecie. Ale, faktycznie, to lekarze ich zabili swym śmiercionośnym leczeniem i medykamentami. To ostre oskarżenie, ale to jednak prawda.

Było siedem razy więcej przypadków chorobowych wśród zaszczepionych żołnierzy, niż wśród nie zaszczepionych cywilów, a zachorowali na choroby, na jakie zostali zaszczepieni. Jeden z żołnierzy, który wrócił do kraju w 1912 roku, powiedział, że szpitale wojskowe były wypełnione przypadkami paraliżu dziecięcego i zastanawiał się, dlaczego dorośli mężczyźni mają chorobę niemowląt. Teraz wiemy, że paraliż jest częstym skutkiem zatrucia poszczepiennego. Ci, którzy byli w domu nie dostali tego paraliżu, dopóki nie zaczęła się światowa kampania szczepionkowa w 1918 roku.






Fragment książki „Swine Flu Expose”, autor: Eleanora I. McBean

Pandemia Hiszpanki - Od strony medialnej

Źródło
Artykuł, względnie długi, ale bardzo ciekawy, warty przeczytania. Wciąga. Polecam!

Cytat:

Siedem ofiar śmiertelnych, 99 zarażonych, kilka tysięcy poddanych kwarantannie – to bilans epidemii czarnej ospy we Wrocławiu w 1963 roku. Przerażona była cała Polska. Wrocław stał się strefą zamkniętą. Bez świadectwa szczepień nikt nie mógł opuścić miasta.

Zabandażowane klamki w urzędach, miski z chloraminą do odkażania, kolejki do szczepień i tablice z napisami: „Witamy się bez podawania rąk” – tak wyglądał Wrocław latem 1963 roku, gdy agent służb specjalnych przywiózł ze sobą z misji do Indii czarną ospę. Zachorowało na nią prawie sto osób.

Czarna Pani albo po łacinie variola vera – czarna ospa zaczyna się niewinnie jak grypa. Objawy pojawiają się dopiero po dziesięciu dniach od zarażenia, do którego dochodzi drogą kropelkową, czyli bardzo łatwo. Zabija bardzo szybko. – Wiadomość o tym, że mamy w mieście ospę, była prawdziwym szokiem. Nie rozumieliśmy, skąd się wzięła w naszej szerokości geograficznej ta groźna choroba. A potem zaczęła się psychoza – opowiada „Newsweekowi” Michał Sobków, który latem 1963 roku pełnił dyżury lekarza inspekcyjnego wrocławskiego pogotowia ratunkowego.

Pierwsza umiera Lonia
Wszystko zaczęło się, gdy oficer MSW Bonifacy J. trafił do szpitala MSW we Wrocławiu po podróży do Azji (według ustaleń IPN oficer ten brał potem udział w akcji „Dunaj” podczas interwencji w Czechosłowacji). Słabo znający się na chorobach tropikalnych lekarze orzekli, że ma malarię. Aby się upewnić co do diagnozy, wysłali pacjenta karetką do Gdańska, do specjalistów z Centrum Badań Tropikalnych, i ci potwierdzili diagnozę.

J. chyba rzeczywiście miał malarię, ale poza nią ospę, której nikt nie rozpoznał. A ponieważ szybko doszedł do siebie, został wypisany do domu. Niedługo potem źle się poczuła salowa, która sprzątała izolatkę agenta. Od niej zaraziła się córka pielęgniarka i syn oraz lekarz, do którego zgłosiła się, gdy zachorowała.Salowa i jej syn trafili do szpitala zakaźnego. Córka Lonia – w bardzo poważnym stanie do szpitala przy ul. Rydygiera w centrum Wrocławia. Młodej kobiecie gw🤬towanie podnosi się poziom leukocytów we krwi. Umiera po kilku dniach, a lekarze za przyczynę śmierci uznają białaczkę krwotoczną o ostrym przebiegu.

Tymczasem w szpitalu zakaźnym kilka osób, w tym czteroletni chłopiec, choruje na niegroźną ospę wietrzną. Gdy choroba mija, po pewnym czasie dziecko ma znowu wysypkę. I wtedy lekarz stawia szokującą diagnozę: to nie ospa wietrzna, a czarna! Na wietrzną choruje się tylko raz.

Weselnicy w izolatorium
Lekarze powoli rozwiązują zagadkę, kto rozsiewa chorobę. Okazuje się, że zarazki ospy krążą po mieście już sześć tygodni, a chorzy na nią przebywali w trzech szpitalach. Decyzje są natychmiastowe: zamykane są trzy szpitale i szkoła pielęgniarska, do której chodziła Lonia. Pojawiają się plotki – pisze w książce „Variola vera” doktor medycyny Zbigniew Hora – że ciało pielęgniarki zostało ekshumowane i spalone, ale była to nieprawda. W prasie zaczynają się ukazywać pierwsze komunikaty o tym, że we Wrocławiu panuje czarna ospa. Mieszkańcy muszą się natychmiast zaszczepić. W przeciwnym razie grozi kara 4,5 tys. zł grzywny (czterokrotność przeciętnych miesięcznych zarobków) lub trzymiesięczny areszt.

– Nie trzeba było nikogo karać, każdy biegł się szczepić, bo wszyscy byli przerażeni – opowiada doktor Sobków. Ludzie godzinami stoją w kolejkach do szczepień i plotkują. Tymczasem sztab kryzysowy zastanawia się, jak zahamować epidemię. Staje się jasne, że trzeba odizolować tych, którzy zetknęli się z chorymi. Powstaje kilka miejsc – izolatoriów, gdzie bezpiecznie można ich zatrzymać na kwarantannę, a sanepid ustala listę potencjalnych zarażonych i zaczyna ich szukać po całym mieście.

Okazuje się, że Lonia – już zarażona – bawiła się na weselu kogoś z rodziny, czyli krąg kontaktów może być bardzo duży. Wśród nich była Elżbieta Krzemińska, bibliotekarka, szwagierka Loni. Kiedy kilka dni po ogłoszeniu epidemii wracała do domu z mężem po wieczorze spędzonym w operze, pod domem czekała już karetka, do której musieli natychmiast wsiąść razem ze swoimi dziećmi, obudzonymi przez lekarzy. Wszyscy byli od teraz kontaktami. Kilka tygodni spędzili w izolatorium na Praczach Odrzańskich, w budynku szkoły rolniczej. Spotkali tu pozostałych gości weselnych, a nawet samych nowożeńców. Karetki przywoziły codziennie dziesiątki kontaktów z całymi rodzinami. Był nawet pacjent z psem, bo nie miał z kim zostawić zwierzaka. Wieczorami internowani – jak mówili o sobie – zasiadali przed telewizorem, kobiety robiły na drutach, a mężczyźni grali w szachy lub warcaby.

Samobójcza misja
Po drugiej stronie Wrocławia, w Szczodrem, powstał szpital dla zarażonych ospą. Od razu przewieziono tam pięć osób. Liczba chorych rosła w zastraszającym tempie. Doktor Sobków wspomina, jaką traumę przeżywali ci, którzy wiedzieli, że są zagrożeni. W takiej sytuacji był cały personel zamkniętych szpitali, chorzy tam leczeni, a także ci, którzy trafili do izolatoriów. W każdej chwili mogło się okazać, że z kontaktu człowiek stał się chorym na ospę. A jeśli tak, to czy przeżyje?

– Lekarze, sanitariusze, kierowcy bali się wyjeżdżać do chorych i rozumiałem to. Pewnego dnia kierowca rozpłakał się i powiedział: „Panie doktorze, mam małe dzieci. Nie pojadę”. Teraz, gdy o tym myślę, to widzę, że narażanie się pracowników pogotowia na kontakt z chorymi był aktem samobójczym. Nie byliśmy w żaden sposób zabezpieczeni. Jedyne, co mogłem dać lekarzom, to maseczki i rękawice, a to była żadna ochrona.

Co innego sanepid – oni rzeczywiście byli całkiem zamaskowani, gdy szli do pacjenta z ospą. Nawet oczy mieli osłonięte, rozmawiali z pacjentem przez płachtę, która była częścią osłony twarzy. Niestety, z przykrością stwierdzam, że o nas nikt wtedy nie pomyślał – opowiada ówczesny lekarz inspekcyjny pogotowia. Musiała wystarczyć szczepionka, która znacznie osłabiała siłę choroby i dawała szansę na wyzdrowienie.

Bruderszaft z ospą
Ospa rozprzestrzenia się po kraju, chorzy są leczeni już w pięciu województwach. Żeby wjechać do Wrocławia, trzeba mieć ze sobą świadectwo szczepień. Podobnie, gdy chce się wyjechać z miasta – milicjanci na rogatkach zatrzymują samochody i autobusy, żądając dokumentów. Zaszczepić się można nie tylko w przychodniach, ale też na dworcu PKP. To jest potrzebne tym, którzy tego nie zrobili, a chcą kupić bilet kolejowy lub lotniczy – w okienku trzeba okazać zaświadczenie o szczepieniu.

Prasa informuje o zawieszeniu sprzedaży chleba w trybie samoobsługowym. „Słowo Polskie” z 3 sierpnia: „Przebieranie w koszach z bułkami przez niezdyscyplinowanych klientów może mieć w dalszej sytuacji szczególnie niebezpieczne następstwa”. Tymczasem liczba chorych rośnie. Dwa tygodnie po ogłoszeniu epidemii umiera czwarta ofiara – 12-letni chłopiec.

– Ludzie bali się siebie, omijali się na ulicach szerokim łukiem, bo nikt nie wiedział, kto koło niego przechodzi. A na pogotowie zgłaszali się z najmniejszą wysypką. Nie wiedzieliśmy, co z nimi robić, bo jeśli naprawdę ktoś jest chory, zarazi resztę. Wymyśliłem, żeby takich podejrzanych skupić w jednym miejscu – w garażu. No tak, pomysł był dobry, ale nie pomyślałem, żeby wstawić im ławkę, a na lekarza konsultanta z sanepidu musieli czekać kilka godzin. I co robić? Oczywiście nikt z pracowników nie chciał im zanieść ławki, bo wszyscy się bali wejść – opowiada „Newsweekowi” dr Sobków. Dodaje, że z czasem lęk malał, medycy zaczynali oswajać się z zagrożeniem. – Niektórzy mówili, że są już z ospą na ty, a niektórzy, że wypili z nią bruderszaft.

Wielu piło też bruderszaft w izolatoriach, radząc sobie w ten sposób z nudą i lękiem przed chorobą. Pijaństwo kwitło, aż w końcu władza powiedziała: dosyć! Zarządzono, że do izolatoriów można przynosić bliskim paczki, ale tylko otwarte, aby było wiadomo, co w nich jest. „Władze nie będą tolerowały warcholstwa w chwilach, które wymagają szczególnego zdyscyplinowania społecznego” – mówił lokalnej gazecie Bolesław Iwaszkiewicz, przewodniczący prezydium Rady Narodowej Wrocławia.

Wrocławianom dziękujemy
Ofiarą nie tyle epidemii, co gniewu władz padł jeden z lekarzy, który prosto z izolatorium pojechał na wczasy do Bułgarii. Na polecenie polskich władz został zatrzymany na bułgarskiej granicy i zmuszony do powrotu. Prasa rozpętała nagonkę, uznając, że ryzykował „rozwleczenie zarazy na całą Polskę i państwa zaprzyjaźnione”. – Zrobiono krzywdę człowiekowi, który podobno miał zgodę na ten wyjazd. Stał się kozłem ofiarnym i wyjechał potem z Wrocławia – mówi Sobków.

Stan nadzwyczajny trwał we Wrocławiu ponad dwa miesiące. Nieczynne były baseny, a nawet nie działała izba wytrzeźwień. Prasa apelowała, aby nie wyjeżdżać w miejsca, gdzie są skupiska ludzi, na wczasy, obozy, kolonie. Zresztą wielu musiało zrezygnować z wyjazdu, bo wrocławianie byli niemile widziani. Elżbieta Krzemińska w autobiograficznej książce „Ptaki bogami mądrości” wspomina, że wybierali się z rodziną w Bieszczady i mieli już zarezerwowane miejsca, ale dostali wiadomość z Leska: „Bardzo nam przykro, ale z uwagi na epidemię ospy nie przyjmujemy w tym roku turystów z Wrocławia”.

Bilans epidemii: zachorowało aż 99 osób, z czego siedem zmarło. Ostatnią ofiarą zarazy był lekarz Stefan Zawada, który leczył salową, matkę Loni. Zmarł w szpitalu ospowym, a przy jego łóżku czuwała żona, też chora na ospę. 19 września był dla wrocławian prawdziwym świętem – tego dnia ogłoszono, że Wrocław jest wolny od ospy. Od tamtej pory Czarna Pani już nigdy do Polski nie zawitała.



I jeszcze parę zdjęć:










źródło: Newsweek.pl

Czytałem o tym jakiś rok temu w wakacje, ale dopiero sobie przypomniałem o Czarnej Pani, gdyż z kumplem o dżumie rozmawialiśmy.

I jeszcze taki bonus, z yt: