Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#eksperymenty

Cykl Zagłady

S................n • 2014-02-17, 19:23
Niezwykła hipoteza dotycząca masowego wymierania gatunków na Ziemi.

Zbrodniczy lekarze

Vof2014-01-03, 16:10
Wstrząsające eksperymenty lekarzy z SS


Oficerowie SS z Auschwitz. W pierwszym rzędzie od lewej: Karl Hoecker, Otto Moll, Rudolf Hoess, Richard Baer, Josef Karmer, Franz Hoessler, Josef Mengele

Ledwo wyciągniętych z lodowatej wody nieprzytomnych więźniów "doktor" Sigmund Rascher kazał kłaść z nagimi więźniarkami, które zmuszano do seksu. Rozgrzewanie takie - jak zanotował Rascher - miało być stosowane na wojnie, "jeśli inne sposoby nie będą możliwe". Lekarze Heinricha Himmlera wydłubywali oczy, dokonywali makabrycznych okaleczeń i amputacji. Podpalali ofiary eksperymentów żywcem, bez znieczulenia. Najsłynniejszego ze zbrodniarzy - Josefa Mengele, nigdy nie postawiono przed sądem. Zmarł dopiero w 1979 r. w Brazylii.

W 1946 r. norymberski Pałac Sprawiedliwości, mimo widocznych skutków bombardowań, był jednym z lepiej zachowanych gmachów w mieście. We wrześniu część jego pomieszczeń, pod nadzorem amerykańskich saperów, została wyremontowana przez jeńców z SS. W Norymberdze wciąż brakowało jednak ogrzewania. W listopadzie (bardzo zimnym i śnieżnym tamtego roku) przebywający w salach Pałacu podsądni i pracownicy ubrani byli w ciepłe swetry i płaszcze".

Vivien Spitz jest znaną amerykańską reporterką sądową. W 1946 r. jako młoda osoba została wysłana przez US Army do Norymbergi, by relacjonować procesy niemieckich lekarzy, którzy w czasie II wojny prowadzili zbrodnicze eksperymenty medyczne i pseudomedyczne. W 2005 r. opublikowała swoje wspomnienia z toczącej się rozprawy pt. "Doktorzy z piekła rodem". W tym roku zostały one wydane w Polsce. Lektura jest wstrząsająca. Cierpienia ofiar i sylwetki katów na tle powagi sali sądowej i w atmosferze napięcia samej rozprawy rysują się niezwykle wyraziście.

Proces lekarzy był jednym z tzw. procesów drugiego stopnia, w których oskarżycielem były USA. Najsłynniejszy ze zbrodniarzy w białych kitlach - Mengele - uciekł do Ameryki Południowej. Przed sądem udało się jednak postawić 23 wysokiej rangi oficerów, głównie z Waffen-SS i Luftwaffe. Był wśród nich Karl Brandt - osobisty lekarz Hitlera. Postawiono im cztery zarzuty: spiskowania, zbrodni wojennych, zbrodni przeciw ludzkości oraz udziału w zbrodniczej organizacji (SS). Akt oskarżenia odczytano 21 listopada 1946 r.

Zbrodnie na zlecenie Luftwaffe

Zbrodnicze eksperymenty odbywały się zawsze w obozach koncentracyjnych na zlecenie Luftwaffe lub Reichsführera-SS Himmlera. Więźniom, w zamian za zgłoszenie się do badań, obiecywano lżejsze traktowanie lub wolność. Udział w eksperymentach nazywano czasem enigmatycznie "pracami porządkowymi". Niewielu się zgłaszało, a wieść o pierwszych ofiarach i torturach szybko się rozchodziła. Zresztą Niemcy nie zamierzali ani dotrzymywać obietnic, ani pytać nikogo o zgodę. Większość więźniów została zaciągnięta do testów siłą.

Eksperymenty opisane przez Spitz można podzielić na kilka grup. Pierwsza z nich miała sprawdzić możliwości uratowania marynarzy czy zestrzelonych pilotów. W Dachau przeprowadzono zatem badania w zakresie dużych wysokości i zamrażania. Do pierwszego eksperymentu zmuszono około 200 więźniów. Zamykano ich w komorze ciśnieniowej, często bez maski tlenowej. Ofiary po 30 minutach krzyczały z bólu, traciły oddech, pojawiały się skurcze, poty, piana na ustach, konwulsje. Blisko 80 więźniów nie przeżyło tych prób.

Zamrażanie polegało na wrzuceniu więźnia do drewnianego basenu, gdzie wodę systematycznie schładzano lodem, aż osiągnęła temperaturę 3 st. C (czyli mniej, niż ma górski potok). Temperatura ciała ofiar spadała do 25 stopni, z uszu sączyła się krew. Ludzie umierali tu nawet kilka godzin. Z 760 więźniów 110 nie przeżyło tej tortury. Ocalali mieli dostarczyć odpowiedzi na pytanie, jak najlepiej rozgrzać wychłodzone ciało - fizycznie czy też poprzez ogrzanie przez inną osobę. Ledwo wyciągniętych z wody nieprzytomnych więźniów "doktor" Rascher kazał kłaść zatem z nagimi więźniarkami, które zmuszano do seksu. Rozgrzewanie takie - jak zanotował Rascher - miało być stosowane na wojnie, "jeśli inne sposoby nie będą możliwe". W Dachau zmuszono również więźniów do picia wody morskiej (często siłą wprost do żołądka), co skutkowało wymiotami, halucynacjami, szaleństwem.

Druga bardzo liczna grupa zbrodniczych eksperymentów miała pomóc leczyć rany niemieckich żołnierzy. W Ravensbrück dokonywano amputacji. Więźniarkom wielokrotnie łamano i wycinano fragmenty kości oraz mięśni, zastępując je innymi. Powstawały okropne, sączące się rany, przeszczepy się nie przyjmowały. Niektórym więźniom obcinano ręce wraz z łopatkami - miały posłużyć jako przeszczepy dla wojska. Dokonująca tych zbrodni dr Oberheuser poniżała więźniarki i nazywała je wprost "królikami doświadczalnymi".

W Sachsenhausen i Natzweiler 200 więźniom zadano rany i podziałano na nich gazem musztardowym. Skutkami były: ślepota, oparzenia i zniszczenie organów wewnętrznych.

Z 200 więźniów zmarło 50. W Buchenwaldzie z kolei starano się wymyślić antidotum na poparzenia bombą fosforową. Ofiary podpalano żywcem płonącym fosforem i przez ponad minutę nie podawano znieczulenia, z czasem aplikując maść o nazwie R17. Okazało się, że lek działa tylko na rozpuszczony fosfor i nie leczy oparzeń.


Herta Oberheuser w czasie procesu w Norymberdze

Jednym z niewielu "udanych" eksperymentów był ten z polygalem - był to lek powodujący szybsze krzepnięcie krwi w razie postrzału. Jego testowanie było również makabryczne - w Dachau na zlecenie Sieversa tamtejsi esesmani po prostu strzelali do więźniów.

W Ravensbrück Gebhardt i Fischer celowo zakażali ludzi gangreną, aby badać działanie sulfanilamidu. W rany wpychano drewno, kultury bakterii i szkło po to tylko, by stwierdzić, iż "nie były typowe dla infekcji na polu bitwy". Chorym celowo nie podawano środków znieczulających. Z 75 więźniów zabito w ten sposób 11.

"W walce z chorobami i żydowską prokreacją"

Trzecia grupa eksperymentów miała pomóc zwalczać tyfus i malarię. Proceder ten przyniósł szczególnie krwawe żniwo. Haagen, Rose i Schelling wstrzykiwali więźniom zarazki lub też wystawiali ich na ukąszenia zarażonych komarów. Jedna trzecia ofiar zmarła, a szczególnie tragiczny był los tych, którzy mieli być tylko dawcami zakażonej krwi - 95 proc. nie przeżyło.

Prowadzono też "badania" nad sterylizacją. Chciano w ten sposób wykastrować wszystkich pozostających przy życiu robotników przymusowych (oczywiście bez ich wiedzy). Kastracja chirurgiczna była zbyt widoczna, droga i powolna. Próbowano więc trucizny o nazwie caladium. Jeden ze zbrodniarzy stwierdził: "Uderzyło mnie znaczenie tego leku w naszej obecnej walce. Sama myśl, że 3 mln obecnie przebywających w niemieckich więzieniach bolszewików można by wysterylizować, a następnie używać jako siły roboczej bez perspektyw rozrodu, otwiera dalekosiężne perspektywy".

Caladium było jednak za mało, więc "lekarze" przeszli do sterylizacji za pomocą naświetlania rentgenem. Viktor Brack zapewniał Himmlera, że mając 20 urządzeń dziennie, wysterylizuje 3-4 tys. Żydów. Napromieniowanie skutkowało okropnymi oparzeniami. Brack, choć zadowolony z efektów, żalił się potem, że nie da się dokonywać tego skrycie przed pacjentem. Himmler słysząc to, doszedł do paranoicznych wniosków: "Przez mieszanie się krwi polskich Żydów z Żydami z zachodniej Europy grozi Niemcom większe niebezpieczeństwo niż to, które groziło im przed wojną".


Były też eksperymenty, które z góry miały kończyć się śmiercią. W ten sposób Mrugowsky traktował jeńców, strzelając do nich zatrutymi kulami. Ofiary umierały ponad godzinę w męczarniach. Mrugowsky bronił się potem: "Obawiałem się, że Rosjanie wkrótce użyją tych kul na froncie, i miałem mało czasu na wyprodukowanie antidotum".

Najbardziej ohydny przykład badań Spitz zostawiła na koniec. W Natzweiler Brandt i Sievers zamordowali kilkuset Żydów tylko po to, by otrzymać ich szkielety. Wykonujący ich polecenia Hirt stwierdził: "Dostępnych jest tylko kilka okazów czaszek rasy żydowskiej, co uniemożliwia wyciągnięcie precyzyjnych wniosków z ich badania. Zdobywając czaszki żydobolszewickich komisarzy, reprezentujących prototypy odrażających, lecz charakterystycznych podludzi, mamy szansę otrzymać niepodważalny naukowy dokument [...]. Na podstawie patologicznych cech czaszki, jej budowy, pojemności mózgu i tym podobnych określa się przynależność do odpowiedniej rasy".

Wartość dzieła Spitz podkreślają duża liczba cytatów ukazujących motywy działania sprawców oraz ich szokujące zachowanie na procesie. Ludzie ci byli przekonani o słuszności własnych działań. Wierzyli, że ofiary są jedynie "bezużytecznymi zjadaczami chleba", żyjącymi "życiem niewartym życia". Inni stwierdzali wprost, że pomoc niemieckim żołnierzom na froncie warta jest każdego okrutnego eksperymentu. Poza tym - twierdzili "lekarze" - więźniowie i tak byli skazani na śmierć, więc to, czy zginą w wyniku eksperymentu, czy też przez zagazowanie, nie miało znaczenia.

Zło w ludzkiej postaci

Adwokat jednego z oskarżonych próbował przyrównać jego działalność do heroicznej historii miasta nękanego przez zarazę. Zabicie mordercy w wyniku eksperymentu i wynalezienie w ten sposób szczepionki miałoby ocalić resztę. Obrońca nawiązał też do starej śpiewki pod tytułem "Ja tylko wykonywałem rozkazy".

Wypowiedzi zbrodniarzy (zarówno te z okresu wojny, jak i z procesu) są tak wymowne, że nie wymagają komentarza. "Jeżeli po nas nastanie tak tchórzliwe i zgniłe pokolenie, że nie będzie mogło zrozumieć naszej tak doniosłej i niezbędnej pracy, to, panowie, cały narodowy socjalizm jest do dupy. Przeciwnie, należy przygotować tablice z brązu z wyrytym na nich napisem, że to my mieliśmy odwagę zrealizować tak gigantyczne zadanie" - reagował esesman na sugestię, że ciała ofiar zbrodni trzeba ukryć.

Karl Brandt: "Dla samego eksperymentu nie jest istotne, czy wykonuje się go z wolą lub wbrew woli biorącej w nim udział osoby. Znaczenie ma motyw - oddanie przysługi całemu społeczeństwu, o etyce w każdej postaci rozstrzyga rozkaz lub posłuszeństwo". Oskar Schröder: "Pragnąłem jako lekarz pomóc żołnierzom leczyć rany powstałe w wyniku wojny i w czasie pokoju". Himmler o lekarzach, takich jak Lutz czy Wendt, którzy odmówili udziału w zbrodniczym procederze: "Ci ludzie dopuścili się zdrady, potwornej zdrady. Potępiając eksperymenty, akceptują śmierć niemieckich żołnierzy w wyniku wychłodzenia".

Buta nie opuszczała oskarżonych nawet w momencie czytania wyroków. Spitz pisze: "Zachowywali się tak, jakby ich ktoś obraził. Byli aroganccy. Ich twarze wyrażały złość, spojrzenia były groźne. Żaden z oskarżonych nie okazał cienia wyrzutów sumienia"; "Patrząc na Karla Brandta, dostrzegłam jego wzrok. Wpatrywał się we mnie z taką nienawiścią, że przeszedł mnie lodowaty dreszcz".

W dniu 2 czerwca 1948 r. w Landsberg w Bawarii siedmiu zbrodniarzy powieszono. Pięciu otrzymało dożywocie, jednego skazano na 10 lat, dwóch na 20 lat, jednego na 15. Siedmiu uniewinniono.

Historia i medycyna

Spitz podaje bardzo obszerne wypowiedzi świadków, poszkodowanych, ekspertów, samych zbrodniarzy. Opisuje, skąd się wzięły listy, zdjęcia, raporty, rozkazy, dzienniki medyczne, jak zostały odnalezione.

Spitz w kilku rozdziałach skupia się na swoich wrażeniach z pobytu w Niemczech. Wątek ten, choć poboczny, jest równie interesujący co sprawa lekarzy-morderców. Atmosfera Norymbergi pierwszych lat po wojnie we wspomnieniach reporterki przypomina nieco obecny Irak. Pomiędzy wojskami okupacyjnymi a ludnością cywilną panuje wrogość. Spitz, choć w części Niemka, mówi czasem wprost: "Oni są wrogami dla nas, my dla nich". Do jednej z mess, w której przebywali dziennikarze i amerykańscy żołnierze, ktoś z niedobitków SS, ukrywający się w gruzach i piwnicach, wrzucił bombę. Autorka nazywa go wprost terrorystą. O podróżowaniu samopas po Niemczech, szczególnie w nocy, nie ma mowy. Miejscowe sprzątaczki kradną (i do tego się nie myją, zarzucając Spitz, że ma amerykańskiego fioła na temat codziennego prysznica). Sklepikarze pełni są rezerwy.

"Niemcy nienawidzili nas. Nie przychodzili na procesy, ci, którzy przyszli, nie wierzyli w zdjęcia, filmy i zeznania" - puentuje Spitz w jednym z ostatnich rozdziałów. Przeczy to idyllicznemu obrazowi dobrych Niemców witających aliantów jak wyzwolicieli, niepragnących niczego innego jak demokracji i potępienia nazizmu. Kilka razy, być może przypadkowo, autorka zamiast o enigmatycznych nazistach mówi wprost o Niemcach. Na Zachodzie to rzadkie.

Pytania i mity na temat prądu + eksperyment

S................n • 2013-11-12, 19:33
Czy do czajnika elektrycznego lać zimną czy ciepłą wodę?
Czy sama łądowarka pobiera energię?

Uprzedzając. Oba zagotowania wody startowały od tej samej temperatury wyjściowej samego czajnika, został on ochłodzony.

5 najgorszych eksperymentów na ludziach

C................l • 2013-03-13, 15:28
Eksperyment w parku Robbers Cave

Zapewne każdy z was słyszał o stanfordzkim eksperymencie więziennym, w którym studenci zostali podzieleni na dwie grupy – więźniów i strażników więziennych. Wtedy bardzo szybko okazało się, że w odpowiednich warunkach zdrowi psychicznie ludzie mogą posunąć się do zupełnie niespodziewanych czynów, a wrogość między grupami może powstać bardzo łatwo. Mało kto jednak słyszał o tym, że podobny eksperyment przeprowadzono na grupie 12-letnich dzieci, które nawet nie wiedziały, że są królikami doświadczalnymi psychologów!

W 1954 roku grupa naukowców pod przewodnictwem Carolyn Wood Sherif zorganizowała obóz dla dzieci w parku Robbers Cave w stanie Oklahoma. Wzięło w nim udział 24 chłopców w wieku 12 lat, którzy nie mieli najmniejszego pojęcia o tym, że uczestniczą w eksperymencie. Naukowcy podzielili uczestników obozu na dwie równe grupy, które dotarły na miejsce osobnymi autobusami. Upewniono się wcześniej, że obie grupy nie łączą żadne więzy sympatii.

Pierwszą fazą eksperymentu było umocnienie więzów przyjaźni w obu grupach. Chłopcy m.in. wymyślali nazwy dla swoich grup (Orły i Grzechotniki) i tworzyli własne sztandary, z którymi się uosabiali. W drugiej części eksperymentu naukowcy pozwolili wreszcie spotkać się obu grupom i zachęcić je do rywalizacji, która szybko przerodziła się we wrogość. Chłopcy obrzucali się wyzwiskami, robili żarty, podkradali sobie różne rzeczy. W efekcie obie grupy nie chciały nawet jeść razem w jednym pomieszczeniu.



Ostatnią fazą eksperymentu było budowanie relacji pomiędzy grupami. Początkowo próbowano złagodzić wrogość poprzez np. wspólne oglądanie filmów, albo odpalanie petard, ale to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Naukowcy zdecydowali zamiast tego postawić przed chłopcami problemy, do których rozwiązania potrzebna była współpraca. Obie grupy musiały poradzić sobie z brakiem wody pitnej, albo uzbierać pieniądze na film oraz wspólnie zadecydować co będą oglądać. Nastawienie na realizowanie wspólnych celów dało efekty – obie grupy postanowiły, że będą wracać z obozu jednym autobusem.

Najlepsze jest jednak to, że eksperyment zakończony happy endem był trzecim spośród zorganizowanych przez Sherif. Poprzednie dwa zakończyły się buntem podopiecznych przeciwko naukowcom, odgrywającym role opiekunów, jednak o nich już oficjalnych publikacji nie można znaleźć. Doczekał się tego jedynie ostatni eksperyment. Swoją drogą nikt nie zajmował się również badaniem chłopców po przeprowadzeniu eksperymentu, więc nie można z całą pewnością stwierdzić, że nie było skutków ubocznych całego przedsięwzięcia.


“Potworny eksperyment”


Jeśli uważacie, że poprzedni eksperyment wcale nie był taki straszny, czas na coś mocniejszego. Nazwa tego eksperymentu już wskazuje, że nie będzie tak miło jak poprzednim razem. Dr Wendell Johnson był amerykańskim psychologiem i logopedą, który chciał jedynie odkryć co powoduje nawyk jąkania się. Jednak w sposób jaki tego dokonał rzeczywiście zasługuje na miano potwornego.



W 1939 w Davenport w stanie Iowa doktor zaczął przygotowywanie do eksperymentu. Wybrano 22 dzieci z sierocińców (żaden rodzic nie chciał oddać swoich pociech naukowcom), które podzielono na dwie grupy. Opiekowała się nimi asystentka Johnsona – Mary Tudor. Jedną grupę cały czas chwaliła w czasie “lekcji wymowy” za ich piękną dykcję. Natomiast przy drugiej grupie zachowywała się odwrotnie – zwracała uwagę na każde, nawet najmniejsze potknięcie i błąd w wymowie wmawiając im, że się jąkają. Po prawie 6 miesiącach dzieci, które miały świetną wymowę zaczęły mieć z nią problemy.

Jedynym celem przyświecającym Wendellowi Johnsonowi było udowodnienie, że jąkanie ma podłoże psychologiczne. W efekcie dzieci poddane eksperymentowi przeżyły traumę, która odbiła się na ich dalszym życiu. Depresja, utrata pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości były częstymi objawami. Po wielu latach, w wyniku procesu sądowego Uniwersytet stanu Iowa przeprosił uczestników i wręczył spore pieniężne zadośćuczynienie (925 tys. dolarów) dla tych uczestników eksperymentu, którzy jeszcze żyli.

Mały Albert

Poprzedni przykład nie był jednym eksperymentem, do którego tak bezwzględnie wykorzystano dzieci. Znany psycholog John B. Watson, twórca behawioryzmu, zyskał sobie złą sławę dzięki 11-miesięcznemu chłopcu nazwanemu “Little Albert”. Przeprowadzając na nim w 1920 roku eksperyment Watson chciał udowodnić, że w określonych okolicznościach dziecko może nabawić się irracjonalnego strachu.



Żeby tego dokonać Watson pokazywał niemowlakowi szczura, królika i jeszcze kilka innych włochatych zwierząt i przedmiotów. Po tym jak dziecko się z nimi oswoiło naukowiec przeszedł do drugiej fazy eksperymentu – za każdym razem kiedy mały Albert próbował się bawić ze zwierzętami, za jego plecami uderzano w głośny gong, którego dźwięk straszył malca. Już po krótkim czasie, ten strach został przez Alberta przeniesiony na przedmioty i zwierzęta, które z nim kojarzył. Wkrótce wszelkie białe i włochate rzeczy (jak np. kocyk, czy broda) wywoływały u niego irracjonalne uczucie przerażenia. Święty Mikołaj też był dla niemowlaka przerażający.



Watson chciał przeprowadzić kolejny eksperyment, w którym mógłby udowodnić jak można wygasić powstały lęk, jednak chłopiec musiał zostać oddany matce i psycholog nie miał szansy wprowadzić swojego planu w życie. Po wielu latach udało się ustalić, że “little Albert” to tak naprawdę Douglas Merritte. Niestety malec nie miał szczęścia – zdiagnozowano u niego wodogłowie, przez które zmarł w wieku 6 lat.



Poniżej możecie zobaczyć oryginalne nagranie, zrobione podczas eksperymentów:




Eksperyment MK-Ultra


Zostawmy naukowców, którzy nienawidzili dzieci – teraz czas na CIA i jej sławny eksperyment z narkotykami przeprowadzony w latach 50. i 60. Ten okres cechowała ogólna paranoja związana z Zimną Wojną i infiltracją amerykańskiego społeczeństwa przez sowieckich szpiegów. Żeby więc bronić Stany Zjednoczone przed wrogiem CIA postanowiła testować LSD na nieświadomych obywatelach. Brzmi kompletnie bez sensu, prawda?

Początkowo przeprowadzano testy na własnych agentach, sprawdzając, czy różne substancje chemiczne – w tym narkotyki – pozwolą na łatwiejsze wyciągniecie z nich tajnych informacji. Można powiedzieć, że CIA torturowała własnych ludzi, żeby sprawdzić, czy nie złamią się pod wpływem presji.



Po zebraniu odpowiedniej ilości danych na tym etapie, agencja przeniosła eksperymenty na szerszą grupę ludności. Płacono kobietom w nocnych klubach, aby dosypywały narkotyków do drinków i korzystano nawet z usług domów publicznych, żeby rozszerzyć spektrum badania na różne miejsca i sytuacje.

Niestety większość dokumentów została zniszczona na początku lat 70., jeszcze przed tym jak sprawa wyszła na jaw. Odkrycie projektu MKULTRA odbiło się szerokim echem w mediach, po których wytoczono wiele spraw sądowych, a teorie spiskowe związane z eksperymentami są żywe do dziś.

Grom dźwiękowy z Oklahoma City



Na koniec jeszcze jeden z eksperymentów przeprowadzanych przez rząd Stanów Zjednoczonych na nieświadomych niczego obywatelach. Eksperyment znany jako grom dźwiękowy z Oklahomy polegał na sprawdzeniu jak dużą ilość głośnego dźwięku mieszkańcy miasta będą mogli znieść nim pojawią się u nich problemy psychologiczne. Testy przeprowadzono w 1964 roku na mieszkańcach Oklahoma City.

To nie pierwszy raz, kiedy rząd wysyłał samoloty, żeby nękać mieszkańców. W przypadku Oklahoma City był to pierwszy raz kiedy przeprowadzono długotrwały test tego typu, chcąc zbadać wpływ na społeczeństwo i ekonomie całego miasta. Badanie rozpoczęto 2 lutego 1964 roku i trwało przez 6 miesięcy. W tym czasie nad miastem huk gromu dźwiękowego rozległ się 1253 razy.

Organizatorzy eksperymentu (NASA, FAA i USAF) stworzyli nawet specjalną, fałszywą linię telefoniczną, za pośrednictwem której można było składać zażalenia. W czasie jego trwania ucierpiało kilkadziesiąt szyb w najwyższych budynkach miasta. Kolejne protesty i nagłośnienie sprawy w mediach zmusiły do przerwania eksperymentu.

Poniżej możecie usłyszeć jak brzmi myśliwiec pędzący szybciej niż dźwięk.