Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#eksperyment

Kropelka + wata = ???

Ven0m*2012-12-06, 22:38
Co się stanie gdy poleje się watę Kropelką? Zapraszam do oglądania



Ulepszyłem tagi


Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, sowieccy inżynierowie realizowali projekty militarne, które nawet dziś wydają się być wciąż czymś odrealnionym. Amerykański badacz, powołując się na pewne źródła oraz świadków, twierdzi, że naukowcy ze Związku Radzieckiego, jeszcze zanim rozpętało się piekło konfliktu zbrojnego o globalnym zasięgu, byli zaangażowani w "budowę" super żołnierzy. Rozwiązania, które wówczas stosowali, muszą dziś robić wrażenie nawet na największych entuzjastach literatury science-fiction.

Informacje, do jakich dotarł amerykański historyk Jeff Strasberg, mogłyby posłużyć jako podstawa scenariusza do kolejnej części filmu z serii "Uniwersalny żołnierz". Jak wynika z zaprezentowanych przez niego dokumentów, Sowieci byli zdeterminowani, by stworzyć bojowników, którzy będą odpornymi na ból i spełnią rolę bezwzględnych maszynek do zabijania. W procesie kreowania super żołnierzy, na wielką skalę wykorzystano patenty bioniczne. Kości kończyn ochotników zostały zastąpione podobno przez tytanowe implanty. W związku z tym, nie miały być im straszne miny przeciwpiechotne, granaty czy pociski.

Historyk ujawnił, że połowicznie elektroniczni czerwonoarmiści mieli podłączone do mózgu wykonane ze złota elektrody. Odpowiedzialne były one za zablokowanie w centralnym narządzie układu nerwowego ośrodka odpowiedzialnego za odczuwanie bólu.

W tajemniczy projekt miało być zaangażowanych ok. 300 żołnierzy. Ze źródeł, do jakich dotarł Strasberg wynika, że wszyscy mieli być ochotnikami. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła inna. Wielu młodzieńców było zmuszanych siłą do wzięcia udziału w eksperymencie. W momencie, gdy ktoś stawiał opór był eliminowany. Jak poinformował serwis pravda.ru, każdy uczestnik programu musiał podpisać oświadczenie, w którym zobowiązywał się do zachowania w tajemnicy swojej wiedzy na temat kulisów projektu.

Działania operacyjne podporządkowane stworzeniu super armii miały charakter barbarzyński. Zdaniem rosyjskiego naukowca Siergieja Konowalenki, zabiegi przeprowadzane były w Witebsku. Żołnierzom po prostu odcinano albo wyrywano kończyny. Wielu z nich zostało okaleczonych i pozostało kalekami, inni w ogóle nie przeżyli procesu transformacji. U niektórych "śmiałków", tuż po eksperymencie, rozwinęły się choroby nowotworowe. Zdarzało się też, że młodzieńcy popadali w obłęd. Wszystko ze względu na ingerencję naukowców w ich mózg.

Projekt miał być realizowany w latach 1936-1941. Ale Sowieci bardzo szybko poczuli gorycz porażki. Połowa super żołnierzy została wyniszczona przez hitlerowców. Wiele wskazuje na to, że naziści, którzy także byli zaangażowani w wiele innowacyjnych projektów, dowiedzieli się o programie opracowanym przez komunistów. Ok. 150 sowieckich cyborgów zostało zniszczonych przez niemiecką artylerię.

Na trop wyznaczonych do zabijania radzieckich żołnierzy-robotów trafić też mieli Amerykanie. Jeden z oddziałów alianckich dotarł do nazistowskiego szpitala, w którym znajdowały się ofiary eksperymentu. W placówce odnaleziono zwłoki rosyjskich żołnierzy. U większości z nich, zamiast kości, wykryto wykonane ze stali protezy. Jeden z oficerów był wyposażony nawet w metalowe żebra. Okazało się także, że Sowieci niektórych żołnierzy "przerabiali" na... karły. Działania takie miały przynieść wymierne korzyści szczególnie podczas walk powietrznych. Okaleczeni w ten sposób piloci mogli bowiem zabrać na pokład samolotu więcej amunicji oraz zatankować więcej paliwa.

Mroczny projekt został całkowicie zastopowany tuż po wybuchu II wojny światowej. Inżynierowie, którzy uczestniczyli w pracach nad stworzeniem super żołnierzy oraz sami wolontariusze, nie dotrwali końca wojny. Ze źródeł wynika, że po 1945 r. nie wracano już do planów tworzenia oddziałów złożonych z hybryd. Uznano bowiem, że projekt był nieopłacalny.

Warto dodać, że niektóre z pionierskich działań realizowanych przez Sowietów w czasie II wojny światowej, które wówczas skazane były na niepowodzenie ze względu na ówczesny poziom rozwoju nauki, jest w nieco innej formie kontynuowana obecnie. Krajem, który wydaje miliardy dolarów na mniej drastyczne, ale równie futurystyczne projekty są oczywiście Stany Zjednoczone. DARPA (skrót od: Defense Advanced Research Projects Agency) - działająca w Stanach Zjednoczonych agencja rządowa zajmująca się opracowywaniem i wdrażaniem nowoczesnych technologii wojskowych, zgodnie z informacjami, które pojawiły się mediach, zamierza przeprowadzić m.in. serię eksperymentów, które zaowocują "wyprodukowaniem" biologicznego organizmu, który będzie żył wiecznie. Celem naukowców jest stworzenie istoty, która będzie żyć, oddychać, a nade wszystko będzie posłuszna swojemu panu-człowiekowi. Stworzone w laboratorium organizmy będą wzbogacone o cząsteczki podtrzymujące odporność komórek na śmierć.


28 Październik 1943 rok - eksperyment "Filadelfia"; zwany też eksperymentem "Tęcza".

Dane:

Okręt, którego użyto do doświadczeń był zbudowany na krótko przed jego wodowaniem czyli 25 czerwca 1943 r.
Wyporność 1520 ton , niszczyciel eskortujący USS " Eldridge".

Przeznaczenie: ochrona konwojów europejskich niszczonych na Atlantyku przez niemieckie u-booty.
Organizator projektu: Urząd Badań Marynarki Wojennej USA {ONR}.

Prawdopodobni główni uczestnicy eksperymentu to wybitni fizycy: Thomas Townsend Brown, Nikola tesla, John von Neumann i Albert Einstein, {który opublikował już teorię względności i utrzymywał w niej, że światło może się zaginać w silnym polu grawitacyjnym. pracował on już wówczas nad teorią pola, która wyjaśniłaby zachowanie energii elektromagnetycznej i grawitacyjnej}.

Archiwa personalne armii amerykańskiej w St. Louis zawierają dokumenty jasno stwierdzające, że Albert Einstein zatrudniony był dorywczo w Departamencie Marynarki Wojennej jako "pracownik kontraktowy Służb Specjalnych", czyli konsultant naukowy Biura Uzbrojenia. Naukowiec pracował dla US Navy od 31 maja 1943 r. do 30 czerwca 1946 r.

Cel eksperymentu?

Celem jego było zastosowanie einsteinowskiej jednolitej teorii pola poprzez wypróbowanie działania pola magnetycznego na okręt wojenny USS "Eldridge" D-173; a także, na załogę przebywającą na jego pokładzie. W początkach II wojny światowej marynarka wojenna niemiec używała podwodnych min magnetycznych i torped, przyciąganych przez pole magnetyczne generowane przez duże metalowe okręty. Miny były przyciągane przez kadłuby statków alianckich, wybuchały w ich pobliżu i zatapiały je. Alianci znaleźli sposób na wroga bowiem nauczyli się oszukiwać te urządzenia dzięki technice tak zwanej: "demagnetyzacji".

A wyglądało to mniej więcej tak: wokół kadłubów zaczęto montować - dużą cewkę elektryczną, przez którą przepływał prąd- "nie w fazie" z magnetycznym rezonansem okrętu.

Jednak skutkiem ubocznym tej techniki było to, że gdy okręty przemieszczały się w ziemskim polu magnetycznym; {które różni się nieco w różnych miejscach}- harmoniczny rezonans statku zmieniał się gdy ten przepływał z jednego miejsca na inne. Z tego tez powodu rezonans w cewkach demagnetyzacyjnych musiał być na bieżąco monitorowany oraz dostosowywany w taki sposób żeby mieć całkowitą pewność iz okręt pozostaje 'magnetycznie niewidzialny" dla min i torped; każdy nawet najdrobniejszy błąd w wartości rezonansu pozostawił by jakiś ślad i wówczas statek stałby się "widzialny".

Narodziny pomysłu eksperymentu " Filadelfia".

Nowa koncepcja polegała na tym , żeby używając nie jednej cewki, a trzech cewek wokół każdej osi okrętu , zestrojonych ze sobą tak by znajdowały się nawzajem "w fazie" , stworzyć rotacyjne pole elektromagnetyczne, które zaginałoby sygnały radaru.

Sygnały te owijałyby się wokół statku, nie wracając do niemieckich zestawów radarowych, wskutek tego niemieccy operatorzy nie dostrzegli by amerykańskich jednostek.

Przebieg eksperymentu.

Istnieje kilka wersji wydarzeń przebiegu eksperymentu "Filadelfijskiego".

Jedna z nich mówi o tym, że gdy włączono cewki i uruchomiono pole elektromagnetyczne, w powietrzu momentalnie pojawiło się głośne elektrostatyczne "buczenie" a cały statek spowiła "zielona mgła". Fakt ten pomoże wyjaśnić to co zaszło potem, ponieważ taką mgłę można uznać za zwykłą jonizację normalnego powietrza atmosferycznego w silnym polu magnetycznym.



Bowiem takie zjawisko ma również miejsce w Ameryce na Środkowym Zachodzie podczas trąby powietrznej lub silnej burzy pojawia się wtedy specyficzny zielony kolor zjonizowanej atmosfery.

Podczas tego eksperymentu gdy zielona mgła się uniosła statek nie tylko był niewidoczny dla operatorów amerykańskich ale także był niewidoczny gołym okiem; jedna z wersji wydarzeń wspomina o widocznych jedynie zarysach kadłuba.

Natomiast w innej wersji okręt znikł by pojawić się kilkaset kilometrów dalej w obłoku " zielonej mgły" tuż przed brytyjskim lotniskowcem, którego kapitan odnotował ten fakt w dzienniku pokładowym. Widziano go podobno też w Bazie Sił Morskich w Norfolk {ok. 375 mil na północ}. cywile i amerykańscy żołnierze będący wówczas na molo zobaczyli nagle pojawiający się z nikąd okręt.

Według relacji świadków tego wydarzenia pole magnetyczne rozciągało się na długość około 100 metrów z każdej strony statku i miało widoczny kształt elipsoidy. Osoby znajdujące się na pokładzie sprawiały wrażenie jakby "chodziły w powietrzu". A gdy pole zaczęto zwiększać dostrzeżono jedynie zarys kadłubu, który w krótkim czasie stał się coraz bardziej przezroczysty, aż w końcu znikł z pola widzenia obserwatorów, pozostał tylko na wodzie wgłębiony ślad po kadłubie.

Co się stało po wyłączeniu pola?

Prawie w każdej z relacji z eksperymentu powtarza się to, iż członkowie załogi znajdujący się na pokładzie statku odczuwali przytłaczające ciśnienie elektrostatyczne, zjawisko bardzo podobne do tego, które odnotował podczas swoich doświadczeń z impulsami prądu stałego wielkiej częstotliwości Nikola Tesla.

Reakcja ciała ludzkiego na eksperyment?

Kończyny a przede wszystkim stopy kilku członków załogi zostały uwięzione w przegrodach oraz innych powierzchniach statku. Pozostali stracili kończyny,. natomiast niektórzy z nich., w jakiś dziwny sposób zostali wtopieni w beton będący pokrywą statku. Tkwiąc swoim ciałem wewnątrz zimnego, twardego metalu byli nie do odratowania. Cześci ich ciał dosłownie stopiły się z metalem .Nielicznym skrócono męczarnie...

Cyt: " załoga, która zmieniła swoje początkowe pozycje, znalazła się w niebezpieczeństwie po wyłączeniu pola. Pole zdolne dosłownie zagiąć światło, wystarczająco silnie by uczynić niewidzialnym cały okręt, może być postrzegane w inny sposób, ponieważ równie dobrze mogło ono być dość silne, by wysłać obiekt do innej przestrzeni, "nie będącej w fazie" z naszą . Jeśli ktoś poruszył się podczas powrotu do naszej rzeczywistości, został faktycznie stopiony z przegroda okrętu".

Ponoć marynarze z innych okrętów widzieli go potem kilkanaście mil dalej, dryfujący swobodnie na pełnym morzu.. Jednak po około dwudziestu minutach statek" uwidocznił się oczom innych", lecz uszkodzenie jego było przerażające.

Po "powrocie USS Eldridge"; większość marynarzy nie była zdrowa na umyśle.. Zapadli oni na nieuleczalną i ciężką schizofrenię,

Czyżby ów projekt przerósł oczekiwania naukowców?

John von Neumann powrócił do badań fazy projektowania by zrozumieć dlaczego eksperyment zakończył się tak nieoczekiwanym sukcesem, a zarazem tak wielką porażką.

Wnioski Kapitana X.

Cyt:" Czterej członkowie załogi, którzy zmienili swoje wcześniejsze pozycje, utkwili w stalowym pokładzie. dopóki pole działało, wszystko było w porządku. kiedy pole zanikło, ich wcześniejsze" wiezienia czasowe przepadły, kiedy mężczyźni zmienili pozycje i ponownie zmaterializowali się w naszym wymiarze {...} w nieco innym miejscu lub pechowo zmaterializowali się dokładnie tam, gdzie był pokład więc molekuły stali dosłownie wymieszały się z molekułami ich ciał[..}.

Jak się do tego co się stało z USS " Edgridge" ustosunkował Rząd?

Teoriom tym stanowczo zaprzeczono, większość członków załogi oraz przedstawiciele rządu; według tych relacji, Eldridge brał udział w badaniach naukowych, ponoć nie miały one wcale charakteru w jaki opisywano eksperyment "Filadelfijski". Przyznano natomiast, że badano możliwości wykorzystania pól magnetycznych do stworzenia osłony przeciwtorpedowej wokół okrętu.

Amerykańska Marynarka Wojenna oficjalnie nigdy nie przyznała się do przeprowadzenia takiego eksperymentu. Wszelkie wieści zostały pochłonięte przez cenzurę. Zachowała się jedynie krótka notka w jednej z gazet filadelfijskich i zeznania pojedynczych świadków.

Co na to Einstein? i Dr Bertrand Russell?

Teorie jednolitego pola ukończył on w 1925-1927 roku, ale potem ja odwołał, prawdopodobnie nie kierował się względami matematycznymi lecz humanitarnymi.

Dziś tłumaczy się to w ten sposób, że teoria ta jest niekompletna.

Dr Bertrand Russell prywatnie przyznał, że została ona ukończona, jednak człowiek jeszcze do niej nie dorósł.
Dokument o eksperymentach medycznych. Na film składają się fragmenty nagrań z procesu w Norymberdze, opinie historyków i wypowiedzi naocznych świadków. Twórców dokumentu szczególnie interesuje, czym kierowali się i co myśleli lekarze, którzy przeprowadzali zbrodnicze eksperymenty.




Szukałam niedowierzając, że nie ma tego dokumentu na portalu. Już jest, a jeśli jakimś cudem było...

eksperyment

e................z • 2012-10-16, 18:47
ja też bym go nie mył
Firma Lush propagująca eko-kosmetyki, zajęła się pewną kampanią społeczną. Umieścili oni "aktorkę" w jednej z witryn w centrum Londynu w godzinach szczytu, która miała odgrywać wraz z asystentem sceny z przeprowadzania testów kosmetyków na zwierzętach. Miało to uświadomić przechodniom ogrom krzywd jakie wyrządza się zwierzętom, żeby ludzie mieli sprawdzone produkty do pielęgnacji urody.











Kot Schrödingera

f................e • 2012-07-03, 18:34
Kot Schrödingera – w mechanice kwantowej słynny eksperyment myślowy (doświadczenie myślowe) z hipotetycznym kotem.


Schrödinger wymyślił urządzenie oddziałujące na kota, zamkniętego w pojemniku z trucizną (np. z trującym gazem). Do szczelnego pojemnika wkładamy: żywego kota, źródło promieniotwórcze emitujące średnio jedną cząstkę na godzinę oraz detektor promieniowania (np. licznik Geigera-Müllera), który w chwili wykrycia cząstki uwalnia trujący gaz. Po zamknięciu pojemnika i odczekaniu jednej godziny mamy 50% prawdopodobieństwo, że kot jest martwy, i takie samo prawdopodobieństwo, że jest nadal żywy. Tak sugerowałby tzw. zdrowy rozsądek. Jeśli nastąpi radioaktywny rozpad i licznik go zarejestruje, zostanie uruchomiony mechanizm, który uwolni truciznę, wtedy kot zginie. Jeśli rozpad nie będzie miał miejsca, zwierzę nadal będzie cieszyło się życiem.


Z opisu kwantowo-mechanicznego wynika jednak coś innego – przed otwarciem pojemnika kot jest jednocześnie i martwy, i żywy. Jako obiekt kwantowy, znajduje się on równocześnie w każdym z możliwych stanów (tzw. superpozycji). Dopiero otwarcie pojemnika i sprawdzenie jego zawartości redukuje układ do jednego stanu – następuje załamanie funkcji falowej kota, i dopiero w momencie poczynienia obserwacji kot przyjmuje jeden, konkretny stan. W tym przypadku mamy tylko dwa możliwe stany - kot jest martwy albo żywy.
Zgodnie z regułami tzw. interpretacji kopenhaskiej, do momentu przeprowadzenia pomiaru, tzn. stwierdzenia, co dzieje się z kotem, jego stan jest fundamentalnie nieokreślony – kot jest jednocześnie żywy i martwy. Fizycy mówią o superponowanym stanie żywego i martwego kota. Dopiero pomiar rozstrzygnie jego losy. Występowanie superpozycji stanów jest zjawiskiem powszechnym w świecie mikroskopowych obiektów.
Eksperyment kłóci się ze zdrowym rozsądkiem, co wynika z faktu, że jest niemożliwy do przeprowadzenia w świecie makroskopowym. Przedmioty dostępne nam do obserwacji w naszej skali składają się z obiektów podlegających prawom mechaniki kwantowej. Jednak, ze względu na bardzo dużą ilość tych obiektów, ich poszczególne stany uśredniają się, nie pozwalając obserwować efektów kwantowych.

Eksperyment Rosenhana

y................k • 2012-06-26, 15:59
"Zdrowy w chorym otoczeniu'' - tak brzmiał tytuł pracy prof. Rosenhana, opublikowanej w magazynie naukowym "Science''. Mowa w niej o ośmiu uczestnikach niebywałego dotąd eksperymentu, który po opublikowaniu nieźle wstrząsnął psychiatrią.

Prof. David Rosenhan był amerykańskim profesorem psychologii na Uniwersytecie Stanford i już w 1968 roku jako 40-latek zadał sobie pytanie, czy rzeczywiście istnieje różnica pomiędzy byciem ,,normalnym'' i kimś potocznie nazywanym ,,wariatem''. Aby poszukać odpowiedzi na to pytanie zorganizował on 4-letnie badania, które przeszły do historii psychologii, jako „Eksperyment Rosenhana”. W tej iście szerlokoholmskiej pracy towarzyszyło mu 7 osób (czterech mężczyzn i trzy kobiety): trzech psychologów, jeden lekarz pediatra, student psychologii, malarz i gospodyni domowa. Francuski filozof Michel Foucault po zakończeniu badań życzył Rosenhanowi ,,Nagrody Nobla za humor naukowy''...

Plan Rosenhana wydawał się w miarę prosty i miał odpowiedzieć na pytanie, jak długo psychiatria będzie potrzebowała aby orzec, że w przypadku tej ósemki ma do czynienia z ,,normalnymi'' ludźmi, którzy faktycznie nigdy wcześniej nie mieli żadnych form tzw. zaburzeń psychicznych. ,,To pytanie nie jest ani niepotrzebne, ani zwariowane'' napisze on później we wspomnianej publikacji. ,,Nawet jeżeli jesteśmy osobiście przekonani, że potrafimy rozgraniczyć, co jest normalne, a co nienormalne, to nie ma na to przekonywujących dowodów.''

Co prawda Księga Diagnostyczna (DSM) Zjednoczenia Psychiatrów Amerykańskich dzieli pacjentów na kategorie według symptomów, co ma umożliwić odróżnienie osoby zdrowej od ,,chorej psychicznie'', ale w Rosenhanie pojawiło i umocniło się zwątpienie w sens tak stawianych diagnoz. Stwierdził on, że ,,choroba psychiczna'' nie jest diagnozowana na bazie obiektywnych symptomów, a na subiektywnym postrzeganiu ,,pacjenta'' przez obserwującego lekarza. Wierzył, że do rozjaśnienia problemu przyczyni się właśnie jego eksperyment, w którym sprawdzone będzie, czy ludzie nigdy nie cierpiący na żadne ,,choroby psychiczne'' zostaną w szpitalu rozpoznane, jako zdrowe i jeśli tak, to na jakiej zasadzie to się odbędzie.

Przygotowania do eksperymentu

wyglądały zawsze tak samo: pan profesor oraz współuczestnicy projektu przez kilka dni nie myli zębów, panowie się nie golili, następnie pseudopacjenci ubierali się w nieco przybrudzone ciuchy, pod fałszywym nazwiskiem umawiali telefonicznie z wybraną kliniką psychiatryczną i krótko po tym pojawiali się tam twierdząc podczas przyjęcia, że... słyszą głosy. Było to oczywiście nieprawdą, tak jak nieprawdziwe były podane przez nich nazwiska i zawody. Mało tego, nawet opisywane przez pseudopacjentów ,,głosy'' nie miały odniesienia do znanych w psychiatrii opisów, gdyż nie ma głosów ,,pustych'', ,próżnych'' i ,,głuchych'', jak to z premedytacją przedstawili uczestnicy eksperymentu w pierwszej rozmowie z lekarzem...

Po diagnozie, która w siedmiu przypadkach brzmiała ,,schizofrenia'', a w jednym ,,zespół depresyjno-maniakalny'', nasi ,,pacjenci'' zaczynali zachowywać się już tak, jak na co dzień w normalnym życiu, o głosach więcej nie wspominali, przestrzegali regulaminu, byli kooperatywni wobec lekarzy i personelu oraz mili i rzeczowi w swoich wypowiedziach. Ich zadaniem było przecież jak najszybsze przekonanie lekarzy i personelu szpitalnego o swoim zdrowiu psychicznym i wyjście z kliniki bez pomocy z zewnątrz.

Jak się szybko okazało ich wzorowe zachowanie nie zmieniło niestety postaci rzeczy, a raz wypowiedziana diagnoza okazała się już nieodłączną i stygmatyzującą etykietą pacjenta. Naukowcy z niepokojem obserwowali nagminnie pojawiającą się psychiczną i fizyczną brutalność personelu wobec hospitalizowanych. Eksperyment okazał się więc już w początkowej fazie bardzo niebezpieczny, przez co część jego uczestników poczuła wyraźny strach ,,przed pobiciem lub gw🤬tem''. W efekcie tych pierwszych doświadczeń do projektu dokooptowano prawnika, z którym ustalono plan ewentualnego działania na wypadek okaleczenia lub śmierci któregoś z uczestników eksperymentu i dopiero wtedy grupa ,,ruszyła'' na kolejne kliniki. Ogólnie eksperyment przeprowadzono w 12 szpitalach, po części tych starszych, o ściśle konwencjonalnym podejściu do ,,pacjenta'', a po części w nowoczesnych, nastawionych badawczo.

Nikogo nie rozpoznano, jako zdrowego

a pobyt w szpitalach psychiatrycznych trwał średnio blisko 3 tygodnie (od 7 do 52 dni). W czasie eksperymentu pseudopacjenci otrzymali 2100 różnych leków antypsychotycznych, które po kryjomu wypluwali; były to różne preparaty na za każdym razem te same objawy. Grupie badaczy aż niewiarygodny wydawał się fakt braku zainteresowania ze strony lekarzy i personelu, którzy ,,przechodzą koło człowieka, jakby go nie było''. Okazało się, że po raz wypowiedzianej diagnozie nikt już nie traktuje pacjenta, jak człowieka, a jego zachowania, jakie by nie były, będą już zawsze odbierane, jako symptom ,,choroby psychicznej''. Notatki na przykład, które początkowo nasi pseudopacjenci robili w tajemnicy i szmuglowali poza szpital, już po krótkim czasie mogły być czynione bez kamuflażu, gdyż ani lekarze, ani obsługa szpitala się tym nie interesowali. Z raportów szpitalnych wynikało później, że ciągłe prowadzenie notatek było jednym z symptomów choroby psychicznej.

Nie wyjdziesz, aż się nie przyznasz!

Rosenhan w swoim eksperymencie podkreśla szczególny problem władzy psychiatrii nad ,,pacjentem''. Zdiagnozowanie u pseudopacjentów (w jednej rozmowie!) ,,schizofrenii'' oznaczało nieuchronne zaszufladkowanie ich, utratę podstawowych praw i od tego momentu nie tylko każde ich (bądź co bądź normalne) zachowanie było interpretowane już, jako choroba, ale do diagnozy dopasowywany był cały ich życiorys! Jeden z uczestników eksperymentu odnotował pół żartem pół serio, że w klinice miał poczucie ,,bycia niewidzialnym'', gdyż statystycznie 71 proc. psychiatrów i 88 proc. sióstr i sanitariuszy w ogóle nie reagowało na proste pytania, które zadawał im w ciągu dnia, jako ,,pacjent'', a jeśli była jakakolwiek reakcja to wyglądało to tak, jak w poniższym przykładzie:

Pacjent: Przepraszam, panie doktorze... Mógłby mi pan powiedzieć, kiedy będę mógł skorzystać z możliwości spaceru w ogrodzie?

Lekarz: Dzień dobry Dave. Jak się pan dzisiaj czuje? (Lekarz odchodzi nie czekając na odpowiedź...)

Samo wyjście ze szpitala psychiatrycznego okazało się w każdym przypadku niemożliwe bez przyznania się ,,pacjenta'' do tego, że... jest chory. Dopiero po takim określeniu się nasi pseudopacjenci opuszczali szpitale. Dodajmy tylko, iż nie, jako ,,zdrowi'', ale ze zdiagnozowaną ,,schizofrenią w remisji'' (czyli zaleczoną na pewien czas)...

Wielkie oburzenie psychiatrii konwencjonalnej

jakie wybuchło po upublicznieniu badań Rosenhana przyniosło za sobą niespodziewanie drugą fazę eksperymentu, przy czym pierwsza jego część została odrzucona przez rozzłoszczonych psychiatrów, jako ,,wybrakowana metodycznie''. Dyrekcja jednego ze szpitali psychiatrycznych stwierdziła wtedy w debacie publicznej, że ,,w naszej klinice coś takiego nie mogłoby mieć miejsca'', na co Rosenhan odpowiedział eleganckim wyzwaniem na pojedynek obiecując, że na przestrzeni następnych 3 miesięcy wyśle tam swoich pseudopacjentów.

Trzy miesiące później, kiedy doszło do weryfikacji drugiej fazy „Eksperymentu Rosenhana'' okazało się, że wyzwany na pojedynek szpital ze 193 ogólnie przyjętych w tym czasie pacjentów określił 41, jako podejrzanych o bycie pseudopacjentami Rosenhana i kolejnych 42, jako zdemaskowanych pseudopacjentów. Tylko, że druga faza projektu prof. Rosenhana polegała na tym, jak się okazało, że... nikogo tam nie wysłał...

Źródło: eioba.pl/a/2asu/eksperyment-rosenhana-jak-latwo-zostac-schizofrenikiem

Eksperyment psychologiczny

Cavaran2012-05-02, 10:23

Exotic Jess i jacyś kolesie w kolejnym odcinku znanej serii.