Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#eksperyment

Magiczne błoto!!!

S................i • 2014-03-19, 10:15
Fajna papka, łolololo!
Tekst bezwstydnie zajumany metodą ctrl+c, ctrl+v z paranormalium. Źródło dla dociekliwych: paranormalium.pl/ciekawostki/oddzia-731-zatajona-zbrodnia-t7362.html

Każdy z nas słyszał o zbrodniach wojennych, o łagrach radzieckich czy hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Każdy z nas słyszał także o próbie tuszowania tych zbrodni (sprawa Katynia czy „polskich obozów koncentracyjnych” jak to określili Niemcy). Jednak nasze wyobrażenie o wschodnich zbrodniach kończy się często w miejscu, gdzie przebiega granica pomiędzy Rosją a Chinami. A właśnie tam miała miejsce potworna zbrodnia okresu II Wojny Światowej, do dziś rzadko kiedy poruszana, odkryta w atmosferze skandalu i każąca się tłumaczyć jednemu z największych mocarstw współczesnego świata – Stanom Zjednoczonym Ameryki.

Dziś chciałabym przedstawić efekt mojego zainteresowania tą sprawą. Przekopałam się przez wiele książek, publikacji, nagrań i relacji świadków. Ostrzegam, że tekst może szokować i powodować niesmak u wrażliwszych użytkowników forum. Myślę jednak, że warto na ten temat podyskutować, jeśli nie ze względu na ogrom nieszczęścia jakie się tam zdarzyło, to ze względu na konspirację jaka wynikła po zakończeniu wydarzeń jakie opiszę. Tekst jest długi, jednak mam nadzieję, że znajdzie się choć jedna osoba, która dotrwa do końca i podzieli się swoim zdaniem. Poniższy tekst traktuje o najpilniej strzeżonej tajemnicy II Wojny Światowej. O japońskim Oddziale 731.

W 1932 roku oczy świata zwrócone były ku Europie, gdzie Adolf Hitler ze swoją partią NSDAP dochodził do władzy krwawą ścieżką. Skrajne poglądu i bezkompromisowa polityka sprawiły, że sytuacja wewnętrzna III Rzeszy była pilnie obserwowana przez cały świat, a szczególnie przez kraje Zachodu. Te wydarzenia sprawiły, że świat niejako zapomniał o wydarzeniach, które rok wcześniej miały miejsce w Chinach, kiedy to 18 września 1931 roku japońska Armia Kwantuńska sprowokowała sytuację, która przeszła do historii jako „incydent mukdeński” i przemocą zaanektowała Mandżurię, czyli północno-wschodnie terytorium Chin, pod swoje panowanie tworząc marionetkowe państwo zwane Cesarstwem Mandżukuo.

Wykorzystując zainteresowanie świata Europą i opiniami opartymi na zasadzie „Chiny i Japonia zawsze się biły, lepiej niech to robią między sobą bez naszego udziału”, Japonia prowadziła w Mandżurii politykę terroru. Sytuację wykorzystał znany japoński mikrobiolog, dr Shiro Ishii, który na terenie dawnej Mandżurii, otworzył laboratorium, które w teorii miało się zajmować metodami uzdatniania wody na potrzeby armii, w praktyce...cóż w praktyce było inaczej. Ishii dostał kompleks budynków, 300 ludzi do pracy oraz więźniów pobliskiego Zhong Ma Camp Prison do dyspozycji. Tak zaczęły się początki pracy dr Ishii, opętanego wizją broni bakteriologicznej i nacjonalistycznych poglądów. Pracy, która nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego.

Zasłaniając się koniecznością pracy nad uzdatnianiem wody, oraz potrzeby tajności projektu w obawie przed wykradnięciem pomysłu dr Ishii zyskał wspaniałe warunki do rozpoczęcia eksperymentów. W 1932 roku oficjalnie przejął dowództwo nad obozem nieopodal Harbinu i ludźmi, którzy ze względu na tajność projektu zostali określeni mianem „Jednostka Togo”. Pierwsze lata działalności Togo skupione były wokół badania wpływu chorób zakaźnych na człowieka oraz odporności na mróz i leczenia odmrożeń. Japonia bowiem na te ostatnie położyła mocny nacisk z racji na planowaną na terenie Syberii wojnę z ZSRR. Nie przebierając w środkach wybierano grupy więźniów, których obóz Zhong Ma dostarczał w ilościach odpowiadających zapotrzebowaniu, po czym wstrzykiwano im zarazki dżumy i wąglika. Obserwowane reakcję organizmu na choroby oraz mierzono czas od momentu zainfekowania do śmierci, zależność szczepień do tego czasu itp.

W opisie jednego z eksperymentów można przeczytać o grupie chińskich jeńców, którym wszczepiono pałeczki dżumy. Po dwunastu dniach większość z nich zmarła w gorączce sięgającej 40oC. Jeden więzień, który niepojętym sposobem przeżył 19 dni został żywcem poddany sekcji zwłok, lub raczej wiwisekcji, mającej na celu wyjaśnienie zagadki jego odporności na dżumę. Eksperymentowano głównie na więźniach narodowości chińskiej, koreańskiej i rosyjskiej. Jednak niekiedy na potrzeby eksperymentów (głównie na odporność różnych nacji na choroby zakaźne) wykorzystywano także jeńców amerykańskich, australijskich, brytyjskich i nowozelandzkich sprowadzonych z obozu jenieckiego w Mukden. Oprócz badań nad chorobami zakaźnymi prowadzono także eksperymenty pod kątem trucia fosgenem, wstrzykiwania cyjanku potasu, wystawiania na działanie prądu o natężeniu dochodzącym do 20 000 wolt, czy sprawdzanie jak duża dawka heroiny jest w stanie zabić człowieka na miejscu.

Jednym ze sztandarowych eksperymentów Jednostki Togo były badania wpływu zimna na ciało człowieka. Prowadzono je w najmroźniejszych miesiącach roku. Badanie polegało na wystawieniu więźnia na mróz, przywiązanego, z odsłoniętymi rękami. Więzień był zmuszany zanurzać ręce w zimnej wodzie po czym stać aż obciekną. Jeśli stawiał opór członkowie zespołu sami polewali mu kończyny, po czym były one regularnie opukiwane deseczką. Kiedy ciało wydawano dźwięk podobny do kawałka drewna, proces zamrażania uznawano za zakończony. Takie samo doświadczenie prowadzono pod kątem nóg, każąc stać ludziom boso na śniegu nocą. Następnie jeniec był zabierany do laboratorium, gdzie odmrożone członki wkładano do wody o temperaturze 5oC i stopniowo podgrzewano. Doświadczenie zawsze kończyło się na dwa sposoby. Po rozmrożeniu albo „ściągano” ciało z kości na oczach przytomnej ofiary, której przerażenia nie sposób sobie nawet wyobrazić, gdy zamiast rąk zostawały gołe kości rąk, lub tak długo okładano pałkami aż podobnie jak sople lodu kruszyły się i odpadały. Takie odmrożone kończyny nie krwawiły a ludzie nie umierali. Wiedzieli przez cały czas co się z nimi dzieje i że cokolwiek by się nie działo nie wyjdą z tego żywi. Ból jaki odczuwali po takich eksperymentach jest niemożliwy do opisania.

Więźniów zamykano w komorze dekompresyjnej i w zależności o rodzaju eksperymentu podnoszono lub obniżano ciśnienie, żeby sprawdzić jakie jest konieczne do zabicia człowieka. Badano także jakie ciśnienie trzeba wytworzyć aby człowiek dostał zapaści a wnętrzności zostały wypchnięte przez naturalne otwory ciała.

Inne grupy więźniów selekcjonowano pod względem płci, wieku, postury oraz stanu zdrowia i zmykano w przeszklonym hermetycznym pomieszczeniu. Do środka tłoczono gaz. Naukowcy obserwowali i zapisywali ile każdej ofierze zajęło uduszenie się . Dodatkową torturą dla ludzi był fakt, że przez szklane ściany cały czas patrzyli w twarze ludzi, którzy ich mordowali.

W innej części kompleksu, przygotowanej na sale operacyjne (trzeba zaznaczyć, że dość prymitywne sale) przywiązywano ludzi do stołów i uśpiwszy ich chloroformem lub odurzając narkotykami do utraty przytomności pobierano wciąż żywe organy do badań anatomopatologicznych lub w celu umieszczania w roztworze formaldehydu. Relacje świadków opisywały słoje z mózgami, płucami, płodami a nawet całymi ludźmi zanurzonymi w roztworze formaliny i przygotowane do dalszych eksperymentów.

Te nieludzkie praktyki ukryte przed światem dawały więźniom jasny sygnał, że nikt się o nich nie upomni. Że żywi nie wyjdą z cel dr Ishii, i że śmierć nie przyjdzie cicho we śnie, ale będzie poprzedzona cierpieniem. Postanowili walczyć o chociaż kilka dni wolności przed śmiercią. W 1939 roku, kiedy Polska odpierała atak hitlerowców więźniowie laboratoriów śmierci zsolidaryzowali się i nastąpiła zbiorowa ucieczka. Tego nikt się nie spodziewał. Dowództwo japońskie od razu wszczęło śledztwo odnośnie zabezpieczeń laboratoriów. W grę wchodziły przecież zeznania, jakie uciekinierzy mogli złożyć i spowodować tym samym upadek całego projektu. Drobiazgowe śledztwo przyniosło nieoczekiwane rezultaty. Wynikało z niego, że dr Ishii oprócz eksperymentowania zajmował się także łapówkarstwem w szeroko pojętym zakresie. Za korupcję oraz niedopilnowanie zabezpieczeń laboratorium zdegradowano go do stopnia porucznika generała (w Japonii funkcjonował inny niż w Europie system stopni wojskowych) i odsunięty od badań. Zapadła także decyzja o przeniesieniu obozu do prowincji Pingfan. Nowa lokalizacja dała zwyrodniałym naukowcom warunki o niebo lepsze niż te, które znali do tej pory. Jednostka została po odsunięciu Shiro Ishiiego przemianowała oficjalnie na Oddział 731.

Nowy obóz zajmował powierzchnię 6 km2. Był ogrodzony drutem pod wysokim napięciem, wokół niego wytyczono strefę ochronną mającą ma celu zasłonięcie go przed oczami ciekawskich. Na jego terenie były zagrody dla zwierząt, krematorium, laboratorium patologiczne, więzienie dla około 400 więźniów, własna elektrownia, kwatery naukowców i wszelkie sekcje niezbędne do kontynuowania eksperymentów. To właśnie tam narodziła się nowa nazwa dla więźniów. Zwano ich „marutas" co po japońsku znaczy „pnie” a obóz określano „tartakiem” co daje wyobrażenie o rozmiarze zbrodni, jaka miała tam miejsce. Dopiero w nowym miejscu skala morderstw przybrała skalę masową. Do 1942 roku trwały prace przygotowawcze, zbieranie zespołu, wyposażanie pomieszczeń oraz gromadzenie dostatecznej ilości ludzi i zwierząt ( w Pinfan zaczęto eksperymentować także na bydle domowym oraz szczurach, których liczebność szła w miliony).

Pełna działalność została przywrócona w roku 1942, kiedy dowódca Oddziału 731 minowano doktora Masaji Kitano. Wtedy także poszerzono arsenał eksperymentów a coraz większa liczba ofiar ginęła z rąk „lekarzy”. Niedługo po dojściu do władzy Kitano faza eksperymentów wyszła poza granice obozu. Od czerwca do lipca 1942 roku na terenie prowincji Zhejiang rozłożono, w ramach doświadczenia o zasięgu, woreczki wypełnione ziarnem i zarażonymi dżumą pchłami. Ziarno zwabiło szczur, które atakowane przez pchły rozniosły zarazę na cywilną ludność okolicznych miejscowości. Rezultaty eksperymentów na tyle spodobały się doktorowi Kitano, że postanowił pójść za ciosem i eksperymentować dalej. Tego samego roku, ludzie mieszkający w Zhejiang, którzy przeżyli epidemię dżumy zostali ponownie zaatakowani przez chore pomysły doktora Kitano. Armia japońska została oddelegowana do rozprzestrzenienia na terenie prowincji zarazków chory, dyzenterii oraz tyfusu. Jednak tym razem coś poszło niezgodnie z planem i zaraziło się i zmarło 1 700 żołnierzy pracujących przy projekcie.

Dr Kitano zaczął tracić uznanie i poparcie zwierzchników. Nawet jego próby odzyskania wizerunku w oczach szefów poprzez przedkładanie im coraz to nowych wyników badań laboratoryjnych nie przyniosły skutków. Po śmierci żołnierzy nastąpiły dwie rzeczy: spowolnienie prac Oddziału 731 nad materiałem ludzkim oraz postępujące porażki Japonii na frontach II Wojny Światowej. Te dwie okoliczności skłoniły niezadowolone dowództwo japońskie do rozglądania się za następcą dla doktora Kitano. Ostatecznie wybór ich padł na odsuniętego niedawno od projektu dr Shiro Ishii. W 1944 roku powrócił on w szeregi Oddziału 731 jako dowódca. Jego żądza eksperymentów na ludziach przytłumiona przez przymusową banicję wybuchła ze zdwojoną siłą, dodatkowo podsyconą porażkami Japonii i chęcią przysłużenia się do zwycięstwa w wojnie. Zwierzchnicy nie stawali mu na drodze do wynalezienia broni mogącej dać Japonii szansę na wygraną. Do Oddziału 731 popłynęły pieniądze i wszelka pomoc o jaką poprosił Shiro Ishii.

Ruszyła maszyna śmierci, która za wiele lat miała zostać określona mianem „Oświęcimia Wschodu”, choć chyba nawet oprawcy faszystowscy pokroju doktora Josefa Mengele pochyliliby głowy przed ogromem okrucieństwa Oddziału 731.

Na więźniach zaczęto przeprowadzać coraz to nowsze i coraz okrutniejsze metody eksperymentów (należy jednak zauważyć, że starym i przeprowadzanych do tej pory nie zaniechano). Do nowych form mordowania należało między innymi:
- zamrażanie i odmrażanie ciał przy użyciu różnego rodzaju technik laboratoryjnych
- wieszanie więźnia głową w dół i obserwowanie ile czasu zajmie mu uduszenie się
- wstrzykiwanie do żył powietrza i powodowanie śmiertelnego zatoru w sercu, celem obserwacji czy metoda ta mogłaby być wykorzystywana jako narzędzie kary śmierci (tą samą metodę powszechnie stosowano w Auschwitz)
- wprowadzenie więźniom do nerek końskiej uryny co powodowało długotrwałą i bardzo bolesną śmierć
- masowo przeprowadzano wiwisekcje bez użycia znieczulenia i narkozy, przywiązując jedynie jeńca do stołu sekcyjnego (środki anestezyjne miały podobno fałszować wyniki badać sekcyjnych). Wiwisekcje były przeprowadzane bez względu ma płeć i wiek (z zeznać świadków wypłynęły zeznania zarówno o sekcjach na kobietach w ciąży, dzieciach jak i niemowlętach)
- amputowano kończyny (górne lub dolne) po czym przyszywano je po przeciwnych stronach temu samemu więźniowi lub innym
- usuwano chirurgicznie żołądek po czym przełyk łączono bezpośrednio z jelitami
- usuwano kawałkami ograny wewnętrzne (głównie mózg, płuca, wątrobę i nerki)i sprawdzano ile może żyć człowiek z częściowo usuniętymi organami wewnętrznymi
- kobiety i mężczyzn w różnym wieku i kondycji zakażano chorobami wenerycznymi, jak kiła czy rzeżączka, a następnie sprawdzano, czy nie leczone mogą doprowadzić do zgonu – a jeśli tak to w jakim czasie
- zakażano dżumą pchły i zrzucano z samolotów na chińskie miasta powodując znaczne spustoszenia wśród ludności cywilnej (Oddział 731 dysponował własną jednostką lotniczą)
- testowano jaka dawka promieni rentgena jest potrzebna do zabicia człowieka
- sprawdzono ile czasu zajmie uduszenie się człowiekowi pogrzebanemu żywcem
- zdrowych więźniów trzymano na diecie składającej się z sucharów i wody po czym dawano im w pełni obciążone plecaki wojskowe i urządzano biegi dookoła obozu obserwując ile czasu zajmie śmierć w skutek skrajnego wyczerpania organizmu
- przywiązywano więźniów do pali rozmieszczonych w koncentrycznych kręgach (rozsuniętych około 5 metrów jeden od drugiego) a następnie w środek wrzucano w zależności od rodzaju eksperymentu: granat, broń biologiczną (zarazki chorób zakaźnych) lub miotacz ognia a następnie notowano czas i zasięg jaki był potrzebny do zabicia wszystkich więźniów
- zdrowych więźniów zamykano razem z zakażonymi i porównywano jaki czas mija do zarażenia się i śmierci w zależności o kondycji, płci i wieku badanych
Żaden więzień nie miał prawa przeżyć eksperymentów. Jeśli ktoś przeżył którykolwiek był tak długo poddawany innym, aż w końcu umierał. Dodatkowo ludzi poddawano próbom na inne choroby takie jak tularemia, botulizm, dyzenteria, burkholderia, żółta febra, szkorbut, błonica, salmonella, beryloza, gruźlica, tyfus (zarówno brzuszny jak i plamisty) czy efekty gangreny. Oczywiście wszystkie próby prowadziły do śmierci.

Nadchodził koniec wojny. Przyszedł przełomowy rok 1945 i żar wojny na świecie zaczął słabnąć. Laboratoria w Mandżurii wciąż jeszcze żyły jakby poza czasem a maszyna śmierci pracowała niezmordowanie. Aż do 6 sierpnia 1945 roku, kiedy Stany Zjednoczone Ameryki postanowiły wziąć odwet na japoński atak na Pearl Harbor z 7 grudnia 1941 i zrzuciły na japońskie miasto Hiroszimę bombę atomową „Little Boy” a trzy dni później – 9 sierpnia 1945 roku na Nagasaki poleciała bomba atomowa „Fatman”. Japonia pogrążyła się w chaosie a plany o zwycięstwie dzięki broni bakteriologicznej legły w gruzach. Zapadła decyzja o natychmiastowej likwidacji Oddziału 731. Ocalić postanowiono jedynie dokumentację dotyczącą eksperymentów. Wszystkie budynki obozu w Pingfan zostały zrównane z ziemią. Żaden z osadzonych jeńców nie przeżył. Natomiast nastąpiło kolejne nieszczęście. Z wysadzonych ruin laboratoriów uciekło setki tysięcy szczurów zainfekowanych różnymi chorobami zakaźnymi. W rezultacie w latach 1945 do 1948 na choroby pochodzące z laboratorium zmarło około 30 000 mieszkańców okolic Harbinu.

W dniach 15-15 sierpnia 1945 roku 15 pociągów przetransportowało uciekających żołnierzy i naukowców Oddziału 731 do miasta Pusan w Korei, gdzie w dniach 18-25 sierpnia 1945 roku odpłynęli oni do Japonii. 2 września 1945 roku zaczęły się aresztowania członków Oddziału 731 przez amerykanów, którzy przez przypadek dowiedzieli się o pracach Oddziału. Również 2 września amerykański dowódca sił alianckich, generał Douglas McArthur złożył naukowcom „propozycję nie do odrzucenia”: immunitet i nietykalność za całość dokumentacji dotyczącej działalności Oddziału 731. McArthur doskonale zadawał sobie sprawę, że na zachodzie podobne eksperymenty nigdy nie mogłyby mieć miejsca a wyniki japończyków mogły posłużyć amerykanom do ich własnych celów. Dodatkowym atutem był pakt milczenia jaki USA zawarło z Japonią. Istnienie Oddziału 731 miało zostać od tej chwili najpilniej strzeżoną tajemnicą II Wojny Światowej.

25 września 1945 generał Shiro Ishii wrócił do stolicy Japonii, Tokio skąd w grudniu tego samego roku wyjechał do Chiby, gdzie niebawem został aresztowany. W zamian za posiadaną przez siebie dokumentację podobnie jak jego koledzy z Oddziału dostał immunitet i sprawa przycichła.

Tymczasem prowincja Pingfan odczuwała nadal skutki obecności Oddziału 731 w swoim sąsiedztwie. W czerwcu 1946 wybuchła tam epidemia dżumy pochodzenia laboratoryjnego, którą ukryto pod przykrywką powszechnych epidemii powojennych.

1 marca 1948 roku przed Trybunałem Wojennym w Jokohamie postawiono przed sądem kila osób z załogi Oddziału 731. W wyniku procesu 25 osób zostało skazane na kroitsze lub dłuższe pobyty w więzieniu, 5 na karę śmierci, 4 na dożywocie. Wyroki śmierci były jednak odwlekane i ostatecznie do roku 1958 wszyscy sądzeni w jokohamskim procesie zostali oczyszczeni z zarzutów i zwolnieni z więzienia. Sytuacja ta pokazała tylko, że cały proces był organizowany jedynie dla publiczności i w celu uspokojenia ludzi.

W międzyczasie dr Ishii cieszący się wolności gwarantowaną przez immunitet wyjechał w 1951 roku na wojnę koreańską. Dziwnym zbiegiem okoliczności (choć w przypadek raczej nikt nie wierzył) 28 stycznia 1952 roku na polu walki pojawiła się broń bakteriologiczna do złudzenia przypominająca zarazki nad którymi dr Ishii pracował w Oddziale 731. Stosowanie jej zakończyło się 17 lutego tego samego roku. Po wojnie dr Shiro Ishii powrócił do Shiby gdzie 9 sierpnia 1959 roku zmarł w domu na raka gardła. Jednak okoliczności jego śmierci były mocno kontrowersyjne, bowiem cześć historyków jest zdania, że zbiegł do Ameryki gdzie pod fałszywym nazwiskiem kontynuowała swoje eksperymenty pod okiem i z błogosławieństwem amerykańskiego rządu. Tej jednak wersji stanowczo sprzeciwiła się córka doktora Ishii.

10 kwietnia 1971 roku (czyli już po śmierci dr Ishii) amerykański wywiad wystosował notatkę wewnętrzną, która informowała, że zarówno dr Ishii jak i pozostali naukowcy zatrudnieni przy projekcie pod kryptonimem Oddział 731 zaginęli w związku z czym nie można ich oskarżyć i osądzić za zbrodnie wojenne.

Wszelka dokumentacja przekazana amerykanom po wojnie została odesłana do Japonii jeszcze przed rokiem 1960. Na szczególna uwagę zasługuje fakt, iż żadne z tych dokumentów nie zostały skopiowane i w USA nie pozostał żaden ślad po pakcie z drugiego września. Można by przypuszczać, że plan się powiódł i sprawie, kolokwialnie mówiąc, ukręcono łeb, a ludzie mający przed oczami, to co Hitler zrobił w Europie nie przypomną sobie o wydarzeniach na Dalekim Wschodzie.

Jednak historia bywa złośliwa a im bardziej człowiek stara się coś ukryć, tym większe prawdopodobieństwo, że to się wyda. Dwa zasadnicze wydarzenia przyczyniły się do ogólnej porażki zmowy amerykańsko-japońskiej. Jedno to odkrycie japońskiego studenta, który w jednym z tokijskich antykwariatów w roku 1989 natrafił na kartotekę z opisem eksperymentów Oddziału 731. Druga okoliczność to odkrycie ekipy budowlanej, która robiła wykop pod fundamenty w jednej z energicznie rozwijających się dzielnic Tokio. W pewnym momencie natrafili oni na zbiorową mogiłę. Wtedy wyszło na jaw, że zaledwie kilkanaście metrów dalej w czasie II Wojny Światowej była placówka dr Ishii.

W odniesieniu do zaistniałej sytuacji zarówno rząd amerykański jak i japoński solidarnie zaprzeczyły jakimkolwiek doniesieniom o tym, że w czasie wojny na terenie Japonii były przeprowadzane eksperymenty na ludziach. Pomimo tej polityki kłamstw kilku więźniów, którzy w 1939 roku uciekli z obozu i przeżyło do roku 1989 zaczęło głośno mówić o tym co widzieli, jakie eksperymenty na nich przeprowadzano i jaką śmiercią zginęli ich koledzy. W otwarty sposób zarzucili obu rządom piramidalne kłamstwo. W końcu, w roku 1993, kiedy wzburzenie ujawnionymi faktami osiągnęło wśród ludności zenit, ówczesny sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych – William Perry potwierdził pogłoski i obiecał odtajnienie dokumentów dotyczących eksperymentów z bronią biologiczną w czasie II Wojny Światowej. Niewiele tego było, bowiem amerykanie albo odesłali dokumenty do Japonii albo je zwyczajnie zniszczyli. Jednak z Japonii zaczęły wyciekać informacje i dokumenty Oddziału 731, które otrzymane od amerykanów a niedostatecznie zabezpieczone trafiły do rąk kolekcjonerów, historyków, zwykłych ludzi i zbiory antykwaryjne. Tak oto świat poznał historię Oddziału 731, szwadronu śmierci, Oświęcimia Wschodu. Historię, która na zawsze miała pozostać tajemnicą amerykańskiego wywiadu, lecz wyszła na jaw tak, jakby ofiary zbrodni Oddziału 731 domagały się, aby świat poznał ich cierpienie.

Tworząc powyższy tekst korzystałam z wielu źródeł: książek, artykułów prasowych, odpisów zeznań świadków. Poniżej umieszczam słownik terminów medycznych jakie przewinęły się w tekście oraz bibliografię pozycji, z których korzystałam. Mam nadzieję, że nikt nie zasnął przy lekturze. Zapraszam do dyskusji. Co sądzicie o tym Oddziale? O idei eksperymentowania na ludziach? Jakie są Wasze wrażenia po przeczytaniu tekstu? Jakie jest Wasze stanowisko odnoście zmowy milczenia pomiędzy USA a Japonią? Czekam na Wasze przemyślenia.

SŁOWNIK TERMINOLOGII MEDYCZNEJ:

BERYLOZA – choroba spowodowana wystawieniem na działanie berylu i jego związków.
Atakuje płuca i powoduje tworzenie ziarniaków.
BŁONICA (DYFTERYT) – choroba zakaźna. Atakuje głównie gardło, krtań, nos, spojówkę
oka lub skórę. Może powodować porażenie mięśni oddechowych. Nie leczona prowadzi do śmierci.
BOTULIZM – zatrucie jadem kiełbasianym. Wywołuje w ciężkich przypadkach
niewydolność oddechową, zachłystowe zapalenie płuc i zatrzymanie akcji serca. Zarażenie następuje drogą pokarmową a w nielicznych przypadkach przez zakażenie bakteryjne rany.
BURKHOLDERIA – choroba wywoływana przez bakterię powszechną w warunkach
szpitalnych. Powoduje m.in. posocznicę, zapalenie wsierdzia i zapalenie dróg moczowych.
CYJANEK POTASU – nieorganiczny związek chemiczny pod postacią higroskopijnych
kryształów, dobrze rozpuszczalny w wodzie. Blokuje oddychanie na poziomie komórkowym. Uduszenie następuje pomimo zachowania transportu tlenu z płuc do tkanek.
DYZENTERIA (CZERWONKA) – Ostra choroba zakaźna jelita grubego. Objawia się krwią
i śluzem w stolcu. Nie leczona prowadzi do śmierci.
FOSGEN – tlenochlorek węgla. Bezbarwny, silnie trujący gaz o zapachy skoszonej trawy i
zgniłych owoców. Od I Wojny Światowej stosowany jako gaz bojowy.
GANGRENA (ZGORZEL) – rozkład żywych tkanek przez bakterie gnilne. Jeśli miejsce
Zainfekowane gangreną nie zostanie chirurgicznie oczyszczone (wycięcie,
amputacja) następuje gw🤬towne rozprzestrzenienie się choroby na cały
organizm i bardzo bolesna śmierć. Gangrenie towarzyszy typowy dla rozkładu,
słodko-duszący zapach gnijącego mięsa.
GRUŹLICA – powszechna i potencjalnie śmiertelna choroba płuc wywołana prątkiem gruźlicy.
Zakażenie drogą kropelkową przez układ oddechowy. Nie leczona wyniszcza organizm i prowadzi do śmierci.
SALMONELLA – bakteria powodująca ostre zatrucie pokarmowe. Zatruciu towarzyszy
Biegunka i wymioty mocno osłabiające organizm.
SZKORBUT (AWITAMINOZA) – choroba wielonarządowa. Wywołana brakiem kwasu
askorbinowego we krwi. Powoduje samoistne krwawienia, bóle mięśni i stawów, patologiczne złamania ogólne osłabienie, utratę zębów. W skrajnych przypadkach doprowadza do oddzielania się nasad kości od trzonów.
TULAREMIA – choroba zakaźna zwierząt i ludzi. W 80% przypadków występuje razem z
zapaleniem płuc o ostrym przebiegu. Często także towarzyszy jej posocznica.
TYFUS BRZUSZNY – powodowany przez zakażoną wodę. Objawy są głównie ze strony
układu pokarmowego. Po dwóch tygodniach na tułowiu pojawia się wysypka durowa. Leczenie konieczne w warunkach szpitalnych, w innym przypadku
prowadzi do śmierci.
TYFUS PLAMISTY – roznosi się za pomocą kału wszy odzieżowej. Objawy przypominające
infekcję górnych dróg oddechowych. Po ok. 3-8 dniach pojawia się wysypka.
Może przechodzić w wysypkę krwotoczną i krwiomocz. Także nie leczona w
Warunkach szpitalnych prowadzi do śmierci.
WĄGLIK – choroba zakaźna. Występuje głównie u zwierząt domowych(krów, koni, owiec i
kóz). U człowieka wnika do ustroju drogami pokarmową, oddechową lub przez skórę. Występuje również w trzech postaciach: krosty skórnej (95% przypadków), jelitowej i płucnej. Od 1916 roku używana jako broń biologiczna.
WIWISEKCJA – zabieg operacyjny wykonywany na żywym organizmie w celach
badawczych.
ŻÓŁTA FEBRA – choroba wirusowa. Określenie „żółta” pochodzi od żółtaczki, która
towarzyszy większości przypadków. Przenoszona przez komary. Może
prowadzić do śmierci.

BIBLIOGRAFIA:

- Dziubek, Zdzisław. Choroby zakaźne i pasożytnicze, Państwowe Zakłady Wydawnictw Lekarskich, 2003, ISBN 83-200-2748-9
- Gold, Hal. Unit 731 Testimony, Charles E Tuttle Co., 1996, ISBN 4-900737-39-9
- Harris, Sheldon H. Factories of Heath: Japanese Biological Warfare 1932-1945 and the American Cober-Up, Routledge, 1994, ISBN 0-415-09105-5
- Maślankiewicz, Kazimierz. Mała encyklopedia przyrodnicza, Wydawnictwo Naukowe PWN, 1957
- Moreno, Jonathan D. Undue Risk: Secret State Experiments on Humans, Routledge, 2001, ISBN 0-415-09105-5
- Praca zbiorowa pod red. prof. dr hab. med. Krystyny Bożkowej, Encyklopedia Zdrowia Dziecka, Państwowe Zakłady Wydawnictw Lekarskich. 1987, ISBN 83-200-0974-X
- „Proces japońskich przestępców wojennych. Materiały rozprawy sądowej w Chabowsku”, Wydawnictwo MON, 1951
- Sadakierska – Chudy, Anna. Genetyka ogólna. Wydawnictwo Uniwersytecki Mikołaja Kopernika, 2004, ISBN 83-231-11710-1
- Sajek, Marcin. Wąglik. IGM Internetowa Gazeta Medyczna, nr 1 data publikacji 1 września 2008
- Szczeklik, Andrzej. Choroby wewnętrzne i leczenie, Medycyna Praktyczna, 2005, ISBN 83-7430-031-0
- Trzebiatowski, Włodzimierz. Chemia nieorganiczna, Wydawnictwo Naukowe PWN, 1978
- Williams, Peter. Unit 731: Japan’s Secret Biological Warfare in World War II, Free Press, 1989, ISBN 0-02-935301-7
- Zaremba, Maria Lucyna. Mikrobiologia lekarska, Państwowe Zakłady Wydawnictw Lekarskich, 2001, ISBN 83-200-2896-5

Eksperyment - 8 godzin w odosobnieniu.

h................a • 2014-01-07, 18:36
Cytat:

Eksperyment – szokujące wyniki

Dzieciom w wieku 12-18 lat zaproponowano dobrowolne spędzenie 8 godzin w odosobnieniu. Każde z nich miało ten czas spędzić ze sobą, bez możliwości korzystania ze środków komunikacji (telefony komórkowe, internet). Nie wolno im było również włączać komputera, korzystać z gadżetów, z radia i telewizora.

Dozwolony był natomiast cały szereg klasycznych zajęć: pisanie, czytanie, gra na instrumentach muzycznych, rysowanie, rękodzieło, śpiewanie, spacery itp.

Autor eksperymentu – psycholog rodzinny – badała postawioną przez siebie hipotezę, że współczesne dzieci i młodzież szukają źródeł rozrywki na zewnątrz, nie są w stanie zajmować się sobą i nie znają swojego świata wewnętrznego.

Zgodnie z regułami eksperymentu, dzieci miały następnego dnia opowiedzieć o tym, jak czuły się podczas próby samotności. Miały możliwość zapisywania swoich działań, refleksji i odczuć. W przypadku nadmiernego dyskomfortu, stanu niepokoju lub napięcia – psycholog zaleciła natychmiastowe przerwanie eksperymentu oraz odnotowanie czasu i powodu jego zaprzestania.

Na pierwszy rzut oka eksperyment wydawał się całkiem niegroźny. Psycholog uznała, że będzie to absolutnie bezpieczna próba. Jednak tak szokujących wyników nikt się nie spodziewał.

Z 68 uczestników eksperymentu tylko 3 osoby dotrwały do końca – jedna dziewczynka i dwóch chłopców. Trzy osoby miały myśli samobójcze, pięć osób doświadczyło ataku paniki, u 27 osób wystąpiły objawy wegetatywne zaburzeń lękowych: mdłości, nadmierne pocenie, drżenie, zawroty głowy, uderzenia gorąca, bóle brzucha, wrażenie ruszania się włosów na głowie i inne. Praktycznie każdy uczestnik doświadczył uczucia lęku i niepokoju.

Ciekawość nowej sytuacji, zainteresowanie i radość ze spotkania ze sobą zniknęły praktycznie u wszystkich w drugiej i trzeciej godzinie eksperymentu. Jedynie 10 osób z grupy, która przerwała eksperyment, poczuło niepokój dopiero po trzech lub więcej godzinach samotności.

Bohaterska dziewczynka, która dotrwała do końca eksperymentu, przyniosła zeszyt, w którym przez osiem godzin szczegółowo opisywała swój stan. Wówczas to pani psycholog włosy na głowie stanęły dęba. Z pobudek etycznych twórcy eksperymentu odmówili opublikowania tych notatek.

W trakcie trwania eksperymentu młodzi ludzie:
Gotowali jedzenie, jedli,
Czytali albo usiłowali czytać,
Odrabiali lekcje (eksperyment był przeprowadzany w czasie wakacji, ale w przypływie rozpaczy niektórzy sięgnęli po podręczniki),
Patrzyli przez okno albo chodzili po mieszkaniu,
Wyszli na dwór i poszli do sklepu lub do kawiarni (nie wolno było się komunikować, ale uczestnicy uznali, że rozmowa ze sprzedawcą lub z kelnerem się nie liczy),
Rozwiązywali krzyżówki,
Układali Lego,
Rysowali albo próbowali rysować,
Myli się,
Sprzątali mieszkanie lub pokój,
Bawili się z psem lub kotem,
Ćwiczyli, robili gimnastykę,
Zapisywali swoje odczucia, refleksje, pisali listy na papierze,
Grali na gitarze, na pianinie (jedna osoba na flecie),
Trzy osoby pisały wiersze lub prozę,
Jeden chłopiec prawie przez 5 godzin jeździł po mieście autobusami,
Jedna dziewczynka haftowała,
Jeden chłopiec poszedł do wesołego miasteczka i przez trzy godziny kręcił się na karuzeli,
Jeden młody człowiek przeszedł miasto z jednego końca w drugi (25 kilometrów),
Jedna dziewczynka udała się do muzeum,
Jeden chłopiec poszedł do ogrodu zoologicznego,
Jedna dziewczynka się modliła.

Praktycznie każdy próbował zasnąć, ale nikt nie był w stanie spać, wszyscy mieli myśli obsesyjno-kompulsywne.

Po zakończeniu lub przerwaniu eksperymentu, 14 osób natychmiast zalogowało się w sieciach społecznościowych, 20 osób zadzwoniło z komórki do przyjaciół, trzy osoby zadzwoniły do rodziców, pięć osób poszło do znajomych. Pozostali włączyli telewizor lub zajęli się grami komputerowymi. Prawie wszyscy i prawie natychmiast włączyli muzykę lub skorzystali ze słuchawek.

Wszystkie lęki i inne objawy ustąpiły po zakończeniu eksperymentu.

63 osoby uznały eksperyment za ciekawy i pożyteczny dla samopoznania i samorozwoju. Sześć osób powtórzyło go na własną rękę i twierdzą, że za drugim (trzecim, piątym) razem się udało.

Podczas analizy przebiegu eksperymentu, 51 osób użyło sformułowanie „uzależnienie”, mówiło: „wygląda na to, że nie mogę żyć bez…”, „niezbędna dawka”, „syndrom odstawienniczy”, „delirka”, „muszę przez cały czas…”, „czułem się na głodzie” itd. Wszyscy bez wyjątku mówili, ze byli ogromnie zdumieni myślami, które przychodziły im do głowy w trakcie eksperymentu, ale nie potrafili im się „przyjrzeć” zbyt uważnie, ponieważ ich ogólny stan się pogarszał.

Pierwszy z dwóch chłopców, którzy ukończyli eksperyment, przez 8 godzin sklejał model żaglowca z przerwą na obiad i spacer z psem. Drugi najpierw porządkował swoją kolekcję, a następnie przesadzał kwiaty. Żaden z nich nie odczuwał w trakcie trwania eksperymentu negatywnych emocji ani nie zauważył „dziwnych” myśli.

Wobec takich rezultatów psycholog przestraszyła się nie na żarty. Hipoteza hipotezą, ale gdy założenie potwierdza się aż tak bardzo…

Należy ponadto wziąć pod uwagę, że w eksperymencie wzięli udział zainteresowani nim ochotnicy.



tekst oryginalny

Eksperyment z bezsennością

W................i • 2013-11-25, 18:56
Materiał dla tej części użytkowników, którzy potrafią czytać dużą ilość literek, na dodatek po angielsku.


Russian researchers in the late 1940’s kept five people awake for fifteen days using an experimental gas based stimulant. They were kept in a sealed environment to carefully monitor their oxygen intake so the gas didn’t kill them, since it was toxic in high concentrations. This was before closed circuit cameras so they had only microphones and 5 inch thick glass porthole sized windows into the chamber to monitor them. The chamber was stocked with books, cots to sleep on but no bedding, running water and toilet, and enough dried food to last all five for over a month.
The test subjects were political prisoners deemed enemies of the state during world war II.
Everything was fine for the first 5 days, the subjects hardly complained having been promised (falsely) that they would be freed if they submitted to the test and did not sleep for 30 days. Their conversations and activities were monitored and it was noted that they continued to talk about increasingly traumatic incidents in their past, and the general tone of their conversations took on a darker aspect after the 4 day mark.
After five days they started to complain about the circumstances and events that lead them to where they were and started to demonstrate severe paranoia. They stopped talking to each other and began alternately whispering to the microphones and one way mirrored portholes. Oddly they all seemed to think they could win the trust of the experimenters by turning over their comrades, the other subjects in captivity with them. At first the researchers suspected this was an effect of the gas itself…
After nine days the first of them started screaming. He ran the length of the chamber repeatedly yelling at the top of his lungs for 3 hours straight, he continued attempting to scream but was only able to produce occasional squeaks. The researchers postulated that he had physically torn his vocal cords. The most surprising thing about this behavior is how the other captives reacted to it… or rather didn’t react to it. They continued whispering to the microphones until the second of the captives started to scream. The 2 non screaming captives took the books apart, smeared page after page with their own feces and pasted them calmly over the glass portholes. The screaming promptly stopped.
So did the whispering to the microphones.
After 3 more days passed. The researchers checked the microphones hourly to make sure they were working, since they thought it impossible that no sound could be coming with 5 people inside. The oxygen consumption in the chamber indicated that all 5 must still be alive. In fact it was the amount of oxygen 5 people would consume at a very heavy level of strenuous exercise. On the morning of the 14th day the researchers did something they said they would not do to get a reaction from the captives, they used the intercom inside the chamber, hoping to provoke any response from the captives they were afraid were either dead or vegetables.
They announced: “We are opening the chamber to test the microphones step away from the doors and lie flat on the floor or you will be shot. Compliance will earn one of you your immediate freedom."
To their surprise they heard a single phrase in a calm voice response: “We no longer want to be freed."
Debate broke out among the researchers and the military forces funding the research. Unable to provoke any more response using the intercom it was finally decided to open the chamber at midnight on the fifteenth day.
The chamber was flushed of the stimulant gas and filled with fresh air and immediately voices from the microphones began to object. 3 different voices began begging, as if pleading for the life of loved ones to turn the gas back on. The chamber was opened and soldiers sent in to retrieve the test subjects. They began to scream louder than ever, and so did the soldiers when they saw what was inside. Four of the five subjects were still alive, although no one could rightly call the state that any of them in ‘life.’
The food rations past day 5 had not been so much as touched. There were chunks of meat from the dead test subject’s thighs and chest stuffed into the drain in the center of the chamber, blocking the drain and allowing 4 inches of water to accumulate on the floor. Precisely how much of the water on the floor was actually blood was never determined. All four ‘surviving’ test subjects also had large portions of muscle and skin torn away from their bodies. The destruction of flesh and exposed bone on their finger tips indicated that the wounds were inflicted by hand, not with teeth as the researchers initially thought. Closer examination of the position and angles of the wounds indicated that most if not all of them were self-inflicted.
The abdominal organs below the ribcage of all four test subjects had been removed. While the heart, lungs and diaphragm remained in place, the skin and most of the muscles attached to the ribs had been ripped off, exposing the lungs through the ribcage. All the blood vessels and organs remained intact, they had just been taken out and laid on the floor, fanning out around the eviscerated but still living bodies of the subjects. The digestive tract of all four could be seen to be working, digesting food. It quickly became apparent that what they were digesting was their own flesh that they had ripped off and eaten over the course of days.
Most of the soldiers were Russian special operatives at the facility, but still many refused to return to the chamber to remove the test subjects. They continued to scream to be left in the chamber and alternately begged and demanded that the gas be turned back on, lest they fall asleep…
To everyone’s surprise the test subjects put up a fierce fight in the process of being removed from the chamber. One of the Russian soldiers died from having his throat ripped out, another was gravely injured by having his testicles ripped off and an artery in his leg severed by one of the subject’s teeth. Another 5 of the soldiers lost their lives if you count ones that committed suicide in the weeks following the incident. In the struggle one of the four living subjects had his spleen ruptured and he bled out almost immediately. The medical researchers attempted to sedate him but this proved impossible. He was injected with more than ten times the human dose of a morphine derivative and still fought like a cornered animal, breaking the ribs and arm of one doctor. When heart was seen to beat for a full two minutes after he had bled out to the point there was more air in his vascular system than blood. Even after it stopped he continued to scream and flail for another 3 minutes, struggling attack anyone in reach and just repeating the word “MORE" over and over, weaker and weaker, until he finally fell silent.
The surviving three test subjects were heavily restrained and moved to a medical facility, the two with intact vocal cords continuously begging for the gas demanding to be kept awake…
The most injured of the three was taken to the only surgical operating room that the facility had. In the process of preparing the subject to have his organs placed back within his body it was found that he was effectively immune to the sedative they had given him to prepare him for the surgery. He fought furiously against his restraints when the anesthetic gas was brought out to put him under. He managed to tear most of the way through a 4 inch wide leather strap on one wrist, even through the weight of a 200 pound soldier holding that wrist as well. It took only a little more anesthetic than normal to put him under, and the instant his eyelids fluttered and closed, his heart stopped. In the autopsy of the test subject that died on the operating table it was found that his blood had triple the normal level of oxygen. His muscles that were still attached to his skeleton were badly torn and he had broken 9 bones in his struggle to not be subdued. Most of them were from the force his own muscles had exerted on them.
The second survivor had been the first of the group of five to start screaming. His vocal cords destroyed he was unable to beg or object to surgery, and he only reacted by shaking his head violently in disapproval when the anesthetic gas was brought near him. He shook his head yes when someone suggested, reluctantly, they try the surgery without anesthetic, and did not react for the entire 6 hour procedure of replacing his abdominal organs and attempting to cover them with what remained of his skin. The surgeon presiding stated repeatedly that it should be medically possible for the patient to still be alive. One terrified nurse assisting the surgery stated that she had seen the patients mouth curl into a smile several times, whenever his eyes met hers.
When the surgery ended the subject looked at the surgeon and began to wheeze loudly, attempting to talk while struggling. Assuming this must be something of drastic importance the surgeon had a pen and pad fetched so the patient could write his message. It was simple “Keep cutting." The other two test subjects were given the same surgery, both without anesthetic as well. Although they had to be injected with a paralytic for the duration of the operation. The surgeon found it impossible to perform the operation while the patients laughed continuously. Once paralyzed the subjects could only follow the attending researchers with their eyes. The paralytic cleared their system in an abnormally short period of time and they were soon trying to escape their bonds. The moment they could speak they were again asking for the stimulant gas. The researchers tried asking why they had injured themselves, why they had ripped out their own guts and why they wanted to be given the gas again. Only one response was given: “I must remain awake."
All three subject’s restraints were reinforced and they were placed back into the chamber awaiting determination as to what should be done with them. The researchers, facing the wrath of their military ‘benefactors’ for having failed the stated goals of their project considered euthanizing the surviving subjects. The commanding officer, an ex-KGB instead saw potential, and wanted to see what would happen if they were put back on the gas. The researchers strongly objected, but were overruled. In preparation for being sealed in the chamber again the subjects were connected to an EEG monitor and had their restraints padded for long term confinement. To everyone’s surprise all three stopped struggling the moment it was let slip that they were going back on the gas. It was obvious that at this point all three were putting up a great struggle to stay awake. One of subjects that could speak was humming loudly and continuously; the mute subject was straining his legs against the leather bonds with all his might, first left, then right, then left again for something to focus on. The remaining subject was holding his head off his pillow and blinking rapidly. Having been the first to be wired for EEG most of the researchers were monitoring his brain waves in surprise.
They were normal most of the time but sometimes flat lined inexplicably. It looked as if he were repeatedly suffering brain death, before returning to normal. As they focused on paper scrolling out of the brainwave monitor only one nurse saw his eyes slip shut at the same moment his head hit the pillow. His brainwaves immediately changed to that of deep sleep, then flatlined for the last time as his heart simultaneously stopped. The only remaining subject that could speak started screaming to be sealed in now. His brainwaves showed the same flatlines as one who had just died from falling asleep. The commander gave the order to seal the chamber with both subjects inside, as well as 3 researchers.
One of the named three immediately drew his gun and shot the commander point blank between the eyes, then turned the gun on the mute subject and blew his brains out as well. He pointed his gun at the remaining subject, still restrained to a bed as the remaining members of the medical and research team fled the room. “I won’t be locked in here with these things! Not with you!" he screamed at the man strapped to the table. “WHAT ARE YOU?" he demanded. “I must know!" The subject smiled. "Have you forgotten so easily?" The subject asked. “We are you." “We are the madness that lurks within you all, begging to be free at every moment in your deepest animal mind." “We are what you hide from in your beds every night. We are what you sedate into silence and paralysis when you go to the nocturnal haven where we cannot tread." The researcher paused. Then aimed at the subject’s heart and fired. The EEG flatlined as the subject weakly choked out “so… nearly… free…"

żródło: imgur KXqAnkw

Ilu?

MichaU2013-10-06, 22:16
Ilu Żydów potrzeba aby zmienić żarówkę?
Nikt nie wie. Naziści nie przeprowadzili takiego eksperymentu.

 

Biosfera 2

majkel_admwz2013-09-24, 18:15
Nowa Arka Noego ?



Ponad dwadzieścia lat temu ruszył eksperyment pod nazwą Biosfera 2. Ziemia w miniaturze, zamknięta wewnątrz ogromnej konstrukcji, miała być pierwszym krokiem w kierunku przyszłych kolonii na innych planetach. Dlaczego projekt zakończył się niepowodzeniem?

Pod koniec lat 80. na terenie miejscowości Oracle w stanie Arizona wyrosła konstrukcja o wielkości ponad dwóch boisk do piłki nożnej. Biosfera 2, bo tak nazywa się obiekt, była połączeniem statku kosmicznego, szklarni i terrarium, a w założeniu Ziemią w miniaturowej wersji.
W tej współczesnej „arce Noego” zamknięto niemal cztery tysiące gatunków fauny i flory, tworząc kompletny i zróżnicowany sztuczny ekosystem. Zreplikowano środowisko sawanny, lasu deszczowego i rafy koralowej. Magazyn „Discover” nazwał przedsięwzięcie „najbardziej ekscytującym projektem naukowym od czasu podróży na Księżyc”.

Nasz nowy marsjański dom
Taka planeta w pigułce miała być pierwszym krokiem do kolonizacji innych planet z Marsem na czele. Tam gdzie warunki byłyby nieprzyjazne, powstawałyby sztuczne, zamknięte ekosystemy, w których zapewniona byłaby cyrkulacja powietrza, wody i materii organicznej. Eksperymenty nad nimi prowadzono od lat 60. ubiegłego wieku po obu stronach żelaznej kurtyny.

Już w 1965 roku w Krasnojarsku zbudowano BIOS-3, zamknięty ekosystem, w którym tlen uzyskiwano dzięki fotosyntezującym algom, światło dostarczały lampy ksenonowe, a część pożywienia pochodziła z zewnątrz. W ciągu dziesięciu lat do ośrodka kilkakrotnie wysyłano trzyosobowe grupy naukowców na kilkumiesięczne turnusy.



Biosfera 2 była o wiele bardziej rozbudowanym przedsięwzięciem, zaprojektowanym tak, aby było w pełni samowystarczalne. Realizacja pomysłu przypadła na czasy, w których Amerykanie powszechnie zaczęli uświadamiać sobie konieczność ochrony środowiska, a styl życia w zgodzie z naturą zyskiwał sobie coraz większą popularność.

Biosfera 2, wymyślona przez inżyniera Johna Allena pod wpływem przygody z psychodelikami i sfinansowana przez ekscentrycznego milionera Eda Bassa, była wynalazkiem swojej epoki, w której wciąż wyraźne były echa hippisowskich ideałów. Z tego powodu niektórzy krytykowali później pomysł jako „kosmiczną bzdurę w stylu New Age”.

Zdrowi, ale niedotlenieni
Pierwsza misja Biosfery 2 rozpoczęła się w roku 1991. Na pokład wstąpiła wówczas ośmioosobowa załoga naukowców. Ich pożywienie pochodziło niemal wyłącznie ze zbiorów rosnących wewnątrz Biosfery. Dieta złożona z ryżu, warzyw, owoców, orzechów i fasoli przyniosła badaczom wiele korzyści. Choć początkowo skarżyli się na głód i tracili na wadze, wkrótce przystosowali się do nowych warunków, a badania cholesterolu, ciśnienia krwi i odporności dawały wzorcowe wyniki.



Problemy pojawiły się na innych obszarach. W miniekosystemach niektóre gatunki zaczynały się niebezpiecznie panoszyć, co prowadziło do inwazji chwastów, mrówek i karaluchów. Niektóre ze sprowadzonych do Biosfery gatunków szybko całkowicie zanikły. Najgorszy był jednak nieustannie spadający poziom tlenu, przypisywany przez niektórych żyjącym w glebie mikrobom. Miały one produkować gigantyczne ilości dwutlenku węgla, co sprawiało, że powietrze wewnątrz Biosfery odpowiadało warunkom na wysokości 4 tys. m n.p.m.

Koniec utopii
Podczas drugiej misji w 1994 roku udało się częściowo rozwiązać problemy techniczne, a załoga była w stanie wyżywić się całkowicie jedzeniem pochodzącym z własnych upraw. Tym razem zawiódł jednak czynnik ludzki. Konflikty między członkami załogi i między naukowcami, a sponsorem przyczyniły się do wcześniejszego zakończenia misji. Na dodatek wkrótce powróciły problemy z nadmiernym poziomem dwutlenku węgla wewnątrz konstrukcji, co sprawiło, że eksperyment dobiegł końca w niesławie. W 1999 roku Biosfera 2 trafiła na listę stu najgorszych wynalazków stulecia według magazynu „Time”.

Sztuczny ekosystem stał się przedmiotem zainteresowania Uniwersytetu Columbia, który chciał prowadzić w nim badania nad globalnym ociepleniem. Pomimo obiecujących początków zaniechano ich po kilku latach ze względu na brak funduszy. Konstrukcja stała się w końcu własnością Uniwersytetu Stanu Arizona, który uruchomił w Biosferze laboratorium i ogród botaniczny otwarte dla gości z zewnątrz.



Choć projekt zakończył się niepowodzeniem, przyniósł cenne rezultaty w postaci badań nad samowystarczalnością, oczyszczaniem powietrza i wody, a także nad wpływem środowiska na zdrowie. Biosfera 2, która przez kilka lat była przedmiotem niezwykłego zainteresowania mediów chcących podejrzeć codzienne życie naukowców, ma również niezbyt chlubne dziedzictwo. Twórcy reality show „Big Brother” przyznali kiedyś, że amerykański eksperyment był dla nich jedną z największych inspiracji. Z pomysłu sztucznych ekosystemów nie zrezygnowano też do końca – w 2007 roku w Ontario powstał kolejny o nazwie Biotron.

Eksperyment

Vof2013-09-20, 19:44
Sprawdziliśmy, jak żyje się za 5 złotych dziennie

2 miliony Polaków żyją poniżej granicy minimum egzystencji. Na jedzenie wydają grosze. Nasza reporterka sprawdziła, jak to jest.
Według Instytutu Pracy i Polityki Społecznej minimum egzystencji, czyli niezbędne, by przeżyć, wydatki na żywność, to 206 zł miesięcznie (6,60 zł dziennie). Emerytowi musi wystarczyć ok. 5,70 zł, czyli 177 zł miesięcznie.

Oficjalne statystyki mówią jednak, że poniżej tego poziomu żyje 6,7 proc. Polaków. To jakieś 2 miliony ludzi. Wydają na jedzenie ok. 5 zł dziennie - 35 zł tygodniowo. Na taki zasiłek żywnościowy z pomocy społecznej mogą też liczyć osoby bez dochodów. Czy za taką kwotę rzeczywiście można przeżyć? I jak to zrobić? Uczestnicy ruchu Live Below the Line (Życie pod Kreską) próbują przeżyć za sumy poniżej minimum egzystencji, by w ten sposób zwrócić uwagę na problem ubóstwa na świecie.
Ja też postanawiam spróbować, jak to jest.


Mój obiad: ziemniaki, pomidor, jajko sadzone, kefir.

Niedziela

Pierwsze oszczędne zakupy robię w Biedronce. Do koszyka wkładam jajka (10 sztuk za 4,79 zł), paczkę kaszy gryczanej (2,99 zł, za cztery woreczki), pomidory - mam szczęście, bo to ostatni dzień promocji i zamiast 3 zł za kilo płacę tylko 1,49. Zastanawiam się, czy nie wziąć więcej, na zapas, ale to chyba bez sensu, bo się zepsują. Dorzucam herbatniki czy raczej herbatniczki (0,99 zł), na pewno będę miała ochotę na coś słodkiego, a to najtańsza opcja. Żeby urozmaicić jadłospis, decyduję się kupić kiełbasę żywiecką z indyka (2,99 zł).

Wydałam 13,25 zł, więc do końca tygodnia zostało mi 21.75 zł.

Poniedziałek

Tydzień zaczynam od planowania. Z kartką i długopisem w ręce rozpisuję co, kiedy i ile mogę zjeść. Mąż od razu zaznacza, że o żadnych oszustwach, podjadaniu z jego talerza, nie ma mowy. Jak eksperyment to eksperyment. Ma być realistycznie.
Pierwsza sprzeczka wybucha już przy śniadaniu. W chlebaku zostało pół bułki, mogę ją zjeść, ale limit kiełbasy to jeden plasterek. - Chcę dwa - awanturuję się, ale mąż jest nieugięty.

- Nie, bo ci nie starczy na cały tydzień i przekroczysz budżet.

Do pracy biorę woreczek kaszy gryczanej i jajko. To będzie mój dzisiejszy obiad.
Po "obfitym" śniadaniu w południe już zaczyna mi burczeć w brzuchu. Ale to za wcześnie, zjem teraz, będę głodna wieczorem. Poczekam ze dwie godzinki.

Wieczorem odwiedziny mamy. Przyniosła bułki, więc odpadł mi jeden z wydatków i zaoferowała, że zrobi kolację.

Wtorek

Nauczona wczorajszym doświadczeniem jem porządne śniadanie: omlet z jednego jajka, pomidor i kajzerka, w sumie ok. 85 groszy. Jak dla mnie, porcja w sam raz.

Całe szczęście, że poprzedniego dnia mąż zrobił dla mnie zakupy: makaron (1,99 zł za 600 gramów, czyli całkiem niezła cena), twaróg (2,29 zł), tuńczyk (luksus za 3,79 zł) i koncentrat pomidorowy (1,49 zł). W sumie wydał 9,56 zł, do końca tygodnia zostało więc 12,19 zł).

Przed wyjściem do pracy muszę zrobić sobie obiad. A nie cierpię gotować. Ale o jedzeniu na mieście nie ma nawet mowy. To, co wcześniej wydawałam na jeden posiłek, teraz musi mi starczyć na pół tygodnia.

Gotuję więc 100 gramów makaronu, dodaję odrobinę przecieru pomidorowego i tuńczyka. Biję się z myślami, czy wrzucić całą puszkę czy pół? Całą, czy pół? Całą, pół? W końcu zostawiam trochę tuńczyka na później.

Nie chodzę głodna. Ale też to, co jem, to nie dania kuchni Magdy Gessler. Raczej nie mogę sobie pozwolić na warzywa, owoce - latem są tanie, więc jeszcze pół biedy. Ale czym żywiłabym się w zimie? Nie stać mnie na słodycze, na sok. O mięsie też praktycznie mogę zapomnieć. Nie licząc czterech plasterków kiełbasy, które zjadam na kolację, do tego kajzerka i pomidor. Idę spać, zanim zdążę zgłodnieć.

Środa

Dzisiejszy dzień jest do bani. Choć zaczął się nieźle. Na śniadanie bułka z twarogiem i tuńczykiem, który został z wczoraj. W pracy poczęstunek: batonik i gruszka. Ale później jest już tylko gorzej.

Koleżanka zamówiła gołąbki, które pachną na pół redakcji i które uwielbiam. W ogóle zaczyna mnie drażnić, jak ktoś przy mnie je. To nietakt, kiedy ja nie mogę. Okropne uczucie.

Mój makaron z twarogiem, cały się posklejał i jest niezjadliwy.

Tymczasem koleżanki krytykują moje zakupy: - Nie jesz mięsa? Bo sobie tego wszystkiego nie przemyślałaś. Trzeba chodzić po sklepach, śledzić promocje. Skrzydełka kupisz za 2 złote. Albo porcję rosołową za złotówkę. Dodasz makaron, marchewkę, cebulę i masz zupę na kilka dni.

Skończyły mi się bułki, więc idę do sklepu. Najtańszych już nie ma, kupuję dwie po 0,39 zł. Do tego mleko (2,09 zł) i płatki, z tych najtańszych (2,29 zł). W sumie 5,16 zł.

Czwartek

Postanawiam zaszaleć. Jadę do Ikei, bo mam wielką ochotę zjeść coś "na mieście". Do końca tygodnia zostało mi 7,03 zł. Biorę więc zupę szefa kuchni za 1 zł (dziś brokułowa), kawę i herbatę mogę pić bez ograniczeń. Super!
Zauważam, ile jedzenia ludzie marnują. Na talerzykach niedojedzone frytki, kuleczki wieprzowe i czekoladowe mufinki. Rozmyślam, ile osób mogłoby się tym najeść.

Nie jestem rzecz jasna na tyle zdesperowana, by dojadać z cudzych talerzy. Ale - jak twierdzi znany polityk - w Polsce nikt przecież nie głoduje, bo nikt nie je mirabelek i szczawiu z nasypu.

Koleżanka w redakcji na wieść o tym, że byłam w Ikei, nie kryje zgorszenia. - Biedni ludzie nie pojadą tak daleko i nie zapłacą 2,50 za bilet, żeby zjeść zupę za złotówkę - argumentuje.

Wieczorem robię zakupy w osiedlowym sklepie. Niestety, skrzydełka z kurczaka już się skończyły. Skrawki z wędlin po 12,50 zł za kilo też już wyszły. Biorę ziemniaki (0,87 zł), kefir (0,79 zł) i trzy kajzerki (po 0,19 zł).
Zostało mi 3,80 zł.

Piątek

Zerwałam się rano, żeby ugotować ziemniaki. Obiad zapowiada się nieźle. Ziemniaki omaściłam masłem, dołożyłam trzy plasterki kiełbasy z indyka. Do tego jajko sadzone, pomidor i kefir. Super!

Po południu idę do jadłodajni MOPS. Nie jest to najwytworniejsze miejsce, w jakim byłam, mówiąc łagodnie. Nie wiem, co zmusiłoby mnie, aby ustawić się tu w kolejce po obiad. Widać nie doświadczyłam jeszcze głodu.

Tak czy siak, żeby tu zjeść, trzeba mieć bloczek i odhaczyć się na liście. Za to menu wygląda iście królewsko. W poniedziałek np. była zupa pomidorowa z makaronem, zrazy w sosie, ziemniaki i surówka z kapusty pekińskiej. We wtorek grochówka i makaron z sosem bolońskim. I pomyśleć, że przez cały tydzień jadłam kaszę i makaron!

- Tragedia tu jest, tragedia - narzeka jeden z bywalców. - Porcje jak dla dziecka. Dorosły mężczyzna, to nawet nie poczuje, że był na obiedzie. Ale zawsze można iść do kilku jadłodajni, ja tak robię. W Krakowie jest ich tyle, że człowiek tego nie przeje.

Sobota

Zaczął się weekend i sąsiedzi mają najwidoczniej więcej czasu, bo wzięli się za gotowanie. Pachnie na klatce, zapachy wlatują przez okno. Chyba jakieś leczo. Hmmm... Zjadłabym leczo. I kebab. No ale nic z tego, bo zostało mi 3,80 zł. Na śniadanie zjadam kajzerkę maczaną w jajku i podpiekaną na patelni (nie była już zbyt świeża), z przecierem pomidorowym, do tego kubek herbaty. Mam jeszcze trochę zapasów: makaron, kaszę, jajko, pomidora i parę plasterków kiełbasy. Tylko że mam dość gotowania i postanawiam zaszaleć. Kupuję sobie fasolkę po bretońsku za 3,49 zł.

Niedziela

Ostatni dzień. Zaoszczędziłam 0,31 zł! Ale gdybym doliczyła zapasy, które miałam w domu: olej, kawę, herbatę, masło - dawno przekroczyłabym budżet. Na śniadanie płatki z mlekiem. Obiad też zabezpieczony: są dwa ziemniaki i jajko - będzie jak znalazł na placki ziemniaczane. Na kolację ostatnia kajzerka i resztka kiełbasy z indyka. Zostało trochę kaszy i makaronu, ale nie mam ich z czym zjeść.

To już koniec. Jestem zmęczona ciągłym planowaniem i sfrustrowana. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, co jem, a teraz myślę o tym cały czas. Mam ochotę na coś smacznego, co sprawi mi przyjemność z jedzenia. Bez wyrzutów sumienia, czy nie zjadłam za dużo, czy starczy mi pieniędzy do końca tygodnia.

Ale mimo wszystko, mam cały czas komfort psychiczny. Wiem, że jeśli nie dopnę budżetu, najwyżej parę złotych dołożę. I że w moim przypadku to kwestia wyboru, a ten eksperyment niedługo się skończy.

źródło: gazetakrakowska.pl/artykul/996744,sprawdzilismy-jak-zyje-sie-za-5-zlot...

Zrób to sam - Przerażający trik z głosnikiem!

I................o • 2013-09-10, 17:18
Eksperyment który można zrobić samemu w domu, wygląda dosyć interesująco i jednocześnie przerażająco.



Wystarczy:

- Skrobia kukurydziana (Nie wiem czy z mąką będzie działać ale można spróbować)
- Głośnik, im większy tym bardziej widowiskowy efekt.
- Foliałka.
- Woda.

Ewentualnie:
Jakiś barwnik, czyli np. rozj🤬y flamaster.