Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#badania

Obecnie marihuanę produkuje się z genetycznie zmodyfikowanych roślinek, które łatwo hodować w nawet najtrudniejszych warunkach. Prawdziwa konopia indyjska Cannabis sativa indica to drzewko o wysokości od 1,5-3m, rośnie na lekko zakwaszonej glebie, wymaga dużej ilości wody i światła słonecznego. Natomiast marihuana produkowana jest z nie-wiadomo-czego, które rośnie do ok. 90-130 cm, zakorzenia się wszędzie (nawet w plastikowym granulacie) i potrzebuje niewielkie ilości światła. Bóg wie, czym to się podlewa. Skąd wiecie, czy w mieszance nawozów nie ma rozpuszczonych niebezpiecznych substancji? Wiem, wiem, narkotyki twarde to z reguły substancje nierozpuszczalne w wodzie, tylko w rozpuszczalnikach niepolarnych (organicznych). Ale badania na próbkach z różnych źródeł wykazały, że produkowana obecnie marihuana ma zawartość THC, kanabinolu i kanabidiolu ~10-20 razy większą od próbki z naturalnego, rosnącego dziko Cannabis, a niektóre z nich mają także inne substancje (niewielkie ilości) ekstazy czy amfetaminy. Nie wiadomo, jak je tam wprowadzono (kwiaty są prawdopodobnie spryskiwane mieszanką na długo przed zerwaniem lub wysuszeniem, moczone albo są nią nawożone).
THC to narkotyk miękki powiadacie... Tylko że nikt nie wie, iż WHO zrobiło podział na narkotyki miękkie i twarde TYLKO I WYŁĄCZNIE ZE WZGLĘDU NA STAN SKUPIENIA, nie na możliwość uzależnienia czy niebezpiecznosć, jak myśli większość ludzi. THC (tetrahydrokannabinol) jest substancją psychoaktywną długo rozkładającą się w organizmie, tak więc jeśli ktoś pali regularnie, czyli np. codziennie lub co dwa dni, może dojść do "przedawkowania", czyli tolerancji odwrotnej, coraz silniejszego działania substancji (nadwrażliwości na jej działanie). Efekty są widoczne gołym okiem - chill-out, który jest głównym celem, dla którego pali się marysię, staje się całkowitym zobojętnieniem na rzeczywistość. Osoby palące tego nie zauważają, jednak z punktu widzenia osoby trzeciej można to opisać w ten sposób:
- osoba traci chęć do robienia czegokolwiek
- przestaje ją obchodzić jej pasja, hobby
- rzuca np. pływanie czy grę na instrumencie
- miewa coraz gorsze wyniki w nauce
- coraz częściej zdarza się niedotrzymywanie terminów w pracy
- totalna olewka wszystkiego
- wszystko zbywa śmiechem (nawet tragiczne sytuacje)
- zawiechy i odpływanie, utraty pamięci (krytyczne stadium)
- synestezja zmysłowa (np. kurczak smakuje na niebiesko, a zapach kwiatu brzmi jak bzyczenie)
Można wymieniać w nieskończoność. Z człowieka robi się taki zombie wersja demo, mimo, że zdrowie jest w porządku. Nie ma efektów zagrażających bezpośrednio zdrowiu, ale psychice i osobowości już tak.

Nie mam nic do palenia zioła, jednak po tym, jak straciłem kilku przyjaciół w ten sposób jestem raczej przeciwko akcji "sadzić, palić zalegalizować", aczkolwiek jeśli większość społeczeństwa tego chce, niechaj i tak będzie.
Informacje wymienione powyżej to duży skrót tego, czego dowiedziałem się na wykładach, warsztatach i spotkaniach z pedagogami zajmującymi się młodzieżą uzależnioną od innych narkotyków. Motyw marihuany był najczęściej przewidziany jako dygresja, a stawał się głównym tematem rozmów.

Jak chcesz palić - dowiedz się więcej o tym, co palisz
Nie dajcie się wrobić
Miejcie umiar!
Miłego palenia

::EDITED after @Velture intervention

Deprawacja sensoryczna

X................8 • 2012-04-07, 18:23
Może i nie sadystyczne, ale to dział dokumentalne więc żeby nie zaśmiecać poczekalni wrzucam tutaj.

CO, GDZIE I JAK?

Deprawacja sensoryczna to nic innego jak pozbawienie mózgu wszelkich bodźców z zewnątrz – wzrokowych , słuchowych, dotykowych, smakowych i zapachowych. Może on być pozbawiony uczucia temperatury i grawitacji przez zaurzeie w cieczy. Zostajesz tylko Ty i Twój mózg. Poprzez odizolowanie mózgu od świata zewnętrznego (wraz z wydłużaniem okresu izolacji) zaczyna on tworzyć „własne bodźce” – halucynacje. O ile krótkotrwała deprawacja sensoryczna działa relaksująco, to zbyt długa może prowadzić do depresji i zachowań aspołecznych.

BADANIA

Badania nad deprawacją sensoryczną rozpoczął kanadyjczyk Donald Hebb. Ale jako pierwszy zainteresował się tym zjawiskiem badacz hipnozy S. Ferenczi. W latach 60 badania przeprowadzano w zbiornikach izolacyjnych wymyślonych w 1954 roku przez Johna C. Lilly’ego.
Donald Hebb przeprowadził w 1949 roku (oczywiście na studentach) eksperyment nazwany ARTICHOKE (karczoch), polegający na tym, że przez 8 godzin dziennie nic nie robili. Leżeli w wygodnych łóżkach z oczyma przysłoniętymi półprzezroczystymi okularami (przepuszczały światło, lecz uniemożliwiały spostrzeganie kształtów) z przymocowanymi na rękach specjalnymi cylindrami (badany mógł poruszać ręką, lecz nie doznawał żadnych dotykowych wrażeń), z założonymi na uszy słuchawkami, w których stale było słychać brzęczenie. Warunki eksperymentu zezwalały jedynie na spożycie posiłku i wyjście do toalety. Tylko niewielu studentów mogło wytrzymać taką monotonię przez więcej niż dwa lub trzy dni. Górna granica wyniosła sześć dni. Badani chętnie słuchali czegokolwiek, co przerywało tę monotonną sytuację - nawet dziecięcego gaworzenia, którego unikaliby w normalnych warunkach. W końcu odczuwali nieodpartą chęć patrzenia, słyszenia, normalnej aktywności. Skarżyli się na niemożność logicznego myślenia, byli mniej sprawni w rozwiązywaniu prostych zadań i pojawiały się u nich omamy. Jeden widział szeregi żółtych ludzików w czarnych czapkach, inni maszerujące wiewiórki z workami na plecach lub prehistoryczne zwierzęta w dżungli. Sceny te opisywali jako podobne do filmów rysunkowych. Występowały również omamy czuciowe. Odczuwali np. jakby mieli dwa ciała, czuli oddzielanie się głowy od reszty ciała. Niektórzy badani podawali, że mieli wrażenie, iż ich umysł odłącza się od ciała i mogą obserwować samych siebie leżących nieruchomo na łóżku. Eksperyment Hebba uważany jest w tej dziedzinie za pionierski. Wiele ośrodków naukowych, zwłaszcza w Kanadzie i USA, podjęło później badania nad deprywacją sensoryczną. Miały one ogromne znaczenie praktyczne. Po zakończeniu doświadczeń uczestniczący w nich studenci przez wiele dni, a nawet tygodni nie mogli dojść do siebie. Ich losami zainteresowała się prasa. Na naukowców posypały się gromy, a służby wywiadowcze (przynajmniej oficjalnie) wycofały się z tych badań.
Szczególne zainteresowanie problematyką izolacji przejawia kosmonautyka. Powodzenie długotrwałych lotów kosmicznych z załogą ludzką w dużej mierze uzależnione jest od wyeliminowania deprywacji sensorycznej.
Najbardziej wyrafinowane badania nad deprywacją sensoryczną zapoczątkowano w Veterans Administration Hospital of Oklahoma City. Ograniczano w nich wszystkie rodzaje bodźców zmysłowych. Osoby badane, nagie, zaopatrzone tylko w maskę tlenową, zanurzone były w wodnym roztworze soli fizjologicznej o takim stężeniu, że całe ciało człowieka utrzymywało się tuż pod powierzchnią. Temperatura wody odpowiadała temperaturze ciała. Basen znajdował się w ciemności. Eksperymentator noktowizyjnie (w paśmie promieniowania podczerwonego) kontrolował zachowania uczestników eksperymentu. Taka sytuacja redukowała praktycznie do minimum nie tylko bodźce wzrokowe, słuchowe i dotykowe, ale także odczucia ciężaru i położenia przestrzennego własnego ciała. Poddający się eksperymentowi już po kilkudziesięciu minutach doznawali licznych halucynacji wzrokowych i słuchowych, mieli zaburzoną zdolność myślenia logicznego, tracili poczucie czasu i położenia własnego ciała. Przeżywali silny lęk, stopniowo pojawiały się u nich mimowolne skurcze i drgawki mięśniowe. W miarę upływu czasu coraz trudniej oddychali, a funkcje poszczególnych narządów wewnętrznych rozregulowywały się. Żaden z badanych nie był w stanie wytrzymać w takiej sytuacji dłużej niż 6 godzin. Po zakończeniu badania przez kilkanaście minut widzieli wszystko dwuwymiarowo, a poziom ich logicznego myślenia był znacznie obniżony.
Od dwudziestu paru lat prowadzi się badania kosmonautów w warunkach lotów orbitalnych. Stwierdzono, że deprywacja doznań grawitacyjnych, a także ograniczenie innych bodźców wywołuje u kosmonautów szereg efektów. Na przykład w czasie orbitowania Jegorowa i Fieokistowa jednemu z nich wydawało się, że znajduje się głową w dół, drugiemu, że głową w górę. Kiedy Jegorow siedząc w fotelu zamykał oczy, od razu doznawał uczucia obrotu do tyłu. Gdy tylko otwierał oczy, iluzja znikała.
Amerykański kosmonauta Grissom, odbywający lot w ramach programu “Merkury”, doznał w nieważkości zawrotów głowy. Wnętrze kabiny zaczęło mu wirować przed oczami z dużą szybkością, a on sam miał uczucie spadania w otchłań bez dna. Ponadto szybko rozwinęły się u niego symptomy “choroby morskiej”.
W przeważającej liczbie przypadków iluzje u kosmonautów przebywających w nieważkości dotyczą uczucia spadania lub zawieszenia głową w dół. Niekiedy doznania takie miały skrajnie silne natężenie. Towarzyszyły im: przerażenie, krzyki i bezładne miotanie się po kabinie. Jeden z kosmonautów opisuje swoje doznania:
(...) Przed startem byłem spokojny, mogłem spokojnie rozmawiać. Od pierwszych sekund nieważkości poczułem, że spadam w dół. Wydawało się, że wszystko wokół się wali. Ściany kabiny, grożąc zgnieceniem, zbliżały się do mnie. Następnie zaczęły się wydłużać, uciekając na wielką odległość. Ogarnęło mnie skrajne przerażenie. Nie rozumiałem, co wokół się dzieje. Nagle poczułem, jakby coś uderzyło mnie w głowę. Moje ciało z olbrzymią szybkością zaczęło krążyć po kabinie. Nie mogłem się niczego uchwycić. Obraz kabiny migotał i wirował. Cały czas oczekiwałem straszliwego uderzenia w ciało na skutek upadku. Gdy później oglądałem na taśmie filmowej samego siebie, widziałem przerażenie na swojej twarzy, podczas gdy ciało nieruchomo wisiało w kabinie.
Dezorientacji przestrzennej może doznać każdy, chodząc w gęstej mgle. Lotnicy znają uczucie utraty orientacji co do położenia statku powietrznego względem Ziemi podczas lotów bez jej widoczności. Sam przeżywałem to zjawisko, wykonując szybowcowe loty w chmurach. Miałem np. wyraźne uczucie krążenia w lewo, podczas gdy przyrządy wskazywały na obrót w przeciwnym kierunku. Wylatując z chmury każdorazowo stwierdzałem, że to przyrządy miały rację, a nie mój błędnik. Piloci samolotowi w trakcie długotrwałych nocnych lotów tracą często poczucie położenia własnego ciała względem ziemi i za punkt odniesienia przyjmują kabinę. Wydaje im się, że lecą prawidłowo, gdy w rzeczywistości lot odbywa się głową w dół. Nie reagują na wskazania przyrządów, co może się zakończyć katastrofą.
Deprawacji sensorycznej doświadczali także żołnierze w Wietnamie. Kiedy lecąc śmigłowcem zasypiali, a jedynym dźwiękiem jaki słyszeli były uderzenia śmigieł wpadali w stan podobny do stanu hipnozy.
Osobiście zauważyłem i przeżyłem, że coś takiego jest możliwe podczas słuchania Death metalu – utwory z podwójną stopą, włączone na max w słuchawkach, leżąc nieruchomo w ciemnym pokoju.


eksperyment ARTICHOKE

KOMORA

W 1954 r. skonstruował specjalny zbiornik, wypełniany ciepłą wodą. Ponieważ miała ona temperaturę ludzkiego ciała, uczestnik eksperymentu doświadczał wrażenia unoszenia w pustce. Wrażenie odcięcia od świata nie było jednak pełne – poddawane deprywacji osoby musiały nosić maskę do oddychania pod wodą (nieustanne syczenie i bulgotanie przepływającego przez nią powietrza zakłócało ciszę), a w ich ciało wrzynały się paski uprzęży, zapobiegającej opadnięciu na dno zbiornika.
Lilly chciał sprawdzić, czy odcięcie mózgu od wszelkich bodźców zewnętrznych spowoduje jego „wyłączenie”. Taką tezę głosili zwolennicy behawiorystycznego nurtu w ówczesnej psychologii. Okazało się jednak, że ludzki umysł może funkcjonować w sensorycznej próżni – tyle że niezbyt sprawnie. Uczestniczący w doświadczeniach ochotnicy opowiadali o poczuciu nierzeczywistości i przerażającej utracie samoświadomości. Nie wiedzieli, gdzie są, kim są i co się z nimi dzieje. Nie mogli się skoncentrować, a u niektórych dochodziło nawet do zaburzeń psychicznych, które utrzymywały się tygodniami (podobnie jak u studentów z projektu ARTICHOKE). Nikt nie wytrzymał w zbiorniku dłużej niż trzy godziny.
Ile było w tym naukowej prawdy? Nie wiadomo. Lilly założył firmę, która pierwsza zaczęła produkować komercyjne zbiorniki do deprywacji, reklamowane jako znakomity sposób na relaks. „Późniejsze badania nie potwierdziły występowania dramatycznych zmian w stanie świadomości” – pisze prof. Andrzej Kokoszka z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego w książce „States of Consciousness”. Długotrwała deprywacja sensoryczna z pewnością prowadzi do problemów z koncentracją, a te z kolei wywołują dalsze objawy, takie jak zanik logicznego myślenia, zaburzenie poczucia czasu i większa skłonność do fantazjowania czy „snów na jawie”.


Zdjęcia przykładowych komór do deprawacji.

DLACZEGO?

Co się dzieje z mózgiem odciętym od dopływu bodźców? W normalnych warunkach jest on cały czas zajęty filtrowaniem informacji. W czasie jednej sekundy wszystkie receptory znajdujące się w naszym ciele odbierają gigantyczną ilość danych – sięgającą być może nawet ekwiwalentu 100 miliardów bitów (czyli ok. 2650 egzemplarzy Biblii Tysiąclecia!). Jednak ludzka świadomość może poradzić sobie ze strumieniem danych rzędu zaledwie stu bitów na sekundę – uważa prof. Andrzej Wróbel, neurofizjolog z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego PAN.
„Dlatego umieszczenie człowieka w komorze deprywacyjnej i odcięcie go od zalewu bodźców wprawia mózg w stan szoku. Nie wie, czym ma się zająć” – mówi dr Mariusz Makowski, psycholog z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Jego zdaniem mózg reaguje wówczas jak ryba wyciągnięta z wody. Z początku zachowuje się tak, jakby nic się nie stało, ale napotyka próżnię. Wówczas zaczyna sam sobie wytwarzać różne symulacje tego, co powinno do niego docierać. Dlatego osoby poddane deprywacji sensorycznej czują swędzenie, mrowienie w kończynach, uczucie lodowatego zimna lub wielkiego gorąca. Potem pojawiają się halucynacje wzrokowe i słuchowe, następuje derealizacja (utrata poczucia ciała oraz czasu i przestrzeni).

NIE TAKIE HALUNY STRASZNE JAK…

Owszem, deprawacja może powodować halucynacje, ale sytuacja wygląda inaczej, jeśli zaaplikujemy sobie niewielką dawkę deprywacji. Eksperymenty wykazały, że godzinne pławienie się w ciszy i ciemności działa przede wszystkim relaksująco. Prof. Thomas E. Taylor z Texas A & M University dowiódł nawet, że w takim stanie mózg może łatwiej przyswajać nowe informacje. Uczestnicy jego badań spędzili kilkanaście 70-minutowych sesji w komorze deprywacyjnej, słuchając nagrań z nieznaną im wcześniej treścią. W porównaniu z grupą kontrolną, która leżała tyle samo czasu na sofie w ciemnym pokoju, ich zdolność zapamiętywania, kojarzenia oraz składania faktów w większą całość była znacznie lepsza. Zapis elektroencefalograficzny (EEG) wykazał, że u osób poddanych deprywacji pojawia się znacznie więcej korowych fal theta (o częstotliwości 4–7 Hz). Zdaniem części uczonych mają one silny związek z procesami uczenia się (a konkretnie – konsolidacją śladów pamięciowych, czyli engramów).
Z kolei Sven-Ake Bood ze szwedzkiego Karlstads Universitet badał wpływ deprywacji na samopoczucie osób cierpiących z powodu stanów lękowych, przewlekłego stresu, depresji i fibromialgii (schorzenia charakteryzującego się m.in. bólami stawów). Okazało się, że wystarczyło zaledwie 12 sesji, by u pacjentów zaczęły ustępować przykre dolegliwości.
Nic dziwnego, że zbiorniki relaksacyjne są dziś sprzedawane przez wiele firm jako element komercyjnego salonu spa, a nawet wyposażenie domowej łazienki. Nie jest już potrzebna maska ani uprząż – komory wypełnia się ciepłym roztworem soli, w którym ciało swobodnie się unosi. Producenci ostrzegają, że przez pierwsze 40 minut można doświadczyć swędzenia i innych sensacji związanych z dostosowywaniem się mózgu do nowej sytuacji, ale potem czeka nas już ponoć tylko czysty relaks. Oczywiście o ile nie zaśniemy w tej wannie, bo przebudzenie po kilku godzinach mogłoby być jednak przykre...

Badania okresowe

Fakerę2012-03-28, 20:51
Miałem dzisiaj badanie okresowe i lekarz powiedział, że mam ciało nastolatka. Skąd ten sk🤬iel wie co trzymam na strychu?

Według badań...

Cienió2011-11-27, 23:49
Według najnowszych badań przeprowadzonych w Ameryce, wynika, że 90% czarnych mężczyzn ma na sobie skarpetki podczas seksu...

...i kominiarkę

i nóż.

Badania nad alkoholem

kizug6662011-06-16, 12:03
Badania nad alkoholem wykazały, że:

Wódka z lodem - atakuje nerki!
Rum z lodem - atakuje wątrobę!
Gin z lodem - atakuje mózg!
Whisky z lodem - atakuje serce!

Wygląda na to, ze ten cholerny lód szkodzi na wszystko!
Szkoda że tego nie dożyjemy

Cytat:

Badania oparte na danych pochodzących z dziewięciu krajów pokazują, że drastycznie spada liczba wiernych, a religia jest skazana na wymarcie - informuje serwis bbc.co.uk.

Wzrasta za to liczba członków organizacji nie związanych z religią. Bo członkostwo w nich po prostu bardziej się opłaca.

Wyniki badań Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologów w Dallas (USA) pokazują, że w Australii, Austrii, Kanadzie, Czechach, Finlandii, Irlandii, Holandii, Nowej Zelandii i Szwajcarii religia już wkrótce może przestać istnieć.

Ma na to wpływ bardzo dużo różnych czynników i trudno jednoznacznie określić czym spadek liczby wiernych jest spowodowany.

Ludzie, przyłączając się do grup zwracają dużą uwagę na to, czy członkostwo w nich może im się w czymś przydać. Badają ich użyteczność. Dlatego duże grupy społeczne cieszą się większą popularnością. W zgromadzeniach religijnych liczba wiernych drastycznie spada, dlatego ludzie nie chcą się do nich przyłączać.

Jak pokazują badania ma to też spory związek z demokracją, tam gdzie jest ona dobrze rozwinięta dużo osób deklaruje, że nie przynależy do żadnej grupy religijnej.

Eksperci podkreślają jednak, że do wyników badań należy podchodzić z dużym dystansem, bo są one oparte tylko i wyłącznie na danych matematycznych i wzorach. A jak wiadomo trzeba też brać pod uwagę indywidualne preferencje i predyspozycję jednostek żyjących w społeczeństwie.

Faktem jest jednak, że z roku na rok liczba wiernych drastycznie spada i jeśli ta tendencja zostanie zachowana, to może być tak, że religia całkowicie przestanie istnieć.



wiadomosci.onet.pl/nauka/naukowcy-religia-wkrotce-przestanie-istniec,1...

Statystyka

U................a • 2011-02-05, 21:45
"Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki."

Narkofobia w Polsce

Hugo_Nicpon2010-12-25, 19:26
Film majki kariny, aktywistki społecznej działajacej na polu narkotykowym. www.majakarina.pl

Mostek

Centurion2007-11-27, 11:28
Przychodzi murzyn do lekarza na badania ogólne. Lekarz każe mu sie rozebrać i zrobić mostek na środku pokoju. Murzyn wykonuje. Lekarz prosi, by zrobił teraz mostek przy szafie. Murzyn robi mostek przy szafie.
- Niech pan teraz zrobi mostek, pod oknem.
- Nie ma sprawy.
Murzyn robi mostek, a lekarz tylko ponure:
- Aha.
Murzyn pyta w końcu:
- No i co ze mną, wszystko w porządku? Po co mi pan kazał robić ten mostek?
- A bo taki stolik czarny kupuje...