Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#żydzi

Alianckie obozy koncentracyjne

smagal2013-06-01, 22:48
Chciałem przedstawić bardzo ciekawe wspomnienia alianckiego żołnierza pracującego w alianckim obozie dla niemieckiej ludności i żołnierzy niemieckich po II WŚ. Długie ale myślę, że warto przeczytać gdyż jest to bardzo ciekawa historia.

"W październiku 1944 r., gdy miałem osiemnaście lat, zostałem powołany do wojska. Moje szkolenie było krótkie, głównie z powodu rozgrywającej się właśnie niemieckiej kontrofensywy w Ardenach; urlop skrócono mi o połowę i natychmiast wysłano za morze. Po przybyciu do La Havre, we Francji, szybko załadowano nas do samochodów i posłano na front. Gdy dotarłem na miejsce, dostrzegłem u siebie objawy mononukleozy – posłano mnie do szpitala w Belgii. Ponieważ wtedy mononukleoza znana była jako „choroba pocałunków”, wysłałem mojej dziewczynie list z podziękowaniami.

Do momentu opuszczenia szpitala, przebywałem w Spartanburgu, w centrum Niemiec; mimo moich protestów umieszczono mnie w „repo depot” (obozie przejściowym). Przestałem się interesować moją macierzystą jednostką; niebojowe jednostki były w tamtym czasie wyśmiewane, pogardzane. Z akt wynika, że przez większość czasu, z mojego siedemnastomiesięcznego pobytu w Niemczech, byłem w kompanii C, 14 Regimentu Piechoty. Pamiętam jednak iż przebywałem też w innych jednostkach.

Pod koniec marca lub na początku kwietnia 1945 r., zostałem wysłany do obozu jeńców wojennych, nieopodal Andernach nad Renem, jako strażnik. Skończyłem cztery lata wyższej szkoły niemieckiej więc mogłem rozmawiać z więźniami mimo że było to zakazane. Jednakże stopniowo zaczęto wykorzystywać mnie jako tłumacza; proszono o wyłuskiwanie członków SS (żadnego nie znalazłem).

W Andernach przetrzymywano około 50000 więźniów w różnym wieku; pod gołym niebem, za drutem kolczastym. Kobiety były osobno więc początkowo nie widywałem ich. Mężczyźni których pilnowałem nie mieli żadnych schronień ani koców. Wielu było bez kurtek. Spali w błocie, wodzie, na zimnie; brakowało latryn. Była zimna i mokra wiosna – ich cierpienia były tym większe.

Jeszcze bardziej szokujący był widok tych więźniów wrzucających trawę i chwasty do cynowych puszek zawierających rzadką zupę. Powiedzieli mi, że robią to aby ulżyć sobie w bólu który był powodowany przez głód. Szybko ulegali wycieńczeniu. Dyzynteria szalała – zaczęli sypiać we własnych odchodach, bowiem byli zbyt słabi, aby doczołgać się do rowów z latrynami. Wielu błagało o jedzenie, chorując i umierając przed naszymi oczami. Mieliśmy wystarczającą ilość zapasów i zaopatrzenia, lecz nie zrobiliśmy nic by im pomóc; nie udzielaliśmy żadnej pomocy lekarskiej.

Z oburzeniem protestowałem u moich oficerów, jednak spotykałem się jedynie z wrogością i ślepą obojętnością. Naciskani twierdzili, że otrzymali ścisłe rozkazy z „góry”. Żaden oficer nie zrobiłby czegoś takiego 50000 ludziom; jednak niepodporządkowanie się groziło poważnymi zarzutami. Zorientowawszy się, że moje protesty są bezskuteczne, poprosiłem przyjaciela pracującego w kuchni o przyniesienie mi trochę jedzenia dla więźniów. Ten także opowiedział o dokładnych rozkazach pochodzących z „góry”, a tyczących się ścisłego przestrzegania racji żywnościowych. Dodał jednak, że mają tyle jedzenia iż nie wiedzą co z nim robić i że trochę mi „zorganizuje”.

Gdy przerzucałem dla więźniów jedzenie przez drut kolczasty, zostałem przyłapany; zagrożono mi uwięzieniem. Powtarzałem „wykroczenie”. Pewien rozgniewany oficer zagroził mi, że mnie zastrzeli. Sądziłem, że blefuje dopóki nie zobaczyłem kapitana, na wzgórzu nad Renem, strzelającego do grupy niemieckich kobiet ze swojej czterdziestkipiątki. Gdy zapytałem go „Dlaczego?”, odburknął „Praktyka” i strzelał aż do opróżnienia magazynka. Widziałem biegnącą kobietę, która chciała się skryć. Jednak nie jestem w stanie powiedzieć czy została trafiona. Było zbyt daleko.

Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że obcuję z zimnokrwistymi mordercami pełnymi nienawiści. Uważali Niemców za podludzi godnych eksterminacji; kolejny przejaw upodlającej karuzeli rasizmu. Artykuły w gazecie Stars and Stripes, niemieckie obozy koncentracyjne, mnóstwo zdjęć wycieńczonych ciał. Ta swoista polityka zwiększała nasze „sprawiedliwe”okrucieństwo, ułatwiała nam akceptowanie zachowań przeciwko którym buntowalibyśmy się. Sądzę również, że żołnierze którzy nie brali udziału w walkach próbowali udowodnić jacy to oni twardzi, zachowując się w taki właśnie sposób wobec więźniów i cywili.

Dowiedziałem się, że więźniowie byli przeważnie prostymi rolnikami i robotnikami tak jak i większość naszych żołnierzy. Z upływem czasu upodobniali się do zombi, stawali się ślamazarni, inni opętani, jeszcze inni próbowali samobójstwa – za dnia uciekali przez otwartą przestrzeń w kierunku Renu, by ugasić pragnienie. Byli zdejmowani.

Niektórzy więźniowie pragnęli papierosów tak bardzo jak jedzenia, toteż przedsiębiorczy jankescy kupcy wymieniali za garść papierosów stosy zegarków i pierścionków. Gdy zacząłem przerzucać kartony papierosów więźniom by zrujnować ten biznes, zostałem poważnie „upomniany”.

Pewien promyk nadziei pojawił się jednej nocy, gdy miałem „cmentarną zmianę”, między drugą a czwartą godziną nad ranem. Blisko na wzgórzu znajdował się cmentarz. Mój przełożony zapomniał dać mi latarkę a nie chciałem się napraszać zdegustowany całą tą atmosferą. Było już dość jasno. Zaniepokoiłem się o więźnia czołgającego się pod drutami w kierunku cmentarza. Mieliśmy strzelać do uciekających jak tylko takich zobaczymy więc podniosłem się z ziemi, aby ostrzec go, żeby wracał. Nagle spostrzegłem kolejnego więźnia pełzającego z cmentarza do ich zagrody. Ryzykowali życie żeby wygrzebać coś ze cmentarza. Musiałem zrobić śledztwo.

Gdy wkroczyłem do tego mrocznego, zakrzaczonego, pogrążonego w cieniu cmentarza, poczułem się zupełnie bezradnym. Coś zadziwiającego pchało mnie jednak naprzód. Wbrew obawom, przeszedłem nad kimś leżącym na brzuchu. Wymac🤬jąc wokoło karabinem, potykając się, próbując odzyskać spokój, wkrótce doszedłem do siebie. Jakaś postać usiadła. Po chwili byłem w stanie zobaczyć nieopodal piękną, ale przerażoną grymasem strachu twarz kobiety z koszem piknikowym. Niemożna było dawać jedzenia niemieckim cywilom, cywile nie mogli nawet przechodzić opodal więźniów więc szybko zapewniłem ją iż nie mam nic przeciwko temu co robi. Powiedziałem żeby się nie bała i że opuszczę cmentarz by jej nie przeszkadzać.

Szybko się oddaliłem i usiadłem pod drzewem na końcu cmentarza tak by nie niepokoić więźniów. Cóż to było za uczucie – spotkać tak piękną kobietę w takich okolicznościach! Nigdy nie zapomniałem jej twarzy.

Po jakimś czasie więcej więźniów zaczęło powracać do zagród. Widziałem jak ciągną ze sobą jedzenia dla siebie i swoich towarzyszy. Mogłem tylko podziwiać ich odwagę i oddanie.

8 V 1945 r. zdecydowałem świętować z kilkoma więźniami, których pilnowałem; okazjonalnie piekli oni chleb dla innych więźniów. Mieli chleb, a poza tym dzielili się swoim wesołym usposobieniem wywołanym przez koniec wojny. Wszyscy myśleliśmy, że wkrótce wrócimy do domów. Znajdowaliśmy się na ziemiach, które weszły w skład francuskiej strefy okupacyjnej. Nie czekałem długo, aby móc ujrzeć brutalność francuskich żołnierzy, kiedy to transportowaliśmy dla nich naszych więźniów do obozów pracy niewolniczej.

Jednakże tego dnia byliśmy szczęśliwi.

Jako gest przyjaźni, rozładowałem moją broń i stanąłem z boku. Pozwoliłem im nawet pobawić się nią. To „przełamało lody” i zaraz śpiewaliśmy piosenki, ucząc się ich nawzajem. Także te których nauczyłem się w niemieckiej szkole (“Du, du, liegst mir im Herzen”). Jako wyraz wdzięczności upiekli mi specjalny, mały i słodki chlebek – jedyny prezent jaki mogli mi ofiarować. Schowałem go do mojej „eisenhowerowej” kurtki i zaniosłem do moich baraków. Zjadłem go w samotności. Nigdy nie jadłem smaczniejszego chleba. Jedząc go, nigdy nie czułem tak wzniosłego uczucia wspólnoty. Wierzę, że wtedy objawił mi się Chrystus. Wpłynęło to później na moją decyzję o podjęciu studiów filozoficznych i religijnych.

Krótko potem, niektórzy z naszych słabych i chorych więźniów zostali zabrani przez francuskich żołnierzy do ich obozu. Jechaliśmy ciężarówką za tą kolumną marszową. Co jakiś czas zwalniała i zawracała. Być może kierowca był tak zszokowany jak ja widząc co się dzieje. Gdy jakiś niemiecki więzień upadał był bity pałką w głowę i w ten sposób mordowany. Ciała były zwalane na pobocze drogi i zabierane przez następną ciężarówkę. Przez wielu ta szybka śmierć mogła być preferowana niż powolne umieranie z głodu na naszych „polach śmierci”.

Kiedy w końcu zobaczyłem niemieckie kobiety zamknięte w oddzielnej zagrodzie, zapytałem dlaczego je więzimy. Powiedziano mi, że „podążają za obozem”; wybrane przez SS na materiał hodowlany superrasy. Rozmawiałem z kilkoma i muszę przyznać, że spotkałem się z niezwykle uduchowionymi duszami i wielce atrakcyjnymi kobietami. Zdecydowanie nie zasługiwały na więzienie.

Coraz częściej używano mnie jako tłumacza. Dzięki temu mogłem zapobiec kilku szczególnie niesprawiedliwym uwięzieniom. Pewnego razu żandarmi przyciągnęli jakiegoś rolnika. Powiedzieli mi, że ma „niezły nazistowski medal”. Pokazali mi ten order. Na szczęście miałem pewną tabelkę i mogłem go zidentyfikować. Okazało się, że rolnika nagrodzono medalem za posiadanie pięciorga dzieci! Hmm… być może jego żona odczuła jakąś ulgę, ale nie sądzę, aby jeden z naszych obozów śmierci był sprawiedliwą karą za jego wkład w niemiecki dobrobyt. Żandarmi zgodzili się. Wypuścili go, aby mógł kontynuować swoją „brudną robotę”.

Głód zaczął rozprzestrzeniać się także wśród niemieckich cywili. Normalnym było zobaczyć niemieckie kobiety z podkasanymi rękawami myszkujące wśród naszych śmieci. Szukały czegoś jadalnego. Jeśli tylko nie były przeganiane…

Gdy wypytywałem burmistrzów małych miast i wsi, odpowiadali iż zapasy jedzenia zostały zabrane przez dipisów (obcokrajowców pracujących w Niemczech), zapakowane na ciężarówki i wywiezione. Kiedy o tym zameldowałem, spotkałem się tylko ze wzruszeniem ramion. W obozach nigdy nie widziałem ludzi z Czerwonego Krzyża, nie widziałem by pomagali cywilom mimo że ich kawa i pączki były dla nas zawsze i wszędzie na wyciągnięcie ręki. Tymczasem Niemcy musieli polegać na poukrywanych zapasach i czekać na następne zbiory.

Głód czynił Niemki bardziej „dostępnymi” mimo to często dochodziło do gw🤬tów z użyciem przemocy. Dobrze pamiętam pewną zgw🤬coną osiemnastolatkę. Dwaj żołnierze okaleczyli jej pół twarzy karabinową kolbą. Nawet Francuzi uważali, że gw🤬ty, złodziejstwa i pijacka przemoc naszych żołnierzy były zbyt „wygórowane”. W Le Havre dostawaliśmy broszurki objaśniające nam, że niemieccy żołnierze bardzo dobrze obchodzili się ze spokojnymi francuskimi cywilami i że my powinniśmy zachowywać się tak samo jak oni. Jakąż sromotną klęskę wtedy ponieśliśmy!

„Co z tego?”, ktoś zapyta. „Okrucieństwo wroga było większe niż nasze.” To prawda, że patrzyłem tylko na koniec wojny, gdy byliśmy już zwycięzcami. W przeciwieństwie do nas, Niemcy mieli coraz mniej okazji do stosowania przemocy. Jednak dwa zła nie czynią jednego dobra. Zamiast powtarzać przestępstwa wroga, powinniśmy próbować przełamać spiralę przemocy i zemsty, która splugawiła naszą historię. Dlatego mówię o tym teraz, 45 lat po wojnie. Może nigdy nie zdołamy zapobiec poszczególnym zbrodniom wojennym, ale możemy, jeśli będziemy głośno o tym mówić, wywrzeć wpływ na politykę rządów. Możemy odrzucić rządową propagandę malującą naszych „wrogów” jako podludzi i propagującą zachowania których byłem świadkiem. Możemy protestować przeciwko bombardowaniom cywilnych celów, co przecież dzieje się także dzisiaj, w tej chwili. Możemy odmawiać poparcia naszemu rządowi mordującemu pokonanych rozbrojonych i jeńców wojennych.

Doszedłem do wniosku, że dla przeciętnego człowieka trudno jest uznać ogrom tych przestępstw, szczególnie jeśli sam był świadkiem. Nawet żołnierze współczujący ofiarom bali się tłumaczyć co się działo, z obawy przed kłopotami – mówili mi. Niebezpieczeństwo nie zostało zażegnane. Przemawiałem kilka tygodni temu i już odebrałem telefoniczne pogróżki, a moja skrzynka pocztowa została zniszczona. Lecz było warto. Pisanie o tych okropnościach jest jak katharsis dla uczuć zbyt długo tłumionych, wyzwoleniem, które może przypomni innym świadkom, że „prawda uczyni nas wolnymi ludźmi; pozbądź się strachu!”. Być może najważniejszą lekcją jest: tylko miłość może podbić wszystko."

Nie lubię niemców, żydów i ciapatych. Dziękuję

Źródło: polskawalczaca.com
Esej został opublikowany w The Journal of Historical Review , Summer 1990 (Vol. 10, No. 2), pp. 161-166. (Revised, updated: Nov. 2008).

Joseph Nitchthauser – Brazylijski Żyd broni Polaków.

P................t • 2013-05-25, 22:57
Witam. Znalazłem taki oto ciekawy artykuł nt. Żydów. Jest to wywiad przeprowadzony przez Juliusza Osuchowskiego z Josephem Nichthauserem.

Joseph Nitchthauser – Brazylijski Żyd broni Polaków przed oszczerczą kampanią nienawiści.

Wywiad przeprowadzony przez Juliusza Osuchowskiego z Josephem Nichthauserem.

Brazylijski Żyd broni Polaków przed oszczerczą kampanią nienawiści:


Skąd, proszę Pana bierze się opinia, ze Polacy są antysemitami. Kto te opinie rozgłasza. Czy inaczej propaguje ja na cały świat?

Joseph Nitchthauser:

Polska, proszę Pana…

Chodzi o to, ze myśmy im (nazistom) pomagali. Ja to powiedziałem dla telewizji brazylijskiej. Ja się nie boję nikogo. Szczególnie nie boję się Żydów. Jestem Żydem, umrę Żydem. Polska była jedynym z siedemnastu krajów, które naziści zajęli, republik, monarchii, który nie dostarczył ani jednego essesmana, ani dobrowolnie, choćby jednego żołnierza do Wehrmachtu. Wszystkie inne kraje dostarczyły.
Ukraińcy, Litwini – byli gorsi jak essesmani niemieccy. SS holenderskie – było jeszcze gorsze. Dania – ten piękny kraj, który uratował prawie wszystkich swoich Żydów, dostarczał kontyngenty SS. Francja – była jedynym krajem z krajów okupowanych, w którym Żydów francuskich NIE wyaresztowali Niemcy. Zrobiła to policja francuska bez żadnego ponaglania i rozkazu niemieckiego. A nie mówi się o tym jak myśmy, Żydzi pomogli nazistom nas zniszczyć.
W Oświęcimiu prawie wszyscy znajdujący się tam essesmani byli ranni i przysyłani z różnych frontów. Aby zagazować, a potem spalić, czasem 10 tysięcy, czasem 20 tysięcy ludzi dziennie, potrzeba było paręset osób aby przy tym strasznym procederze pracowali.
SS-mani prawie co dwa tygodnie wybierali spośród więźniów żydowskich mocnych, zdrowych mężczyzn, grupę trzystu do pięciuset ludzi, którzy byli przydzielani do pracy w krematoriach i komorach gazowych. Po trzech tygodniach taka grupa szła do komory gazowej, a esesmani wybierali nową.
Nigdy według mojej wiedzy i badań, ja do dnia dzisiejszego jeszcze badam problem Holokaustu, nie znalazłem żadnego przypadku, aby ktokolwiek, chociaż jeden Żyd powiedział – nie – ja nie będę pracował przy tym! Co ryzykował? – tylko tyle, że by go od razu zastrzelili. Ci wszyscy, co pracowali w tych komandach, wiedzieli że umrą, że nie będą do końca wojny pracować w krematorium, ładować trupy do pieców, czy wyrywać złote zęby z zagazowanych ludzkich zwłok i ładować je na wózki, aby dowieźć do krematorium.
Na polach pracowali Polacy, w fabrykach więcej pracowało Ukraińców, bo Polacy nie chcieli pracować solidnie i Niemcy nigdy nie wiedzieli, co oni wymyślą i zrobią im na złość. Żydów zmuszono oczywiście, aby pracowali w krematoriach i komorach gazowych! Ale można było nie chcieć! Chciało się uratować życie, tylko na jakieś dwa tygodnie?
Tak samo w gettach! Przecież Gettami administrowali Żydzi. Byli tam żydowskie władze, żydowska policja wykonująca polecenia niemieckie. To nie Polacy pomagali Niemcom wyznaczać Żydów do transportów – to robili Żydzi. To nie Polacy pilnowali niemieckiego porządku w gettach, ale Żydzi. Nie znam przypadku, aby Żydzi administrujący gettem, odmówili wykonania niemieckiego polecenia. Przecież za to groziło tylko zabicie i to tylko jednej osoby, a nie całej rodziny, jak groziło to Polakom za pomoc Żydowi, a Polacy to robili. Ja jak coś robię, to robię aż do końca i nic nie mówię, na co nie mam 100% dowodów. Ja mam tutaj dokument, który został opublikowany w prasie żydowskiej, tutaj, w Brazylii. W “Redzenia Judaika” – Żydzi amerykańscy nie zrobili prawie nic, aby ratować Żydów europejskich przed zagładą.
Ten, co to napisał, to nie był idiota – to był Żyd, który doskonale wiedział co i dlaczego pisze. Nazywał się Oskar Minc. On jeszcze żyje, jest na emeryturze. A co zrobiły inne rządy jeszcze przed 1939 rokiem? Anglicy zamknęli bramy. Delegacji żydowskiej, która udała się do Australii z prośbą o wpuszczenie tam Żydów europejskich, powiedziano, ze nie mają tam żadnych problemów rasowych i nie chcą ich też importować z Europy. Zamknęli drzwi dla Żydów.

A wie pan, który kraj otworzył swoje granice wtedy dla Żydów? Nie wie pan?

POLSKA, proszę pana.

Francja wpuściła nieliczną grupę uchodźców. 

Polska otworzyła zupełnie granice. Ja nie wiem, dlaczego dyplomacja Polska o tym zupełnie nie mówi. Jak nie wiedzą – to mogą mnie zawołać jako świadka.

Joseph Nitchthauser: Proszę Pana! Polski antysemityzm to jest straszne głupstwo. Ja tu walczę z moimi żydami o to. Ja tu byłem przez osiem lat prezydentem Federacji Żydowskiej i zawsze z nimi walczyłem. Pokolenie które się tutaj urodziło, zostało nauczone przez swoich rodziców, którzy urodzili się w Polsce, ze Polak to antysemita.

Moj ojciec urodzil sie w Niemczech pod Gliwicami i w domu z dziecmi mowil po polsku i po niemiecku, tak jak prawie wszedzie na Slasku. Ludzie miedzy soba mowili troche po polsku, troche po niemiecku.
Juliusz Osuchowski: Pare lat temu w Waszyngtonie zostalo otwarte muzeum Holokaustu zydow w czasie drugiej wojny swiatowej w Europie. Jeden z moich znajomych nazwal je Muzeum Wstydu zydow amerykanskich.
 
Joseph Nitchthauser: Swiete slowa, prosze Pana. To jest naprawde muzeum wielkiego wstydu zydow z USA. Ludzie, ktorzy nic nie zrobili, aby pomoc innym ludziom, zwlaszcza, gdy trzeba bylo ratowac zycie ludzkie, najchetniej obwiniaja innych o grzech zaniechania. Tak, innych! Bardzo latwo jest pokazac na innych i ich obwinic, nie mowiac nic o sobie, lub o swej rodzinie. Dzis w USA zydzi chca zapomniec, chce sie sie wybielic srodowisko tamtejszych zydow od grzechu zaniechania w stosunku do ich braci w ogarnietej straszna wojna Europie. Bardzo jest wygodna pozycja do obrony podnoszenie krzyku o antysemityzm.
 
Byl Pan moze w Izraelu?
 
Juliusz Osuchowski: Nie

Joseph Nitchthuser: A to szkoda. W Jerozolimie jest slynne muzeum zwane Jad Ba Sen. Obok tego muzeum jest taka aleja gdzie sa drzewa. Na kazdym drzewie jest tabliczka. Na tabliczkach sa nazwiska rodzin i ludzi nie-zydow, ktorzy w czasie okupacji uratowali zycie zydom. I wie Pan co? Tam sa prawie tylko polskie nazwiska! Tam stoja te tabliczki. Do dzisiejszego dnia nikt ich nie wyciagnal. A zydow w Polsce bylo duzo, w niektorych miasteczkach bylo ich prawie 90%, a calym kraju w gruncie rzeczy to wynosilo w stosunku do calej ludnosci jakies 15%.
Jak sobie mozna wyobrazic Francje ktora ma jakies 60 milionow ludzi. Dzisiaj zydow we Francji jest niewielu, a jak wielki jest tam antysemityzm obecnie. Wystarczy tylko maly ogien z zapalki, aby wybuchla rasistowska awantura.



Obwieszczenie władz Generalnego Gubernatorstwa z września 1942, mówiące o karze śmierci za ukrywanie Żydów, jak również za sprzedaż lub dostarczanie pożywienia
 
Nikt ze środowiska żydów w USA słowem nie wspomina o tym, ze Polska była jedynym krajem na świecie, gdzie żyd mieszkający, urodzony w niej, nie był zmuszany do mówienia po polsku. Nie było nawet takiego prawa, które zobowiązywałoby żyda do znania oficjalnego języka, jakim był język polski.
Wiec gdzie ten antysemityzm polski? 
Prosze pomyslec o wolnej republikanskiej Francji, w ktorej okolo 15% ludzi nie mowilo by po francusku. Czy w kolebce wolnosci, USA gdzie 15% obywateli nie mowilo by po angielsku, czy o Brazylii. Ludzie mowia, ale nie wiedza o czym mowia, nie rozumieja slowa antysemityzm, swoje slabosci przypisuja innym: to nie my, to oni.
W Brazylii jest dyskryminacja w stosunku do czarnych, bo widzi sie ich inna skore. Nie wolno tu jednak nikomu powiedziec np. “ty jestes zydem parszywym”. Jest prawo, ja ksiazke z nim mam tutaj na biurku, kto je lamie idzie od razu do wiezienia – mowi Joseph Nitchthauser w obszernym wywiadzie udzielonym panu Juliuszowi Osuchowskiemu. – Nie ma w takim wypadku “habeas corpus”, czyli wypuszczenia za kaucja. Ryzykuje sie od dwoch do pieciu lat wiezienia, ale w wielu wypadkach to tylko teoria.
Naturalnie prawnie dyskryminacja i rasizm jest tu zabroniony, ale faktycznie on jest, na szczescie, nie wszedzie. Dyskryminacja w stosunku do zydow jest slaba, bo oni tu juz nie sa handlarzami. Jednak sa przypadku i nietolerancji w stosunku do zydow.
A dlaczego o to pytalem w telewizji? Ja sie zapytalem w telewizji, kim jest Dawid Wilbernstain, ktory jest mezem corki naszego prezydenta F. H. Cardozo. Czy byle jaki zyd w Polsce nazywal sie Dawid Wilbernstain? Ten ziec naszego prezydenta ma ladna gebe, wyglada jak aktor filmowy, jemu nikt nie odwazy sie powiedziec, ze jest zydem.
Ja rzadko mowie po polsku, bo obecnie tu w Belo Horizonte jest bardzo malo Polakow. Mowie tak jak mowie do dzisiejszego dnia, to miedzy innymi dlatego, ze przez dlugi czas tlumaczylem dla wojska. Jak Ojciec Swiety Jan Pawel II objal pontyfikat w Watykanie, to wtedy II sekcja wojska, ta anty-szpiegowska zaczela mu posylac wiadomosci o sytuacji kosciola w Brazylii. Ale Ojciec Swiety nie odpowiadal. Pewnego dnia zwrocili sie do mnie.
Ja publikowalem tutaj w gazecie, ze dostalem blogoslawienstwo od Ojca Swietego. To jest inna historia, bo moja siostra nieboszczka byla jego kolezanka. Tylko ja sie urodzilem w Bielsku, a cala moja rodzina jest z Wadowic. Moja siostra, ktora zmarla cztery lata temu, byla kolezanka Ojca Swietego. Ona urodzona byla w 1920 roku w grudniu, a Ojciec Swiety w 1920 roku w maju. A w Wadowicach wtedy byla tylko jedna szkola podstawowa wiec oni chodzili do niej razem do jednej klasy. Pewnego dnia ja napisalem do Ojca Swietego, bo siostra nie chciala, wstydzila sie. Napisalem, ze moja siostra Fela byla kolezanka Waszej Swiatobliwosci. W miesiac potem otrzymalem odpowiedz. W jakiej postaci? Fotografii w kolorach, mam ja tam na scianie nad biurkiem w pokoju gdzie daje lekcje. Jest to podobizna Ojca Swietego, a z tylu wlasna reka napisane blogoslawienstwo – “Niech was Bog Wszechmogacy blogoslawi w Imie Ojca i Syna i Ducha Swietego Amen” – Jan Pawel II.
Ja mam przyjaciela do dnia dzisiejszego tu w naszej gazecie, patrz – powiedzialem – dostalem blogoslawienstwo od Ojca Swietego. No to ja to opublikuje. No i opublikowal. Wojsko to przeczytalo. Pewnego dnia dostalem zaproszenie, zeby do nich przyjsc do czwartego pulku piechoty. Tam poprosili mnie o tlumaczenie jednej stronicy. Oni dali takie krotkie wiadomosci o kosciele w calej Brazylii. To bylo dla mnie zupelnie latwe. Przetlumaczylem, a oni poslali. Otrzymali odpowiedz po raz pierwszy, ale po polsku, podpisana przez ksiedza Dziwisza. Czy go Pan zna?

Juliusz Osuchowski: Tak, wiem kto to jest, ale nie znam go osobiście.

Joseph Nitchthauser: A ja go znam osobiscie. On mnie zaprowadzil pozniej, jak sie ozenilem, moja pierwsza zona zmarla, to sie ozenilem z Marta. I zrobilem jej niespodzianke. Pojedziemy do Europy – powiedzialem – i zostaniemy przyjeci przez Ojca Swietego. Jest tu fotografia. Tak, widzialem ja. Byla to dla nas tylko audiencja, ale tak sie tam cos podzialo. Ksiadz Dziwisz powiedzial: no, dzisiaj jeszcze musze przyjac wiecej ludzi, przyjda jeszcze trzy parki i one beda razem z wami. I przyszli, ale Ojciec Swiety mowil tylko ze mna. Po polsku! A pozniej ksiadz Dziwisz nas odprowadzil z biblioteki Ojca Swietego az na sam dol. Tam pocalowalem go w reke. Bylo bardzo ladnie.

Ostatnio publikowali tutaj dokument, ze Watykan prosi o przebaczenie i tak dalej, ze katolicyzm nie zrobił dosyć dla żydów. Ja uważam, ze nawet nie potrzebowali iść tak daleko. Nikt nie mógł nic zrobić dla żydów. Nikt! To była ta tragedia. Nikt, ani Ojciec Święty, ani księża, ani nikt. Pomimo wszystko jednak robili. Ja nie rozumiem, dlaczego Watykan musiał prosić o przebaczenie? Przede wszystkim Papież Pius XII zrobił co mógł. Jeśli by zrobił więcej, to by posłano tam dwóch esessmanów i by go tam zastrzelili w Watykanie i nikt by nawet nie gwizdnął. Nikt by nic nie mógł zrobić.
 
Tu, w Belo Horizonte, jest jedna rodzina, zreszta bardzo starych ludzi, zydow niemieckich, ktorzy uciekli z Niemiec, przeszli do Wloch i w 1942 roku, w pelnej wojnie, otrzymali paszporty Watykanu i przyjechali do Brazylii. W pelnej wojnie, prosze Pana! Tutaj mieszkaja, a w Sao Paulo jest wiele takich rodzin. Slyszal Pan na pewno o swietym Maksymilianie Kolbe? Ja zostalem przywieziony do Oswiecimia w cztery miesiace po jego smierci. Jeszcze sie duzo mowilo o nim. Ja juz trzy razy bylem w telewizji i trzy razy opowiadalem o swietym Maksymilianie Kolbe. Zawsze bylem przejety tym. Nie moglem zrozumiec, jak mozna sie poswiecic tak dalece za drugiego czlowieka, ktorego nawet nie znal. On tylko slyszal, ze ten porucznik powiedzial “o, moja zona, moje dzieci”, bo zostal wyznaczony zeby poszedl do tej celi glodowej. A ksiadz Kolbe wyszedl z szeregu, nie? I powiedzial: “Ja chce isc”. I poszedl.
Ja otrzymalem dokumenty – z Polski dokumenty, z Niepokalanowa – gdzie sie przypuszcza, dlaczego on zostal zaaresztowany. Bo zostal zaaresztowany calkiem zwyczajnie przez gestapo. Przyjechali do klasztoru i zabrali go. Najpierw poslali go do Pawiaka w Warszawie, a potem do Oswiecimia. Wiec miedzy innymi przypuszcza sie, ze ofiarowali mu obywatelstwo niemieckie, przypuszczajac ze Kolbe jest pochodzenia niemieckiego. Oni nie przyjal. W swoich kazaniach on zawsze dawal do zrozumienia, bo byl czlowiekiem bardzo inteligentnym, ze to nie jest w porzadku to co robia z Polakami, zydami i innymi narodami nazisci. On dal osobiscie rozkaz, polecenie – o czym duzo Polakow nie wie do dnia dzisiejszego, ja to mowie nie od siebie, ja mam dokumenty – aby otworzyc drzwi wszystkich klasztorow reguly franciszkanskiej, on byl franciszkaninem, aby przyjac Polakow i zydow, ktorzy zostali przez nazistow wyrzuceni z Pomorza. Jak on dal ten rozkaz, to w miesiac potem przyjechalo po niego auto i tak sie skonczylo.
No to jak mozna mowic, ze nie pomagali. Nawet Francuzi, ktorzy sami wydali Niemcom wszystkich swoich zydow, pomagali. Nie na tyle co Polacy, ale pomagali. Dzisiejszy arcybiskup Paryza, od ktorego tutaj mam list, zaraz go pokaze, Jan Maria Lustinger urodzony jest we Francji, ale jego rodzice byli zydami z Bielska, z mojego miasteczka. Miasteczka, w ktorym ja sie urodzilem. Oni pojechali do Francji juz w 1925 roku. Dzisiejszy Kardynal Lustiger urodzil sie w 1926 roku i cala jego rodzina i on tez byli normalnymi zydami. Nie wszyscy we Francji byli i sa radzi z tej Papieskiej decyzji.
Po wkroczeniu Niemców do Francji, Francuzi złapali jego rodziców. Lustigera i jego starszego brata nie złapali, gdyż schowali się oni gdzieś w piwnicy. Obu tych chłopców – to były prawie ze jeszcze dzieci – wzięli dobrzy ludzie do gór nad granice ze Szwajcaria i tam uratowali się u górali francuskich. W międzyczasie Lustiger poprosił o chrzest. Przechrzcił się na katolicyzm, jego brat nie. Jak skończył 16-16 lat powiedział: “ja chce być księdzem”. I dzisiaj jest kardynałem. Brat jego jest w Izraelu, mieszka w jednym kibucu. Nie wszyscy we Francji byli i są radzi z tej Papieskiej decyzji. Ale nie można było ratować. Za ratowanie żyda, za danie mu talerza zupy, na terenie tylko Polski, jeżeli Niemiec złapał, mógł zastrzelić, od razu na miejscu i żyda i Polaka jeżeli chciał. Oni mieli władzę nad śmiercią i nad życiem we wszystkich państwach, które oni zajęli. Oni byli wszechwładni. Tak, ze nie było możliwości, trzeba było mieć bardzo dużo odwagi, żeby pomoc żydowi.
Polskę i Polaków zawsze bronię, bo tak mnie rodzice nauczyli. I tak jak analizowałem dzisiaj, a mam na karku już siedemdziesiąt lat. Nie zmieniłem opinii, bo wiem, ze jest wielką niesprawiedliwością jeżeli mówi się tak źle o Polakach.
 
Juliusz Osuchowski: Kim byli Pana Rodzice? 
 
Joseph Nitchthauser: Moj ojciec mial furmanke i sanie i dwa konie. Jezdzil do Jaworzna do kopalni. Bral tam wegle zapakowane w worki, nie sprzedawal ich, tylko rozwozil. Nie tylko dla zydow, ale tez dla Polakow. I z tego utrzymywal cala rodzine – bardzo marnie.
Juliusz Osuchowski: Ten prosty czlowiek, woznica, Pana Ojciec, polski zyd nauczyl Pana patriotyzmu polskiego? 
 
Joseph Nitchthauser: Tak. Mial brode nie taka dluga, ale taka jak ja. Ja mam brode nie dlatego, ze jestem zydem. Dwa lata temu pracowalem na rzecz jednego kandydata na burmistrza miasta w czasie wyborow. Wtedy wszyscy w naszym komitecie zapuscili brody, bo nasz kandydat nosil brode. Moge powiedziec, ze moj ojciec byl dosc poboznym zydem. Chodzil do boznicy – w kazda sobote rano. I bral mnie za reke, bral mojego brata, bylo nas piecioro, trzech synow i dwie corki, i prowadzil do boznicy. Ojciec nigdy nam nie mowil, ze mamy zle mowic o Polsce. On nam zawsze mowil, ze tu w Polsce, jest nasze miejsce i my mamy szanowac ten kraj.
Moj brat sluzyl w wojsku polskim w 1939 roku. Gdy wojna wybuchla, znalazl sie na najpierwszej linii frontu, bo sluzyl na samej granicy z Niemcami. Przeszedl z wojskiem cala kampanie wrzesniowa. On byl dobrym polskim podoficerem. Zginal w gettcie w Tarnowie wraz ze swa zona. Do naszego domu przychodzili sasiedzi i razem z ojcem pili. Oni, Polacy, wiecej rozmawiali z nim po niemiecku niz po polsku. Rozmawiali o wszystkim. O tym, co sie dzialo wokol nas i o sprawach waznych. Ja ubostwialem przysluchiwac sie tym rozmowom. Zawsze wracam pamiecia do domu mojego ojca i zawsze chcialem to co zostalo z mojego dziecinstwa tam pokazac mojej corce.
Jak uskładałem trochę pieniędzy, a moja córka wtedy studiowała w Anglii, ona miała 18 lat. Pojechałem do Anglii, zabrałem ja i powiedziałem: “zobaczysz gdzie twoi dziadkowie mieszkali”.Ona miała tydzień wakacji na uniwersytecie w Cambridge. Zawiozłem ją wszędzie, gdzie ja spędziłem moje dzieciństwo i gdzie żyła cala moja rodzina. Żydowska rodzina, która bardzo kochała i szanowała Polskę i Polaków. To było bardzo wzruszające być tam skąd wyszedłem i spotkać się po latach ze znajomymi, którzy jeszcze w tych miejscach się znaleźli. To było wielkie przeżycie, a oni wszyscy byli tacy serdeczni i tak bliscy, tak bardzo gościnni – prawdziwi starzy znajomi – Polacy.

Opublikowano 26th March, autor: Abel Polak

Źródło.
Jeżeli nie widać obrazków, to proszę o moda, żeby poprawił, bo próbuję parę razy, daje podgląd i to samo.

Niemiec

N................a • 2013-05-19, 21:24
Widziałem dzisiaj na lotnisku pewnego Niemca, który czytał książkę o II Wojnie Światowej. Miał za sobą zaledwie kilkanaście pierwszych kartek i zauważyłem, że się uśmiechał...
Czytaj dalej, stary. Czytaj dalej.

pejsaty humor

A................O • 2013-05-09, 8:23


Oh, Jew!
Powitać ponownie wszystkich szanownych Sadoli. Dziś chciałbym trochę bardziej poważniej, oraz sentymentalniej. Brnąc dalej przez Holokaust, dotarłem niedawno do Oskara Schindlera. Dla niektórych z was może być on znany, dla niektórych- mniej, bądź w ogóle pozostaje zagadką. Temat Holokaustu interesuje mnie od dawien dawna, jednak dopiero podczas przygotowywania się do pracy maturalnej mam sposobność i czas na wgląd w nowe materiały i poszerzenie swojej wiedzy. Chciałbym teraz jednak przejść do tematu. Rozpocznę może od krótkiego cytatu z wiki.

"Oskar Schindler (ur. 28 kwietnia 1908 w Svitavach, zm. 9 października 1974 w Hildesheim) – niemiecki przedsiębiorca, który uratował swoich żydowskich robotników przymusowych przed zagładą w obozach koncentracyjnych."

Postać tą może wam przybliżyć znakomita książka "Arka Schindlera" Thomasa Keneally'ego lub też nie mniej dobry film "Lista Schindlera" Steven'a Spielberga. Dlaczego jednak piszę te kilka zdań o nim?

Człowiek który zarobił dużo pieniążków, człowiek który był członkiem pro-faszystowskich partii SDP oraz nazistowskiej NSDAP, a jednak człowiek który w odpowiednim momencie usunął z oczu klapki i...zaczął ratować żydów. Na początku jednak wykorzystywał ich w niewolniczych pracach w swojej fabryce naczyń, na której sporo się dorobił. Zarobienie tych pieniędzy było jednak niezbędne do jego dalszej działalności. W tamtym okresie zatrudniał ok. 1300 żydowskich pracowników, dla których załatwiał tzn "niebieskie karty" uprawniające żydów do przebywania (w miarę bezpiecznie) w getcie. Jednak zgodnie z planem "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej" nawet one w ostateczności nie mogły zagwarantować przeżycia. Kiedy zaczęto rozwiązywać getto, Schindler obracał się już w wysoko postawionym towarzystwie SS, co umożliwiło mu przeniesienie 900 żydów z obozu w Płaszowie (komendantem był Amon Goethe) do obozu niedaleko swojej fabryki.

Jednakże machina nazistowska nie ustawała w trudach zgładzenia wszystkich żydów. Niedługo potem przyszedł rozkaz przeniesienia wszystkich żydów do Oświęcimia, gdzie czekały już krematoria. "Schindlerowi udało się w październiku 1944 roku przenieść 1200 „pracowników” do fabryki w Brünnlitz w Okręgu Rzeszy Kraj Sudetów (dzisiaj Brněnec w Czechach), a gdy transport został po drodze skierowany do obozu w Auschwitz-Birkenau, zdołał ich stamtąd wydostać. Brünnlitz zostało wyzwolone w maju 1945 roku."

Co się dalej stało z Schindlerem? Na sprawę żydowska przeznaczył większość ze swojej fortuny, a niedługo potem zbankrutował. Nie układało mu się także w małżeństwie. Zmarł w Hildesheim, wskutek niewydolności wątroby. Przed tym jednak w 1963 Instytut Yad Vashem uhonorował go „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, a rok wcześniej posadził swoje drzewo w Gaju Sprawiedliwych. Obecnie żyje około 6 tysięcy tzw Schindler's jews.
Postać wielkiego serca według mnie, zasługuje na pamięć. Z filmu zapamiętałem kilka cytatów które chwyciły mnie żywo za gardło i serducho. Jednym z nich właśnie chciałbym skończyć ten artykuł.

Każdy kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat.


(U góry kadr z filmu. Po tagach nie znalazłem niczego o nim, jak gdzieś jednak było to przepraszam, kosz)

Judejczycy

Ponury_Mesjasz2013-05-03, 19:42
Jakiego prezydenta boją się najbardziej żydzi?

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Komorowskiego

Rabin i woźnica

BongMan2013-04-28, 0:09
Rabina Jakuba z Dubna zapraszano często do różnych miast dla wygłaszania kazań. Kazania te wsławiły go w całej wschodniej Europie. wszędzie witano go entuzjastycznie i okazywano wiele szacunku dla jego mądrości i pięknych kazań. Woźnica, z którym jeździł rabin, był pod dużym wrażeniem honorów, jakie czyniono jego pryncypałowi, i zazdrościł mu ich szczerze. W czasie kolejnego etapu podróży woźnica odwrócił się do rabina i mówi:
- Rebe, podziwiam cię, ale też bardzo ci zazdroszczę. Wszędzie, gdzie przyjeżdżamy ludzie przyjmują cię jak cesarza. Rebe, mam do ciebie wielką prośbę. Chciałbym choć raz doświadczyć takich honorów. Pozwól mi przebrać się w twoje szaty i w mieście, do którego dojeżdżamy, uchodzić za słynnego kaznodzieję z Dubna!
Rabin uśmiechnął się :
- Dobrze, chętnie się z tobą zamienię, ale jest jeden kłopot.. widzisz spotykają mnie nie tylko honory.. zadają też mi bardzo trudne pytania co wtedy zrobisz?
- Jakoś dam radę - odpowiedział furman - pozwól mi tylko przebrać się za ciebie.
Rabin zgodził się. Zamienili się ubraniami, miejscami i tak wjechali do miasta. Żydzi fetowali niezwykle uroczyście.
Wreszcie zaprowadzili go do jeszybotu i tam miejscowi talmudyści zadali rabinowi wielce skomplikowany problem filozoficzny do rozwiązania. Dubieński kaznodzieja stał opodal w przebraniu furmana, ciekawy jak sobie poradzi jego woźnica. A ten, jak gdyby nigdy nic, zrobił srogą minę i oświadczył:
- Co? Takie dziecinne pytania zadajecie słynnemu cadykowi z Dubna? Na takie pytania odpowiada mój woźnica. Furman! Chodźcie no tutaj!

Kawał o mnie

WujekAdolf2013-04-27, 19:01
Dzwoni Hitler do Hansa i się pyta:
- Hans, Wy tam jakieś grilla robicie ja?
- Natürlich mein fuhrer
- Żydów zaprosiliście?
- Natürlich mein fuhrer
- I jak się bawią?
- Na zabój