Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

#śląsk

Kolędowe zapowiedzi w Śląskich tramwajach

d................2 • 2015-01-04, 0:30
Oto jak w śląskich tramwajach zapowiadane są niektóre przystanki.
Trochę śmieszne mnie osobiście zażenowało. Ciekawe ile na to poszło kasy Hej kolynda kolynda
- Jak nazywa się niemiec, którego nie chcą w niemczech i Polak, którego nie chcą w Polsce, w jednej osobie?
- Ślązak.

Śląski panteon

ulifont2014-12-08, 22:05
dziennikzachodni.pl/artykul/1060056,slaski-panteon-typujemy-wybitnych-...

Nie sposób wymienić wszystkich, karkołomne jest porównywanie tego, kto wybitniejszy, kto ważniejszy. Moja lista zawiera więc kilka „punktów obowiązkowych”, ale i kilka postaci, których do panteonu jeszcze nie zgłoszono. Przypominam więc np. o Brüningu, Borinskim czy Motzce. Z przyjemnością rozszerzam listę śląskich znakomitości.

Georg Brüning
Burmistrz Bytomia, jeden z najwybitniejszych samorządowców na Śląsku. A przecież spadochroniarz. Ślązakiem, jeśli tak można, się stał i jako taki na dobrą sprawę zbudował najbardziej efektowne miasto w regionie. Dziś w Bytomiu nie ma dla niego miejsca, nie ma nawet swojej ulicy. Może jego współcześni następcy, ze wstydu za swoją nieudolność, wolą o nim nie pamiętać.
Wojciech Korfanty
Wiemy o nim wszystko i każdy ma swoje zdanie. Można go cenić lub ganić za jego ideowe wybory, decyzje, ich skutki…etc. Trudno odmówić umiłowania i wierności własnej ziemi. A w sferze idei dzisiejsi polscy i większość niestety śląskich polityków mogłaby mu obuwie glancować (polecam czytanie publicystyki Korfantego, zebranej choćby w książce „Naród, Państwo, Kościół”).
Kazimierz Kutz
Być może najważniejszy Ślązak XX wieku, przynajmniej z punktu widzenia ukształtowania świadomości, na której dziś opiera się regionalna tożsamość.
Henryk Mikołaj Górecki
Najwybitniejszy kompozytor naszych czasów. Warto sięgnąć po zagraniczne recenzje, z lat 90. gdy III Symfonia wbiła się na listy bestsellerów po obu stronach Oceanu. Reakcja choćby amerykańskich krytyków? Bezcenna.
Konstanty Wolny
Każdy polityk stający na czele wojewódzkiego samorządu na Śląsku powinien obligatoryjnie przestudiować jego biografię. Każdy. I to przed zaprzysiężeniem. A potem wyciągać wnioski.
Jerzy Ziętek
Nienormalne czasy, nienormalny ustrój, który wielu ludzi (również, a może przede wszystkim – na stanowiskach), niczym Kirke w Odysei, zamieniał w świnie.
I znalazł się taki człowiek. Nie był kryształowy, ale dał Śląskowi więcej niż w nienormalnych czasach można było oczekiwać. Gospodarz, na reinkarnację którego wciąż czekamy (jednak za uszami miał sporo duszyczek, ale o tym w następnym artykule)
Wojciech Kilar
Długo by wymieniać, za co. Dla mnie najbardziej za „Draculę”. Jeden z najgenialniejszych soundtracków w historii kina. Druga polska ikona obok „Rosemary’s Baby” Komedy.
Ernst Bruno Motzko
Katowiczanin, niemiecki funkcjonariusz policji lotniczej, który w potwornych czasach udowodnił, że przyjaźń i słowo mężczyzny warte jest więcej niż pieniądze, kariera i najbardziej powszechna, zatruwająca umysł ideologia. Przyjacielowi, Żydowi z Bytomia obiecał zaopiekować się jego rodziną, gdy II wojna światowa była tuż, tuż. Uratował rodzinę jego i jeszcze jedną, przypadkowo poznaną. Ani w jego mieście, ani w Niemczech nigdy doceniono go za tamto bohaterstwo. A przecież na Śląsku do dziś żyją jego potomkowie.
Ernst Borinski
Druga zapomniana (nieznana?) śląska postać, odkryta przeze mnie przypadkiem, podczas studiowania amerykańskich archiwów w związku z zupełnie inną sprawą. Ślązak z dziada pradziada, urodzony, wychowany w Katowicach, najwybitniejszy przedstawiciel znanego w regionie żydowskiego rodu Borinskich (tak, tak – delikatesy w Katowicach to był interes jego krewnych). Ernst uciekł przed Hitlerem do Ameryki, dziś jest legendą walki z segregacją rasową, pierwszym profesorem uniwersyteckim, który organizował wspólne zajęcia dla białych i czarnych w stanie Missisipi („Missisipi w ogniu” – rzeczywistość była jak z tego filmu). Amerykanie wielbią go za jego odwagę i mądrość, u nas bohater nieznany.
Śląska rodzina sztokholmska
Czyli wszyscy śląscy nobliści, a jest ich bodaj trzynastu (pochodzących ze Śląska; wielu na Śląsku wykształconych). Nie wiadomo mi o drugim regionie w Europie, który wydałby na świat tylu primi inter pares. Nie tylko Maria Goeppert-Mayer, nie tylko Kurt Alder i Otto Stern. Ale i Max Born, Paul Ehrlich, Gerhart Hauptmann, Friedrich Bergius, Konrad Emil Bloch, Johannes Georg Bednorz, Reinhard Selten, Günter Blobel, Hans Georg Dehmelt i Fritz Haber. Tak, Haber. Choć to postać w dużej części tragiczna. No i Gregor Mendel jeszcze, choć nienoblista.

zerżnięte od dziennikzachodni.pl/artykul/1060056,slaski-panteon-typujemy-wybitnych-...
Święto Niepodległości jest więc dobrym czasem do refleksji, jak wyglądałaby II Rzeczpospolita bez autonomicznego województwa śląskiego w swoich granicach?
II Rzeczpospolita przetrwała niespełna 21 lat. Krótko, ale był to przełomowy okres w naszej historii. Jeszcze krócej, bo ok. 17 lat realnie funkcjonował w granicach Polski kawałek Górnego Śląska.
Zwykle rolę Śląska w przedwojennej Polsce mierzy się miarami gospodarczymi. O nich za chwilę, bo są najważniejsze z ważnych. Ale kiedy raczkująca od czterech lat RP formalnie przejmowała ziemie, które sześć wieków wcześniej odpadły od państwowości polskiej, to w kraju było średnio ponad 33 proc. analfabetów (według najprostszej definicji analfabeta, to człowiek dorosły nie umiejący pisać, ani czytać). Na Śląsku było 1,5 proc. analfabetów; w Wielkopolsce – 2, 8 proc., na Pomorzu – 4,3 proc. Już na dzień dobry województwo śląskie podnosiło kraj cywilizacyjnie. I jeszcze jedna cywilizacyjna miara: odsetek czynnych zawodowo obywateli poza rolnictwem wynosił w Polsce 36 proc., a na Śląsku – 69 proc.
A teraz miary gospodarcze. Choć Polska dostała niespełna 30 proc. obszaru plebiscytowego Górnego Śląska, to znalazło się na nim 90 proc. zasobów węgla, 53 z 67 kopalń, 5 z 8 hut żelaza oraz wszystkie huty cynku i ołowiu. Na początku lat 30. na Śląsku wydobywano 75 proc. polskiego węgla, produkowano 100 proc. koksu, 75 proc. żelaza i stali, blisko 100 proc. cynku i ołowiu i 86 proc. kwasu siarkowego. Dzisiaj możemy się zżymać na te wskaźniki, ale w tamtych czasach właśnie taka produkcja przemysłowa wyznaczała miejsce państw na arenie międzynarodowej. Warto również przypomnieć, że był to przemysł, który pod względem technologii i technicznego zaawansowania nie odbiegał od standardów Europy Zachodniej. Właśnie śląski przemysł zmienił charakter odbudowującego się państwa: z rolniczego na rolniczo – przemysłowy. W latach 20. z tego skrawka kraju (1,1 proc. powierzchni i 4,4 proc. ludności) pochodziło 80 proc. polskiego eksportu.
Początkowo gospodarka II Rzeczpospolitej nie była w stanie skonsumować produkcji śląskiego przemysłu ciężkiego. Dopiero później śmiałe posunięcia związane z budową portu w Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysłowego zmieniły ten stan rzeczy. To właśnie przemysł śląski wymusił budowę wielkiego portu. Od węzła kolejowego w Tarnowskich Górach pociągnięto magistralę węglową do Gdyni (z pominięciem Gdańska). Przemysł zbrojeniowy w COP nie mógłby się rozwijać, bez surowcowego (stal, ołów, cyna itp.) i maszynowego zaplecza Śląska. Również kadrowego. Włączenie przemysłowego Śląska w system gospodarczy Polski pozwolił uzyskać niezależność energetyczną. W latach 30. wydana została książka Gustawa Morcinka „Śląsk”. W przedmowie do niej Eugeniusz Kwiatkowski napisał: „Śląsk postawił przed Polską konieczność rozstrzygnięcia nowych wielkich problemów, wciągnął całe społeczeństwo jeszcze silniej i zdecydowanie w orbitę cywilizacji zachodu. Śląsk wywołał konieczność szybkiej rozbudowy Gdyni i połączenia wybrzeża morskiego Polski bezpośrednią siecią komunikacyjną z całą Rzeczpospolitą”. Cóż więcej dodać do tych słów wybitnego przedwojennego polityka i menedżera?

Juma z dziadul.blog.polityka.pl/2009/11/11/ii-rzeczpospolita-bez-slaska/
95 lat temu powstaje Pułk Strzelców Bytomskich. Milczano o nim przez pół wieku. Pułk Górnoślązaków dał do wiwatu Rosjanom i Niemcom

Tylko piosenka, śpiewana na akademiach i przy ogniskach, stale wspomina o niezwykłym pułku. Kto jej nie zna? "Do bytomskich strzelców wojska zaciągają; niejednej dziewczynie, niejednej kochance, serce zasmucają. Nie płaczże dziewczyno, nie smuć sama siebie, bo za roczek, za dwa, powrócę do ciebie". Ale w szkołach w PRL-u nikt już nie wyjaśniał, co to za strzelcy bytomscy. Po co opowiadać, jak to w Rybczanach zmiatała przed nimi Armia Czerwona.
Dla Niemców byli solą w oku; mieli bytomiaków na liście w gestapo, głównie za walki z Grenzschutzem. To dywizja piechoty, po I wojnie światowej skierowana z głębi Niemiec na Górny Śląsk. Ma nazwę Grenzschutz-Division, czyli Dywizja Ochrony Pogranicza. Zaciekle walczy ze strzelcami. Autor słów piosenki, katowicki dziennikarz Bolesław Palędzki i żołnierz pułku strzelców bytomskich, trafił do Auschwitz. Zginął tam w 1941 roku. Spisał jednak swoje wspomnienia, które w 1929 roku publikuje dziennik "Polonia". To dzieje śląskiego pułku od środka, opisane przez kogoś, kto jest z nim od samego początku. Sierżant Palędzki pełni funkcję kierownika oświatowego.
Na śląskiej granicy murawa zielona

Palędzki ma zaledwie 21 lat, kiedy zgłasza się do batalionu strzelców w Częstochowie, złożonego z różnych uciekinierów z terenu Śląska, ale nie tylko. Dowodzi były legionista, major Roman Witorzeniec. Jest 1919 rok. Młody sierżant Palędzki przyznaje, że zbiór tych pierwszych żołnierzy jest bardzo osobliwy. Są tacy, którzy rwą się do walki dla odrodzonej właśnie Polski, inni chcą się mścić za prześladowania, są też zwykli kryminaliści. Pisze: "W tworzącej się w trudnych warunkach śląskiej formacji wojskowej zgłaszali się również rozmaite zbijobruki, indywidua i gałgany. Powinien zaopiekować się nimi prokurator". Ale ci, którzy w pułku szukają tylko schronienia, szybko się przekonują, jakie to ryzykowne. Trzeba nadstawiać głowy. Zostają głównie Wielkopolanie i polscy Ślązacy, z własnym porachunkami z Grenzschutzem. Może wśród ochotników byli i szpiedzy niemieccy, a na pewno ci, którym dowódcy nie ufali. Pozbywano się ich ciekawie. Palędzki wspomina, że podejrzanego osobnika odsyłano do jednostek Grenzschutzu z następującym listem: "Kochany Grenzschutzcie! Przesyłamy ci niniejszym niepoprawnego gałgana, który swego czasu zbiegł z Niemiec do Polski. Nie wiadomo, czy jest Niemcem, czy Polakiem. Niech was uszczęśliwi. Uprasza się o pokwitowanie. Czołem!" Uporządkowana formacja w kwietniu 1919 roku (oficjalnie 12 maja) otrzymuje nazwę Pułk Strzelców Bytomskich. 17 maja tego roku major Witorzeniec po raz pierwszy zwraca się do pułku z rozkazem dziennym. To wyjątkowy dzień w historii jednostki. A jak nie powrócę, listy będę pisał I już za kilka dni pułk wyrusza na polsko-niemieckie pogranicze. Pierwszy chrzest bojowy przechodzi 23 czerwca pod Wieruszowem. Palędzki: "Małe to miasteczko bardzo wiele ucierpiało wskutek ognia artyleryjskiego niemieckiej baterii". Jak chce jego piosenka: "Na śląskiej granicy murawa zielona", ale są też słowa o Jasieńku: "Zabili, zabili go pruscy wojownicy, i pochowali na śląskiej granicy". Pułk dostaje pochwałę za dzielność, są jednak pierwsze ofiary. Na przykład "podchorąży Józef Babiak swoją odwagę przypłacił życiem". Na tej granicy leje się krew. W dodatku "zbliża się godzina wybuchu I powstania" i nastroje gęstnieją. Palędzki wymienia wielu Ślązaków, cennych dla pułku. Lekarzy Nawrotka i Hankego, którzy także douczali żołnierzy, por. Urbana i Potykę, później dyrektora Spółki Brackiej, por. Kocura, potem prezydenta Katowic, ppor. Pawła Gonsiora z Mysłowic. A także lubianego księdza Jana Brandysa z Brzezin koło Piekar.
Dowódcą pułku jest rodowity Górnoślązak, Augustyn Bańczyk z Poręby koło Zabrza, jeden z najbardziej cenionych dowódców strzelców bytomskich.

Napisał listeczek krwią palca swojego

Nowy rozkaz wzywa żołnierzy do Olkusza. Stacjonują "za fabryką naczyń Westen". Ale każdego dnia ich ubywa: "Całe sekcje samowolnie się oddalają i łączą z powstańcami". Dowódcy muszą traktować to jak dezercję.

17 listopada 1919 roku bytomiacy odpierają atak Niemców na Milowice, broniąc Sosnowca. Dostają za to nagrodę w wysokości 2 tys. marek. Pułk "dojrzewa do wielkiej roli, która go wkrótce czeka". Palędzki pisze, że jak grom z jasnego nieba dociera do nich wieść o klęsce Polaków pod Kijowem. Strzelcy ruszają teraz do Hoduciszek w całkiem obce Ślązakom strony. Wokół bagna, przed nimi nacierająca Armia Czerwona. Bolszewicy walczą czym mogą, oni odpierają ich w walce na bagnety i wręcz. 2 czerwca, dzień zwycięstwa w Rybczanach, stanie się odtąd ich świętem. Pogonili ostro krasnoarmiejców. Nawet Michaił Tuchaczewski, dowódca bolszewickich wojsk, chwali w pamiętnikach odwagę pułku. Szczęście jednak się odwraca. Przeciwnik nie bierze jeńców. Palędzki: "To hordy". Rannego chor. Wawroka "porąbali dosłownie szablami". Pułk ponosi ciężkie straty, giną prawie wszyscy oficerowie. Na tej wojnie z 1500 żołnierzy strzelców bytomskich przeżyło 150 szeregowców, jeden oficer i 20 podoficerów. Wycieńczeni, głodni, ledwo żywi, ostatecznie trafiają do Poznania. Generał Władysław Jędrzejewski dziękuje żołnierzom słowami: "Cześć wam bohaterowie, dzieci Górnego Śląska i Wielkopolski!" Pułk Górnoślązaków Nosi też miano 167 pułk piechoty, a potem śląski 75 pp. Pułk, jak się uważa, ma najciekawsze dzieje w przedwojennej armii polskiej i śląski rodowód. Siedmiu żołnierzy pułku otrzymało najwyższe polskie odznaczenie Virtuti Militari, a ponad stu Krzyż Walecznych, nadawany za męstwo i odwagę. Najpierw walczy z Grenzschutzem, w tym okresie#około 500 żołnierzy opuszcza #samowolnie pułk, żeby walczyć w I powstaniu śląskim. Bytomiacy wyróżniają się na wojnie polsko-bolszewickiej. Głośne jest ich zwycięstwo pod Rybczanami. Wycofując się bronią Pułtuska i Ostrołęki. #14 maja 1922 r. marszałek Józef Piłsudski wręcza pułkowi sztandar ufundowany przez Poznań. 22 czerwca 1922 r., gdy Wojsko Polskie uroczyście obejmuje tereny Górnego Śląska, na czele piechoty polskiej kroczą właśnie strzelcy bytomscy. Pułk osiada w Chorzowie, w 15. rocznicę powstania dostaje nowe koszary. Odsłonięto wtedy pomnik, zniszczony podczas wojny, a odbudowany dopiero w 2000 roku.

Źródło
dziennikzachodni.pl/artykul/3456373,pulk-strzelcow-bytomskich-dzieje-s...
W komentarzu coś jeszcze wrzucę

Gad

BongMan2014-10-08, 19:02
- Jak nazywa się śląski gad krokodylowaty, który pyta gdzie jest człowiek?
- Kajman.

Śmieszek

Sadix1232014-09-19, 23:50
Roz jeden chory umarł i dostoł sie do nieba. Święty Pieter go wpuscił i widzi, że ten nieboszczyk sie smieje i smieje, a wniebie to tam tyla śmiechu nie ma.
- Powiedz mi duszo - pado Piotr - po jakiemu ty sie tak śmiejesz?
- A dyć z tego, żech już blisko od godziny tu w niebie a oni mie tam na dole jeszcze operują!

Restauracja w Katowicach

BongMan2014-09-18, 14:53
Przyjechała para z zagranicy do Katowic i udali się do restauracji. Przeglądają menu, a tam:

- zupa węglowa
- kanapki węglowe z węglem
- kotlet węglowy z tłuczonym węglem i surówką z węgla
- pieczone bryłki węgla w sosie węglowym
- kruszony węgiel podany na szufli

- Was is das?! - pyta turysta kelnera.
- Aa, bo u nas ostatnio Ruch Autonomii Śląska doszedł do władzy.

Idiota na motocyklu

l................l • 2014-07-15, 16:46
Tak kończą frajerzy

Tragedia Górnośląska obejmowała szereg działań o charakterze zbrodniczym wobec cywilnych mieszkańców Górnego Śląska. Rozpoczęła się wraz z wkroczeniem wojsk radzieckich i polskich pod koniec stycznia 1945 r. na terytorium ówczesnej Prowincji Górnośląskiej. Wiązała się z masowymi mordami, gw🤬tami, grabieżami i dewastacją materialnego dziedzictwa, tworzeniem przyzakładowych obozów pracy oraz obozów koncentracyjnych, a także z deportacjami do Związku Radzieckiego oraz wysiedleniami Ślązaków zweryfikowanych jako Niemcy. Tym działaniom towarzyszyły nadużycia o charakterze materialnym oraz nieuzasadnione aresztowania. Równolegle z wydarzeniami odbywała się skomplikowana akcja osadnicza -określanych eufemistycznie- repatriantów, którzy zostali wypędzeni z Kresów Wschodnich. Górnośląska Tragedia kończy się w 1948 r., kiedy zrealizowano plan wysiedleń oraz zwolniono ostatnich więźniów z obozów będących pod zarządem radzieckim.
Tragedia Górnośląska wpisuje się w szerszy kontekst budowy państwa jednonarodowego, państwa jednolitego etnicznie. Projekt przedwojennej endecji został przejęty przez polskich komunistów i wdrożony tuż po zakończeniu wojny. Prowadził do eliminacji całych grup narodowościowych i etnicznych uznanych za „element niepewny”. Jego bezpośrednimi ofiarami byli Ślązacy, Mazurzy, Słowińcy, Warmiacy, Kaszubi, Niemcy, Ukraińcy czy Łemkowie.

Masakry dokonywane przez Armię Czerwoną
Wydarzenia związane z bezpośrednim przejściem frontu wschodniego otwierają krwawe karty historii Tragedii Górnośląskiej. Mordy dokonywane na ludności cywilnej Śląska były przez dziesięciolecia pomijane w historiografii peerelowskiej. Przykładem ukrywanej prawdy była masakra w Miechowicach. Zbadaniem tej sprawy zajął się dopiero III RP Instytut Pamięci Narodowej. 27 stycznia 1945 r. po zajęciu miejscowości przez żołnierzy 309 pułku 291 Dywizji Piechoty Armii Czerwonej rozpoczął się krwawy odwet. W dokumentach USC podano godziny śmierci między 5.00 a 18.00 200 osób. Z domów i piwnic wyciągano mężczyzn i na miejscu lub pod lasem, gdzie ich odprowadzano, strzelano do nich lub czasami mordowano, bijąc ich po całym ciele kolbami karabinów. Ponadto wiele rannych osób zmarło wskutek obrażeń kilka dni później. Zginęło wielu inwalidów, bo żołnierze zakładali, iż kalectwa nabawili się na wojnie, choć wielu z nich było rencistami kopalnianymi. Dopiero po tygodniu, 3 lutego, sytuacja się na tyle unormowała, że mieszkańcy przestali obwiać się wychodzić z domów. Zaczęli poszukiwać ciał bliskich i zajmować się pochówkiem ofiar. Przyjmuje się, że w miejscowości zostało zamordowanych ponad 240 osób. Wiele kobiet, w tym kobiet w ciąży, zostało zgw🤬conych. Dokładna liczba i rozmiar nie zostaną już nigdy wyjaśnione. (Koj, 2012: 74-78). Zbadane w miarę szczegółowo wydarzenia z Miechowic miały miejsce w wielu górnośląskich miastach i wsiach.

Polityka weryfikacji mieszkańców Górnego Śląska
Ustawa z 6 maja 1945 r. o wyłączeniu ze społeczeństwa polskiego wrogich elementów objęła swym obowiązywaniem również terytorium Województwa śląsko-dąbrowskiego. Jej założenia stały w sprzeczności z sytuacją społeczną Górnego Śląska, gdyż przyjmowały dychotomiczny podział na Niemców i Polaków. Absurdalną praktyką było opierania weryfikacji na niemieckiej liście narodowej (Deutsche Volksliste-DVL) oraz kryterium znajomości języka polskiego. Warto przypomnieć, że na Górnym Śląsku wpis do DVL był obowiązkowy w przeciwieństwie do terenów Generalnej Guberni, gdzie miał charakter fakultatywny. Ponadto sam Rząd Polski na Uchodźstwie nalegał by, w celu uniknięcia represji Górnoślązacy podpisywali volkslistę.
Zweryfikowana jako Niemcy ludność Górnego Śląska miała zostać osadzona w obozach, a następnie przewieziona do radzieckiej i brytyjskiej strefy okupacyjnej. Zarządzenie Wojewody śląsko-dąbrowskiego z 10 lipca 1945 r. zintensyfikowało akcję weryfikacyjną poprzez powołanie oprócz gminnych, miejskich i powiatowych komisji weryfikacyjnych. W toku weryfikacji dochodziło ze strony funkcjonariuszy MO i UB do łamania prawa, nadużyć o charakterze materialnym (zabieranie mienia osobistego, żywności) oraz nieuzasadnionych aresztowań i osadzania w obozach pracy.

Deportacje
Zatrzymywanie i wywózki górników rozpoczęły się już na początku lutego 1945 r. Na terenie miast i wsi Górnego Śląska rozplakatowano ogłoszenia wzywające do zgłaszania się do po frontowych prac porządkowych. Sugerowano w nich zabranie ze sobą koców, przyborów toaletowych, sztućców i żywności na kilka dni. W przypadku nie zgłoszenia się do punktu zbiorczego groził sąd wojskowy. Do niewolniczej pracy w ZSRR ściągano często z ulicznych łapanek lub wyciągano z domu. Zdarzały się zatrzymywania całych zmian górniczych wyjeżdżających na powierzchnię, jak miało to miejsce w kopalni „Bobrek” w Bytomiu.
Ujętych przewożono do podobozów w Nowym Bytomiu, Pszczynie, Sosnowcu-Radoszcze, Cieszynie, Giszowcu, Chorzowie, Knurowie, Szopienicach, Mysłowicach, Kończycach Wielkich, Siemianowicach, Świętochłowicach, Katowicach-Ligocie, Czeladzi, Bielsku, Wojkowicach, Blachowni, Kędzierzynie, Kluczborku. Zatrzymanych później kierowano do większych obozów (np. w Łabędach k. Gliwic na 5 tyś. osób), skąd od końca marca zaczęto ich deportować w bydlęcych wagonach do ZSRR.Wielu nie przeżyło samej podróży wskutek dramatycznych warunków sanitarnym i braku żywności. Górnoślązacy pracowali w kopalniach, fabrykach zbrojeniowych lub kołchozach w przede wszystkim w Zagłębiu Donieckim, Syberii i Kazachstanie. Tylko nie wielu wróciło po latach do swoich rodzin. Przytoczmy relację syna jednego z deportowanych.

„Z opowiadań ojca (Karola B.) wiem, że pracował w nieludzkich warunkach w kopalni węgla w Donbasie. Obóz, w którym przebywał, był silnie strzeżony. Wokół znajdowały się wieże obserwacyjne i druty kolczaste. Strażnicy byli wyposażeni w broń oraz towarzyszyły im psy. Ucieczki kolegów z reguły kończyły się niepowodzeniem. Po schwytaniu uciekinierów sprowadzano ich z powrotem do łagru. Następnie na oczach kolegów, dla odstraszenia nieludzko torturowano ich. Pokład, w którym pracował ojciec, miał 60 cm wysokości. Głód i choroby wykańczały internowanych. Z wywiezionych do ZSRR współtowarzyszy kopalni »Bytom« prawie nikt nie ocalał. Do 1947 r. ojciec był świadkiem ich śmierci. Brał udział w ich »pogrzebie«. Ofiary represji zostały ulokowane w bunkrze pełnym wody. Gdy nastąpił rozkład ciał, kazano mojemu ojcu usunąć zmarłych. Musiał to robić gołymi rękami. Trupy zostały załadowane na wóz i następnie wrzucone do wykopanego dołu”.
(List R. Piecki, Śląska tragedia, „Górnik” 1992, nr 14 z 4 kwietnia.)

„Szacuje się, że można mówić o liczbie około 150 do 200 tysięcy osób wywiezionych z całego obszaru Górnego Śląska w głąb Związku Sowieckiego. Ludzie ci byli traktowani gorzej nawet od niemieckich jeńców wojennych, którzy -aczkolwiek Związek Radziecki nie podpisał porozumienia w tym względzie- teoretycznie mogli powoływać się na Konwencję Genewską.” – prof. Roman Kochnowski

Obozy
Obozy represji, do których kierowano ludność autochtoniczną Górnego Śląska, można podzielić na dwie kategorie: 1. będące pod zarządem NKWD – powstawały tuż po zajęciu przez Armię Czerwoną Górnego Śląska, osadzano w nich jeńców wojennych, a także więźniów osadzonych bez nakazów prokuratorskich, ludność cywilną zatrzymaną z różnych powodów. Usytuowane m. in. w Blachowni, Zdzieszowicach, Kędzierzynie, Oświęcimiu, Gliwicach, Łabędach, Mysłowicach, Jaworznie działały do połowy 1948 r. 2. obozy koncentracyjne, obozy przejściowe, w których gromadzono ludność rodzimą – mające różne eufemistyczne określenia (obozy dla wysiedlonych Niemców, izolacyjne lub odosobnienia, obozy pracy); zarządzane przez polski aparat bezpieczeństwa i stworzone na potrzeby akcji weryfikacyjnej. Kierowano do nich ludność autochtoniczną uznaną za niemiecką celem przesiedlenia do radzieckiej i brytyjskiej strefy okupacyjnej, Ślązaków powracających z ewakuacji, żołnierzy Wermachtu pochodzących z Górnego Śląska zatrzymani przez UB i MO, a także funkcjonariusze NSDAP i innych formacji paramilitarnych. W obozach znalazł się również znaczny odsetek Ślązaków zweryfikowanych jako Polacy (w Gliwicach stanowili 70%, a w powiecie opolskim 90%).
Obozy drugiej kategorii były tworzone na mocy zarządzeń Wojewody śląsko-dąbrowskiego z 18 czerwca i 2 lipca. Aby uszczegółowić kontekst przybliżmy funkcjonowanie jednego z nich, obozu w Łambinowicach. Powstał on na mocy decyzji starosty niemodlińskiego, Władysława Wędzicha. Poniżej poufny protokół z zebrania organizacyjnego (oryginalna pisownia):

Zebrani postanowili na podstawie danych przedstawicieli Starostwa Powiatowego, Zarządu m. Niemodlina, Komendy Powiatowej, Milicji Obywatelskiej, Komisariatu M.O. w Niemodlinie, Powiatowej Komendy U.B.P.,Sekretariatu powiatowego kom.P.P.R. oraz Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, w obliczu niemożliwości rozwiązania innymi drogami problemu osiedlenia na terenie naszego powiatu — stworzenie obozu koncentracyjnego dla niemców.
Obrano były karny obóz jeńców wojennych w Łambinowicach, mogący pomieścić bez trudności ok. 20 000 ludzi.
Komendantem obozu zaproponowano ob. członka M.O. Gemborskiego Czesława.
Postanowiono:Komenda Powiatowa M.O. zawiadomi natychmiast Wojewódzką Komendę Milicji o powziętym kroku i poprosi o odpowiednią pomoc i instrukcje. Komenda Powiatowa M.O. zwróci się do Wojewódzkiego Wydziału Więzieńnictwa przy Wojewódzkiej Komendzie U.B.P. w Katowicach o bezzwłoczne przesłanie wyszkolonej kadry więzienników w liczbie 50 osób, dla prowadzenia obozu.
Komenda Powiatowa U.B.P. zawiadomi odnośne władze o powziętym kroku i poczyni starania o przysłanie instrukcji i pomocy w tej materii.
Sekretariat Powiatowej Kom. P.P.R. wyśle pismo zawiadamiające Wojew. Kom. P.P.R. o powziętej decyzji z prośbą o poczynienie kroków w celu uzyskania broni i pomocy w postaci instrukcji i interwencji u innych władz.
Obóz będzie zdolny do przyjęcia pierwszych oddziałów więźniów najdalej 25 lipca 1945.
W Niemodlinie stworzono pomocniczy dobrze wyposażony obóz (na 500 osób), który posłuży jako punkt przejściowy z obozu łambinowickiego.
Prace w celu zorganizowania i przeprowadzenia wyżej wymienionych zamierzeń zaczyna się od dnia dzisiejszego (14 lipca 45)
Opieramy się o instrukcje Wojewody Śląsko- Dąbrowskiego Nr 88 Ldz. Nr. W-P-r-10-2/45 z dnia 18-6-45.
Szczegóły przeprowadzenia akcji zostaną ujęte w dokładne instrukcje i opracowane przez przedstawicieli wyżej wymienionych władz.
[Za: Nowak: 1991,64]

Obóz rozpoczął funkcjonowanie końca lipca 1945 r. Pierwszym komendantem został Czesław Gęborski, który przekształcił go na obóz represji. Trafiali do niego mieszkańcy z okolicznych wiosek: Kuźnia Ligocka, Lipowa, Jaczowice, Grodziec, Ligota Tułowicka, Wierzbie, Przechód, Szydłów, Magnuszowice Wielkie, Jakubowice, Klucznik, Przędza, Oldzydowice, Łambinowice, Wesele, Szczepanowice. O akcji przesiedleńczej ludność wspomnianych miejscowości była informowana na kilka godzin przed. Pozwalano jej zabrać niewiele rzeczy osobistych, które zresztą konfiskowano po osadzeniu w obozie. Poniżej przedstawiane są dwie relacje opisujące wspomniane wydarzenia:

28 września 1945 r. wieś Ligota Tułowicką została otoczona przez MO i UB. Rozkazano nam wszystkim zebrać się na pastwisku. Ponieważ nie byliśmy uprzedzeni o wysiedleniu, zdążyliśmy zabrać tylko odzież i trochę żywności. Nie wiedzieliśmy, co nas czeka, jednak wszyscy spodziewali się, że wywiozą nas z wioski. Osadnicy czekali już na gospodarstwa i mieszkania. Pytano się, kto jest Polakiem. Matka zgłosiła się, że potrafi mówić po polsku. Ponieważ reszta rodziny nie potrafiła, wszystkich nas zabrano do obozu. Mężczyźni szli pieszo. Kobiety z dziećmi jechały na samochodach
(Łucja Kurian z Ligoty Tułowickiej, za: Nowak, 1991: 81-82)

W dniu 30 lub 31 sierpnia 1945 r. mieszkańcy wsi Kuźnica Ligocka, a w tej liczbie i ja — zostali wysiedleni przymusowo i umieszczeni w obozie w Łambinowicach, pow. Niemodlin. Akcja wysiedleńcza wyglądała następująco: o świcie do naszej wsi przyjechały samochody ciężarowe w liczbie około pięciu, z wojskiem i osobami cywilnymi. Wśród nich rozpoznałem wówczas ówczesnego wicestarostę z Niemodlina — Stani¬sława Nowaka i szefa PUBP — Filipka [...]. Wojsko i cywile w sposób brutalny wypędzali ludzi z mieszkań, a następnie grupowali ich w ogrodzie Jana Lisonia. Widziałem osobiście, że podczas tej akcji żołnierze i cywile bili miejscową ludność oraz rabowali ubrania, obrączki i inne wartościowe przedmioty. Do wspomnianego ogrodu spędzeni zostali wszyscy mieszkańcy wsi Kuźnicy Ligockiej, w tej liczbie również kobiety, starcy, dzieci. Następnie zebrano nas na podwórku przedszkola, skąd pieszo wyruszyliśmy do Łambinowic odległych o 12 km. W czasie drogi żołnierze i cywile bili tych ludzi, którzy nie mogli iść lub wychodzili z kolumny. W czasie drogi do Łambinowic śpiewaliśmy po polsku pieśń kościelną Pod Twoją obronę. Po przybyciu na teren obozu w Łambinowicach zostaliśmy dotkliwie pobici przez strażników tegoż obozu, po czym umieszczono nas w barakach
(Jan Staisz, sołtys wsi Kuźnica Ligocka, za: Nowak, 1991: 82-83)

Obóz składał się z 6-8 baraków mieszkalnych (każdy o pojemności ok. 1000 osób). Barak złożony był z izb, w których umieszczono piętrowe prycze. Każdy internowany dostawał dwa koce i siennik. Początkowo osadzeni byli rozdzielani na podstawie miejsca zamieszkanie, jednak wkrótce dokonano selekcji wg płci i wieku. Poszczególne baraki zajmowali mężczyźni, kobiety z dziećmi, dziewczęta i chłopcy powyżej 14 lat.
Dla zatrzymanych uruchomiono warsztaty pracy oraz urządzenia sanitarne. Obóz zabezpieczony był drutem kolczastymi i kilkoma wieżami wartowniczymi wyposażonymi w broń maszynową.

Zerżnięte:http://gornyslask.wordpress.com/tragedia-gornoslaska-1945-48/

Ale i tak wrzucę resztę w komentarzach