Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

Rozmowy z satanistą

glistownik2013-03-20, 18:07
T. Savage
Rozmowy z satanistą (2001-11-19)

CAŁY TEKST




Szatan przez ostatnie 2000 lat był winiony za całe zło na świecie. Jest kozłem ofiarnym odpowiadającym za wszystkie problemy świata. Za każdą myśl występującą przeciw zasadom i dogmatom ustanowionym przez judeochrześcijańskie społeczeństwo, za każdy czyn, za który jego sprawca nie mógł lub nie chciał przyjąć odpowiedzialności, odpowiedzialnym czyniono Szatana. Były czasy (jeszcze nie tak dawno), gdy sądzono, że chorzy umysłowo są opętani przez Diabła. "To Diabeł sprawił, że to uczyniłem" jest częstym usprawiedliwieniem (lub jego brakiem) dla przestępców i innych niedostosowanych osób, którzy nie potrafią (albo nie chcą) przyjąć odpowiedzialności za swoje czyny.

Szatan był używany do zastraszania ludzi, aby podążali za przestarzałą i niemodną religią. Bez groźby wiecznego potępienia i niekończących się mąk w ogniu piekielnym chrześcijaństwo nie odniosłoby takiego sukcesu, jaki stał się jego udziałem, a Kościół już dawno temu wypadłby z interesu. A jak Kościół traktuje osobę odpowiedzialną za jego długotrwały sukces? Doprawdy bardzo źle.

Sataniści są ostatnią prawdziwą mniejszością. Dyskryminowanie ich (choć nielegalne i sprzeczne z Konstytucją) jest powszechnie akceptowane. Czy w telewizyjnych wiadomościach i talk show'ach, czy w chrześcijańskich (i świeckich) audycjach radiowych, czy w druku, sataniści mogą być bezkarnie nękani i potępiani. Żadne inne wyznanie nie musi znosić takiego oburzenia i zniewag.

Na następnych stronach, poprzeplatane z moimi osobistymi przemyśleniami, są niektóre rozmowy, jakie przeprowadziłem z chrześcijanami przez BBSa. Przedstawiam je w całości, w niezmienionej (za wyjątkiem błędów ortograficznych) postaci. Było dla mnie wielkim zaskoczeniem (choć może być nim nie powinno), że w naszych rzekomo oświeconych czasach wielu ludzi wciąż wierzy we wszystko, co widzą w takich programach jak "Geraldo" albo przeczytają w żądnych sensacji brukowcach. Niewiedza rodzi lęk, lęk staje się nienawiścią, a nienawiść prowadzi do tego rodzaju okrucieństw, jakie chrześcijanie przez wieki popełniali. Więcej ludzi zostało zabitych w imię chrześcijańskiego Boga niż z jakiegokolwiek innego powodu, ale i tak biedny stary Szatan musi odbierać szturchańce za całe tak zwane zło, jakie jest na świecie.

W tych rozmowach próbowałem rozwiać parę mitów i nieporozumień, jakie narosły wokół satanizmu. Ta książka pokazuje także, w jaki sposób satanizm może być - i jest - częścią codziennego życia. Wszyscy sataniści znajdą na tych stronach coś dla siebie, lecz tymi, którzy odniosą największą korzyść z tej lektury, będzie chrześcijańska większość.

Poglądy i opinie prezentowane w tej książce, jakkolwiek powstały pod silnym wpływem LaVeya i innych, są moimi własnymi i nie reprezentują żadnej oficjalnej organizacji satanistycznej.

Oxnard CA, 28 II XXVIII A.S.

Rozdział I

Czym jest satanizm?

Czym jest satanizm? Wielu ludziom to słowo natychmiast kojarzy się z postaciami w czarnych szatach, ofiarami z ludzi i zwierząt, czarnymi mszami, rytuałami krwi i sporą liczbą innych okrucieństw, tak strasznych, że mózg drży z przerażenia. Te opowieści są z zapałem ujawniane przez żądne sensacji gazety i dbające o oglądalność programy telewizyjne, a ich źródłem są najczęściej oburzeni członkowie Kościoła chrześcijańskiego lub zapłakani neurotycy, którzy idąc za poradą swoich terapeutów postanowili - traktując to jako "krok do uzdrowienia" - opowiedzieć swoje okropne przeżycia w rękach brutalnej sekty satanistycznej w nadziei, że ich odwaga doda sił innym. Te altruistyczne gesty są rzecz jasna nagradzane czekami na pokaźne sumy jako honorarium za występ. Obrazy, jakie ci ludzie malują, są ponure, ale niekoniecznie realistyczne.

Nie jest to satanizm taki, jaki jest dziś praktykowany. O ile nie jestem tak naiwny, by nie wierzyć, że niektóre z rzeczy zwanych "nadużyciami rytualnymi" naprawdę miały miejsce, to większość tych historii jest czystą fikcją propagowaną przez chrześcijan po to, by zaszczepić w społeczeństwie lęk. Kościół wie, że - aby utrzymać przy sobie swoją trzodę i dołączać nowe owieczki do stada - musi ukazywać siebie jako ostatni bastion nadziei w świecie rządzonym przez Szatana i jego spragnione krwi hordy.

Istnieje również przybierający na sile trend wśród psychoterapeutów, którzy poszukując sławy poprzez wywiady lub książki w zasadzie umieszczając w umysłach swoich pacjentów pomysł nadużyć rytualnych. Ci ludzie nie mają żadnych wspomnień dotyczących satanistycznych obrzędów, dopóki nie "przypomni" im tego ich terapeuta. Poprzez użycie nakierowujących pytań i sugestii, podczas gdy pacjent znajduje się w stanie hipnozy, można zaszczepić w nie do końca zdrowym umyśle pacjenta fałszywe wspomnienia "satanistycznych" rytuałów, składania rzeczy w ofierze, molestowania seksualnego i picia krwi. Jedynymi, którzy zdają się wierzyć w te brednie, są liczne komisariaty policji, które pozakładały specjalne grupy zajmujące się tym, co wydaje się być przestępczością powiązaną z satanizmem.

Twierdzą oni, że istnieje międzynarodowy kult satanistyczny terroryzujący nasz kraj. Na dochodzenia w tej sprawie wydano miliony dolarów z naszych podatków. Jako dowody na istnienie tego kultu cytują oni przypadki okaleczania zwierząt, satanistycznego graffiti i oczywiście świadectwa tych, którzy "przeżyli" nadużycia rytualne. Fakt, że nigdy nie znaleziono przekonujących dowodów (takich jak kości ofiar, zakrwawione noże, zakopane ubrania itp.) ani nie oskarżono winowajców, nie powstrzymuje agentów specjalnych od jeżdżenia po kraju i wygłaszania w kościołach, na spotkaniach i wszędzie, gdzie tylko mogą, wykładów na temat niebezpieczeństw związanych z satanizmem. Wymieniają oni listę "znaków ostrzegawczych", które wskazują na zaangażowanie w działalność satanistyczną.

Do "znaków" tych należy słuchanie muzyki heavy-metalowej, noszenie czarnych ubrań, wybuchy agresji, depresje, bezsenność lub koszmary, osłabienie kontaktu z rodziną i przyjaciółmi - i tak dalej. Rodzice mają wypatrywać tych sygnałów i gdy podejrzewają, że ich dziecko może być zaangażowane w satanizm lub okultyzm, powziąć odpowiednie działania (np. donieść o tym policji i szukać natychmiastowej porady psychiatrycznej i religijnej).

Istnieją chorzy ludzie o pokręconej psychice, którzy popełniają te straszne czyny rozgłaszane przez telewizję. Ale te chore jednostki to nie sataniści; nie są oni niczym więcej niż chrześcijańskimi czcicielami "Diabła", którzy dali się zwieść propagandzie Kościoła i potrzebując usprawiedliwienia dla swoich ohydnych czynów znajdują je w obwinianiu za nie kogoś innego, mianowicie Szatana.

Satanista kocha swoje życie i wolność i nie narażałby ich łamiąc prawo. Sataniści nie muszą polować na ofiary, ponieważ można z łatwością znaleźć wiele osób chętnych do uczestniczenia w czymkolwiek, w co chcesz się zaangażować. Prawdziwy satanista (mimo tych wszystkich złośliwych oszczerstw) nigdy nie skrzywdziłby zwierzęcia ani dziecka. Zamiast tego otacza je najwyższym szacunkiem, ponieważ działają one naturalnie i w zgodzie z samym sobą. Nie są motywowane nakazującymi poświęcanie się ideologiami. Nie zostały jeszcze zepsute i oślepione przestarzałym kodeksem moralnym i wsteczną etyką, jaką pewnego dnia narzucą im chrześcijańskie masy zamieszkujące naszą planetę.

Sataniści nie czczą chrześcijańskiego "Szatana". Jest on zaledwie mitem wykreowanym przez biblijnych autorów, aby ich opowieść zyskała trochę dramatyzmu i konfliktu. Większość satanistów, których znam, nie wierzy nawet w Boga, a żaden z nich nie wierzy w ubranego w czerwone majtki, trzymającego widły, rogatego upadłego anioła, rzuconego na wieczność w otchłań piekielną. Jeżeli potrzebne jest pojęcie "Boga", to większość uważa, że jest to dążąca do równowagi siła natury, nie zajmująca się problemami ludzi i ich nieświadoma.

"Jeżeli nie wierzycie w szatana, to dlaczego nazywacie się satanistami?" Dobre pytanie, a oto odpowiedź (a właściwie cały zestaw odpowiedzi - wybierz sobie którąś).

1. Hebrajskie słowo "Szatan" oznacza dosłownie "przeciwnik, oskarżyciel", a my jesteśmy wrogami antyludzkich filozofii i mentalności trzody właściwych dla judeochrześcijańskiej religii. Wszystkie religie, według których wyrzeczenie = uduchowienie, prosperują dzięki brakowi ego w zgromadzeniu. Uśmiercając ego wyznawców, przywódcy religijni mogą mieć kontrolę nad wyznawcami ( a ręce głęboko w ich kieszeniach).

2. Używając imienia szatana (nawet jeśli większość społeczeństwa kojarzy je negatywnie) możemy wstrząsnąć status quo i zaszokować ludzi na tyle, aby zdobyć ich uwagę na wystarczająco długo, żeby posłuchali tego, co mamy do powiedzenia. Nasze społeczeństwo staje się coraz bardziej apatyczne i czasem uderzenie jest jedynym sposobem zdobycia czyjejś uwagi.

3. Chrześcijaństwo wini Szatana za wszystko, co im się nie podoba. Jeżeli ktoś występuje przeciw ustalonemu chrześcijańskiemu porządkowi, mówi się o nim, że jest pod wpływami Szatana Wedle fundamentalistów istnieją tylko dwa rodzaje ludzi: chrześcijanie i sataniści. Czemu więc nie przyjąć imienia z góry nam nadanego?

4. Szatan został opisany w setkach opowieści, przez setki autorów, na setki sposobów. Istnieją jednak pewne cechy przypisywane Księciu Ciemności przez wszystkie te opowieści, łącznie z Biblią. Te najbardziej znane spośród nich to inteligencja, spryt, duma, poczucie humoru, szlachetność, buta, przebiegłość i nade wszystko głębokie poczucie własnej wartości. Czy to jest ktoś, kimś mamy gardzić? Wręcz przeciwnie, te cechy budzą podziw, zwłaszcza gdy skonfrontowane z zazdrosną, mściwą i okrutną naturą Boga, jaka została ukazana w Starym Testamencie. Mając wybierać spośród ich dwóch, znacznie bardziej wolałbym, by mnie kojarzono z Szatanem.

5. Ta nazwa jest przydatna, jeśli chodzi o eliminowanie z naszego grona słabych, a więc niepożądanych, osób. Wielu ludzi chętnie używa imienia Szatana, ponieważ sprawia ono, że czują się szczególnie, lub daje im ono złudne poczucie siły. Myślą oni, że jeśli przyłączą się do nas, to nasza siła przeniesie się na nich. Nastolatki i ci, którzy są zwyczajnie aspołeczni, używają tego imienia, aby zagrać na nosie autorytetom. Nadużywają go, nie uświadamiając sobie, że używając miana satanisty wystawiają się na prześladowanie, nienawiść i na najgorszy rodzaj oszczerstw. Tylko naprawdę silna i pewna siebie osoba potrafi przyjąć to tak oczywiste znamię, jakim jest miano satanisty, i sprawić, by pracowało ono dla niej, nie przeciw niej. Mówiąc krótko, tylko prawdziwy satanista może używać tego imienia i upiecze mu się to.

"Śmierć jest największym wyrzeczeniem" - Anton Szandor LaVey. Satanizm jest uświęceniem życia i osobistego sukcesu zamiast chrześcijańskiej filozofii "Nie będziesz" i samoponiżenia po to, aby uzyskać chwałę, kiedy będziesz już martwy. Sataniści dążą do szczęścia we i sukcesu we wszystkich dziedzinach życia. Idą przez życie śmiało, z wysoko uniesioną głową, niszcząc po drodze to, co jest dla ludzi i religii świętymi krowami i demaskując ich błędność, aby wszyscy mogli ją widzieć.

Satanizm jest czymś więcej niż tylko antychrześcijańską filozofią. Dostarcza także zdrowej dawki dogmatów i rytuałów. Dla wychowanych, jak my, w chrześcijańskim społeczeństwie, rytuał stał się nieodłączną częścią życia. Wielu ludzi pragnie odrobiny zorganizowanej obrzędowości w swoim życiu i satanizm to zapewnia. Większość chrześcijańskich obrzędów (takich jak Boże Narodzenie) jest parodią wcześniejszych obrzędów pogańskich. Każdy student pierwszego roku teologii może zaświadczyć, że Jezus nie urodził się zimą, a jego urodziny są świętowane 25 XII z bardzo prostego powodu. Gdy zdobywczy chrześcijanie przejęli władzę, zauważyli, że łatwiej jest utrzymywać nawróconych (na siłę) w zadowoleniu i pod kontrolą, jeśli zamiast zupełnie znieść ich starą religię, trochę ją tylko zmienią. 25 XII znajduje się podejrzanie blisko przesilenia zimowego, które było ważnym pogańskim świętem.

Indywidualna ludzka wola jest kamieniem węgielnym satanistycznej filozofii. Zdolność rozsądnego rozumowania i dokonywania indywidualnego wyboru jest podstawową cechą satanisty. Zbyt długo religia była używana jako wymówka, aby usprawiedliwić czyny i myśli człowieka. Mówienie :"Wierzę w to, ponieważ jestem chrześcijaninem" lub "Postępuję w ten sposób, bo jestem chrześcijaninem" nie jest niczym innym, jak wygodną ucieczką od myślenia. Używanie religii (lub czegokolwiek innego tego rodzaju) dla usprawiedliwiania swoich działań nie leży w naturze satanisty. Jako sataniści, musimy wciąż pytać siebie: "Dlaczego ja w to wierzę?". Jeżeli nie potrafisz znaleźć lepszej odpowiedzi niż "Ponieważ jestem satanistą", to powinieneś ponownie przemyśleć swoje zdanie na ten temat i być może przewartościować swoje przekonanie, że jesteś satanistą.

Tak jak każda poważna organizacja, satanizm również zawiera w sobie zestaw celów. Jednym z najważniejszych celów satanizmu jest rozwarstwienie. Rozwarstwienie oznacza, mówiąc krótko, że jednostki kończą na takim poziomie osiągnięć i sukcesów, na jaki zapracowały i na jaki zasłużyły ciężką pracą i osobistymi uzdolnieniami. Ludzie nie rodzą się równi! Ten mit musi zostać raz na zawsze odrzucony. Kościół dążył do tego, aby ujednolicić społeczeństwo. Gdy uczyni się ludzi równymi, łatwiej będzie ich kontrolować. Satanista zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie nie są równi. Niektórzy rodzą się obdarowani większym talentem i inteligencją niż inni. Pielęgnacja i wykorzystanie tego talentu zdeterminuje poziom osiągnięć, jakie uzyskasz w porównaniu z innymi. Nie oznacza to bynajmniej, że powinieneś porównywać siebie z innymi według ich kryteriów. Ty sam decydujesz, jak wypełniasz zadania, jakie ty sam sobie wyznaczyłeś i musisz to czynić według swoich osobistych standardów. Ocenianie siebie według etyki i moralności ustanowionej przez innych jest dobre dla pozbawionych oryginalności hord, jakie zaludniają naszą planetę, ale nie dla satanisty.

Innym celem satanizmu jest ścisłe opodatkowanie Kościołów. Zbyt długo organizacjom tym dawano w naszym społeczeństwie przywileje. Nie są one niczym więcej jak sprytnie ukrytym biznesem. Reklamują się, sprzedają dobra, uzyskują zyski. Dlaczego miałyby być wolne od płacenia prawowitej części tych zysków państwu, które pozwala, aby ich głupota prosperowała? Gdyby kościoły zostały opodatkowane, dług narodowy zniknąłby w krótkim czasie.

Jest wiele powodów, dla których ktoś może wybrać satanistyczny styl życia, a szczęście jest pierwszym z nich. Jeżeli jesteś zadowolony z drogi, jaką zdecydowałeś się podążać w życiu, jeśli żyjesz według własnych zasad, zamiast ślepo podporządkowywać się przestarzałym koncepcjom moralności innych ludzi, jeśli osiągasz sukces w tym, co sobie wyznaczyłeś, to żyjesz życiem, które z całą pewnością może być określone jako satanistyczne. Niektórzy ludzie przechodzą na satanizm dlatego, że mają dość hipokryzji właściwej dla religii chrześcijańskiej. Nie chcą już dłużej stwarzać pozorów, że podążają za religią, która straciła dla nich jakiekolwiek głębsze znaczenie. Satanizm daje im to, czego nie mogą im dać żadne inne zorganizowane religie - wolność. W satanizmie nie ma zakazów moralnych ani etycznych, poza "nie krzywdź tych, którzy nie zasługują na krzywdę". Nie narzuca się poczucia winy i nie oferuje się potem rozgrzeszenia. Nie prosi się o łaskę i się jej nie otrzymuje. Satanista musi brać na siebie odpowiedzialność za swoje czyny.

Sataniści są z natury samotnikami i większość z nich wybiera unikanie - na tyle, na ile jest to możliwe - kontaktu z masami zamieszkującymi naszą planetę. One wyczerpują nasze siły życiowe. W idealnym przypadku kontakt z nimi powinien być ograniczony do okoliczności, jakie satanista sam wybiera. W zamian satanista lubi otaczać się przedmiotami, które sprawiają mu przyjemność estetyczną. Literatura, sztuka, muzyka - oto towarzysze satanisty.

Dwoma głównymi odłamami współczesnego satanizmu są Kościół Szatana i świątynia Seta, lecz na świecie istnieją setki mniejszych organizacji. Kościół Szatana został założony 30 IV 1966 przez Antona Szandora LaVeya, a świątynię Seta założył w 1975 Michael Aquino, były kapłan Kościoła Szatana. Kościół Szatana i jego założyciel są jednak jedynymi, którzy są odpowiedzialni za wyciągnięcie satanizmu z cienia i jego publiczne rozpropagowanie Na temat Kościoła Szatana i LaVeya zostało napisanych wiele książek i artykułów i można je znaleźć w jakichkolwiek lepszych księgarniach i bibliotekach. Niewiele jest dostępnych informacji na temat świątyni Seta - wolą oni otaczać się nimbem tajemniczości. Na końcu tej książki znajdują się nazwy i adresy różnych satanistycznych organizacji.

+ bonusik:

Maestro zegarowych dusz

efail2013-03-19, 21:52
Słowem wstępu:
Po wojnie Waldemar Szczerbowski chciał studiować zegarmistrzostwo ale ze względu na to że , żadna z uczelni nie oferowała tego kierunku , wyjechał do Włoch i tam rozpoczął studia na Politechnice w Turynie. Dziś jest wybitnym znawcą zegarów. Jedynym na świecie specjalistą, prowadzącym licytacje zegarów. Sam ma jedną z bogatszych kolekcji, wśród nich również zegarów polskich.
Miłego oglądania



Przeglądając YT natknąłem się na ciekawe spojrzenie na ewolucję, a konkretniej ewolucję precyzyjnego zegarka z prostych podzespołów.

Środki rozszerzające świadomość wskazane

Wersja Polska :


Wersja oryginalna :

BM-30 Smerch

Młynarz20332013-03-19, 8:45
BM-30 Smiercz (ros. БМ-30 Смерч, kod GRAU 9K58) – rosyjski system artylerii rakietowej kalibru 300 mm przeznaczony dla samodzielnych brygad artylerii frontowej. Produkowany przez zakłady SPŁAW z Tuły.

Prace nad BM-30 rozpoczęto pod koniec lat 70. XX w. Przyspieszyło je wprowadzenie na uzbrojenie US Army systemu M270 MLRS. Początkowo planowano, że podstawą systemu stanie się wyrzutnia szesnastoprowadnicowa, ale ostatecznie ograniczono się do wyrzutni dwunastoprowadnicowej. Została ona umieszczona na największym produkowanym ówcześnie kołowym nośniku samobieżnym – samochodzie MAZ-543M. Wyrzutnia otrzymała oznaczenie GRAU 9A52. Z wyrzutniami współpracują wozy transportowo-załadowcze 9T234A przewożące 12 pocisków.

Dla systemu 9K58 skonstruowano szereg pocisków rakietowych. Mają one podobnie jak wcześniejsze rakiety systemów BM-21 Grad i BM-27 Uragan kombinowaną stabilizację aerodynamiczno-obrotową. Dodatkowo rakiety są wyposażone w prosty układ korekcji trajektorii lotu, dzięki któremu rozrzut jest nie większy niż 0,21% zasięgu. Stosowane są pociski następujących typów:

9M55F – z oddzielającą się głowicą penetrująco-burzącą 9N150 zawierającą 92,5 kg materiału wybuchowego
9M55K – z kasetową głowicą 9N139 zawierającą 72 odłamkowo-burzące pociski 9N235 o masie 1,81 kg każdy
9M55K1 – z kasetową głowicą 9N152 zawierającą pięć samonaprowadzających się podpocisków przeciwpancernych Motiw-3M
9M55K4 – z kasetową głowicą przenoszącą 25 min przeciwpancernych PTM-3M
?? – z kasetową głowicą przenoszącą podpociski paliwowo-powietrzne
?? – z kasetową głowicą zawierającą 646 podpocisków przeciwpancernych
?? – z kasetową głowica zawierającą miny przeciwpiechotne
?? – z głowicą dymną

Pociski te mają zasięg ok. 70 km. W 1998 roku ujawniono istnienie zmodernizowanych pocisków rakietowych, które przy niezmienionej masie maja zasięg zwiększony do 90 km.

Testy 9A52 rozpoczęto w 1986 roku. Wersja seryjna oznaczona jako 9A52-1 trafiła do uzbrojenia w 1989 roku. Poza armią Federacji Rosyjskiej 9K58 w wersji eksportowej został zakupiony przez armie Indii (38 wyrzutni) Kuwejtu (27 wyrzutni) i Zjednoczonych Emiratów Arabskich (6 wyrzutni).

Dane Techniczne


Kaliber: 300 mm
Liczba prowadnic: 12
Masa: 43,7 t
Długość: 12,37 m
Szerokość: 3,05 m
Wysokość: 3,05 m
Moc silnika: 390 kW
Zasięg: 850 km
Prędkość maksymalna 60 km/h
Załoga: 4 osoby









wikipedia

Bunt w więzieniu w Nowogardzie 1989

A................a • 2013-03-19, 6:45
W roku 1989 w polskich więzieniach nie było już więźniów politycznych. Przebywała w nich jednak cała masa ludzi skazanych na wieloletnie, rażąco niekiedy surowe wyroki za drobne często przestępstwa kryminalne i gospodarcze. Toteż, gdy w wyniku przeprowadzonych 4 czerwca 1989 r. pierwszych częściowo wolnych wyborów parlamentarnych w powojennej Polsce w sejmie i w senacie (a później także i w rządzie) znalazło się wielu ludzi, którzy jakiś czas wcześniej sami siedzieli w więzieniu (jako internowani w okresie stanu wojennego lub skazani albo aresztowani za przestępstwa polityczne) więźniom zaczęło się wydawać, że w niedługim czasie zostanie ogłoszona amnestia i że oni sami wyjdą na wolność.



Niepokoje w więzieniach zaczęły się latem 1989 r. Przybrały one szczególnie ostry charakter w zakładach karnych północno – zachodniej Polski – m.in. w Nowogardzie. Początkowo, osadzeni w tamtejszym więzieniu domagali się jedynie poprawy warunków pracy i wzrostu wynagrodzeń. Kiedy żądania te zostały spełnione, zażądali weryfikacji i wyroków i amnestii. Rozzuchwaleni odniesionymi sukcesami, w sierpniu 1989 r. więźniowie de facto przejęli władzę nad zakładem karnym. Na porządku dziennym było usuwanie funkcjonariuszy straży więziennej z oddziałów, okupowanie budynków i demonstracyjne wchodzenie na dachy. Doszło do tego, że przewiezienie aresztowanego złodzieja na rozprawę do sądu w Szczecinie było niemożliwe, jeśli nie zgodził się na to 47-osobowy Komitet Protestacyjny Skazanych, na którego czele stanął 34-letni wówczas złodziej – recydywista Zbigniew O., pseudonim „Orzech”.

Takiej amnestii nie chcemy!

16 listopada 1989 r. Sejm uchwalił ustawę o amnestii. Była ona jednak znacznie węższa, niż spodziewali się tego więźniowie – nie obejmowała bowiem recydywistów. W zakładach karnych północno – zachodniej Polski zawrzało. Naczelnicy więzień obawiali się, że jeśli amnestia nie zostanie rozszerzona, to dojdzie do rozlewu krwi.

Z bandytami nie rozmawiam

Dwa dni później „Orzech” wraz z dwoma zastępcami (z których jeden odsiadywał karę 15 lat więzienia za zabicie własnej matki) pojechał „suką” straży więziennej na rozmowy z ministrem sprawiedliwości do Warszawy. Do rozmów tych jednak nie doszło. Po drodze więźniowie w asyście strażników zatrzymali się w przydrożnej restauracji i wymusili podanie sobie wódki. Następnie – będąc pijani – zażądali zmiany kursu, Przed rozmową z władzami chcieli wpaść do znajomych pod Warszawą i trochę z nimi pogadać. Kiedy strażnicy odmówili spełnienia tego żądania, więźniowie zdemolowali samochód. Minister Bentkowski dyskutować z nimi nie chciał.

Nie zostanie kamień na kamieniu!

„Orzechowi” udało się natomiast porozmawiać o zmianie ustawy amnestyjnej z nieżyjącym już senatorem z listy OKP Edwardem Wende. Wynik tej rozmowy nie był jednak dla niego zbyt przyjemny. Dowiedział się bowiem, że wprawdzie Senat – który w 99% składał się z ludzi wybranych z listy Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” – najprawdopodobniej zaproponuje rozszerzenie amnestii (i tak się zresztą stało), ale niemal pewne jest to, że Sejm – w którym przedstawiciele „Solidarności” zajmowali tylko 35% miejsc – uchwalone przez drugą izbę parlamentu poprawki odrzuci. Wróciwszy do więzienia w Nowogardzie „Orzech” powiedział swoim ludziom, że jeśli amnestia nie zostanie rozszerzona, to z więzienia ma nie pozostać kamień na kamieniu.

Co to będzie?

Na naczelników więzień w północno – zachodniej Polsce padł strach. Licząc się z tym, że zakres amnestii będzie niezadowalający dla ich podopiecznych, zaczęli przygotowywać się do stłumienia otwartych buntów. Ściągnięto posiłki straży więziennej z innych zakładów, podzielono pracowników więziennych na grupy obronne, rozdano wyrzutnie gazu.

Amnestia… ale nie taka

Nadszedł wreszcie dzień 7 grudnia, kiedy to Sejm miał zadecydować o ostatecznym kształcie amnestii. Naczelnik więzienia, chcąc uniemożliwić więźniom obejrzenie transmisji z obrad Sejmu w więziennej świetlicy, zakazał wypuszczać ich z cel. Jednak ta próba zapobieżenia wybuchowi buntu okazała się naiwna i nieskuteczna. Więźniowie słuchali bowiem swych prywatnych odbiorników radiowych. Z nich też dowiedzieli się, że amnestia recydywistów nie obejmie.

Usłyszawszy, że amnestia go nie obejmie „Orzech” zażądał rozmowy z naczelnikiem. W czasie spotkania zażądał zgody na zebranie więźniów w świetlicy, grożąc, że w razie odmowy doprowadzi do wysadzenia w powietrze obsługiwanej przez więźniów kotłowni. Naczelnik więzienia Stanisław Grzywacz zgodził się na zebranie, ale jednocześnie nakazał usunąć więźniów z kotłowni i zastąpić ich funkcjonariuszami SW.

Bunt, czy demonstracja?

W czasie zebrania w świetlicy ważyły się ze sobą dwie opcje: czynnego buntu i biernego oporu. Za buntem było 40% członków komitetu protestacyjnego. „Orzech” oświadczył, że prywatnie jest za buntem, ale jako przewodniczący opowiada się za zdaniem większości. Ostatecznie więźniowie postanowili, że nie będą wychodzili z cel na spacerniak ani do łaźni, a swoje niezadowolenie będącą wyrażać biciem co godzinę miskami w kraty.

Alarmujące wiadomości

Otwarty bunt jeszcze zatem nie wybuchł. Jednak mimo to sytuacja w nowogardzkim więzieniu z każdą godziną stawała się coraz bardziej napięta. Następnego dnia o godz.. z porannych wiadomości w radiu więźniowie dowiedzieli się o buntach w więzieniach w Goleniowie i w Czarnem. W każdym z nich były już ofiary w ludziach. W Goleniowie w podpalonym pawilonie spłonął więzień podejrzewany o współpracę z klawiszami. W Czarnem straż więzienna otworzyła ogień do więźniów szturmujących bramę. Padli zabici i ranni.

Kiedy „Orzech” dowiedział się o buntach w Goleniowie i w Czarnem, zażądał natychmiastowego spotkania z naczelnikiem. W czasie rozmowy spokojnie powiedział: „za pięć minut spalimy panu ten kryminał”.

Sprzeczne relacje

Początek buntu w Zakładzie Karnym w Nowogardzie inaczej opisywali więźniowie, a inaczej strażnicy więzienni. Pewne jest tylko to, że „Orzech” wracając do celi wybił krzesłem szybę wychodzącą na dziedziniec i krzyknął: „jedziemy do dołu!” – co podczas późniejszego procesu uznano za hasło do otwartego buntu.

Ryszard M., więzień: - „Nie byłem w komitecie protestacyjnym. Rano dowiedziałem się o ofiarach w Czarnem. Były krzyki i walenie w kraty. Wtedy funkcjonariusze wkroczyli na oddział. Widziałem skazanych w oknach, Krzyczeli, że są bici, wołali o pomoc. Ludzie zaczęli wyłamywać drzwi w celach. Trudno się było w tym wszystkim połapać. Panowała kompletna anarchia”.

Jan K., strażnik: - „Miałem wtedy służbę na wieżyczce w pobliżu pawilonu IV, gdzie siedział "Orzech". O godz. 9.25 więźniowie zaczęli znowu tłuc w kraty - dowiedzieli się o buntach w Goleniowie i Czarnem. Później uwolnili się z cel. Strzelaliśmy z wyrzutni gazu, aby uniemożliwić im przemieszczanie się pomiędzy pawilonami. Widziałem, jak rzucają na dach zapalone puszki z pastą do polerowania podłogi. Przyjechała straż, ale nie mogli gasić, bo więźniowie rzucali kamieniami”.

Anarchia

Całe więzienie ogarnął kompletny chaos. Klawisze w popłochu uciekali z pawilonów, zamykając za sobą kraty i dodatkowo zabezpieczając je łańcuchami. Do najcięższych walk doszło w pawilonie IV, gdzie siedział kierujący według wielu relacji buntem „Orzech”. To on właśnie – zdaniem wielu świadków – wydał rozkaz podpalenia pawilonów i kierował ewakuacją ludzi z pawilonu IV, nakazując (co trzeba mu liczyć na plus) przetransportowanie starszych i chorych więźniów do pawilonu gospodarczego.

Następnego dnia walki trwały nadal. Skazani ciskali cegłami z rozwalanych kominów i płonącymi kulami ze szmat, strażnicy strzelali pojemnikami z gazem i racami. Wreszcie, na rozkaz „Orzecha” więźniowie przedarli się do kantyny. Zabrali stamtąd tysiąc słoików gulaszu i karton czekolady.

Albo – albo

10 grudnia pod bramą więzienia w Nowogardzie pojawiły się odziały ZOMO. Kierujący działaniami milicji Jerzy Stańczyk (później komendant wojewódzki w Szczecinie, a w latach 1995 – 97 szef całej polskiej policji) i „Orzech” spotkali się przy bramie. Rozmowa trwała krótko. Stańczyk wskazał na szpalery uzbrojonych zomowców. „Orzech” pokiwał głową i poszedł do swoich.

I w ten sposób bunt się zakończył. Zmęczeni trzydniowym protestem i postawieni wobec alternatywy: albo bezwarunkowa kapitulacja, albo szturm uzbrojonych pałki, gaz łzawiący i pistolety zomowców, więźniowie poddali się. Ze zniszczonego więzienia w Nowogardzie przewieziono ich do innych zakładów karnych. Wielu z nich – tak samo, jak uczestnicy buntów w Czarnem i Goleniowie zostało pobitych w czasie przypominających na pamięć wydarzenia w Radomiu i Ursusie w 1976 r. „ścieżek zdrowia”.

Bandytyzm – czy słuszny protest?

Pokłosiem buntu był proces przed Sądem Wojewódzkim w Szczecinie. Na ławie oskarżonych zasiedli Zbigniew O. "Orzech" oraz jego dwaj zastępcy: Mirosław T. (w czasie buntu miał 29 lat, bez zawodu, zabił własną matkę) i Zdzisław P. (31 lat, kierowca, 12 lat więzienia za kradzieże i rozboje).

"Orzechowi" zarzucono, iż „sprowadził pożar pawilonów wraz ze szpitalem więziennym, (...) a także kierował akcją totalnego zniszczenia”. Straty oszacowano wtedy na 13,6 mld starych zł. Na jego zastępcach ciążyły podobne zarzuty.

„To był słuszny protest wywołany trudną sytuacją bytową i niesprawiedliwością komunistycznego ustawodawstwa” mówił wyraźnie zadowolony z obecności kamer „Orzech”. Przekonywał też, że pożar wywołali strażnicy, strzelając rakietami.

Przesłuchano ponad 100 świadków. Tzw. "grypsujący” umniejszali rolę „Orzecha” w buncie. Inni twierdzili, że nic nie pamiętają. Próbowano też zastraszać świadków zeznających na niekorzyść oskarżonych. Sytuacja stała się szczególnie dramatyczna, gdy w sądowym areszcie odkryto listę opatrzoną tytułem „K…y” które zaprzedały bunt w Nowogardzie”. Było na niej 59 nazwisk świadków składających zeznania obciążające przywódców rebelii.

22 listopada 1991 r. zapadł wyrok. „Orzech” został uznany winnym i skazany na 7 lat więzienia i 7 starych milionów złotych grzywny. Pozostali oskarżeni – Mirosław T. i Zdzisław P. – dostali wyroki w wysokości 5 i 4 lata. Niecały rok później poznański sąd apelacyjny utrzymał ten wyrok w mocy.

Nieoczekiwany koniec więziennej kariery „Orzecha”

„Orzech” jeszcze wiele lat spędził w więzieniach. Na wolność miał ostatecznie wyjść w 2004 r. (czy wyszedł czy nie – trudno dociec z braku powszechnie dostępnych danych) zaś w połowie lat 90-tych zaczął wychodzić na przepustki. Jako stary złodziej i przywódca dwóch buntów w więzieniu (ten drugi miał miejsce w październiku 1992 r.) cieszył się szacunkiem w półświatku… ale tylko do czasu, gdy w środowisku „grypsery” rozeszła się plotka, że jest homoseksualistą. Wielu więźniów nie mogło w tę plotkę uwierzyć. Ostatecznie jednak, podczas pewnego spotkania na spacerniaku, spytano się go o to wprost, i… „Orzech” powiedział, że to prawda. Tym samym, skoczył z najwyższego szczebla więziennej hierarchii na jej samo dno.

Kilka dni później próbował powiesić się w celi.

Fa'afafine- Być kobietą, być... Czyli coś kurna nie wyszło.

L................o • 2013-03-17, 22:48
Fa'afafine- co kryje się za tą dziwną nazwą?
Słowo fa'afafine zawiera kauzatywny prefiks "fa'a", oznaczający "na sposób" i słowo fafine, oznaczające "kobietę"

Otóż jest to trzecia płeć specyficzna dla kultury samoańskiej.

Fa'afafine z biologicznego punktu widzenia są to mężczyźni, którzy czują się kobietami...
Ich rodzice rozpoznają te skłonności już we wczesnym dzieciństwie i wychowują swoich synów jak dziewczynki, albo raczej jak osobniki "trzeciej płci". Dorastają oni jako tzw. fa'afafine, których rola płciowa różni się od roli płci męskiej i żeńskiej i z tego powodu spełniają inną rolę niż mężczyźni i kobiety. To zjawisko jest w pełni akceptowane w tradycyjnym samoańskim społeczeństwie fa'asamoa.



Fa'afafine to osoby znane ze swojej pracowitości i poświęcenia dla rodziny, zgodnie z samoańską tradycją tautua. Samoańska czy też polinezyjska rodzina różni się od rodzin z Zachodu w znacznym stopniu. W skład rodziny wchodzą wszyscy członkowie rodzin mieszkających we wspólnocie w obrębie systemu rodzinnego fa'amatai.



Fa'afafine odbywają stosunki płciowe zarówno z mężczyznami, kobietami oraz innymi osobami trzeciej płci. Początkowo, stosunki płciowe z kobietami oraz zawieranie związków małżeńskich było bardzo popularne wśród osobników trzeciej płci, jednakże wraz z ciągle postępującym procesem westernizacji sytuacja ta może ulec zmianie.



Stosunek płciowy między fa'afine (trzecia płeć) i mężczyzną (tane), nie jest pojmowany jako stosunek między osobnikami tej samej płci, dlatego mieszkańcy wysp Samoa nie traktują fa'afafine jako homoseksualistów. Język angielski przybliża tylko oryginalne pojęcia i nie odzwierciedla kulturalnych uwarunkowań płci.
Zachodni antropolodzy sugerują, że rodzice z wysp Samoa, którzy mają zbyt wiele synów i tylko kilka córek, celowo przebierają jednego z synów jako dziewczynkę i przydzielają mu obowiązki, z reguły typowe dla dziewczynek, np. sprzątanie. To tylko jeden z możliwych powodów dlaczego chłopiec może być zaklasyfikowany jako fa'afafine.
Rodzice czy też sam syn podejmują taką decyzję kiedy rozpoznane zostają zachowania charakterystyczne dla płci przeciwnej.
Zachodni monoteistyczny fundamentalizm, a także ruchy wyzwolenia LGTB wpłynęły na opinię na temat fa'afafine tworzoną globalnie i przez samych mieszkańców wysp Samoa.


Pamiętam, że M.Wojciechowska zrobiła z nimi program.

Coś jak nasze gejaszki.
A z resztą c🤬jek mujek ich wie, dziwne to takie, to wstawiłam...

Źródła: głównie chamsko zerżnięte z wiki.

Najstarsze drzewa

k................z • 2013-03-16, 15:36
Pewnie niewielu z was zdaje sobie sprawę jak długo żyć mogą drzewa - dziesiątki, setki, tysiące lat?
Najstarszym drzewem w Polsce jest Cis Henrykowski (cis pospolity) z dolnego śląska. Naukowcy szacują jego wiek na 1263 lata (badanie radiowęglowe z 2012 roku)
Jednak najstarszym drzewem jest szwedzki świerk.

Cytat:

W szwedzkim regionie Dalarna naukowcy z Umeå University znaleźli świerk liczący 9550 lat. Przez długi okres to smukłe, niewysokie drzewo uważane było za dość młode. Jednakże zgodnie z najnowszymi badaniami okazało się, że jest to najstarsze drzewo na naszej planecie. Naukowcy znaleźli w tym regionie cztery pozostałości prehistorycznych drzew w wieku 375, 5660, 9000 i 9550 lat. Wiek ten określono za pomocą analizy izotopów węgla. Nad resztkami drzew wznosiły się młode świerki. Po przeprowadzeniu analizy genów i DNA pochodzących ze szczątków prehistorycznych drzew naukowcy odkryli, że „młodo wyglądający” świerk na górze Fulu posiada ten sam materiał genetyczny, co szczątki u jego stóp. Okazało się, że gatunek ten, podobnie jak inne rosnące w szwedzkich górach świerki, jest w stanie przetrwać trudne warunki klimatyczne, wypuszczając z systemu korzeniowego obumarłego drzewa nowy pień. Na terytorium rozciągającym się na południe od Laplandii aż do Dalarny naukowcy znaleźli około 20 świerków o wieku ponad 8 tys. lat. I chociaż w trakcie ostatniej dekady klimat w tych miejscach był niesprzyjający dla rozwoju roślin, drzewa te przetrwały, wypuszczając nowe pędy. A przez ostatni wiek średnia temperatura powietrza w okolicach góry Fulu podwyższyła się o jeden stopień, dzięki czemu prehistoryczne drzewa mogły rozpocząć aktywny rozwój. Zgodnie z obliczeniami naukowców nowy pień najstarszej na Ziemi sosny zaczął się wznosić około 1940 roku. Okaz ten jest rzeczywiście rekordowcem – do tej pory za najstarsze drzewa na świecie uważane były sosny w Ameryce Północnej (4-5 tys.lat). Naukowcy wyjaśnili już, że ten gatunek drzew przetrwał epokę lodowcową tysiąc kilometrów od Dalarny – tam, gdzie klimat był łagodniejszy. A po ustąpieniu lodowca sosny te rozprzestrzeniły się wzdłuż ciepłego wybrzeża północnej części Europy i w ten sposób trafiły w góry Szwecji. JSL




Źródło: Science Daily i wikipedia

Nie każdy urzędnik to pijawka

T................r • 2013-03-15, 23:01
Cytat:

Ostatnio pisaliśmy o wyższych dietach radnych w gminach Choceń, Boniewo, Lubraniec. W gminie Choceń samorządowcy będą dostawać od 1 kwietnia 450 złotych (dotychczas 350 zł), w Boniewie podwyżka już była - diety wzrosły z 350 zł do 400 zł. Ta informacja zbulwersowała wielu naszych Czytelników. - Dziwię się, że w tak biednej gminie jak nasza, radnych stać na podniesienie diet - mówi Czytelnik z gminy Boniewo.

Wskutek zmiany stawki bazowej wzrosły również diety w Lubrańcu, ale nie dorównują one tym w gminie Choceń czy Boniewo - zwykły radny pobiera bowiem 210 zł. Radni gminy w Choceniu, Boniewie i Lub-rańcu zdecydowali także o kilkusetzłotowych podwyżkach dla swoich wójtów i burmistrza.

Ale są takie gminy, gdzie diety są obniżane. Tak zrobiła Rada Miejska w Kowalu. W ub. kadencji kowalscy radni dostawali po 100 zł za posiedzenie. W tej kadencji - ze względu na kryzys - diety sobie obniżyli. Samorządowcy dostają po obniżce 50 zł za posiedzenie. W miesiącu odbierają średnio z kasy miasta 100 złotych.

Od pięciu lat na tym samym poziomie jest też pensja burmistrza Kowala Eugeniusza Gołembiewskiego. Odbiera 6 tys. zł na rękę.



Szkoda, że reszta hołoty nie potrafi brać przykładu z innych.

Źródło: regiopraca.pl/portal/rynek-pracy/zarobki-w-regionach/kowal-radni-miejs...

To dlatego Wehrmacht był taki okrutny

e................z • 2013-03-15, 14:39
Zerżnięte z WP ale co tam
(Dziś już wiemy że to nie były żadne medykamenty żołnierzom podawano szczaw i mirabelki )

"Siedemdziesiąt lat temu hitlerowcy prawie opanowali Europę. Jednak dopiero niedawno wyszło na jaw, że ich ówczesna potęga była oparta nie tylko na nowoczesnym sprzęcie, wielkiej dyscyplinie i mobilizującej ideologii. W grę wchodził też nielegalny doping...

Adolf Hitler głosił ideę o wyższości aryjskiej rasy panów. W jego mniemaniu rośli błękitnoocy nordycy, byli jedyną czystą rasą, godną stąpania po globie i zdolną do nadludzkich wyczynów. Teraz okazuje się, że faktycznie niemieccy żołnierze w czasie II wojny światowej mogli wyróżniać się osiągami wykraczającymi poza ograniczenia ludzkiego ciała: byli nadnaturalnie szybcy, silni i odporni. Jednak ich wyjątkowe możliwości wcale nie brały się z "boskiego" genotypu, a ze środków farmakologicznych, którymi szprycowano ich przez niemal całą wojnę.

Za tym wszystkim stał przede wszystkim jeden człowiek - lekarz wojskowy Otto Ranke, dyrektor Instytutu Fizjologii Ogólnej i Obronnej na Berlińskiej Akademii Medycyny Wojennej. Postanowił on, na polecenie najwyższych notabli NSDAP, zmienić "zwykłych niemieckich żołnierzy, marynarzy i lotników w bitewne automaty o nadludzkich cechach", w taki sposób, by ich potęga dorównała ideologicznym wyobrażeniom szerzonym przez Fuhrera.

Na pierwszy ogień poszli żołnierze piechoty, którym zaczęto podawać... metamfetaminę w postaci środka o nazwie Pervitin. Szybko okazało się, że ci, do niedawna jeszcze nieopierzeni szeregowcy, zyskali nagle niespożyte siły i stali się żądni walki. Ale przecież każdy medal ma dwie strony. Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, co metamfetamina robi z jej użytkownikami.

Owszem ma ona silne działanie pobudzające, ogranicza odczuwanie bólu i niweluje opory moralne, ale jednocześnie jej zażywanie jest bardzo wyniszczające dla organizmu, a sam narkotyk bardzo silnie uzależniający (w niektórych przypadkach już jednokrotne zażycie może prowadzić do uzależnienia)

"Podrasowani" w ten sposób Aryjczycy mieli zawojować całą Europę, jednocześnie zmiatając z powierzchni ziemi wszystkich "untermenschów", na co są twarde dowody w postaci odnalezionej niedawno dokumentacji medycznej z czasów II wojny światowej, która wskazuje, że w latach 1939-1945 wydano niemieckim żołnierzom ponad 200 milionów tabletek Pervitinu!
Dodatkowo, badacze natrafili na dziennik pewnego pracownika medycznego, który w styczniu 1942 roku wspierał 500-osobowy oddział niemiecki na froncie wschodnim. Mężczyzna pisał, że zdziesiątkowani przez żołnierzy sowieckich Niemcy po prostu stracili wolę życia. Medyk tłumaczył w swoim dzienniku: - Postanowiłem dać im Pervitin, ponieważ zaczęli się kłaść na śniegu, pragnęli umrzeć. Niespodziewanie, po trzydziestu minutach od zażycia leku, żołnierze zaczęli raportować, że czują się znacznie lepiej. Wstąpiła w nich nowa energia, stali się bardziej czujni i gotowi do działania.

Trudno jednak wyobrazić sobie tych samych żołnierzy, powiedzmy dwa lata później - szczególnie, jeśli Pervitin podawano im wielokrotnie. Odpadająca skóra, owrzodzenia, halucynacje i omamy, potężne braki w uzębieniu i kompletny rozkład osobowości - to tylko, niektóre z możliwych skutków.

Jednak metamfetamina to nie jedyny "rewelacyjny" cudowny sposób na zwiększenie możliwości żołnierzy i wygranie wojny. Okazuje się bowiem, że tajną bronią Hitlera były nie tylko samoloty przypominające latające spodki i rakiety V3, a... kokaina.

Środek o nazwie D-IX testowany był m.in. w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, gdzie podawano go wychudzonym więźniom, którzy za sprawą pojedynczej pigułki byli w stanie bez odpoczynku przemierzyć ponad 100 km z obciążeniem 20 kg na plecach.

Szczęśliwie, naukowcy Hitlera nie zdążyli rzucić D-IX na front, ponieważ szyki pokrzyżowało im lądowanie aliantów w Normandii w 1944...

W świetle tych informacji (o ile się one definitywnie potwierdzą) nie można wykluczyć, że gdyby uczeni Hitlera mieli odrobinę więcej czasu na badania, ofensywa w Ardenach, wyglądałaby inaczej, a "kokainowi naziści" zdołaliby dokonać jeszcze wielu "cudów militarnych". - D-IX było ostatnią tajną bronią Hitlera, tylko dzięki niej mógł wygrać już przegraną wojnę. - uważa kryminolog Wolf Kemper, autor publikacji "Nazis on Speed. "