Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
 

Początki Al-Kaidy

f................n • 2013-05-04, 13:31
Jest to początek historii ugrupowania terrorystycznego jakim jest niewątpliwie Al-Kaida. Chciałbym wam przybliżyć cele i środki jakimi się posługuje Al-Kaida i do czego dąży.


Męczennik

Cała ta historia zaczyna się w 1948 roku. Wtedy to do Ameryki, na pokładzie liniowca, przybył pewien człowiek z Egiptu, Sayyid Qutb.


Sayyid Qutb – z prawej


Był wykształconym Egipcjaninem, pracującym w egipskim ministerstwie edukacji, płynącym za ocean niejako na wygnanie. Nie był specjalnie religijny, w istocie przeżywał wówczas pewien kryzys wiary. Jego książki krytykujące wiele spraw socjalnych zdobyły mu rzesze zwolenników, ale i gniew ówczesnego króla Egiptu – Farouka, który wydał nawet nakaz aresztowania krnąbrnego pisarza - dlatego właśnie jego przyjaciele pospiesznie zorganizowali Sayyidowi ten wyjazd. W tym czasie Egiptem wstrząsały antybrytyjskie nastroje, kraj wciąż pozostawał pod bardzo dużymi wpływami tej byłej kolonialnej potęgi. Jednak nawet sam Qutb był w tym okresie pod znacznym wpływem zachodniej kultury – ubierał się jak mieszkaniec zachodu, kochał muzykę klasyczną, filmy z Hollywood, francuską literaturę, jak również prace Darwina i Einsteina. Jednak pomimo w pewnym stopniu oczarowania zachodem, Qutb, jak wielu współczesnych mu muzułmanów, obawiał się postępującego kulturalnego podboju krajów islamskich przez zachód - zachód, który był dla niego jedną istotą, w jego umyśle nie było różnicy między USA a powiedzmy Francją, wszystko, co nie było islamskie, było dla niego „tym czymś innym – zachodem”. Zachodem, który wg niego, skupiał się jedynie na kolonizacji całego świata.

W czasie, gdy Qutb wyruszał do Ameryki, świat arabski był wstrząśnięty wynikiem wojny z Izraelem, a także zbulwersowany pomocą, jaką państwo Izrael otrzymywało od USA. Arabowie byli wstrząśnięci nie tylko poziomem wyszkolenia i siłą armii izraelskiej, ale także słabością i niekompetencją swych własnych dowódców. To powodowało poczucie poniżenia u muzułmanów – coś, co wkrótce stało się jedną z przyczyn wielu tragicznych wydarzeń.

Sayyid Qutb ciągle w głębi duszy zadawał sobie pytanie – „czy powinienem być kim normalnym, przeciętnym jak reszta, czy kimś wyjątkowym?” W końcu wygrała chęć pozostania kimś ponadprzeciętnym i Sayyid postanowił oddać się w całości bogu.

Qutb przybył do Nowego Jorku – miasta gigantycznego, brudnego, przeludnionego, głośnego i wyzywającego. II wojna światowa, wygrana Ameryki, brak strat własnych na terenie kraju, bogactwo oraz poczucie bycia potęgą zbyt wyraźnie widać było na ulicach. Skromny Egipcjanin źle czuł się w społeczeństwie nastawionym głównie na seks, uciechy i materializm, tym bardziej, ze słabo znał język angielski. Pomimo, że w tym mieście mieszkały tysiące imigrantów z całego świata, Sayyid nie potrafił odnaleźć tu swojego miejsca. Czuł odrazę i do Nowego Jorku, i do Ameryki ogólnie, a także do ludzi, z którymi musiał przebywać. Wciąż był uprzejmy, lecz coraz bardziej zamykał się w sobie i w swej religii. Amerykanów wkrótce zaczął postrzegać jako bestie, skupione tylko na uciechach życia.

Po pewnym czasie Qutb przeniósł się do Waszyngtonu, gdzie zaczął studiować język angielski. W swoim pamiętniku zapisał, że życie w Waszyngtonie nie jest złe, jednak i tutaj ciągle krytykował otaczającą go rzeczywistość – zarówno muzykę jak i styl ubierania się młodych ludzi. Nawet jedzenie było dla niego „dziwne”, a wracając od fryzjera zawsze, jak to pisał w swoim dzienniku, „musiał poprawiać swoją fryzurę własnoręcznie”.

Sayyid jeszcze do 1950 roku pozostawał w USA, jednak wyjazd ten, który wg jego przyjaciół miał przy okazji sprawić, że jego poglądy miały stać się „bardziej liberalne”, przyniósł zupełnie inny skutek. Qutb wrócił do swojej ojczyzny jako jeszcze większy radykalista, niż do tej pory. Uznawał białą rasę (ludzi zachodu) jako tę gorszą. Wg niego „biały człowiek w Europie i Ameryce to nasz wróg numer jeden. Biali ludzie miażdżą nas podczas gdy my uczymy nasze dzieci ich historii, ich kultury i ich ‘wzniosłych’ celów. Napełniamy nasze dzieci podziwem i szacunkiem dla kogoś, kto depcze nasz honor i nas zniewala. Zamiast tego zasadzajmy ziarno nienawiści, zniesmaczenia i żądzy zemsty w duszach naszych dzieci. Uczmy je od dzieciństwa, że biały człowiek jest wrogiem ludzkości i że należy go zniszczyć przy pierwszej sposobności.”

Qutb znienawidził tego, co widział w zachodzie – sekularyzmu, racjonalności, demokracji, indywidualizmu, równouprawnienia, tolerancji i materializmu – czyli tych rzeczy, które częściowo „zainfekowały” już i świat arabski dzięki kolonialnej przeszłości. Wg niego, należało obalić wszelką władzę świecką w krajach muzułmańskich i utworzyć państwa oparte jedynie na Islamie i jego prawie. Qutb wiedział, że Islam i „nowoczesność” nie mogą współistnieć, zatem kraje arabskie muszą wyzbyć się tego, co współczesne i co nosi znamiona zachodu – w tym władzy świeckiej. Wg niego, tylko poprzez całkowite oddanie się bogu, w każdej dziedzinie może doprowadzić do ponownej dominacji muzułmanów nad światem. Taka dominacja, jak i środki do jej osiągnięcia, były wg niego obowiązkiem nie tylko wszystkich muzułmanów wobec swych braci, ale i wobec boga.

W tym czasie Egiptem wciąż wstrząsały niepokoje, Powszechne uczucie poniżenia po przegranej wojnie z Izraelem oraz świadomość ciągłych bardzo silnych wpływów brytyjskich sprzyjało tworzeniu różnych bractw, których zadaniem była „walka o przyszłość Islamu”.
Był to także koniec rządów króla Farouka, ponieważ władzę w kraju przejął Gamal Abdul Nasser, odtąd prezydent Egiptu.


Prezydent Gamal Abdul Nasser


Sayyid Qutb wrócił na swoje dawne stanowisko w ministerstwie edukacji. Wcześniej miał swój skromny udział w rewolucji, która obaliła króla, a jego przemyślenia skłaniały go do tego, że jedyną opcją oczyszczenia kraju z zachodnich pozostałości jest „zwykła dyktatura”. Jednak po pewnym czasie stanowiska Qutba i Nassera zaczęły odbiegać od siebie na tyle, że Nasser w 1954 roku wtrącił Sayyida na trzy miesiące do więzienia. Podczas, gdy prezydent próbował oddzielać władzę od religii, Qutb widział świetlaną przyszłość muzułmanów jedynie w całkowitym podporządkowaniu wszystkiego religii. Ta różnica poglądów dramatycznie zmieniła wzajemne relacje obu tych mężczyzn.

W nocy, 20 października 1954 roku, wojna ideologiczna pomiędzy wizją świeckiego państwa a wizją państwa islamskiego osiągnęła swój zenit. Tej nocy, podczas przemówienia Nassera w Aleksandrii, zamachowiec oddał kilka strzałów ze swojego karabinu w stronę prezydenta. Chybił, a Nasser nawet nie uchylił się przed kulami. Pomimo chaosu, jaki wybuchł, prezydent wciąż stał i krzyczał do mikrofonu „Pozwólcie im zabić Nassera, kim jest Nasser, jak nie jednym z wielu? Żyję! A nawet jakbym zginął, to wy wszyscy jesteście Gamalem Abdulem Nasserem!”.
To był punkt zwrotny w karierze tego człowieka. Jeszcze nigdy nie miał aż takiej popularności wśród swych obywateli.

Po tym zamachu aresztowano Qutba, który był wówczas członkiem „Bractwa Muzułmanów”, organizacji radykalnych rewolucjonistów. Oskarżono go o współudział w planowaniu zamachu. Nasser myślał, że zniszczył raz na zawsze tę organizację.

Wiele mówiono o cierpieniu Sayyida Qutba w więzieniu. Skazano go na dożywocie, lecz z powodu jego słabego zdrowia wyrok skrócono do 15 lat. W istocie, więźniów traktowano straszliwie źle - gdy wielu z nich pewnego razu zwyczajnie odmówiło wyjścia z celi – strażnicy zastrzelili ich.
Wtedy to Qutb doszedł do wniosku, że ci, którzy dopuszczali się takich zbrodni przeciwko muzułmanom, nie są w istocie prawdziwymi wyznawcami Allacha. W swoim umyśle Qutb, wg własnego rozumienia, już dzielił ludzi na tych, którzy byli „prawdziwymi muzułmanami” i tych, którzy nimi nie byli, a jedynie takich udawali. To było coś, co muzułmanie zwą takfir, czyli wykluczaniem kogoś ze społeczności muzułmańskiej.
Sterując ludźmi, nawet z więziennej celi, udało się Qutbowi odtworzyć siatkę Bractwa Muzułmanów, która ucierpiała w wyniku aresztowań po zamachu na prezydenta. Jego wpływ był nawet na tyle silny, że udało mu się, wciąż siedząc w więzieniu, uzyskać poparcie władz Arabii Saudyjskiej w sprawie obalenia Nassera. Zaledwie trzy miesiące po tym, jak Sayyid Qutb wyszedł z więzienia na wolność, ponownie go aresztowano. Pojmano bowiem dwóch członków Bractwa, którzy zeznali o planach obalenia władzy i wymienili jego nazwisko jako jednego z konspiratorów.

Podczas procesu uznano Qutba za winnego i skazano na karę śmierci. Wyrok przyjął on spokojnie, a skwitował słowami „dzięki Bogu. Spełniałem jihad przez piętnaście lat, aż uzyskałem to męczeństwo.”


Sayyid Qutb

Wkrótce jednak Nasser zrozumiał swój błąd, na ulice Kairu bowiem wyległy tysiące zwolenników Qutba, przeciwnych egzekucji. Prezydent wysłał nawet Anwara al-Sadata, swego następcę i vice prezydenta, aby przekazać Qutbowi, że jeśli wystąpi on o łaskę, prezydent mu jej udzieli, a nawet odda mu ministerstwo edukacji. Qutb odmówił. Gdy jego siostra przybyła aby go przebłagać, odparł jej „Moje słowa będą silniejsze, jeśli mnie zabiją”. Qutba wkrótce potem powieszono, a ciała nie wydano rodzinie z obawy, że jego grób stanie się miejscem pielgrzymek jego zwolenników.
Sayyid Qutb jest uznany przez wielu za pierwszego współczesnego męczennika.

Jeżeli temat się spodoba wstawię następną część.
treść skopiowana z: paranormalne.pl
Powitać ponownie wszystkich szanownych Sadoli. Dziś chciałbym trochę bardziej poważniej, oraz sentymentalniej. Brnąc dalej przez Holokaust, dotarłem niedawno do Oskara Schindlera. Dla niektórych z was może być on znany, dla niektórych- mniej, bądź w ogóle pozostaje zagadką. Temat Holokaustu interesuje mnie od dawien dawna, jednak dopiero podczas przygotowywania się do pracy maturalnej mam sposobność i czas na wgląd w nowe materiały i poszerzenie swojej wiedzy. Chciałbym teraz jednak przejść do tematu. Rozpocznę może od krótkiego cytatu z wiki.

"Oskar Schindler (ur. 28 kwietnia 1908 w Svitavach, zm. 9 października 1974 w Hildesheim) – niemiecki przedsiębiorca, który uratował swoich żydowskich robotników przymusowych przed zagładą w obozach koncentracyjnych."

Postać tą może wam przybliżyć znakomita książka "Arka Schindlera" Thomasa Keneally'ego lub też nie mniej dobry film "Lista Schindlera" Steven'a Spielberga. Dlaczego jednak piszę te kilka zdań o nim?

Człowiek który zarobił dużo pieniążków, człowiek który był członkiem pro-faszystowskich partii SDP oraz nazistowskiej NSDAP, a jednak człowiek który w odpowiednim momencie usunął z oczu klapki i...zaczął ratować żydów. Na początku jednak wykorzystywał ich w niewolniczych pracach w swojej fabryce naczyń, na której sporo się dorobił. Zarobienie tych pieniędzy było jednak niezbędne do jego dalszej działalności. W tamtym okresie zatrudniał ok. 1300 żydowskich pracowników, dla których załatwiał tzn "niebieskie karty" uprawniające żydów do przebywania (w miarę bezpiecznie) w getcie. Jednak zgodnie z planem "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej" nawet one w ostateczności nie mogły zagwarantować przeżycia. Kiedy zaczęto rozwiązywać getto, Schindler obracał się już w wysoko postawionym towarzystwie SS, co umożliwiło mu przeniesienie 900 żydów z obozu w Płaszowie (komendantem był Amon Goethe) do obozu niedaleko swojej fabryki.

Jednakże machina nazistowska nie ustawała w trudach zgładzenia wszystkich żydów. Niedługo potem przyszedł rozkaz przeniesienia wszystkich żydów do Oświęcimia, gdzie czekały już krematoria. "Schindlerowi udało się w październiku 1944 roku przenieść 1200 „pracowników” do fabryki w Brünnlitz w Okręgu Rzeszy Kraj Sudetów (dzisiaj Brněnec w Czechach), a gdy transport został po drodze skierowany do obozu w Auschwitz-Birkenau, zdołał ich stamtąd wydostać. Brünnlitz zostało wyzwolone w maju 1945 roku."

Co się dalej stało z Schindlerem? Na sprawę żydowska przeznaczył większość ze swojej fortuny, a niedługo potem zbankrutował. Nie układało mu się także w małżeństwie. Zmarł w Hildesheim, wskutek niewydolności wątroby. Przed tym jednak w 1963 Instytut Yad Vashem uhonorował go „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, a rok wcześniej posadził swoje drzewo w Gaju Sprawiedliwych. Obecnie żyje około 6 tysięcy tzw Schindler's jews.
Postać wielkiego serca według mnie, zasługuje na pamięć. Z filmu zapamiętałem kilka cytatów które chwyciły mnie żywo za gardło i serducho. Jednym z nich właśnie chciałbym skończyć ten artykuł.

Każdy kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat.


(U góry kadr z filmu. Po tagach nie znalazłem niczego o nim, jak gdzieś jednak było to przepraszam, kosz)

Sprawozdanie z działalności ministerstwa gospodarki

A................O • 2013-05-03, 19:13
pod kątem bezpieczeństwa energetycznego

Cytat:

Sprawozdanie z działalności ministerstwa gospodarki za 2012 rok dostarcza wielu ciekawych danych, szczególnie w odniesieniu do energetyki.

Energia elektryczna produkowana jest w 96,9% z paliw krajowych. Poziom ten utrzymuje się już od kilku lat. Widać zatem, że ani import węgla ani biomasy nie wpłynął na zmianę wartości udziału paliw krajowych w produkcji energii elektrycznej w ubiegłym roku.

Nadwyżka mocy dyspozycyjnych elektrowni krajowych wobec maksymalnego zapotrzebowania na energię to 12,5%. Bezpieczny margines – choć należy zwrócić uwagę, że w dobie kryzysu spadło zapotrzebowanie na energię elektryczną. Trzeba także dodać, że zdecydowanie poprawiła się w ostatnich latach efektywność energetyczna, przede wszystkim w sektorze przedsiębiorstw energochłonnych. Czeka nas także w perspektywie kilku najbliższych lat ograniczenie aktywności starych bloków. Mówimy wprawdzie o perspektywie kolejnych 4-6 lat, ale warto mieć na uwadze te liczby już dziś. Szczególnie w kontekście dość łatwego rozwiązania – to jest zniwelowania deficytu mocy poprzez import energii z Rosji, o co bardzo mocno zabiegają rosyjskie koncerny energetyczne. Rozwiązanie z pozoru najtańsze i najłatwiejsze, ale dyskusyjne z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego kraju z powodu naturalnego obniżenia skłonności do budowy własnych źródeł, co w perspektywie długoterminowej może wpłynąć na częściowe uzależnienie od jednego kierunku dostaw. Potencjalnie możliwe jest więc powtórka sytuacji znanej nam z rynku gazu czy ropy naftowej. Czego w związku z tym zabrakło w raporcie MG o rynku energii? Poziomu importu energii elektrycznej do Polski.

Udział energii pochodzącej z OZE i kogeneracji w całkowitej rocznej sprzedaży energii elektrycznej nie został wprawdzie podany, ale ministerstwo gospodarki spodziewało się, że osiągnie 37%.

Ciekawie natomiast wgląda dynamika na rynku dostawców energii. Otóż na zmianę dotychczasowego dostawcy energii elektrycznej zdecydowało się 0,85% odbiorców. MG zakładało niższy współczynnik. Wciąż nam daleko do takich państw jak choćby Szwecja gdzie świadomość energetyczna jest na znacznie wyższym poziome, a co za tym idzie większa skłonność do poszukiwania lepszej oferty. Jednak w najbliższych latach nie należy spodziewać się znacznego wzrostu liczby odbiorców zmieniających dostawców. Wynika to przede wszystkim ze struktury rynku, który w konsekwencji wielu czynników tak ekonomicznych jak i regulacyjnych został ponownie zdominowany przez duże koncerny z udziałem skarbu państwa. Innymi słowy podmioty te nie są nastawione na konkurencję wolnorynkową w tym sensie, że nie walczą między sobą o rynek klienta. W związku z tym gorzej wygląda także system edukacji energetycznej klientów, których świadomość na temat ofert poszczególnych firm jest bardzo niska.

Roczne wydobycie gazu ziemnego w 2012 roku – 4,5 mld m3 jak informuje w swoim raporcie ministerstwo gospodarki, nie odbiega znacząco od lat poprzednich (w ciągu ostatnich 10 lat to poziomy pomiędzy 4,1 a 4,4 mld m3). Roczne zużycie gazu ziemnego kształtowało się natomiast na nieco zwiększonym poziomie 15,8 mld m3, co było spowodowane dłuższą niż zwykle zimą

Na rynku sprzedano 73,9 mln ton węgla kamiennego wydobywanego w Polsce a średni jednostkowy wynik ze sprzedaży każdej tony wyniósł 30,73 zł. To oznacza, że wydobywanie węgla kamiennego było po prostu rentowne, co w latach poprzednich nie zawsze było oczywiste.

W odniesieniu do utrzymania odpowiedniego poziomu rezerwy strategicznych zostały spełnione zakładane plany. Łączna pojemność czynna magazynów gazu ziemnego wysokometanowego w 2012 r. to ok. 1 822 mln m3, z czego 883,7 mln m3 stanowiły zapasy obowiązkowe.

Ministerstwo Gospodarki poważnie podeszło także do problemu, który pojawi się po uruchomieniu elektrowni atomowej, a dotyczy odpadów. Otóż przygotowało listę aż 15 potencjalnych lokalizacji dla składowisk odpadów promieniotwórczych (pierwotnie planowano, aby były to co najmniej 3 lokalizacje).

Constitutio Criminalis Theresiana

b................h • 2013-05-03, 15:10
Constitutio Criminalis Theresiana - kodeks karny nadany krajom austriackim przez cesarzową Marię Teresę w 1768. Był to ostatni kodeks oparty na Carolinie z roku 1532, krótko mówiąc- archaiczny.



Theresiana między innymi zawierała instrukcje dotyczące stosowania tortur - wraz z odpowiednimi rycinami i stosownym komentarzem. Poniżej widzimy torturę wahadła. Wahadło było bolesną torturą nie powodującą uszkodzeń skóry, za to zrywającą mięśnie i więzadła. Zaczynano ją od związania rąk ofiary z tyłu, przez pęta przewiązywano linę, którą przeciągano przez przymocowany do sufitu hak. Często do stóp przymocowywano ciężary, jako dodatkowe obciążenie. Gdy kat pociągnął wolny koniec liny, ręce torturowanego zaczynały wyginać się w stronę pleców. Czynił to powoli, co potęgowało ból. Po pewnym czasie, coraz mocniejszego podciągania, kości wyskakiwały ze stawów, czasem nawet pękały i zostawały zerwane ścięgna. Wtedy ręce ofiary znajdowały się równolegle do głowy.



Kolejna rycina przedstawia rozciąganie kołem na drabinie. Podobnie jak powyższa powodowała wyskakiwanie kości ze stawów.



W ten sposób należało wiązać torturowanemu ręce:



Ciekawym przyrządem był zgniatacz kciuków. Nierówna powierzchnia płyt wbijała się w ciało i łamała kości w miarę dokręcania śrub. Prowadzący tortury miał możliwość kontrolowania siły zacisku oraz tempa dociskania, przez co mógł potęgować cierpienie u torturowanego. W celu zwiększenia bólu dodatkowo uderzano w płyty.



A tak owa maszyna wygląda w rzeczywistości:



Zgniatacz kciuków stosowano w ten sposób:



Kolejne dwie ryciny przedstawiają jak wyglądały i jak stosowano hiszpańskie buty:





Raczej nie było. Korekty i uwagi mile widziane.

Dan Hampton o byciu pilotem F-16: Latanie nie jest rutyną

f................3 • 2013-05-03, 15:10
Najlepszy dowódca Dzikich Łasic, pilot F-16, Dan Hampton przyleciał do Polski na promocję książki "Viper. Pilot F-16". Absolwent Szkoły Lotniczej Top Gun Marynarki Wojennej rozmawia o swojej pracy oraz wydarzeniach, które zostaną w jego pamięci na zawsze.


- Czy w zawodzie pilota rutyna jest możliwa?

Dan Hampton: - Latanie nigdy nie wiąże się z rutyną, ponieważ każdy lot jest inny. Życie związane ze służbą wojskową jest wszędzie podobne.Załoga sił powietrznych nie jest na tyle duża, abyśmy się nawzajem nie znali. Wręcz przeciwnie, bez względu na to gdzie się znajdujemy, nikt nie czuje się samotny.

- Kiedy zdecydował się pan zostać pilotem F-16?

D.H:- Już na studiach. Wiedziałem, że zawód pilota F-16 będzie dużo bardziej ekscytujący niż bycie architektem!

-Jak rodzina reaguje na pańskie pasje i kolejne misje?

D.H.: - Moi rodzice, jak każdy rodzic, zawsze martwią się, ale wiedzą, że robię to, co kocham. Ślub wziąłem późno, więc moja żona musiała znieść tylko jedną misję wojenną, w której wziąłem udział. Bardzo się martwiła, ale była dzielna. Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz wiedziała już, że jestem pilotem, więc nie miała żadnych zarzutów dotyczących pracy, którą wykonuję.

- Książka jest wspomnieniem pana pracy. Czy łatwo jest przywoływać wydarzenia ze strefy wojny?

D.H.: - Są misje, których nigdy nie zapomnę. Nie myślę o nich zbyt często, ale potrafię odtworzyć wszystkie szczegóły. Pisanie o nich nie sprawiło mi trudności. Zamknąłem oczy i z kieliszkiem martini w ręku z powrotem znalazłem się w kokpicie.

- Jakie wydarzenia związane z lataniem w siłach powietrznych zapamięta pan na zawsze?

D.H.: - Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego samodzielnego lotu odrzutowcem, pierwszej misji wojennej, w której uczestniczyłem, ukończenia Szkoły Uzbrojenia Myśliwskiego Wojsk Lotniczych oraz opisanej w mojej książce misji Nasiriyah.

Dan Hampton - emerytowany podpułkownik Sił Powietrznych USA w ciągu 20 lat (1986-2006) uczestniczył w ponad 150 misjach bojowych jako pilot w elitarnym oddziale - Dzikie Łasice. Za swoją służbę podczas wojny w Iraku, konfliktu w Kosowie, pierwszej wojny w Zatoce i w innych operacjach otrzymał cztery Zaszczytne Krzyże Lotnicze z Odznaką Waleczności, Purpurowe Serce, osiem Medali Lotniczych z Odznaką Waleczności, pięć Medali za Chwalebną Służbę i wiele innych wyróżnień.
Ukończył Szkołę Uzbrojenia Myśliwskiego Sił Powietrznych USA, Szkołę Top Gun Marynarki Wojennej USA oraz Szkołę Operacji Specjalnych Sił Powietrznych USA. Zdobywca licznych nagród za innowacje taktyczne, był pionierem taktyki walki powietrznej, która stała się obecnie standardem.
Dokonania: 151 misji bojowych, 21 potwierdzonych zniszczeń stanowisk ziemia-powietrze, 4 Zaszczytnych Krzyży Lotniczych z Oznaką Waleczności i 1 Purpurowe Serce

Słowiańskie wesele

Mett2013-05-02, 23:20
Film przedstawia scenę z filmu "Ogniem i mieczem"

Piosenka to "Ruta Miata"

Igo Sym-egzekucja aktora-zdrajcy

e................m • 2013-05-02, 21:50
Warszawa, ulica Mazowiecka 10, 7 marca 1941 roku, godzina 7:00.
Dozorca kamienicy był w bardzo złym humorze. W nocy znowu padał śnieg. Westchnął i poszedł na podwórko. Z szopy wyciągnął wysłużoną miotłę, wrócił na ulicę i zaczął zamiatać biały puch z chodnika.
Trzech mężczyzn w szarych płaszczach, z czapkami nasuniętymi na oczy minęło dozorcę i weszło do bramy. Przystanęli w mroku krótkiego korytarza i zapalili papierosy wymieniając szeptem jakieś uwagi.
„Czego panowie sobie życzą?” – dozorca miał pytanie już na końcu języka, ale się powstrzymał. W tych ludziach było coś takiego, co kazało mu przestać się nimi interesować i zająć się swoimi sprawami.
Mężczyźni skończyli palić. Rzucili niedopałki na ziemię i przydepnęli. Dwaj z nich zaczęli się wspinać po schodach, a trzeci podszedł do dozorcy.
- Zapali pan? – zapytał trzymając w wyciągniętej ręce paczkę niemieckich papierosów „Juno”.
Dozorca uśmiechnął się, oparł miotłę o mur i siegnął po papierosa. Nieznajomy wyjął pudełko zapałek.
Tymczasem jego towarzysze dotarli już na czwarte piętro. Podchodzą do drugich drzwi po lewej stronie. Jeden z nich głośno puka do nich.
Drzwi się otwierają. Staje w nich młoda kobieta.
- Czy pana dyrektora Syma możemy prosić?

Karol Juliusz Sym urodził się w lipcu 1896 roku w Innsbrucku w polsko-austriackiej rodzinie. W Austrii skończył szkoły, po czym trafił do wojska. Podczas I Wojny Światowej walczył w szeregach armii austriackiej i dosłużył się stopnia porucznika. Po wojnie i po śmierci ojca przeniósł się wraz z matką i dwoma braćmi do Polski, gdzie kontynuował karierę wojskową. W 1921 roku zdjął mundur i został urzędnikiem. Był już wówczas żonaty – rok wcześniej ożenił się z Heleną Fałat, córką znanego malarza Juliana Fałata. Małżeństwo nie należało jednak do udanych. Wychowana w arystokratycznej rodzinie (matka hrabina) Helena ciągle narzekała, że marnie zarabiający mąż nigdy nie zapewni jej odpowiedniego poziomu życia. Wkrótce odeszła od niego zabierając ze sobą ich syna Juliana. Chłopiec zmarł na zapalenie opon mózgowych w wieku 9 lat. Niedługo potem Helena popełniła samobójstwo.
W 1923 roku Sym pojawił się w Warszawie. Zarabiał na życie jako tłumacz (doskonale znał przecież język niemiecki) i wykonywał drobne prace przy realizacji pierwszych polskich filmów. Szybko zauważono jego nieprzeciętną urodę i wyniesioną z wojska olbrzymią sprawność fizyczną. Pierwszą rolę otrzymał w „Wampirach z Warszawy”. Niezwykle przystojny aktor spodobał się publiczności i po krótkim czasie to nie on starał się o role, ale reżyserzy o niego.
Mając już w dorobku role w pięciu filmach został zauważony przez producentów z austriackiej wytwórni Sachsa. Wyjechał do Wiednia, gdzie zagrał w kilku tamtejszych produkcjach. W 1927 roku spotkał tam Marlenę Dietrich, z którą połączył go krótki, ale namiętny romans.
Po powrocie do Polski na początku lat 30-tych uchodził już za gwiazdora światowego formatu.
Mniej więcej w tym samym czasie kino nieme zaczęło odchodzić w niepamięć, a w filmie dźwiękowym Sym radził sobie średnio – nie mówił wystarczająco płynnie po polsku. Skupił się więc na działalności estradowej występując w najlepszych warszawskich teatrach rewiowych.
Pod koniec sierpnia 1939 roku, kiedy było już jasne, że wojna jest nieuchronna w gazetach pojawiły się zdjęcia Igo Syma kopiącego wraz z innymi artystami rowy przeciwlotnicze. Warszawiacy pokrzepiali się widząc jak ich ulubieńcy pracują z nimi ramię w ramię. Podczas hitlerowskich bombardowań Sym pomagał ratować ludzi zasypanych pod gruzami. W czasie jednego z nalotów został niegroźnie ranny.
Widząc go kilka miesięcy później znajomi artyści nie mogli uwierzyć własnym oczom – przedwojenny ulubieniec warszawiaków paradował po okupowanym mieście w nazistowskim mundurze. Otrzymał status Reichsdeutscha, czyli pełnoprawnego obywatela III Rzeszy. Stał się częstym gościem w domu hitlerowskiego gubernatora Warszawy Ludwika Fischera. Po pewnym czasie został jego doradcą do spraw kulturalnych.
Od początku okupacji naziści prowadzili agresywną walkę z polską kulturą. W kinach i teatrach dostępnych dla polskiej publiczności wolno było pokazywać jedynie głupawe komedyjki i chłam pozbawiony większej wartości. Władze Podziemia odpowiedziały bojkotem aktorskim. Przedwojenni aktorzy, nie mogąc grać w jawnych teatrach musieli się przekwalifikować. Większość z nich znalazła zatrudnienie jako kelnerzy i barmani.
Igo Sym objął kierownictwo Theater der Stadt Warschau” i zaczął prowadzić kino „Helgoland” dostępne tylko dla Niemców. Otrzymał także od okupanta koncesję na prowadzenie teatrzyku rewiowego.
Ba, ale skąd wziąć aktorów, skoro Tajna Rada Teatralna wyraźnie zabroniła im występów na scenie? Sym nie bawiąc się w ceregiele zaczął zmuszać znajomych artystów do występów grożąc wywiezieniem do Oświęcimia w przypadku odmowy. Innych kusił olbrzymimi jak na okupacyjne warunki zarobkami.
Sam jak na trudne, okupacyjne warunki był człowiekiem bardzo zamożnym. Zdawał sobie sprawę z nienawiści, jaką wzbudza w rodakach. „Biuletyn Informacyjny” nie nazywał go w artykułach inaczej, niż świnią i kanalią.

W 1940 roku niemieccy filmowcy rozpoczęli pracę nad antypolskim filmem pt. „Heimkehr” („Powrót do ojczyzny”). To prawdopodobnie najobrzydliwsze dzieło propagandy narodowosocjalistycznej, jakie kiedykolwiek powstało. W obfitującym w niezwykle brutalne sceny filmie Polacy ukazani są jako zezwierzęcone bestie znęcające się nad spokojnymi Niemcami, których przez ostatecznym pogromem chronią wojska hitlerowskie.
Igo Sym bardzo zaangażował się w jego produkcję. Był odpowiedzialny m.in. za nabór polskich aktorów. Niestety, szantażem i przekupstwem udało mu się zaangażować wielu z nich.
Władze Polski Podziemnej odpowiedziały wyrokami infamii (pozbawienia czci) i nagany dla Polaków, którzy zagrali w „Heimkehr”.
Na karę infamii został skazany m.in. Józef Kondrat, stryj Marka Kondrata.
Miarka wobec zdrajcy przebrała się. Wojskowy Sąd Specjalny Związku Walki Zbrojnej wydał wyrok śmierci na Igo Syma. Wyrok został zatwierdzony przez generała Stefana „Grota” Roweckiego, a zadanie rozpracowania celu otrzymał oficer kontrwywiadu Roman Niewiarowicz.
Narażając się na ostracyzm ze strony mieszkańców Warszawy Niewiarowicz podjął za zgodą Podziemia pracę w teatrze „Komedia” prowadzonym przez Syma. Uzyskawszy w miarę częsty dostęp do niego krok po kroku rozpracowywał zdrajcę, ustalał jego zwyczaje, rozkład dnia itp.

Przy okazji tej działalności wyszło na jaw, że polski kontrwywiad już przed wojną podejrzewał Syma o współpracę z Gestapo. Pod koniec lat 30-tych Sym podejrzanie często wyjeżdżał do Niemiec, gdzie pracował w wytwórni filmowej UFA kierowanej przez nazistów.
Widząc jakim poważaniem darzą Syma Niemcy Niewiarowicz zaproponował jego otrucie, bojąc się, że w innym wypadku zemsta okupanta będzie straszna. Generał „Grot” odmówił.
Sym ma zostać zastrzelony i to z broni wojskowej. W ten sposób ma być wysłany sygnał zarówno do okupantów, jak i mieszkańców Warszawy – Polska Podziemna istnieje i karze zdrajców.
Niewiarowicz początkowo zaplanował zamach na ulicy Oboźnej. Nie doszedł on jednak do skutku, ponieważ Sym akurat tego dnia wyjechał służbowo.
Na początku marca uzyskał informację, że renegat za kilka dni wyjedzie na stałe do Wiednia i znajdzie się poza zasięgiem karzącej ręki polskiego Podziemia. Należało maksymalnie przyspieszyć akcję likwidacji zdrajcy.
Sym miał wyjechać 8 marca, więc termin akcji likwidacyjnej ustalono na dzień wcześniej. Zespół, który miał wykonać wyrok śmierci składał się z trzech osób: podporucznik Bohdan Rogoliński „Szary” (dowódca grupy), podporucznik Roman Rozmiłowski „Zawada” (wykonawca wyroku) i kapral Wiktor Klimaszewski „Mały” (ubezpieczenie).

Ustalenie adresu zdrajcy nie było żadnym problemem. Roman Niewiarowicz już od dawna wiedział, że Sym mieszka przy ulicy Mazowieckiej 10, dokąd przeniósł się po tym, jak jego przedwojenny apartament został zniszczony wskutek bombardowań we wrześniu 1939 roku.
Grupa egzekucyjna dotarła na miejsce o godzinie 7 rano wyznaczonego dnia. Najmłodszy stopniem „Mały” został na czatach, podczas gdy „Szary” i „Zawada” weszli po schodach na czwarte piętro. „Szary” zapukał do drzwi. Gdyby padło pytanie kim są, mieli odpowiedzieć, że są pracownikami poczty i mają przesyłkę dla dyrektora Syma.
Takie pytanie jednak nie padło. Drzwi otworzyła im młoda kobieta – bratowa Igo. Grzecznie zapytali o niego.
- Zaraz go poproszę – odpowiedziała kobieta i zniknęła w głębi mieszkania.
Nie czekając na zaproszenie obydwaj egzekutorzy poszli za nią. W korytarzu natknęli się na mężczyznę w szlafroku.
- Czy pan Igo Sym? – pyta „Zawada”.
- Tak. Czym mogę służyć? – pada odpowiedź.
„Zawada” wyjmuje z kieszeni pistolet Vis i niemal z przyłożenia strzela zdrajcy prosto w serce. Igo Sym bez słowa osuwa się na ziemię. Obydwaj oficerowie Podziemia wychodzą z mieszkania i zbiegają po schodach.
Roman Niewiarowicz słusznie przewidywał zemstę okupanta. W odwecie za zamach na Igo Syma hitlerowcy ogłosili w Warszawie żałobę (było to wydarzenie nadzwyczajne – podczas całej okupacji ogłoszą ją jeszcze tylko dwa razy: po klęsce pod Stalingradem i po zamachu na Kutscherę) oraz wzięli ponad stu zakładników, z których część została rozstrzelana 11 marca w Palmirach. Aresztowano znanych polskich artystów m.in. Leona Schillera i Stefana Jaracza. Po śledztwie w siedzibie Gestapo na Alei Szucha i pobycie na Pawiaku zostali wysłani do Oświęcimia. Za innymi rozesłano listy gończe.
Mimo tych szykan sygnał został odebrany właściwie – Polacy zrozumieli, że Polska Podziemna walczy, a zdrajców czeka zasłużona kara.

Roman Niewiarowicz – oficer kontrwywiadu, który rozpracował zdrajcę został po wojnie niesłusznie oskarżony o kolaborację z Niemcami i na kilka lat pozbawiony możliwości zajmowania kierowniczych stanowisk w teatrach. Mimo szykan i nagonki pracował przy produkcji filmów – był autorem scenariuszy do takich filmów jak „Żona dla Australijczyka” i „Szatan z siódmej klasy”. Przed kamerą wystąpił tylko raz – stworzył niezapomnianą postać aktora Walickiego w „Awanturze o Basię” w 1959 roku.
Podporucznik Roman Rozmiłowski – wykonawca wyroku na Igo Symie został jednym z najskuteczniejszych egzekutorów Armii Krajowej. Do lipca 1944 roku zlikwidował kilkudziesięciu zdrajców, konfidentów i szmalcowników. W Powstaniu Warszawskim walczył jako zastępca dowódcy kompanii „Koszta”. Zmarł od ran 3 września 1944 roku w powstańczym szpitalu przy ulicy Sienkiewicza.

Krótki tekst o naszej obronności.

A................O • 2013-05-02, 15:30
Cytat:


Wiarygodność obrony.

W okresie „Polski Ludowej” system militarny miał charakter ofensywny, był zdominowany przez struktury i środki ofensywne. Tak jak chciała Moskwa w siłach zbrojnych PRL dominowały przeznaczone do ataku wojska operacyjne. Po 1989 roku i zakończeniu żywota przez PRL Polska powinna była zbudować system służący obronie kraju – defensywny. Jednak mimo niekończących się reform i zmian w wojsku nie stworzono takiego systemu obronnego. Co więcej Polska tworzy ekspedycyjny, a więc ofensywny system wojskowy, tym razem na potrzeby NATO. Wymownym faktem forsowania modelu ofensywnego armii stała się likwidacja (przez kolejnych szefów MON w latach 2003-2009) zasadniczego środka obrony państwa – wojsk Obrony Terytorialnej. Przy tym pociesza się Polaków, że należą do NATO, co gwarantuje ich krajowi bezpieczeństwo. Nie wspomina się, że podstawą mocy NATO są zdolności obronne państw członkowskich, czyli w ostateczności najważniejszy jest narodowy potencjał militarny. Nie można być liczącym się członkiem NATO, wnosząc do niego narodową bezbronność.

Preludium klęski

Wojsko Polskie zwykle cieszyło się dużym zaufaniem społecznym. W pewnym okresie badania wykazywały wysoki prestiż społeczny oficera WP (czwarta pozycja – po lekarzu, nauczycielu i adwokacie). Ale jednocześnie Polacy wykazują małą wiarę w narodowe zdolności do obrony kraju. Co gorsza nie tylko przeciętny obywatel, ale także należący do elity państwa uważają, że skoro Polska nie jest mocarstwem, to w razie wojny jest skazana na przegraną. Ten brak wiary cech…e także kadrę zawodową sił zbrojnych RP. Może to być spadek po Układzie Warszawskim. Dla dowódcy Ludowego WP rezultat wojny był wynikiem stosunku sił: liczby żołnierzy „obozu postępu” do liczby żołnierzy „imperialistów”, czołgów do liczby czołgów, samolotów do liczby samolotów itp. Dziś, gdy nie ma “wsparcia” tysięcy sowieckich czołgów, samolotów i rakiet może wydawać się, że Wojsko Polskie samotnie w razie konfliktu zbrojnego nie ma szans i musi przegrać. Ponadto w świadomości społeczeństwa kształtowanej latami przez wrogą propagandę myśl o oporze zbrojnym kojarzy się z nieszczęściami i niechybną przegraną. Już same przygotowania do obrony, jak te przed 1939 rokiem, są postrzegane niczym preludium klęski. Słyszymy: cóż z tego, że II RP wydawała dużo na wojsko skoro nie potrafiło ono obronić kraju przed napaścią niemiecko-sowiecką!

Politycy odpowiadający za bezpieczeństwo państwa, zamiast poszukiwać rozwiązań gwarantujących powodzenie obrony, poprzestają na zapewnieniach, że "Polsce nic nie zagraża". W konsekwencji pojawia się u wielu wątpliwość co do sensu i celowości służby wojskowej oraz potrzeby utrzymywania armii. Skoro nic Polsce nie grozi, to po co wydawać pieniądze na wojsko?

Kreowanie przyszłości

Polski interes narodowy polega na zabezpieczeniu niepodległości i zachowaniu suwerenności państwowej, na umacnianiu i wzbogacaniu tożsamości narodowej oraz podnoszeniu standardu życia obywateli, na utrzymaniu stabilności politycznej w kraju i jego zewnętrznym otoczeniu. Cechą charakterystyczną stosunków międzynarodowych jest dążenie państw do ochrony i promocji własnych interesów. Rywalizacja między nimi, zmienne koniunktury polityczne, zatargi, konflikty i wojny są czymś oczywistym. Z tych też powodów siła militarna jest narzędziem skutecznej polityki zagranicznej i służy do kształtowania i kreowania przyszłości państwa na światowej scenie. Z historii Polski wiemy, że brak dbałości o wojsko w ostateczności doprowadził do upadku potężnej niegdyś Rzeczypospolitej, do utraty niepodległości, do narodowych klęsk i tragedii. I nadal obowiązuje reguła, że polityka zagraniczna nie poparta siłą staje się bezsilna. Można dodać, że siła i skuteczność polityki zagranicznej w zakresie bezpieczeństwa jest wypadkową umiejętnego użycia wszelkich środków, a w ostateczności także siły zbrojnej. Dlatego obrona militarna Polski nie może być improwizowanym zrywem garstki patriotów podejmowanym dopiero w obliczu agresji. Jest ona podstawą trwałości państwowości polskiej umożliwiającą sprawowanie pozostałych funkcji przez państwo w polityce zagranicznej i wewnętrznej.

Zwielokrotnić siłę

Sojusze wojskowe określa się jako środek do zwiększania własnego bezpieczeństwa. Celem jest zwielokrotnienie, dzięki sojusznikom, własnej siły obronnej i umocnienie wspólnego poczucia bezpieczeństwa państw tworzących sojusz. Jednak aby poważnie myśleć o wsparciu sojuszników należy posiadać własny potencjał będący cennym wkładem do wspólnej siły. Ponadto państwo powinno mieć taki system obrony, aby zaatakowane przez agresora było zdolne wytrwać do nadejścia pomocy sojuszników – w przypadku Polski na pomoc można liczyć po upływie 3 miesięcy.
Podstawą strategii obronnej państwa takiego jak Polska powinno być umiejętne wykorzystanie atutów jakie daje własne terytorium. Przewaga obrony tkwi w tym, iż obrońca może przygotować i wykorzystać do walki środki, których nie może użyć napastnik, tj. wojska terytorialne, walory obronne terytorium i odpowiednia infrastruktura obronna oraz pomoc ze strony własnej ludności, a w razie potrzeby działania nieregularne w masowej skali podejmowane przez wcześniej wyszkolonych i zorganizowanych wojskowo obywateli.

Głównym problemem obrony Polski było i jest poszukiwanie takiej strategii, która gwarantowałaby skuteczność oporu w obliczu przewagi wojsk napastniczych. Jak dotąd Polacy nie potrafili wykorzystywać środki właściwe dla obrony ujęte w struktury organizacyjne i funkcjonalne tworzące siłę obronną będącą przeciwieństwem ofensywnej siły agresora. Sprowadzanie możliwości obrony do walk manewrowych własnych wojsk operacyjnych jest widomym przejawem braku zrozumienia potrzeb w zakresie możliwości obrony kraju. Posługiwanie się obcymi schematami doktrynalnymi w budowaniu sił zbrojnych RP pomniejsza nasze szanse obronne. Mamy przecież kilkusetkilometrowe odcinki graniczne i setki ważnych obiektów oraz rejonów, które trzeba bronić i nie można będzie tego zadania wykonać dysponując manewrową małą „ekspedycyjną” armią zawodową. Należy wreszcie dostrzec podstawowy atut: własne terytorium i społeczeństwo przygotowane do stawienia oporu. W tworzeniu współczesnego systemu obrony chodzi o przygotowanie sił, takich, jakie miała dawna Rzeczpospolita, kiedy była potęgą militarną w Europie, i jakie współcześnie tworzą chociażby Finlandia lub Szwajcaria.

Odstraszyć potencjalnego agresora

Siłę obronną RP powinny stanowić wojska operacyjne, komponent uderzeniowy i mobilny sił zbrojnych – ograniczony co do liczby środków i żołnierzy, ale z wysokim stopniem profesjonalizmu i z nowoczesnym uzbrojeniem. Wojska te powinny być zdolne do działań w ramach akcji sojuszniczych NATO, a także do manewru na kierunki uderzenia agresora i wykonania przeciwuderzeń (kontruderzeń) na własnym terytorium. Jednak podstawę obrony kraju powinny tworzyć wojska Obrony Terytorialnej – masowy, oparty na przeszkolonych rezerwach, komponent sił zbrojnych, mobilizowany i wykorzystywany do obrony rejonów zamieszkania żołnierzy, uzbrojony w środki do zwalczania czołgów, samolotów i śmigłowców – nowoczesne przenośnie granatniki, rakiety przeciwpancerne i przeciwlotnicze. Wojska te muszą być zawczasu przygotowane m.in. do natychmiastowego – z momentem wtargnięcia agresora – podjęcia działań nieregularnych w masowej skali.

Ważnym elementem systemu obrony powinno być przygotowanie obronne całego społeczeństwa, instytucji i przedsiębiorstw do wsparcia wysiłku wojsk oraz dla ratowania ludzi, dobytku i środowiska przed skutkami wojny, katastrof technicznych i klęsk żywiołowych. W szczególności wymaga odtworzenia lekceważona dziś Obrona Cywilna. W tym zakresie występują ogromne zaniedbania

Rozważając postulat wykorzystania i przygotowania obronnego terytorium państwa jako pilne należy wymienić:

1. odtworzenie i rozbudowę sił obrony terytorialnej (w tym terytorialnych organów dowodzenia);

2. rozwiązanie problemu przeszkolenia rezerw i stworzenie planu mobilizacji na wypadek zagrożenia konfliktem zbrojnym. MON winien promować ochotnicze szkolenie wojskowe np. za pośrednictwem takich organizacji jak chociażby „Strzelec”, „Sokół”, czy „Legia Akademicka”.

3. podjęcie produkcji przez polski przemysł uzbrojenia i wyposażenia na potrzeby wojsk OT, zwłaszcza nowoczesnych przenośnych środków przeciwpancernych, przeciwlotniczych;

4. zdecydowanie o wielkości potrzebnej infrastruktury wojskowej – szczególnie koszar w miastach – i zagospodarowanie jej przez wojska OT;

5. stosowną politykę personalną w siłach zbrojnych i strukturach funkcjonujących w sferze obronnej, zwłaszcza przy obsadzie stanowisk dowódczych oraz kierowniczych.

W Polsce mamy znaczną liczbę ludności, możliwości produkcji nowych generacji taniej i skutecznej lekkiej broni oraz możliwość przygotowania wojsk do prowadzenia działań regularnych i nieregularnych w masowej skali. Polska ma tworzywo, z którego można zbudować siłę skutecznie odstraszającą potencjalnych agresorów.



Słów kilka o autorze:

Romuald Szeremietiew
- por. rez. Wojska Polskiego, dr hab. nauk wojskowych, prof. KUL, publicysta, bloger; - dyrektor Instytutu Prawa na Wydziale Zamiejscowym Prawa i Nauk o Gospodarce KUL w Stalowej Woli; - były wiceminister i minister obrony narodowej; - ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego; - działacz niepodległościowy, więzień polityczny w PRL; - tymczasowy przewodniczący Ruchu Społecznego „Polska w Potrzebie”.

Muhammad Ali

f................n • 2013-05-02, 14:01
Muhammad Ali, ur. 17 stycznia 1942 w Louisville, stanie Kentucky jako Cassius Marcellus Clay Jr. Zdobywca złotego medalu podczas Igrzysk Olimpijskich w Rzymie w 1960 r. Niekwestionowany Mistrz Świata wagi ciężkiej w latach 1964-1967, oraz 1974-1978. Jako pierwszy bokser w historii wagi ciężkiej zdobył 3-krotnie tytuł mistrza świata. Aż 19-krotnie udanie bronił tytułu. Powszechnie uznawany na najlepszego boksera wszech czasów. Symbol popkultury i przemian społecznych lat 60-tych i 70-tych w USA. Walczył z niezwykłą gracją, niesamowicie pewny siebie, stosował psychologię walki, starając się aby rywal czuł, że jest słabszy od niego.

Przydomek ringowy : ”The Greatest „
Warunki fizyczne: wzrost 191 cm, zasięg ramion 203 cm, waga od 86 do 107 kg
Bilans: 61 walk, wygranych 56 (37 KO), przegranych 5(2 KO), remisów 0
Trenerzy: Angelo Dundee

Młody Cassius, w przeciwieństwie do wielu innych bokserów, miał dość spokojne dzieciństwo. Jego ojciec zarabiał jako malarz różnego rodzajów szyldów. Zarabiał na tyle dobrze, że matka Cassiusa mogła poświęcić czas zajmowaniu się domem i dziećmi. Zainteresowanie Cassiusa Claya sportem, zaczęło się gdy w wieku 12 lat dostał rower wyścigowy. O tej pory każdą wolną chwilę spędzał na rowerze, ale pewnego dnia został mu skradziony. Cassius był wściekły, gdy poszedł zgłosić to na policję, służbę pełnił niejaki Joe Martina, który był trenerem boksu w miejscowym klubie bokserskim. Kierowany złością i chęcią sprania złodzieja jego roweru, zaczął trenować boks. Między 1955, a 1960 rokiem stanął aż 108 razy na amatorskim ringu, wygrywając stanowe turnieje. Jednak największy amatorski wyczyn to zdobycie złotego medalu na Igrzyskach w Rzymie. W finale walczył z polskim bokserem Zbigniewem Pietrzykowskim, przyznając później, że to był jego najtrudniejszy pojedynek podczas turnieju. Medal olimpijski jednak wyrzucił do rzeki Ohio, po tym jak nie został obsłużony w barze dla białych. Po tym czynie można poznać jak bardzo był przeciwny segregacji rasowej, co w późniejszym czasie, było powodem wielu jego problemów.

Droga do tytułu

Na zawodowstwo przeszedł zaraz po Olimpiadzie, i w październiku 1960 r. stoczył pierwszą wygraną walkę. Jego karierą zawodową zajęła się grupa biznesmenów z Louisville, którzy zatrudnili znakomitego trenera Angela Dundee(wcześniejszy trener Floyda Pattersona). W ciągu następnych dwóch lat Clay stoczył kolejnych 10 wygranych pojedynków, w większości przed czasem. Kolejnym rywalem miał być nie byle kto bo Archie Moore. Jednak Clay bez zwiększysz kłopotów zwyciężył wybitnego, lecz wiekowego już boksera, przed czasem w 4 rundzie starcia. W 1963 roku po dwóch wygranych Clay wyruszył za ocean do Anglii, aby zmierzyć się z tamtejszą dumą - Henry’m Cooperem. Walka odbywała się w Londynie, i o mały włos nie skończyła się porażką przyszłego „The Greatest”. Cooper, pod koniec czwartej rundy, potężnym lewym sierpowym posłał Claya na deski! Na szczęście chwile po tym był już gong na przerwę. To uratowało przyszłego mistrza, gdyż miał sporo czasu na dojście do siebie. W końcu wszystkiego to Clay znokautował Coopera w 5 rundzie pojedynku. Następna walka była już o mistrzostwo.

Zdobycie mistrzostwa

Do tego pojedynku staną w wieku 22 lat. W swoim słynnym piosenko-wierszyku zapowiedział swojemu przeciwnikowi, Sonny’emu Listonowi, że wystrzeli go w kosmos niczym satelitę. Sonny Liston nielubiany z powodu dość brudnej kartoteki, był faworytem w tej walce, podczas gdy Cassiusa Claya, uważano za mocnego głównie w słowach. Obaj pięściarze nie pałali do siebie sympatią. Podobno jeszcze przed pojedynkiem Clay spotkał się z Listonem w klubie, gdzie ten groził mu nienaładowaną bronią, a przyszły mistrz wystraszył się i uciekł. Również na ważeniu dochodziło do zgrzytów. W samej walce Sonny Liston, zaskoczony znakomitym boksowanie swego rywala, miał wyraźne problemy z trafieniem tańczącego Claya, sam musiał przyjmować szybkie serie ciosów. Pierwsza runda zakończyła się bijatyką po gongu. Po trzeciej odsłonie twarz mistrza nosiła już wyraźne ślady walki. W połowie walki Cassius Clay miał problemy ze wzrokiem. Spekulowano, że sekundanci na prośbę Listona(który przegrywał), posmarowali mu rękawice jakimś środkiem drażniącym oczy. Clay prawie przez dwie rundy był okładany przez Listona, jednak obronił się „tańcząc” po ringu. Gdy odzyskał wzrok, uzyskał znacząca przewagę nad Listonem, a ten po szóstej rundzie poddał. Oficjalnym powodem tej decyzji była kontuzja barku Listna, z którym faktycznie miał problemy jeszcze przed pojedynkiem. Słynna radość Cassiusa Claya, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych sportowych momentów w historii. Clay biegał po ringu, krzycząc i powtarzając: I’m king of the world, I am the greatest. I shook up the world, I’m king of the world, I’m pretty, I’m pretty, I’m a bad man. I’m king of the world. I’m 22 years old and I ain’t got a mark on my face.

Zmiana nazwiska

Po walce przystąpił oficjalnie do „ Nation of Islam „ radykalnej sekty czarnoskórych Amerykanów, łączącej się z wiarą islamu. Sekta ta prowadzona była przez Malcolma X oraz Ellijah Muhammada. Cassius Clay zrezygnował ze swego nazwiska, początkowo dołączył do swojego przyjaciela Malcolma X, i nazwał się Cassius X. Po tym, jak Ellijah Muhammad przezwał go „Ali”, nazywał się Muhammad Ali.

Cios „widmo”

W rewanżu Liston ponownie przegrał z Alim, tym razem już w pierwszej minucie pierwszej rundy. Szybki cios, który powalił Listona, pozostał niezauważony, nie tylko przez Listona, ale również przez publiczność, która nabrała przez to podejrzenia manipulacji walki. Na telewizyjnych zdjęciach wyraźnie widać jednak uderzenie Alego, jak i samą siłę widoczną na reakcji pouderzeniowej Listona.Także sam fakt symulowania po takim ciosie wyklucza raczej taką możliwość.

The Greatest

W połowie lat 1960 Ali był na szczycie swojej kariery, spotykał się z gwiazdami takimi jak Elvis Presley czy The Beatles. Obronił też tytuł w walkach z między innym Floyd'em Pattersonem, oraz później na Stadionie Leśnym we Frankfurcie z niemieckim mistrzem Europy - Karlem Mildenbergerem. Później walczył przeciwko George'owi Chuvalo, Henry'emu Cooperowi, Brianowi Londonowi, Clevelandowi Williamsowi, Ernestowi Terrellowi i Zorze Folleyowi.

Ali był nadzwyczajnie szybki, prowokował swoich przeciwników poprzez opuszczanie rąk podczas walki. Normalna postawa boksera, również najbardziej bezpieczna, to z podniesionymi rękami, umieszczonymi koło brody. Ali wolał ryzykować, boksować bez krycia, tańcząc, robiąc to jednak w wielkim stylu. Faktycznie mało ciosów trafiało Alego w głowę. Sam bokser chwalił się po wielu walkach, że wygląda jak „dziewczynka”. Kombinacją nóg zwaną „Ali Shuffle”, zadziwiał nie tylko publiczność, ale i przeciwników. Tańcząc naokoło swoich przeciwników, rzadko dawał się zawieść do kąta ringu. Demonstracyjnie Ali często dawał przeciwnikom możliwość uderzania w dobrze wytrenowane części ciała, nie oddając na to żadnej reakcji.

Na ringu było niewielu zawodników, których Ali mógłby się bać, a było wielu dobrych bokserów. Pewność siebie Alego miała społeczne skutki, dodawała pewności czarnoskórym Amerykanom. Ali wielokrotnie powtarzał w telewizji „To biały człowiek przyniósł czarnoskóremu alkohol, narkotyki i pokazał, co to homoseksualizm ".

Odebranie pasa

W południowo-wschodniej Azji toczyła się wojna w Wietnamie. Przeciwnik Wietnamu - Stany Zjednoczone Ameryki potrzebowały do sukcesywnej walki większej ilości żołnierzy. Poprzez to wymagania do poborowych zmalały, powołany mógł być ten, który wcześniej został oceniony jako nieodpowiedni do odbywania służby wojskowej. Dlatego również Muhammad Ali został powołany, wcześniej jako „nieodpowiedni”, nagle stał się „odpowiedni”. Ali sprzeciwiał się powołaniu do armii, samemu powołując się na swoją islamską wiarę. Sprzeciwiał się również z pobudek dyskryminacji czarnych: Powtarzał: "Dlaczego miałbym zakładać mundur i lecieć 10,000 mil od domu, po to tylko aby zrzucać bomby i zabijać Żółtych ludzi w Wietnamie, podczas gdy tak zwane Cz🤬chy w Loisville są traktowane jak psy i odmawia im się podstawowych praw ludzkich? Nie, nie będę leciał 10,000 mil od domu po to aby pomóc zamordować i spalić kolejny biedny naród i przedłużyć dominację białej rasy panów nad ludźmi o ciemniejszym kolorze skóry".
W społeczeństwie był on pierwszą prominentną osobą, która sprzeciwiła się oficjalnie wojnie w Wietnamie. Po tym stał się już tylko celem ataków, również za swoje działania w „Nation of Islam” i za swoje nowe nazwisko Muhammad Ali, wielu dziennikarzy go nie zaakceptowało i nazywało Alego nadal jako Cassius Clay. Ali na swoją krytykę i proces sądowy odpowiadał: " Ja nie palę flag, i nie uciekam do Kanady. Zostaję tutaj. Macie zamiar wysłać mnie do więzienia? Dobrze. Śmiało. Byłem w więzieniu przez 400 lat. Mogę tam być 3 czy 4 lata więcej. Ale nie przejadę 10,000 mil...żeby pomóc w mordowaniu i zabijaniu biednych ludzi. Jeśli będę chciał umrzeć, umrę właśnie tutaj teraz, walcząc. Wy jesteście moimi wrogami. Nie Chińczyk, Wietnamczyk, czy Japończyk. Wy jesteście moimi oponentami, kiedy chce wolności, wy jesteście moimi przeciwnikami, kiedy chce sprawiedliwości, wy jesteście moją przeszkodą, kiedy chce równości. Chcecie żebym pojechał gdzieś walczyć za was?. Wy nie wspieracie mnie nawet tutaj w Ameryce...w walce o moje prawa i moje wierzenia, wy nie wspieracie mnie nawet tutaj w domu. "

W 1967 roku, w jednej z ostatnich swoich walk przed przymusową przerwą Ali, zmierzył się z Ernie Terrellem. Już na ważeniu doszło do przepuychanek, bo pretendent nazwał Alego Clay. Ali był wściekły, przez całą walkę obijał Terrella, nie dopuszczając do zakończenia pojedynku przed czasem. Ali co chwile krzyczał do Terrell: „What is my name?!”.

W 1967 roku Ali został skazany na karę więzienia w zawieszeniu za sprzeciwienie się służbie wojskowej. Skutkiem wyroku było odebranie paszportu , tytułu mistrza świata oraz licencji profesjonalnego boksera. Od 1967 do 1970 roku Ali był w niechcianej separacji z boksem, i nie mógł opuszczać USA. W ten sposób Ali stracił 3 lata swojej szczytowej formy, i aż żal walk, które mógłby odbyć w tym okresie. Rozłąka z boksem uniemożliwiła mu możliwości zarabiania pieniędzy, jednak podróżował jako wykładowca i mówca przedstawiając między innymi wiarę islamu. W kraju występował przemawiając przed czarnoskórymi lub na uniwersytetach. Brał udział w przedstawieniach telewizyjnych, w musicalu „Broadway” jako Buck White. Jako bokser mógł stoczyć jedynie „komputerową walkę” zainscenizowaną dla kamer, przeciwko byłemu mistrzowi świata z lat 1950., Rocky'emu Marciano. Opublikowany został wariant, w którym białoskóry bokser wygrywa w 13. rundzie poprzez K.O. Po wieloletnim procesie apelacyjnym Muhammad Ali został uniewinniony.

Powrót na ring

W roku 1970 gubernator stanu Georgia wydał zezwolenie na jego udział w walce. 26 października na ringu w Atlancie Muhammad Ali powrócił na ring wygrywając z Jerrym Quarrym w trzeciej rundzie przez K.O. Tego roku walczył jeszcze z Oscarem Bonaveną i pokonał go przez TKO w piętnastej rundzie. Jednak pod nieobecność Alego pojawił się nowy król wagi ciężkiej a był nim Joe Frazier. To właśnie z nim Ali musiał stoczyć walkę o odzyskanie tytułu Mistrza Świata.
Ali vs Frazier
Do pojedynku z Joe Frazierem doszło 8 marca 1971 r. Zapowiadano go jako walka stulecia. Spotkało się dwóch znakomitych bokserów, którzy nie mieli na kącie żadnej porażki. Napięcie przed walką rosło do niewyobrażalnego poziomu. Obaj bokserzy, a zwłaszcza Ali, nie stronili od negatywnych słów wobec siebie. Przez cała walkę Ali prowokował Joe do zadawania ciosów, po których dawał znać, że nie robią mu żadnej krzywdy. Jednak w ostatnie(15) rundzie, Frazier po słynnym lewym sierpowym(jeden z najsłynniejszych ciosów w historii boks) posłał Alego na deski. Ali dotrwał do końca walki lecz dla sędziów było jasne, że całe starcie na punkty wygrał Joe Frazier.

Ali vs Foreman

Po porażce Ali nie poddawał się i wygrał 10 następnych pojedynków. Jednak w kolejnej walce nie poradził sobie ze świetnym Kenny’m Nortonem przegrywając na punkty. Lecz w rewanżu już pokonał Nortona, tym razem wygrywając na punkty. Doszło również do rewanżowego pojedynku z Joe Frazierem, walka była równie zacięty co pierwszy pojedynek, ale tym razem to Ali, kierowany żądzą rewanż, zwyciężył na punkty.

W tym czasie na ringu panował niesamowicie silny George Foreman, który wręcz zdemolował pogromców Alego; Joe Fraziera i Kena Nortona. Ali dostał szanse odzyskania tytułu mistrza świata w walce z „Georgem Big Foremanem”. Pojedynek miał się odbyć w Kinshasa stolicy Zairu. Starcie to zostało nazwane „Rumble In the jungle”. Walka odbyła się 30 października 1974 r. na stadionie pod gołym niebem. To miał być koniec wielkiej kariery Alego, w tym pojedynku nie dawano mu szans, obawiano się, że Foreman zniszczy go, tak jak to zrobił z Joe Frazierem i wieloma innymi bokserami. Przez cały pojedynek Foreman okładał Alego ciosami w korpus, Ali umiejętnie unikał bardzo silnych ciosów w głowę uchylając się na linach, co stało się znakiem rozpoznawczym tej walki. Ali na przekór Foremanowi, trenerowi i wielu znawcom boksu, nie zamierzał unikać walki i ciosów Foremana. Rozegrał ten pojedynek na własny sposób. Szczelna garda również nie ułatwiała Foremanowi zadawanie celnych ciosów. Ali co jakiś czas „kąsał” ciosami prostymi, które dochodziły do głowy Foremana. Cały stadion w liczbie 60 tyś ludzi zaczeło dopingować Alego okrzykiem "Ali Boma Ye"(Ali - zabij go). Zbiegiem walki, prowokowany do zadawania obszernych i potężnych sierpów Foreman, opadał z sił. Zdawało się, że Alemu o to chodziło, wykorzystał zmęczenie George’a, i w ósmej rundzie odrywając się od lin zadał serie ciosów, po których Georga Foremana padł na deski. Po raz pierwszy w karierze Foreman był liczony i już nie był wstanie podnieść się na czas. W ten sposób Muhammad Ali odzyskał tytuł Mistrza Świata, który przed laty został mu niesłusznie odebrany.

Ponownie na szczycie

Po zdobyciu tytułu Mistrza Świata Ali ponownie był na szczycie swojej kariery bokserskiej. Dziesięciokrotnie bronił tytułu Mistrza Świata Wagi Ciężkiej. Doszło również do kolejnego pojedynku z Joe Frazierem. Odbył się on 1 października 1975r. na Filipinach. Pojedynek przeszedł do historii boksu jako „Thriller In Manila”. Walka była niesamowicie twarda i zacięta. Obaj bokserzy zadawali i przyjmowali mnóstwo ciosów. Pod koniec walki obaj z trudem stali na nogach. W 14 rundzie narożnik Joe Fraziera poddał go widząc jak skrajnie wyczerpany jest ich były mistrz. Ali powiedział po palce, że jeszcze nigdy nie był tak blisko śmierci.

Strata i odzyskanie tytułu

W lutym 1978 r. w obronie tytułu przyszło mu stanąć do walki z szybkim i ruchliwym Leonem Spinksem. Po piętnasto- rundowym pojedynku sędziowie zdecydowali o wygranej Leona Spinksa. Ali w ten sposób stracił pas , przegraną tłumaczył tym, że zlekceważył rywala. Dokładnie pół roku później doszło do rewanżu. Tym razem Ali był o wiele lepiej przygotowany do walki. Starcie trwało również piętnaście rund, ale tym razem sędziowie nie mieli wątpliwości , że pojedynek wygrał Muhammad Ali. The Greatest po raz trzeci zdobył pas Mistrza Świata wszech wag, przechodząc do historii boksu zawodowego jako jedyny bokser, któremu udało się to osiągnąć trzykrotnie. Po tej walce Ali postanowił zakończyć karierę bokserską.

Bolesny powrót

Rozłąka z boksem trwała dwa lata. Kuszony wielkimi pieniędzmi Ali powrócił na ring. Przyszło mu walczyć z ówczesnym mistrzem Larry’m Holmesem , który był niegdyś sparing-partnerem Alego. Przewaga Holmesa była bardzo duża, prosił wręcz o przerwanie walki bo nie chciał tłuc byłego, wielkiego mistrza i swego nauczyciela. Narożnik Alego poddał go w 10 rundzie. W grudniu 1981r. jeszcze raz staną do walki, jego rywalem był Trevor Berbick. Czterdziesto letni Ali był już wyraźnie wolny, można było już zauważyć początki jego choroby jak np. wolniejsze mówienie. Trevor Berbick wygrał tą walkę na punkty. Po tym pojedynku Muhammad Ali definitywnie zakończył karierę bokserską.

Po za ringiem

W 1984 roku lekarze rozpoznali u Alego chorobę Parkinsona. Ali był cztery razy żonaty i ma dwóch synów i dziewięć córek, w tym dwie z relacji pozamałżeńskich. Jedna z nich, Laila, poszła w jego ślady. Był przedmiotem wielu książek i publikacji. Wielokrotnie uznawany przez różne magazyny i czasopisma bokserem i sportowcem wszech czasów. Za swoją działalność społeczną otrzymał wiele nagród i odznaczeń m.in. Medal Wolności, najwyższe cywilne odznaczenie Stanów Zjednoczonych. W 1996 roku na Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie zapalił Znicz Olimpijski, a mennica wydał mu również kopię medalu, który wyrzucił do rzeki. Walka z George Foremanem została uznana prze Channel 4, za 7 ze 100 największych sportowych wydarzeń w historii. Można mieć zastrzeżenia co do jego osobowości(liczne związki, był pyszałkowaty, zarozumiały i często arogancki) ale nie można zaprzeczyć temu, że to wybitny sportowiec. Ma swoją gwiazdę w Alei Gwiazd w Hollywood. W 2001 roku powstał biograficzny film pt.”Ali” z popisowa rola Willa Smitha(godny polecenia). Do annałów boksu przeszło powiedzonko Muhammada Alego, które idealnie pasowało do jego stylu walki: " Lata jak motyl, żądli jak osa”

Wykaz walk
Walki:



treść skopiowano z: legendyboksu.pl

Projekt Wenus

Arturyo2013-05-02, 12:30
Proponuje oryginalne rozwiązania w strukturach społeczeństw, budownictwie i komunikacji. Jego humanistyczne wizje społeczeństwa przyszłości kładą nacisk na stworzenie świata bez rządów poszczególnych państw, wojen i przemocy, harmonijnie współpracującego w realizacji korzystnych dla ogólnoświatowego społeczeństwa rozwiązań.



Jacque Fresco (ur. 13 marca 1916) - amerykański futurolog, architekt i projektant (swoją wiedzę zdobył samodzielnie po porzuceniu szkoły na rzecz własnych badań) mieszkający na Florydzie.

Być może kiedyś tak będzie