Momonti napisał/a:
@dinaeel
U nas zgłaszasz że chcesz wyciąć, a potem tylko dostajesz pokwitowanie ile i czego wyciąłeś
Mój dziadek sześć lat temu ścinał drzewo rosnące praktycznie w samym środku posesji. Musiał je ściąć, ponieważ zaczęło się przechylać nad garaż i na dach spadało pełno gałęzi, nie mówiąc już o tym, że mogło się po jakimś czasie zwyczajnie na ten garaż sp🤬olić.
Pojechał do urzędu gminy załatwić wszystkie związane z tym procesem formalności. Po bieganiu z okienka do okienka (bo przecież do każdej głupoty KONIECZNIE trzeba zatrudnić inną panią Basie) urząd stwierdził, że nie ma żadnych przeciwwskazań i dziadek może zacząć machać siekierą (dosłownie tak wysłowił się urzędnik dający dziadkowi papierek z zezwoleniem).
Drzewo runęło dwa dni później, a w ciągu kolejnych siedmiu, pocięte i porąbane zaczęło schnąć w szopce.
Po dwóch tygodniach od ścięcia drzewa pojawił się urzędnik Roman, twierdzący, że dziadek ścinając drzewo popełnił straszliwe przestępstwo, gdyż brutalnie ścięty twór natury był bardzo ważnym punktem lokalizacyjnym na wojskowych mapach. Dziadek wk🤬iony pokazuje Romanowi zezwolenie, a Roman niewzruszony twierdzi, że dziadek powinien się żegnać z rodziną, bo wkrótce trafi na resztę swoich dni za państwowe kratki. Sprawa toczyła się jakiś miesiąc jeżdżenia dziadka od urzędu do urzędu i skończyła tym, że urzędnik urzędu gminy przyznał, iż nie sprawdził kartograficznego znaczenia drzewa i odj🤬 głupotę dając dziadkowi zezwolenie. Dziadka przeproszono i poproszono o to, żeby już nic więcej nie ścinał.
Takie to w naszym pięknym kraju można mieć przygody zapoczątkowane ścięciem własnego drzewa, rosnącego na naszym własnym podwórku.