Wysłany:
2013-11-16, 17:19
, ID:
2670473
1
Zgłoś
Pracowałem kiedyś jako fizyczny w podobnej firmie. Ekipa była od wszystkiego, czyli kopanie rowów, układanie kostki brukowej, ogromne wykopy pod bloki/wieżowce, rozbiórki itp. Podstawowy skład brygady stanowili: kierownik, operator koparki, starszy łopatowy/nawigator koparki i ja- młodszy łopatowy. Czasem przewijali się "sezonowcy", ale szybko rezygnowali (rekordzista uciekł po kilku godzinach pracy przy rozbiórce starej, dużej hali). Pracowałem tam tylko dlatego, że w tygodniu mogłem się urywać kilka godzin wcześniej do szkoły (uczyłem się wieczorowo). Jak teraz to sobie przypomnę, zastanawiam się jakim cudem żyję, że mam wszystkie palce, wszystkie ręce, że nie wylądowałem na wózku inwalidzkim. Toż to była typowa polska "brygada acapulco". Kierownik- w*jebka na wszystko, operator koparki- zawsze pijany, starszy łopatowy- pijany bardziej niż operator koparki. A ja, jako że najmłodszy, zarabiałem najmniej. Co tam robiłem? WSZYSTKO! Gdy operator napizgany wypadał (nie wysiadał) z koparki- ja wsiadałem i kończyłem robotę za niego, gdy nawigator koparki napizgany zasypiał w wykopie- ja nawigowałem za niego, gdy kierownikowi nie chciało się marznąć na dworze- ja stawałem przy niwelatorze i musiałem pilnować żeby było dokładnie zrobione, gdy kończyła się flaszka- wsiadałem na rower i jechałem po następną. I po co to wszystko?! A no po to, żebym mógł skończyć tą pie*rzoną szkołę. Skończyłem i teraz mam normalną pracę