P🤬licie...
Najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa to czasy beztroskich wakacji kiedy człowiek całe dnie z kumplami włóczył się po kniejach, nasypach kolejowych czy stogach PGR wielkich niczym bloki. Budowało się szałasy, bunkry i inne domki na drzewach.
Skakało się z drzew, dachów, nogi skręcało a siniaki nie miały czasu schodzić. Bujało na linach, oponę jakąś zajumaną z kopca 2km turlaliśmy na zmianę żeby zawiesić na linie i mieć huśtawkę.
Ogniska się paliło i ziemniaki w nich piekło bo kiełbasa... to kuźwa była na kartki od święta. Gruszki pierdziołki, śliwki mirabelki i co tam jeszcze gdzieś na rowie rosło stanowiło posiłek zanim ojcy z roboty po południu wrócili i jakiś obiad matka zgodziła gdzie wcześniej należało ziemniaki obrać i wstawić i jakichś owoców z ogrodu nazrywać bo do wieczora wekowała.
Całe wakacje to były nogi w bąblach od pokrzyw i obdarcia do krwi bo człowiek wlazł w jakieś jeżyny albo się sp🤬zielił z jakiejś gruszki.
Boiska były wy-tratowane do czarnej ziemi a piłka do nogi nie żyła dłużej jak miesiąc - tyle się grało. Dopóki zmrok nie zapadł biegaliśmy za piłką. Mycie, lamenty że kolejna koszulka rozdarta gdzieś tam albo trampki zniszczone a rano od 8mej już się darli z ulicy "wstawaj" !!. Ekipa rządna kolejnego dnia przygód.
Dzisiaj... siedzą i lampią się w te srajfony po 3 tysiące, a jak wyjdzie na dwór w swoich "nju balansach" to tylko po to aby drona wartego 4 puścić przez 5 min.
I nuda, on się nudzi,
Już przestańcie łkać, Wy stare p🤬lce...
bo jak nie kupio, to im te farfocle na łeb wejdą...