Wysłany:
2019-11-08, 20:33
, ID:
5544145
5
Zgłoś
Zaraz po robocie pop🤬lasz po swoją ślubną i gromadę bombelkow, żeby pojechać na tygodniowe zakupy. Pracujesz po drugiej stronie miasta. Piątek. Wiec pchasz się przez godzinę aby dojechać do chaty. Kurewski korek. Masz już dosyć pracy, j🤬ych szczurów dla niepoznaki nazwanych kolegami i masz nadzieję że dostaniesz zawału w tym korku i twoje męczarnie się w koncu skończą. Dojeżdżasz uj🤬y jak h🤬j i nawet nie masz odwagi pomarzyć o zimnym piwie. Pakujesz majdan i jedziesz do najblizszej biedry. Kolejne 40 min. pozniej. Wchodzisz i myślisz: k🤬a jakieś tornado nadchodzi?... do Nowego Sącza, może trzeba zacząć słuchać wiadomości? Ludzi od zaj🤬ia. Żona niczym goniec Jana III Sobieskiego dzierży zwitek z listą zakupów długą jak lista zarzutów Banasia. Zmieniasz taktykę. Masz wyj🤬e. Idziesz po 2 zgrzewki ulubionego piwka. To byłoby za piękne. Wpadasz na dział z browarem. Pułki puste. Ale widzisz jak jakiś łysy tetryk dzierży właśnie te 2 ostatnie zgrzewki twojego bro. Więc prosisz ziomka, udajesz że masz raka i to twoje ostatnie dni. Dziadek oddaje i życzy zdrowia, więc zadowolony po 2 godzinach ze swoją starą wracasz na chatę. Odliczasz sekundy kiedy oddasz się rozkoszy picia swego ulubionego trunku. Już Ci nie przeszkadza, że przyjechała teściowa przymykasz przez kuchnię i k🤬a jeb. Ta p🤬da właśnie umyła posadzkę. Rozpuerdalasz swój ciężko zdobyty łup. Kuuuuuurwaaaaaaa. Dlaczego? Co ja takiego zrobilem? Czemu nie umarłem w tym korku?...