No więc tak - dach i ściany tramwaju mają się jak palić... są obite drewnem, wszelkiej maści tworzywami i dyktą, do czego dochodzi farba. Na samym dachu jest też warstwa izolacji gumowej oddzielającej pantograf od dachu w razie konieczności pracy na nim. Pod podłogą w zasadzie mogą się zapalić co najwyżej izolacje, reszta to czysta miedź i stal.
Tramwaje w zasadzie zapalają się od dachu bardzo często, a przynajmniej było tak do zmiany sterowania podstacji z ręcznego na elektroniczne. Wiesz jak...? Otóż w starych ręcznych podstacjach wyłączenie prądu następowało dopiero na komendę i działanie sterującego nią człowieka. I teraz wyobraź sobie przypadek, że sieć będąca ciągle pod napięciem zrywa się i spada na puszkę tramwaju... starzy motorowi opowiadali nieraz, że nikt nie był w stanie sobie nawet wyobrazić... jak szybko może spłonąć taka maszyna. Teraz już jest prościej, bezpieczniej - podstacja automatycznie się wyłącza w przypadku jakichkolwiek uszkodzeń.
Spalony został 105Na-329, jedna z kilku solówek wytypowanych do kasacji. Prowadziłem go nie dalej, jak tydzień prędzej... najciekawsze jest to, że spalono wóz sprawny (to, że jest wybrakowany podczas pożaru - kto normalny paliłby możliwe do odzyskania, drogie komponenty) zamiast jednego z kilku stojących na torze 'złomowym' wraków w wizualnym stanie nieodbiegającym od pierwowzoru... ot, taka ciekawostka.