Wysłany:
2021-03-24, 23:06
, ID:
5940676
1
Zgłoś
Psy pokroju york/chichuaua (czy jak to się pisze), mają ten sam problem co pit bulle i amstaffy. Tak jak te drugie, ze względu na wygląd, bierze w większości patola, która ma dużo w łapie, a niekoniecznie w głowie, tak te pierwsze biorą przede wszystkim "szanowni państwo", co chcieliby mieć psa w domu, ale tak nie do końca. Więc mają takie małe gówno, które - przez swoją wielkość, a w zasadzie małość - boi się wszystkiego, a wyraża to poprzez agresję. Szanowni państwo, oczywiście nie reagują, na behawiorystę szkoda zachodu, a przecież żadnych poradników nie będą szukali na youtube. Poza tym, każdy spacer tylko na smyczy, a w domu to pies ma spać, no i ewentualnie żreć, jak zasłuży.
Do mojego psa na spacerze, nie rzuca się malamut 50 kg, kilka owczarków niemieckich, rottweiler, czy doberman. Nie rzucają się też "charakterne" rasy, jak terriery, czy np akity i shiby. Rzuca się jeden pit bull typowego patusa i dwa yorki "szanownego państwa", razem z "szanownym państwem": "jak to taki pies nie na smyczy? No nie na smyczy, uber spokojna suczka, 15 kg żywej wagi. Biegnie do tych idiotów merdając ogoenem, a te małe szczury szapią, warczą, szczekają." Szanowni państwo" także, ale po ludzku, no i bez smyczy. Pies 30 metrów dalej, a ci od razu podnoszą te warkoczące c🤬j-wie-co. Później, tak samo jak u dzieci, których rodzice o wszystko się bali i wszystkiego zabraniali, te psy też się wszystkiego boją i od razu się bronią, właśnie szczekaniem, warczeniem i gryzieniem.