Będąc małolatem jechałem dość luźnym przegubowym Ikarusem. Na sam koniec autobusu wsiadł pijaczek niosący w siatce cztery piwa, artykuł który się zdobywało, jak wszystko inne w tamtych czasach. Siatka, co istotne, była z powiązanych rozciągliwych sznurków. Gościu mlaskał, mruczał i zachwycał się swoją zdobyczą trzymając siatkę na wysokości oczu. Autobus ostro ruszył chcąc przejechać skrzyżowanie, ale nastąpiła zmiana świateł, co spowodowało jego gw🤬towne hamowanie. Pijaczek pędzony bezwładnością, ruszył galopem w kierunku kabiny kierowcy. Na kołach łączących obie części autobusu guma była czasem zadarta. Ten akurat taką posiadał. Ochlapus zaczepił nogą, wykonał piękny lot i z rozmachem jebnął o glebę. Uderzył przy tym z całą siła siatką o podłogę. Butelki oczywiście pękły, a ich zawartość przez oczka siatki rozprysła się po autobusie. Facet się pozbierał, popatrzył smętnie na resztki w siatce i jak nie zaczął kląć kierowcę... Kilku pasażerów, w tym i ja dostało ataku śmiechu widząc tę scenę. Do dziś mam przed oczami zawód na jego twarzy, gdy zamiast wypicia czterech piw mógł co najwyżej zlizać je z podłogi.