smc napisał/a:
Kiedyś, w latach 80-tych, jednego z naszych kolegów zaczepiał jakiś cwaniak.
Wpadliśmy do knajpy, gdzie siedział że swoimi kolegami, byliśmy w 20-stu dzieciaków i tak wp🤬liliy mu, że żaden z jego kompanów nawet nie wstał od stolika.
Do dziś wspominam ten widok, hak gość leży zakrwawiony na podłodze, a gromada 12-15 latków skacze mu po głowie.
Mam nadzieję, że przeżył, ale już więcej go nie widziałem.
🍻 To dobre były lata i zostały fajne wspomnienia. Nieco wcześniej, bo z końcem lat sześćdziesiątych, mięliśmy po 14 może 15 lat, ósma klasa podstawówki, zebraliśmy się w prawie dziesięciu i zawarliśmy przysięgę, że nie uciekamy tylko go walimy na glebę i po mordzie trzeba lać luja, który był starszy od nas, większy, taki przerost co w podstawówce kiblował lata i straszył, bił, kanapki kradł, podobnież w tornister komuś nasrał, innemu dzieciakowi książki i zeszyty do kontenera na śmieci wrzucił, kurtkę komuś ukradł, no lump straszny w szkole stare belfry jeszcze dawali sobie radę, młodsi nauczyciele nie radzili sobie z nim, ale nas dzieciaków to zastraszał na okrągło. No i nadszedł ten dzień kiedy przyszedł pod szkołę po zajęciach zaczepiać nas dzieciaków, a my do niego jak wataha dzikich psów, dostał takie wp🤬l, że nie wiedział co się stało i jak to się stało, kopali go w dupę i kamieniami za nim rzucali, uciekał. Z równoległych klas przychodzili pytać, bo niedowierzali, później okazało się, że jeszcze paru innych chłopaków w kilku biegało za nim i go też tłukło. Myśmy trzymali się razem kiedy szliśmy do szkoły i po szkole, czasami widzieliśmy go z daleka, widział nas, patrzył. Pamiętam jak na miękkich nogach sam gdzieś się przemieszczałem, bo zawsze była ta myśl, że Zbychu zaraz wyskoczy zza rogu 🤣 na samą myśl gacie były do przebrania.
Marnie skończył chopaczyna, bo to szkoły żadnej nie zrobił, zawodu nie miał, do wojska też się nie nadawał, parę lat gdzieś w pierdlu siedział i podobnież zapił się na śmierć na melinie wśród swoich.