Heliar napisał/a:
Warzywa i owoce są opryskiwane i nawożone, a później zabezpieczane przed pleśnią, na RODzie nie ma co uprawiać, bo syf i spaliny z atmosfery z powietrzem i deszczem leci. Większość ryb to hodowla o wiele gorsza od mięsa, całą masa antybiotyków. Jeśli nie mieszkasz na pipidówie i nie masz dostępu do sprawdzonego ekologicznego jedzenia to i tak się trujesz. Jeść trzeba wszystko, ale z głową i najważniejsze świeże, anie mrożone, albo kilka dni odgrzewane.
Taki oto artykuł ostatnio serwował omlet
Opie, specjalisto, mieszkam na takiej pipidówie właśnie i nie bredź mi, że wszystko co wymieniłem nie jest lepsze od tego marketowego syfu. Wioska licząca ledwo tysiąc mieszkańców, z dala od głównych dróg i fabryk. Owoce i warzywa z własnego ogródka, oraz Babci i ciotki są z pewnością sto razy lepsze od marketowych. Ryby, jak pisałem z potoków, które są czyste i naturalne. Przykładowo główny odbiór mam w małej restauracji nad potokiem, gdzie ryby sprzedają na bardzo małą skale i nie p🤬l, że są jeszcze gorsze jakościowo od pospolitego mięsa sklepowego. A z kolei mięso chce załatwić od wiejskiego rolnika który choduje kilka sztuk wieprzu, wołu i kury, na własny użytek i który nie jest takim debilem żeby truć siebie i własną rodzinę.
Takafura napisał/a:
Miałem okazję pogadać na temat mięsa z gościem który całe życie prowadzi masarnię, 100 % produkcji na eksport. Więc on nigdy, przenigdy nie ruszy drobiu i wieprzowiny, je tylko dziczyznę, a większość warzyw i owoców z własnego ogrodu...
Właśnie o tym mówię. Cd. dziczyzny, miałem parę razy okazję jeść dzika, sarninę i jelenia, w ogóle inny poziom mięsiwa.