Wysłany:
2025-02-27, 20:25
, ID:
6916545
Zgłoś
Historia sprzed ponad 20 lat, kiedy połowy użytkowników sadola nie było jeszcze na świecie.
Byliśmy z ziomkami na wypadzie rowerowym.
Jakieś piwko się walnęło, pojeździło po lesie, ogólnie chillout.
Znaleźliśmy fajną, zajebiście stromą górkę. Zjazd wąską ścieżką wypadł po łuku na gruntową i mega dziurawą drogę. Z prawej strony las, z lewej pole.
Każdy zjechał po kilka razy, czasem ledwo udało się wyrobić, żeby nie wypaść z drogi w pole. Prędkość ocenił bym na około 40-50Km/h
Przyszła kolej kolegi. Stoimy na dole i kibicujemy. - Dawaj k🤬a szybciej!
Ziomek rusza, zasuwa ile sił, prędkość spora, wpada na drogę, siła odśrodkowa wywaliła go w pole...
Przejechał kilka metrów i nagle - nima chłopa. No k🤬a zniknął!
Podbiegliśmy w tamtą stronę. Po przejściu przez pół metrowe chwasty okazało się, że około 3m wzdłuż drogi był wykopany rów głębokości około 1,5m szeroki na jakieś 40cm.
Ziomek się tam odnalazł. Trochę poobijany, ale na tyle delikatnie, że można było dalej walczyć do wieczora.