takamahi napisał/a:
1. Żryj mniej. Nie schudniesz dopóki bilans energetyczny będzie dodatni, czyli z żarcia (i picia) będziesz przyswajał więcej kalorii niż twoje dobowe ich zużycie. Nie ma h🤬ja, nie schudniesz i już, na jakiej byś nie był cudownej diecie (a nie ma diet cudownych). Dlatego musisz oszacować jakie masz zapotrzebowanie na kalorie - i tu się przyda wizyta u dietetyka. Następnie ułożyć sobie taką dietę aby do czasu osiągnięcia odpowiedniej wagi do której dążysz być z kaloriami na minusie.
Eh, a po co dietetyk? Jeśli ktoś nie chce schudnąć w 2 tygodnie, wystarczy jeść "na czuja". A jeśli ktoś nigdy nie był otyły, naturalne poczucie sytości (tzn. jesz jak jesteś głodny) zapewnia sensowną regulację chyba że ładujesz sól i cukier.
Mój życiowy rekord to BMI 26 parę lat temu — niska nadwaga, ale już się wygląda jak gruba baba. Dla faceta to może ok, ale ja mam obowiązek być najpiękniejsza! Próbowałam diety typu nie jeść kolacji, codziennie zap🤬lać na rowerze, itp. Ale co naprawdę działa to po prostu odstawić słodkości. Szczególnie napoje: jedna duża butla coli ma 1/3 kg cukru.
Obecnie odżywiam się paskudnie: stos śmieci do wyniesienia składa się głównie z pudełek po pizzy, ruskich pierogach, jakieś pyzy ze szpinakiem. I w ogóle się nie ruszam: malutkie mieszkanko, wyro, komp (praca, rozrywka, Sadol), kuchenka zlew lodówka, kibel. Jak wyjdę to do sklepu.
A mimo to waga trzyma się stabilnie. Czyli: nie żryj soli i cukru, jedz kiedy będziesz głodny (a nie kiedy rodzinka woła na obiad, i nakładają ci na talerz bo "to trzeba skończyć"), i wszystko będzie ok bez wynalazków. Nie jestem głodna? Nie jem. I potem jest 3 rano a ja obiad wsuwam — i wszystko fajnie, cykl jedzenia opóźnił się o te 11 godzin.
Tak więc, liczy się wyłącznie ilość. Ruch czy dietetyczne warzywa mogą dać ci zdrowie, ale aby schudnąć musisz po prostu żreć mniej.