W podstawówce, już nie pamiętam w której klasie, mieliśmy za zadanie zrobić przesycony roztwór solny w słoiku, na nim położyć ołówek/kredkę/długopis z przywiązaną kulką z plasteliny, żeby sól się na niej osadzała. Nie wiem jak mi to wyszło, ale sól osadziła mi się nawet na zewnątrz słoika, dzięki czemu efekt był zajebisty - cały słoik w soli. Już widziałem oczy kolegów jak pięciozłotówki, udawaną pochwałę od nauczycielki (co ją to obchodzi w gruncie rzeczy) i szóstkę w dzienniku. Jak szedłem do szkoły, chciałem pochwalić się koledze, wyjąłem go z reklamówki... a potem udawałem, że nie ruszyło mnie, że z mojego słoika największym elementem została kulka z plasteliny.
Albo przypominam sobie sytuację, jak mama mi opowiadała, że mogłem utrzymać szklankę nie trzymając jej nawet w połowie szerokości (w sensie palce nie przekraczały średnicy, kąt rozpiętości palców<180 stopni, nie wiem jak to wytłumaczyć

). Nie wiem czy to po prostu moja supermoc czy wszystkie dzieci mają o wiele większy współczynnik tarcia mi na opuszkach palców.