Wysłany:
2013-04-25, 2:36
, ID:
2066279
5
Zgłoś
w sumie to jestem skłonny stwierdzić, że lepiej wp🤬lić to 14-letnie "mięso" niż dzisiejsze, technologia poszła do przodu i te "zestawy", które dostajemy obecnie w makdonaldach z pewnością mają coś więcej.
a prawda jest taka, że faktycznie - gdyby nie opryski, gdyby nie nawozy, to nawet gówna by nie było, bo ono też się musi z czegoś brać. największym obecnie problemem nie są jednak te opryski czy nawozy u ZWYKŁEGO rolnika, a chemia, którą jest faszerowane żarcie na etapie przetwarzania tzw. produktów rolnych. to znowu jest wywołane przez konieczność transportu towaru na wielkie odległości. dawniej było tak, że produkty żywnościowe w większości pochodziły z okolicy, teraz idziesz do marketu w Szczecinie i kupujesz wędlinkę od producenta z moich terenów, ze Śląska. a skąd się to wzięło? oczywiście pogoń za pieniądzem itp.
to wszystko jeszcze spowodowało, że jest mnóstwo producentów (nie rolników, bo to już jest za dużo!) wielkoobszarowych, którzy żeby im rosło na polu, nie rozsiewają nawozów. oni je tam wysypują. jest taki jeden w mojej okolicy, wielki producent marchewki. w mojej wiosce ma spory kawałek pola, na bardzo dobrych glebach. myślę, że każdy wie, jak wygląda normalna marchewka - krótka, stożkowata a nie walcowata i zwykle jeszcze pokręcona, rośnie sobie koło chwastów (no chyba, że co chwilę plewisz), jak chcesz ją wyrwać to musisz cholernie uważać, żeby nie oderwać natki. rolnik ten wysypuje tam duże ilości nawozów sztucznych, kilka (nie wiem czy nie kilkanaście) razy do roku przeprowadza opryski. efekt - na polu tego rolnika marchewka rośnie niemal idealnie prosta, gruba, nie ma żadnego chwasta, a nać jest gigantyczna. to ostatnie jest wymuszone przez technologię zbioru - kombajn do marchewki działa wyrywając ją za nać, następnie ją obcinając. któregoś roku przesadził z nawozami i nie chcieli mu jej przyjąć do Kubusia (tak, tego Kubusia).
my hodujemy bydło mleczne, i wiemy jakie są wymagania - w każdym momencie może przyjść kontrola i przyp🤬zielić się do byle czego. krowy, bydło opasowe musi być zadbane, bo to przecież zwierzęta, które też coś czują. nie mogę powiedzieć, że to są złe przepisy, ale po c🤬ja? my będziemy dbać o krowy, będzie idealne mleko (które po sprzedaży do mleczarni będzie odwirowane z tłuszczu, pasteryzowane i wychodzi szajs) i będzie przepyszne mięsko (które, zanim trafi do konsumenta, będzie wzbogacone - w zakładach cuda prawie jak w Kanie Galilejskiej, 1kg mięsa i 5kg wody przemienią w 3kg mięsa).
chcecie najtańszego to macie, faktycznie wychodzi na to, że lepiej jest jeść rzeczy ekologiczne, ale najlepiej, by większość tego typu produktów była "prawie ekologiczna" i nie różniła się niczym od tych eko. ostatnie słowa - nie znam nikogo z tradycyjnego gospodarstwa - rolnika, domownika, który by miał jakąkolwiek alergię. dawniej zabijało się zwierzę w domu, było normalne mięso, sery, masło robione w domu też były lepsze, nie było tam żadnych dodatków. mniej się chorowało.